Na wszystkie dobre w swojej historii odmiany losu Polacy musieli ciężko zapracować: “cud nad Wisłą” jak niechętni Józefowi Piłsudskiemu określili zwycięstwo w Bitwie Warszawskiej w sierpniu 1920 r. z stanowił efekt mobilizacji całego narodu. Podobnie na wcześniejszy cud niepodległości z 1918 r. pracowały całe pokolenia konspiratorów i uczestników pracy organicznej a powrót suwerenności i demokracji w 1989 r. stał się możliwy nie tylko za sprawą zmiany niekorzystnej koniunktury międzynarodowej ale dokonań wcześniejszego o prawie dekadę dziesięciomilionowego ruchu społecznego pierwszej Solidarności.
23 kwietnia przypada dzień Świętego Wojciecha, patrona Polski. Również misja tej wielkiej postaci, przypomniana po tysiącleciu przez Jana Pawła II, posłużyła współczesnym mu i wyrastającym ponad przeciętność do wprowadzenia Polski na europejską orbitę, uczynienia jej częścią kulturowego i politycznego ładu chrześcijańskiego świata. Między cudem a zamysłem nie ma więc sprzeczności.
W żyłach kanonizowanego po męczeńskiej śmierci w 997 r. Wojciecha nie płynęła nawet kropla polskiej krwi, ale właśnie w świeżo schrystianizowanym kraju znalazł zrozumienie dla swojej misji u księcia Bolesława Chrobrego. Z ojczystych Czech musiał uchodzić, gdy konkurenci wymordowali prawie całą jego rodzinę z możnego klanu Sławnikowiców. Chrobry wsparł wyprawę Wojciecha, mającą na celu niesienie chrześcijaństwa pogańskim Prusom. Żarliwy misjonarz udzielał masowych chrztów i ścinał stanowiące przedmiot pierwotnego kultu dęby. Gospodarze tego lesistego kraju nawrócić się jednak nie pozwolili i zabili Wojciecha gdy położył się spać w świętym gaju. Oszczędzili tylko jego współtowarzyszy. Powodowany instynktem polityka Chrobry wykupił ciało męczennika płacąc tyle kilogramów srebra, ile ważyło.
Z pielgrzymką do Gniezna w związku z ofiarą św. Wojciecha wyruszył w 1000 r. najpotężniejszy wówczas władca chrześcijańskiego świata Otton I cesarz rzymski narodu niemieckiego.
Jak wyobrażał sobie pisarz historyczny Antoni Gołubiew autor sagi o Bolesławie Chrobrym w jej tomie “Szło nowe”:
“Całe podgrodzie wywaliło oglądać przyjazd cesarski. Spędzono ich na brzeg wzgórza, opodal wrót. Czerwieniła się wstęga sukna. Stróża stała u ostrokołu, po obu stronach drogi. Od grodu szedł Unger ze świątkami a księżna z dworkami. Stach się pochylił do Dzierzbołka:
– Wisz… ten w długiej przyodziewie, biały na gębie, podle księdza, pewnikiem cesarz?
Dzierzbołek utarł nos palcem.
– Ii… obacz no… nasz Bolko o głowę większy… To ci churlęga z onego cesarza – setka oczu porównywała obu – Bolka z cesarzem (..)” [1].
Jak charakteryzuje biograf Ottona III Jerzy Strzelczyk: “(..) po ogłoszeniu kultu Wojciecha, co nastąpiło zapewne w 998 r. cesarz i kręgi jemu bliskie zorentowali się w wartościach ideowych, jakie kult biskupa-męczennika może mieć dla cesarstwa. (..) Wtedy właśnie kształtuje się w pełni ideologia Renovatio Imperii Romanorum. Mogło to wywołać we wrażliwym cesarzu potrzebę “rekoncyliacji” ze św. Wojciechem poprzez powołanie “jego” arcybiskupstwa, pielgrzymkę do jego grobu oraz ufundowanie mu w Gnieźnie ołtarza. (..) Nadzieją Ottona było uzyskanie od księcia polańskiego pełnych relikwii Św. Wojciecha, uzyskał jednak, jak wiadomo dzięki Gallowi Anonimowi, jedynie jego ramię” [2].
Sam Chrobry ciała męczennika cesarzowi-wizjonerowi poskąpił ale uzyskał dużo więcej niż ten od niego.
“(..) Otton miał zdjąć z głowy swój diadem cesarski i włożył go na głowę Bolesława (..) po czym darował mu jeszcze gwóźdź z Krzyża Pańskiego wraz z włócznią św. Maurycego (..) mianował Bolesława “bratem i współpracownikiem cesarstwa (..)” [3].
Patriotyczni historycy w geście przekazania diademu dopatrywali się nawet sygnału, że Otton uczynił tym samym Bolesława… swoim następcą na tronie cesarskim, badacze bardziej współcześni uważają raczej, że cesarz uznał polskiego gospodarza zjazdu gnieźnieńskiego za… księcia Rzeszy Niemieckiej. Wyróżnienie to istotne, oznaczało bowiem, że inni nie mogli już bezkarnie najeżdżać jego ziem. O podejściu Germanów do sąsiadów ze wschodu świadczy wcześniejszy o kilkadziesiąt lat postępek margrabiego Gerona, który zaprosił na ucztę trzydziestu książąt słowiańskich znad Łaby, Szprewy i Sali po czym otruł ich a ciała kazał rzucić psom.
O zamysłach Ottona zrywających z tradycją plemiennej wrogości i pogardy świadczy jedna z ówczesnych miniatur, pokazująca jak cztery kobiece postaci: Germania, Frankonia, Italia i Sclavinia czyli Słowiańszczyzna składają hołd cesarzowi. Tę ostatnią reprezentowało wtedy świeżo ochrzczone państwo polskie, Czechy bowiem znajdowały się w stanie anarchii i wojny rodów, Chrobry osadzał na praskim tronie swoich nominatów, a przez czas pewien nawet sam sprawował tam rządy.
Męczeństwo św. Wojciecha nie poszło na marne, Chrobry jako zręczny polityk uczynił jego kult sposobem na wprowadzenie Polski do systemu ówczesnej chrześcijańskiej Europy, do czego miał prawo, skoro pierwszy poznał się na niezwykłej charyzmie żarliwego wygnańca. Na tym polegał cud św. Wojciecha. Mądrość polityczna piastowskiego władcy wsparła jego męczeństwo i uczyniła z niego użytek dla umocnienia państwa i religii.
O kolejnym cudzie, nad Wisłą, mówiono w prawie tysiąc lat później, gdy armia polska odparła oddziały bolszewickie spod Warszawy w sierpniu 1920 r. Do skutecznej obrony świeżo odzyskanej niepodległości przyczyniły się geniusz strategiczny Naczelnika Państwa Józefa Piłsudskiego i zdolności polityczne chłopskiego premiera Wincentego Witosa oraz wysiłek całego narodu. Polski żołnierz, po raz pierwszy walczący o swoje państwo, a nie pod sztandarami zaborców, potrafił odeprzeć wroga poganianego rozkazami politycznych komisarzy i nie rozumiejącego celów, dla których ma ginąć na obcej ziemi.
Zaś w kolejnym krańcowo trudnym momencie historii, w kilkadziesiąt lat poźniej, po zduszeniu przez czołgi w stanie wojennym dziesięciomilionowego ruchu społecznego Solidarności, wyrzekającego się programowo przemocy, znakomity pisarz Tadeusz Konwicki stwierdzał we “Wschodach i zachodach Księżyca”: “(..) Nas uratuje cud. Kolejny, realny cud. Polska żyje cudami. Inne kraje potrzebują dla swej egzystencji dobrych granic, rozumnych sojuszów, zdyscyplinowanych społeczeństw, a nam wystarczy przyzwoity cud. Raz na pół wieku solidny cud na pograniczu niecudu. Jeszcze nie wiem, co to będzie, ale wiem, że będzie. Niesłychany zbieg okoliczności, zdumiewający układ planet, albo nagły powiew wichru z głębi Kosmosu. Ten cud nakarmi nas boską ektoplazmą na następne pięćdziesiąt lat. A potem zobaczymy” [4].
Ta irracjonalna jak wydawać się mogło prognoza wielkiego prozaika spełniła się w parę lat co do joty za sprawą sprzyjających zmian koniunktury międzynarodowej, zwłaszcza zwycięstwa Zachodu w wyścigu zbrojeń z ZSRR oraz zmian zainicjowanych w tym ostatnim państwie w postaci głasnosti i pierestrojki Michaiła Gorbaczowa – ale przede wszystkim dzięki determinacji kolejnego pokolenia robotników i studentów, które nie dotknięte traumą stanu wojennego u schyłku lat 80 wystąpiło wspólnie i tym razem skutecznie na rzecz celów i wartości, z których od dawna korzystały społeczeństwa wolnego świata.
Bo też zawsze w historii lądowaliśmy dobrze, gdy sami potrafiliśmy pomóc korzystnym dla nas mocom, odnaleźć się we wspólnocie i empatii.
Patronat św. Wojciecha nad Polską, przypominany przez Papieża Jana Pawła II w tysiąclecie jego misji, męczeństwa i zjazdu gnieźnieńskiego współpracujących na rzecz lepszej Europy i rozumiejących się chrześcijańskich władców – również w trudnych czasach pandemii pozostaje istotny dla wierzących w swoim dosłownym wymiarze, dla sceptyków zaś w symbolicznym, wiążącym się z racją stanu, wspólnotą i mądrością zbiorową. Między jednym a drugim nie ma jednak sprzeczności.
[1] Antoni Gołubiew. Bolesław Chrobry. Szło nowe, t. 2. Pax, Warszawa 1974, t. 2, s. 395
[2] Jerzy Strzelczyk. Otton III. Ossolineum, Wrocław 2000, s. 116
[3] Strzelczyk, Otton III… op. cit, s. 121
[4] Tadeusz Konwicki. Wschody i zachody Księżyca. Zapis 21. Index on Censorship, Londyn 1986, s. 219