czyli kiedy politycy staną się mądrzejsi
“Zielona granica” staje się głównym tematem kampanii. A w tej ostatniej wszelkie granice przekroczono. Z tą przyzwoitości włącznie
Fizyczny atak na Borysa Budkę w Galerii Katowickiej zasługuje na potępienie podobnie jak wcześniej oplucie żurnalisty TVP w trakcie wiecu Donalda Tuska w Legionowie przez zwolenników Koalicji Obywatelskiej – której szefem klubu parlamentarnego pozostaje Budka. Narastająca brutalizacja wyścigu wyborczego łączy się z innym niebezpieczeństwem: że z tej kampanii elektorat najdokładniej zapamięta nie tyle sporadyczne na szczęście chociaż niebezpieczne dla demokracji przemocowe zachowania. co głupstwa wypowiadane lub robione przez polityków.
Da się na pewno do nich zaliczyć wypowiedź Tuska w Pile, gdzie lider PO-KO zaatakował Bezpartyjnych Samorządowców jako “przystawkę PiS”. Mniejsza o to, że dowodów żadnych nie przedstawił. Zniesławianie rywali w trakcie pilskiego mityngu da się łatwo zestawić z zapamiętaną sprzed roku insynuacją innego byłego premiera, prezesa konkurencyjnego PiS Jarosława Kaczyńskiego w Radomiu, gdzie nazwał on samorząd chorobą organizmu państwowego.
Czego to dowodzi, poza brakiem umiaru, przynajmniej w słowach, ze strony czołowych polityków? Partyjni liderzy postrzegają każdą nową inicjatywę jako wrogą. W podobny też sposób władza centralna widzi lokalną, samorządową. To polskie piekło.
Roman Giertych, kandydat nieobecny
Uchodzący do niedawna w oczach elektoratu PO-KO za wcielenie diabła Roman Giertych kandyduje z listy tej właśnie formacji w Świętokrzyskiem jako osobisty wróg Jarosława Kaczyńskiego, w którego rządzie był przed kilkunastu laty jako lider Ligi Polskich Rodzin wicepremierem i ministrem edukacji.
Bez własnej fizycznej obecności jednak. To nie żart. W kraju go nie ma. Przynajmniej w chwili, gdy piszę te słowa. Obawia się bowiem zatrzymania w związku z postawionymi mu zarzutami dotyczącymi afery Polnordu.
Dlatego jedyną formą osobistego udziału Romana Giertycha w kampanii wyborczej w Kieleckiem stała się jego podobizna na potężnym transparencie, trzymanym przez zwolenników Koalicji Obywatelskiej w trakcie wiecu jej przewodniczącego Donalda Tuska w Skarżysku-Kamiennej. Ludzie się jakoś wokół niej nie skupiali. Selfie z Giertychem na płótnie nie stanowiło atrakcji.
Trzaskowski jak szaman
Odwrotnością Giertycha okazuje się w tym wypadku Rafał Trzaskowski, który wprawdzie nie kandyduje, za to w kampanii jest obecny. Urzędujący wiceprzewodniczący Platformy Obywatelskiej zostawił Warszawę, której jest prezydentem, ze wszystkimi jej licznymi problemami: korkami, niebezpiecznymi dla przechodniów szalejącymi rowerzystami, wszechobecnymi żebrakami i z wolna slumsujacym śródmieściem. Partia obwozi go jako atrakcję po jarmarkach, w nadziei, że przedwyborcze notowania wzrosną. Trzy lata temu w wyborach prezydenta kraju poparło wszak Trzaskowskiego, przeciw ostatecznie zwycięskiemu w drugiej turze Andrzejowi Dudzie, aż dziesięć milionów Polaków. Włodarz stolicy dla niej samej pozbawiony serca i zainteresowania, na mityngach w Polsce lokalnej zachowuje się w sposób przypominający odwiedzających nas – i witanych przez tłumy – charyzmatycznych uzdrowicieli z krajów Trzeciego Świata. I tak w Szamotułach prosił zebranych, żeby zamknęli oczy i przypomnieli sobie najszczęśliwszy dzień życia. Po czym płynnie przeszedł do krytyki PiS. Rzeczywiście poważne raporty socjologów takie jak “Diagnoza społeczna” prof. Janusza Czapińskiego z zespołem zaświadczają, że za rządów koalicji PO-PSL nawet trzy czwarte z nas określało siebie mianem spełnionych i szczęśliwych ale trzeba pamiętać, że nie mieliśmy wtedy pandemii, wojny na Ukrainie ani naporu fałszywych uchodźców na zieloną granicę, o której będzie tu jeszcze mowa. Podobnie jak Kaczyński bez umiaru powtarza: “wina Tuska” co przed laty wykpił w znakomitym songu sam Wojciech Młynarski, tak inni bez żadnych zahamowań opowiadają o tegoż Tuska zasługach.
Relacjonujące wszystkie te zdarzenia media same zamiast tonować nastroje, chętniej je podgrzewają. Nie usprawiedliwia to jednak agresji, z jaką spotkał się na wiecu Tuska w podwarszawskim Legionowie żurnalista TVP. Gdy próbował przepytywać uczestników, został przez nich potraktowany w taki sposób, że później w studiu demonstrował oplute okulary.
W języku znanym z anteny TVP Info zwrócił się do robiącego zakupy w Katowicach Borysa Budki napastnik, który zanim zaczął go szarpać, nawymyślał mu od Niemców, oraz od ludzi Tuska, na co paragrafu już nie ma. Przewodniczący klubu Koalicji Obywatelskiej stracił też telefon komórkowy, którym próbował nagrywać agresora. Sprawcę schwytano, grozi mu do 5 lat więzienia. Sporna za to okazuje się odpowiedzialność prawna propisowskiej TVP za pokazywanie fragmentów pirackich kopii filmu Agnieszki Holland “Zielona granica” jako ilustracji do piętnowania go za antypolski charakter.
Kiedy kultura nie łagodzi obyczajów? W tej kampanii
Jeszcze przed przełomowymi wyborami czerwcowymi z 1989 r. ludzie kultury nobilitowali swoją obecnością opozycyjne wtedy wiece, wielu z nich znalazło się wśród kandydatów i przyszłych parlamentarzystów, także ludzie filmu jak Andrzej Wajda, Gustaw Holoubek czy Andrzej Szczepkowski. Teraz Agnieszka Holland wprawdzie nie ubiega się o mandat, ale kampania wyborcza stała się najlepszą, bo bezpłatną formą promocji i reklamy jej najnowszej produkcji. Za cenę poczucia bezpieczeństwa osobistego jednak, bo pani reżyser korzysta z ochrony. A spór trwa i nie o walory artystyczne w nim chodzi.
W roli recenzentów wystąpili przy tej okazji ministrowie i prominenci partii rządzącej oraz prezydent Andrzej Duda. Zaznaczający zwykle, że filmu nie oglądali. Okazało się też, że kultura, nawet ta wysoka, wcale nie łagodzi obyczajów. Odświeżono znany z czasów okupacji slogan “Tylko świnie siedzą w kinie”. Zaś minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro nazwał panią reżyser “cynglem”. Rząd przygotował specjalny “spot niwelujący”, którego jednak kiniarze nie kwapią się pokazywać przed projekcją, jak się od nich żąda. Za to nauczyciele związani z PO-KO wzięli się gromadnie za prowadzenie dzieci do kina na “Zieloną granicę” w ramach wycieczki szkolnej. Znaczące, że nie eksponowano w podobny sposób w nowej Polsce wybitnych filmów dotyczących niedawnej przeszłości: “Śmierć jak kromka chleba” Kazimierza Kutza o tragedii górników z kopalni Wujek ani “80 milionów” Waldemara Krzystka o uratowaniu przed bezpieką przez ludzi dobrej woli pieniędzy dolnośląskiej Solidarności. Nie miał podobnej promocji dla młodzieży szkolnej też współczesny, chociaż nie tak polityczny “Pokot” tej samej Agnieszki Holland, nakręcony według powieści literackiej noblistki Olgi Tokarczuk “Prowadź swój pług przez kości umarłych”.
Zagłuszają siebie nawzajem jak kiedyś Wolną Europę
Film o strażnikach granicznych, uchodźcach i wolontariuszach to niespodziewany główny temat kampanii. Jej codzienność wyznacza powszechna już praktyka polityków zarówno partii rządzącej jak najsilniejszej formacji opozycji zakłócania konferencji prasowych konkurenta. Zamiast polemizować – mówi się razem z nim. Przeszkadza i zagłusza. A pomysłów na Polskę i tak nie słychać. Nawet bez kakofonii.
Odpowiedź na pytanie, kiedy polscy politycy staną się nieco roztropniejsi, wydaje się za to prosta: jeżeli już, to zapewne po wyborach.
Pozostaje mieć nadzieję, że głosowanie z 15 października pozbawi mandatów choć części bohaterów najbardziej gorszących skandali i ustawek z obecnej kampanii.
Ale to już od nas tylko zależy. Przez cztery lata kadencji powtarzało się: ocenimy ich przy urnach. Oni o tym wiedzą. I zapewne dlatego robią wszystko, żeby znalazło się nas tam jak najmniej. Zaś w oczekiwaniu na termin głosowania wciąż znajdujemy pod ręką jedno skuteczne narzędzie obrony, a jest nim pilot od telewizora.