Najpierw za sprawą wyniku wyborów w USA korzystny bodziec zyskał PiS, chociaż porównanie każdego z jego potencjalnych kandydatów z Donaldem Trumpem narazi na śmieszność… bynajmniej nie prezydenta Stanów Zjednoczonych. Potem Donald Tusk zdecydował się uciec do przodu ogłaszając prawybory w Koalicji Obywatelskiej, ale efekt tego zmarnowała Monika Olejnik, wypytując dalekiego od szans na nominację Radosława Sikorskiego czy nie zaszkodzi mu pochodzenie żony. Wreszcie do gry wszedł Szymon Hołownia i to on przyspiesza w tym wyścigu. jego atutem pozostaje doskonałe wypełnianie obowiązków marszałka Sejmu, słabością – krótka ławka współpracowników. Jeśli jednak dobierze sobie przekonujący zespół ekspertów, może nawet po raz wtóry stać się rewelacją wyborów prezydenckich.
Był nią już w 2020 r, kiedy w trudnych warunkach pandemii wprawdzie prezydentem nie został, ale zmusił rywali do desperackich ruchów: obóz PiS do manewrów z wyborami kopertowymi, których w końcu nie było bo zbuntował się Jarosław Gowin, zaś Koalicję Obywatelską – do zastąpienia fatalnej w roli kandydatki Małgorzaty Kidawy-Błońskiej prezydentem Warszawy Rafałem Trzaskowskim. W odróżnieniu od poprzednich dżokerów polskiej polityki, którzy poparcie z wyborów prezydenckich roztrwonili, jak Grzegorz Napieralski (2010 r) i Paweł Kukiz (2015 r.), Hołownia swój 14-procentowy wynik powtórzył wraz z nowo powołaną koalicją Trzecia Droga złożoną z Polskiego Stronnictwa Ludowego i jego Polski 2050 w pamiętnym i rozsławionym wysoką frekwencją (74 proc) głosowaniu do parlamentu 15 października ub. r. To glosy oddane na Trzecią Drogę przesądziły o odsunięciu PiS od władzy. I przyczyniły się do objęcia przez Szymona Hołownia, chociaż w Sejmie znalazł się jako debiutant, funkcji jego marszałka.
Pierwszy marszałek internautów
Pierwszy marszałek internautów
Sensownie więc decyzję o ponownym ubieganiu się o prezydenturę Hołownia ogłosił w rocznicę wybrania go na marszałka Sejmu. Nie od rzeczy przypomnieć, że zagłosowała za nim wtedy szersza koalicja niż ta nazwana od daty 15 października i rządząca teraz Polską. Hołownię poparła również Konfederacja, w zamian za funkcję wicemarszałka dla Krzysztofa Bosaka (z powodu dawnego łamania procedur w czasach Marka Kuchcińskiego i Elżbiety Witek, PiS niejako za karę, nie ma przedstawiciela w Prezydium Sejmu). Podobnie szeroka większość nie wyłoniła się przez pierwszy rok tej kadencji w żadnym innym istotnym głosowaniu.Tego samego też dnia, w rocznicę wyboru Hołowni, na stołach w Sejmie pojawił się folder, pokazujący jego zasługi w roli marszałka.I bez tego jednak wiemy, że stał się zapewne najbardziej rozpoznawalnym marszałkiem Sejmu od momentu odrodzenia polskiej demokracji parlamentarnej.
Chociaż nie uchwalił epokowych ustaw, jak swego czasu Maciej Płażyński reformy samorządowej, również dziś procentującej rozwojem licznych “małych Ojczyzn” i łatwością pozyskiwania przez nie środków unijnych, co wzbudzać może podziw tym większy, że ustawy samorządowe przyjmowano kiedy Polska do UE jeszcze nie należała. Dopiero dziś doceniamy Płażyńskiego, który nie wrócił z delegacji do Smoleńska w kwietniu 2010 r, ale współcześnie przezywany bywał “marszałkiem przerwa Płażyńskim” z powodu zamiłowania do antraktów w parlamentarnej pracy, w trakcie których niwelował rozbieżności i trudny consensus osiągał.
Jednak tylko Hołownia udowodnił, że sprawowanie funkcji marszałka Sejmu stać się może również tematem dla mediów społecznościowych. Spierać się można, co z tego ma Polska, ale nie ulega wątpliwości jak wiele zyskuje na tym sam marszałek. Potencjalni kandydaci KO: Rafał Trzaskowski czy nawet Radosław Sikorski okazują się na jego tle sztywniakami, nie mówiąc o ewentualnych pretendentach z PiS, spośród których nawet najswobodniejszy Przemysław Czarnek nie zapracuje na opinię “luzaka”.
Piękne słowo: sprawczość
Piękne słowo: sprawczość
Kiedy parę miesięcy temu spytałem Szymona Hołownię, czy dysponuje atutem, który przekona do niego młodych, co najpierw poparli go w wyborach prezydenckich, ale potem już swoje głosy oddali na Konfederację (a tak było, kiedy wybierano samorządy i eurodeputowanych), marszałek odpowiedział mi jednym słowem: sprawczość. Jednak aby rzeczywiście ją objawić, Hołownia zmuszony będzie zmienić swoje najbliższe otoczenie i zbudować staff ekspercki.Skoro czuje się dobrze w roli wizjonera, a tak jest zapewne rzeczywiście, skoro odgrywa ją od prawie pięciu lat – wydaje się to koniecznością.Na razie jednak w Sejmie otaczają go urzędnicy o skromnych dość kompetencjach i możliwościach. Jackowi Cichockiemu, który kiedyś koordynował służby specjalne u Donalda Tuska trudno zarzucić błędy popełnione w roli szefa Kancelarii Sejmu, ale też jego walory ograniczają się do typowych atrybutów kancelisty właśnie. Dużo gorzej rzecz wygląda z dyrektorką Biura Obsługi Medialnej i rzeczniczką marszałka Katarzyną Karpą-Świderek. Wywodząca się z TVN, spięła się niedawno z tamtejszą żurnalistką parlamentarną Agatą Adamek. Co nie znaczy, że lepiej współpracuje jej się z dziennikarzami spoza medialnych korporacji. Tych niezależnych lekceważy bowiem otwarcie.
Skoro w pamiętnej kampanii prezydenckiej Hołowni z 2020 r. uczestniczyłem we wszystkich jej wydarzeniach pomimo restrykcji pandemicznych, byłem obecny i zadawałem pytania, a teraz nie jestem nawet zapraszany na tajne przez poufne śniadania prasowe, o których składzie była redaktor Karpa-Świderek rozstrzyga, to widać wyraźnie, kogo preferuje. Gorzej, że dla marszałka stanowi ona raczej dotkliwy balast, skoro jej działania kompromitują mocno lansowaną koncepcję “Sejmu otwartego”.
Zamiast Sejmu Otwartego za jej sprawą mamy bowiem Zamek niczym z powieści Franza Kafki: Państwo Internauci rozumiecie doskonale o co chodzi, a jeśli Karpa-Świderek tego nie wie, to wygoogluje i doczyta. Człowiek uczy się przecież przez całe życie. W tym wypadku na własnych błędach, gorzej, że na cudzy – czyli marszałka – koszt popełnianych. Cenieni posłowie Polski 2050 w prywatnych rozmowach nie ukrywają, że mają Karpy-Świderek zwyczajnie dosyć i uznają, że marszałkowi szkodzi. Zresztą w biurach klubu pracują ludzie inteligentni i uczynni, z których wielu zapewne z pożytkiem przyda się w kampanii prezydenckiej. Główny prawnik marszałka zdolny niewątpliwie i uprzejmy Stanisław Zakroczymski w odróżnieniu od dyrektorki BOM przed nikim drzwi nie zamyka, ale z kolei pukanie do jego drzwi mija się z celem, skoro jego rola przy Hołowni ogranicza się bardziej do ekspertyz i swego rodzaju kontroli poprawnościowej. Zapewne jemu marszałek zawdzięcza brak kiksów w tej dziedzinie, chociaż materia była trudna jak nigdy, co łatwo prześledzić na przykładzie sprawy immunitetów i mandatów Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika. Którą jak wiemy Hołownia wygrał, bo obaj zamiast nadal Sejm szturmować (wystarczyła jedna próba) zabrali się do Brukseli i Strasburga, gdzie apanaże są większe.
Pochwałę Zakroczymskiego trzeba jednak zakończyć nieubłaganą dla niego konkluzją, że nie okaże się na pewno wizjonerem, zdolnym przedstawić projekt zmian w polskim prawie, jakiego wydają się oczekiwać wyborcy Hołowni: przywiązani do praworządności (gdyby było inaczej, popieraliby PiS) ale przyznający też, że w Polsce sądy działają w sposób niedoskonały, opieszały i dotkliwy dla obywatela (gdyby byli nimi zachwyceni, wsparliby Koalicję Obywatelską).Podobny problem obóz Hołowni ma z gospodarką. Ryszard Petru, nie urzędnik przecież jak wcześniej wymieniani, lecz poseł, to tylko dawny uczeń Leszka Balcerowicza. Miał potem własną partię (Nowoczesną) ale szybko ją stracił. Powtarzanie zaklęć kojarzących się z początkiem transformacji ustrojowej nie zaskarbi raczej obozowi Hołowni szerokiego poparcia wyborców.
Sytuacja zmieni się tylko jeśli kandydat na prezydenta Szymon Hołownia pokaże, zgodnie z własną ogłoszoną na premierowym dla tej roli mityngu w świętokrzyskim Jędrzejowie deklaracją, że jest rzeczywiście niezależny, również w doborze współpracowników i środowisk, do których się odwołuje.
Znaczne nadzieje wciąż wiążą z Hołownią środowiska praktyków gospodarki, zmierzające do uzyskania przez przedsiębiorców własnej reprezentacji. Także klasa kreatywna, która z racji swobodnych form zatrudnienia poniosła szczególnie wysokie koszty pandemii koronawirusa i związanego z nią zawieszenia działalności wielu branż. Na razie pewne pozostaje tyle, że jedni i drudzy zawiedli się na dłużej obecnych na scenie politykach a na Hołownię spoglądają z sympatią, bo często mówi to, co sami myślą. Wybory prezydenckie to jednak nie panel dyskusyjny. Innymi prawami się rządzą. Tu nie wystarczy powiedzieć: zgadzam się z przedmówcą.
Poza tym środowiska, realnie podtrzymujące polski wzrost gospodarczy, tworzące miejsca pracy i realne budujące polski prestiż w świecie (poprzez osiągnięcia technologii, kultury i nauki) nie pójdą pokornie do Hołowni z deputacją, żeby uznał za swoje ich postulaty. Inicjatywa w tej mierze do marszałka należy. Zasadnie powraca też w tym kontekście magiczne przecież dla niego słowo: sprawczość.