Wszyscy jesteśmy zwycięzcami

0
476

O drogowskazie i pochodzie

Glosa do artykułu Marka Czarneckiego “Dlaczego przegraliśmy?”

Powszechny udział Polaków w wyborach, sięgający rekordowej liczby 22 milionów głosujących, co oznacza niemal trzy czwarte uprawnionych (74 proc), skłania do uzasadnionej dumy. Równie istotny okazuje się polityczny werdykt z 15 października: Polską nie da się już zarządzać (bo o rządzeniu trudno było mówić) z zastosowaniem metod, znanych z ostatnich ośmiu lat. Nawet jeśli PiS, kuglowaniem i z wykorzystaniem uprawnień “swojego” prezydenta władzę utrzyma, co dziś – wedle pamiętnego określenia Jarosława Kaczyńskiego odnoszącego się do dawnej możliwości koalicji z Samoobroną, którą w końcu zawarł – wydaje się “skrajnie mało prawdopodobne”. 

Bez wątpienia bardziej możliwe okazuje się teraz współrządzenie trzech ugrupowań (Koalicji Obywatelskiej, Trzeciej Drogi i Lewicy), które taką gotowość wyrażają, przy czym nie tyle również one, co… zwłaszcza one liczyć się będą musiały z rozbudzonymi w październikową niedzielę nadziejami, które sprawiły, że te wybory okazały się… naprawdę powszechne. Ocena sytuacji, jakiej dokonywał wraz z bliskimi mu środowiskami mec. Marek Czarnecki okazała się trafna. Potwierdza ją zarówno imponująca liczba 22 mln Polaków korzystających z prawa wyborczego jak również prawie 8 mln głosów, jakie oddali na kandydatów formacji innych niż Prawo i Sprawiedliwość oraz Koalicja Obywatelska. Wynik? Żadne z ugrupowań nie może sobie uzurpować roli suwerena. 

Do masowego udziału w głosowaniach od wielu lat wzywała Mazowiecka Wspólnota Samorządowa, z którą związał swoją aktywność szanowany mecenas Marek Czarnecki, przed laty wojewoda bialskopodlaski za rządów AWS a później pracowity eurodeputowany pierwszej polskiej kadencji. MWS apelowała o uczestnictwo również w tych wyborach, w których nie wystawiała ani nie popierała własnych kandydatów (np. prezydenckich). To altruizm rzadki i cenny w egoistycznej przez lata polskiej polityce.

Teraz nikt samorządowcom satysfakcji nie odbierze, że apele wreszcie poskutkowały, za sprawą poczucia odpowiedzialności społeczeństwa zwielokrotnionego doświadczeniem wspólnej walki z pandemią i humanitarnej akcji pomocy dla  uchodźców ukraińskich, wygnanych z domu przez kremlowską napaść. A także z powodu skutków drożyzny i korupcji. Te pierwsze dotkliwie odczuwali w domowych rachunkach wszyscy Polacy, te drugie boleśnie godziły w nasz prestiż nawet na arenie międzynarodowej, jak sławetny pokątny handel wizami. Dotkliwy dla prestiżu Polski w Trzecim Świecie, wysokiego nawet w mrocznych czasach PRL, za sprawą naszych inżynierów i lekarzy tam pracujących na kontraktach ale też stypendystów z państw rozwijających się, na naszych uczelniach poznających tajniki gospodarki i zarządzania. 

Dlaczego nowe projekty nie zaistniały

Nie piszę jednak polemiki z artykułem Marka Czarneckiego “Dlaczego przegraliśmy?” [1], lecz wyłącznie glosę do niego, trudno bowiem się nie zgodzić z oczywistą konkluzją, że w tych wyborach nowe projekty nie zaistniały. Dotyczy to również Bezpartyjnych Samorządowców, w którego budowanie włączyły się Mazowiecka Wspólnota Samorządowa i środowiska dolnośląskie. Mecenas Czarnecki trafnie diagnozuje przyczynę. Skrupulatnie wylicza tych, co się na listach nie znaleźli, chociaż mogli przysporzyć głosów, a zarazem rozszerzyć poparcie na inne środowiska. To ekonomista i przedsiębiorca Dariusz Grabowski, lider rodzącego się ruchu na rzecz zbudowania politycznej reprezentacji klasy średniej oraz odrodzenia Powszechnego Samorządu Gospodarczego w Polsce. A także Andrzej Anusz, dawny sekretarz klubu AWS, który pełniąc tę funkcję zapewnił siłę głosów poselskich, niezbędną do przeprowadzenia przez parlament reformy samorządowej, jedynej udanej w czasach transformacji. I wreszcie Konrad Rytel, pierwszy radny Sejmiku Mazowieckiego w liczącej ponad ćwierć wieku jego historii, wybrany jako niezależny, a nie z listy partii politycznej. 

Celnie wskazuje mec. Czarnecki  środowiska na które niezależni samorządowcy powinni się otworzyć, żeby zapewnić sobie znaczące poparcie: nowoczesnych piłsudczyków oraz zwolenników racji stanu z kręgów starających się stworzyć samorząd gospodarczy. Warto jednak pamiętać, że dla Mazowieckiej Wspólnoty Samorządowej i BS zasadniczą weryfikację, jak same ich nazwy wskazują, stanowią wybory samorządowe, a te przewidziane są dopiero na kwiecień przyszłego roku. Flagi wspólnoty nikt zwijać nie zamierza, a za sprawą pracy K. Rytla w sejmiku i możliwego przyszłego rozszerzenia na wspomniane już środowiska własnej oferty, MWS tej oceny nie powinna się z góry obawiać, niezależnie od formatu i logotypu, jaki na te wybory przyjmie. Tym razem grała na obcym boisku.

Mądrość zbiorowa powraca

Wszystkie z jednym wyjątkiem Konfederacji, która nawet na to zdobyła za mało głosów, partie polityczne ogłaszają się zwycięzcami, chociaż sprawujące władzę od ośmiu lat Prawo i Sprawiedliwość, pomimo najlepszego wyniku, wprowadziło zbyt mało posłów, żeby realnie myśleć o większości sejmowej i rządowej. Bliskie jej uzyskania wydają się deklarujące porozumienie trzy formacje demokratyczne: w praktyce raczej cztery, skoro składające się na Trzecią Drogę: Polskie Stronnictwo Ludowe i Polska 2050 Szymona Hołowni budują odrębne kluby poselskie.

Nikt nie uzyskał jednak bezwzględnej dominacji.  W tym sensie faktycznym zwycięzcą wyborów okazuje się społeczeństwo polskie. Wyborcy nie tylko masowo skorzystali ze swojego prawa, ale roztropnie podzielili głosy. Wykreowany przez nich podział mandatów nie sprzyja umacnianiu wcześniej nam grożącej dwubiegunowości życia publicznego, ani tym bardziej podsycaniu wojny plemiennej, lecz raczej skłania do dogadywania się, czy nawet wprost je wymusza. Trudno bowiem uwierzyć, żeby po cudzie rekordowej frekwencji wybrani w jego wyniku politycy ośmielili się zafundować Polakom… następne wybory przed terminem.

Głosowanie tak masowe i rozumne to w znacznej mierze zasługa środowisk od lat prowadzących pracę organiczną, zachęcającą Polaków do aktywności obywatelskiej. W tym sensie Mazowiecka Wspólnota Samorządowa znajduje się w gronie zwycięzców a nie pokonanych, podobnie jak wspomniane wcześniej środowiska przez nią nie docenione, skupione na pobudzaniu Polaków do czynnego uczestnictwa w życiu publicznym. Warto o tym pamiętać, gdy zawodowi politycy, pomimo udzielonej im właśnie lekcji pokory, marketingowo ogłaszają się wygranymi. O rzetelną ocenę tu chodzi. Nie o samopoczucie. Wiadomo, że byłoby lepsze, gdyby w Sejmie znaleźli się posłowie niezależni od partii. Ale nie są to przecież ostatnie wybory w dziejach Polski. Wręcz przeciwne: przełomowe i dające nadzieję.                                             

Ten czas nadejdzie

Werdykt opinii publicznej w październikowych wyborach okazał się sprawiedliwy, bo Polacy odrzucili zarówno tendencję autorytarną (nawet pierwsze miejsce nie daje PiS realnych możliwości stworzenia rządu) jak wmawiany im podział dwubiegunowy (Koalicja Obywatelska zapewne będzie miała premiera, ale musi się liczyć z sojusznikami). W najnowszej historii liczne decyzje ogółu, zwłaszcza honorujące koncepcje, wybiegające w przyszłość, okazywały się wprawdzie odłożone, ale… nie na zawsze. KPN idąca do wyborów z 4 czerwca 1989 r. z hasłem stanowczej zmiany ustrojowej sromotnie wtedy przegrała, bo głosujący Polacy szukali tego, kto odbierze władzę PZPR, a rygory realizmu spełniała tu lista Komitetu Obywatelskiego “Solidarność”. Za to już w dwa i pół roku później po pierwszych całkiem wolnych wyborach Konfederacja Polski Niepodległej dzięki głosom miliona obywateli wprowadziła do Sejmu I kadencji pięćdziesięciu posłów. Podobnie Jan Olszewski, odrzucony wraz ze swoją formacją w 1993 r, w dwa lata później w wyborach prezydenckich zajął czwarte miejsce za Aleksandrem Kwaśniewskim, Lechem Wałęsą i z minimalną stratą do popieranego przez media Jacka Kuronia, bo do Polaków przemówiło jego pojmowanie racji stanu, przeciwstawiane sławetnej “woli politycznej”, pojęciu przez wielu utożsamianemu z bezradnością władzy w czasach transformacji ustrojowej.

Również Trzeciej Drodze, zanim teraz osiągnęła przy urnach rezultat w praktyce gwarantujący współrządzenie, przejść przyszło przez sondażowy czyściec. Wyniki badań zapowiadały, że w ogóle do Sejmu nie wejdzie. A teraz Szymona Hołownię również mec. Czarnecki w swoim wnikliwym artykule uznaje za głównego zwycięzcę tych wyborów.      

Ten czas nadejdzie – chciałoby się więc podkreślić.

Kto miał rację i co z tego wynika

Wynik wyborów nie tyle ostatecznie odstrasza, ale z powrotem pakuje do puszki Pandory demony, które wielokrotnie – wspólnie w sensie przesłania, ale w osobnych artykułach – wypędzaliśmy wraz z Markiem Czarneckim na łamach PNP 24.PL ale również wydawanej staraniem Mazowieckiej Wspólnoty “Samorządności”.  Mierzyliśmy się tam zarówno z fantomem Zjednoczonej Prawicy, mającej sprawować władzę niepodzielną pod batutą Jarosława Kaczyńskiego jak z wampirem jedynej słusznej jednej i wspólnej listy opozycji pod wodzą Donalda Tuska.

Wyborcy obie koncepcje odesłali do krainy zamieszkiwanej przez zombies: prezesowi zabrakło głosów nawet na koalicyjne rządy, zaś b. prezydent Zjednoczonej Europy musi się liczyć z innymi, jeśli zamierza sprawować urząd premiera. 

Zamiast zwietrzałych koncepcji bądź to rodem z PRL (Front Jedności Narodu?), bądź stanowiących karykaturalne odwzorowanie praktyk z międzywojnia (BBWR?) – wyborcy 15 października postawili na konkrety. Dowodzi tego nadspodziewanie wysoki wynik Trzeciej Drogi nie lubującej się w ideologicznych spekulacjach. 

Mieliśmy też rację, mam na myśli środowiska skupione wokół koncepcji niezależnej samorządności, reprezentacji klasy średniej i samorządu gospodarczego –  bezinteresownie zachęcając do głosowania. Wyczuliśmy przeświadczenie, że wybory parlamentarne pierwsze od czasu pandemii i “pełnoskalowej” wojny na Ukrainie, w dobie drożyzny i naporu nielegalnych imigrantów na granicę wschodnią – mają dla naszych współobywateli szczególną wagę. Dlatego też nie wystarczyła im wizja państwa jeśli nie autorytarnego, to co najmniej autorytatywnego, uosabiana przez PiS ani “takiego jak przedtem”, personifikowana przez formację byłego premiera Tuska.

Teraz nie da się rządzić bez tych, co nie podzielają żadnej z nich. To mądry werdykt polskich wyborców.

Kto będzie teraz Polską rządzić, musi sprostać wzmożonym oczekiwaniom, które okazały się tak silną motywacją, że skłoniły obywateli do długiego oczekiwania bez kłótni w kolejkach do urn wyborczych. Rezultat pokazuje, że trzeba pogodzić prawa nabyte w sferze socjalnej, za których utrzymaniem opowiedzieli się wyborcy, dając pierwszy wynik PiS – z  respektowaniem wymogów rachunku ekonomicznego i liczeniem się z tymi, którzy tworzą miejsca pracy i wzrost produktu krajowego brutto, za czym z kolei optują zwolennicy ugrupowań demokratycznych, mających tworzyć rząd większościowy. W toku trwających negocjacji nie ujawniły się koncepcje, pozwalające na rozwiązanie tej pozornej sprzeczności. Szuflady, jak się wydaje, okazują się puste. Liczne propozycje rozstrzygnięć pojawiały się za to w trakcie debat, organizowanych bez związku z wyborczą perspektywą zarówno w środowiskach optujących za nową reprezentacją klasy średniej, jak w siedzibie Mazowieckiej Wspólnoty Samorządowej. Jeśli nie doceni ich wychodząca poza partyjne egoizmy obecnie prąca do władzy ekipa, uczynią to zapewne wyborcy w kolejnym głosowaniu. To kolejny argument za podtrzymywaniem nie tylko eksperckiej aktywności środowisk, zdolnych je wygenerować. 

Mecenas Marek Czarnecki, zaangażowany w przemiany ustrojowe w tym reformę administracyjno-samorządową jako wojewoda bialskopodlaski i znakomicie reprezentujący Polskę w pierwszym naszym składzie w europarlamencie, doskonale wie, że z czasem dochodzą w demokracji do głosu siły, reprezentujące tych, których pominięto. Nie chodzi o jednostki, lecz znaczące grupy społeczne, które chcą, żeby ich oczekiwania ktoś w parlamencie wyrażał. To przejaw mądrości zbiorowej Polaków, przykłady już podawałem.

Nieprawdziwe okazuje się popularne wśród polityków powiedzenie, że drogowskaz nie idzie w pochodzie. Trafne określenie pożądanego kierunku zwykle zostaje przez wyborców nagrodzone. Nie w imię poczucia sprawiedliwości, bo polityka nie na tym polega, lecz z powodu wyczerpania się dotychczasowych diagnoz i ofert, również tych najszerzej reklamowanych przez media głównego nurtu.

Jednak 15 października dowiedzieliśmy się znowu, podobnie jak kiedyś 4 czerwca 1989 r, że ten nurt wytyczają wyborcy a nie eksperci w sztabach czy studiach telewizyjnych. Widać, jak wiele jeszcze zostało do zrobienia i jak ciężko się z tym uporać politykom, optymistycznie ogłaszającym się zwycięzcami, zanim jeszcze czegokolwiek realnie dokonali. Wynik tych wyborów oznacza początek, a nie koniec drogi. Zaś u źródeł powodzenia każdego projektu znajduje się zwykle trafna diagnoza sytuacji.

Ten czas nadejdzie, można tylko powtórzyć.   

[1] por. Marek Czarnecki. Dlaczego przegraliśmy?  PNP24.PL z 27 października 2023

Jak oceniasz?

kliknij na gwiazdkę, aby ocenić

średnia ocen 5 / 5. ilość głosów 6

jeszcze nie oceniano

jeśli uznałeś, że to dobre...

... polub nas w mediach społecznościowych

Nie spodobało się? Przykro nam...

Pomóż nam publikować lepsze teksty

Powiedz nam, jakie wolałbyś teksty na pnp24.pl?

Łukasz Perzyna (ur. 1965) jest dziennikarzem „Opinii”, Polityczni.pl i „Samorządności”, autorem filmu o Aleksandrze Kwaśniewskim (emisja TVP1 w 2006 r.) oraz dziewięciu książek, w tym. „Uwaga, idą wyborcy…” i „Jak z Pierwszej Brygady”. Pracował m.in. w „Wiadomościach TVP” i „Życiu”, kierował działem krajowym „Obserwatora Codziennego”. W latach 80 był działaczem Konfederacji Polski Niepodległej i redaktorem prasy podziemnej.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here