DOBRA RADA, TRUDNA RADA

0
91

Przed posiedzeniem Rady Bezpieczeństwa Narodowego premier Donald Tusk i prezydent elekt Karol Nawrocki podali sobie ręce i przez dłuższą chwilę rozmawiali, a każdy z nich miał uśmiech na twarzy. Tusk powiedział przy okazji tego samego spotkania, że nie należy kwestionować wyniku wyborów prezydenckich. W których, jak pamiętamy popierany przez PiS Nawrocki pokonał w drugiej turze Rafała Trzaskowskiego, zastępcę Tuska w partii Platforma Obywatelska.

W dodatku tego samego dnia ustępujący i także przez PiS popierany prezydent Andrzej Duda, już po tym jak sprawował obowiązki gospodarza w trakcie tego właśnie posiedzenia Rady w pałacu przy Krakowskim Przedmieściu – podpisał ustawę, zabraniającą nieletnim dostępu do tzw. e-papierosów, surogatów zdaniem wielu lekarzy bardziej szkodliwych niż tradycyjne wyroby nikotynowe. Ucieszą się zapewne z tego wszyscy z wyjątkiem producentów tegoż toksycznego towaru.

Czy warto chwalić polityków, kiedy nas nie gorszą

Trudno chwalić polityków za to, że robią, co do nich należy. To, co robić powinni i za co pozostają przez obywateli z ich podatków opłacani. Sekwencja zdarzeń ze środy 18 czerwca 2025 r, kiedy to wszystkie opisane tu fakty miały miejsce, wskazuje jednak na stopniowy powrót do normalności. I obniżanie napięcia, które również po wyborach zalewało Polskę. Nie ma się jednak co martwić, że pełniący najwyższe stanowiska politycy wykazali instynkt samozachowawczy. Zwiększa to prawdopodobieństwo, że zadbają o dobro wspólne. W sytuacji kiedy dopiero co otrzymali lekcję poglądową, że każdy głos się liczy. Bo Nawrocki pokonał Trzaskowskiego różnicą najmniejszą w historii wyborów prezydenckich. Tych, co najbardziej Polaków interesują (chętniej bowiem głosujemy na człowieka, niż na partyjną listę), wzbudzają krańcowe emocje (jak zwycięska dla Aleksandra Kwaśniewskiego rywalizacja z Lechem Wałęsą w 1995 r.) i skłaniają sztabowców a niekiedy samych kandydatów do stosowania nieczystych tricków (jak wypomnienie Tuskowi dziadka z wermachtu przez pracującego dla Lecha Kaczyńskiego w 2005 r. Jacka Kurskiego, podobnie czarna teczka Stanisława Tymińskiego z 1990 r. ale i oszczercze z kolei oskarżenie jego właśnie przez oponentów o loty do Libii Muammara Kaddafiego, dokąd wcale nie podróżował).        

Doskonałej okazji do zmniejszenia napięcia w polskiej polityce dostarczyła właśnie Rada Bezpieczeństwa Narodowego. Zarówno z prozaicznych względów – wszyscy wymienieni politycy nie mieliby innej sposobności, żeby przed planowaną na 6 sierpnia br. prezydencką inauguracją Nawrockiego się spotkać. Mowa była o sprawach obrony i stosunkach międzynarodowych, a więc takich, w których uprawnienia prezydenta – poza prawem weta, jakim dysponuje w wypadku każdej poza budżetową ustawy – nie są iluzoryczne, lecz rzeczywiste.   

Symbolicznie bardziej wszystko miało służyć przygotowaniu do szczytu NATO w Hadze w przyszłym tygodniu, realia jednak wydają się takie, że mocarze Sojuszu Atlantyckiego bardziej niż wojną w Ukrainie i jej reperkusjami dla zagrożenia wschodniej flanki, zajmą się tam świeżym gorącym konfliktem między Izraelem a Iranem. I na pewno w swojej agendzie nie dojdą do wniosków z blackoutu w Hiszpanii dla wspólnej natowskiej polityki bezpieczeństwa energetycznego, co też podobno omawiano w trakcie RBN. Zepchnięcie naszych postulatów na plan dalszy przez wymianę ciosów między Teheranem a Tel Awiwem nie oznacza jednak, że nie powinniśmy własnych oczekiwań formułować – także ponad podziałami – zanim doczekają się sprzyjającego dla nich czasu. 

Obie strony uczą się trudnej sztuki kohabitacji czy po prostu koegzystencji. Pierwszy krok został zrobiony. Obserwator zgorzkniały stwierdzi zapewne, że skoro gorzej już być nie mogło – musi być nawet przez chwilę nieco lepiej. Rzeczywiście przedtem zaszliśmy daleko w negacji już nie tylko wzajemnej ale odnoszącej się do fundamentów państwa. 

Wyjście z amoku czyli inaczej się nie da

Znalazło to wyraz w kwestionowaniu wyniku wyborczego przez protuskowych radykałów: egzotyczną koalicję stworzono tu doraźnie i szeroko, tak że rozciągnęła się od dawnego lidera Młodzieży Wszechpolskiej i zastępcy Jarosława Kaczyńskiego w pisowskim rządzie – Romana Giertycha, po monopolizującą ten temat w komentarzach na łamach “Gazety Wyborczej” Agnieszkę Kublik, jeszcze z Jakubem Karysiem pośrodku, co pokazuje dobitnie, że Komitet Obrony Demokracji, bardzo zasłużony dla tej ostatniej, nie ma jednak szczęścia do liderów a fatum to nie ogranicza się wcale do jego pierwszego przywódcy Mateusza Kijowskiego. Jednobrzmiący niemal przekaz Giertycha i red. Kublik rozbawi tych, co pamiętają, jak ta właśnie publicystka “Wyborczej” nazwała w druku faszystą Piotra Farfała, innego wszechpolaka wskazanego przez Giertycha na prezesa TVP, a sąd po zbadaniu sprawy potwierdził, że redaktorka miała prawo, żeby go tak określić. Amok nie ogranicza się jednak do nie potrafiących przegrywać halabardników Tuska ani nawet adwokatów jego rodziny (bo takie jest źródło powrotu mecenasa kiedyś przezwanego przez Zygmunta Wrzodaka “koniowatym” – z fizjonomistycznych względów – do wielkiej polityki).           

O ile jednak szaleństwa demokratów, także tych, co nie dopuszczają się ich bezinteresownie, bo wiedzą, gdzie leżą konfitury – szokują nas w dwójnasób, bo wciąż mamy wrażenie, że od niedawnych obrońców porządku konstytucyjnego mamy prawo oczekiwać jego respektowania wtedy, gdy ich opcja raz przegrała – to objawioną wkrótce po 1 czerwca (do północy tego dnia bazowaliśmy jeszcze na pomylonych exit pollach) arogancją zwycięzców nie możemy być zaskoczeni. Jak wiemy, swój rychły powrót do TVP na prezesa zapowiada wzmiankowany tu już raz Jacek Kurski, chociaż nawet sam prezydent elekt doktor Karol Nawrocki gorąco takiej możliwości zaprzecza. Z drugiej strony wiemy, że sam wymościł już w swojej przyszłej kancelarii posadę dla Agnieszki Kamińskiej, która w Polskim Radiu za pisowskich rządów odegrała rolę podobną jak Kurski w telewizji. Nieoficjalnie wiadomo, że obsługa prezydenta elekta, pomimo krótkiego czasu, w jakim pozostaje on w tej roli, wcale nie pracuje społecznie. Zaś Nawrocki podobnie jak Duda również zamierza dziesiątkę swoich doradców wziąć na pensje powyżej 10 tys zł miesięcznie, chociaż oczywiście znajdą się i tacy, którzy to samo robić będą honorowo, jak za Dudy zresztą. Rodzi to pytanie, dlaczego nie można się do nich ograniczyć, skoro i tak trzeba opłacać parusetosobowy personel urzędniczy.          

Jednak cyniczny z kolei obserwator sytuacji – o zgorzkniałym była już mowa – stwierdzi po swojemu, że nawet jeśli czeka nas kolejna zimna wojna na górze, bo skoro Jarosław Kaczyński jako kapciowy Lecha Wałęsy skłonił go do wywołania pierwszej z nich, to w nie innym kierunku prowadził będzie teraz stanowiącego jego osobistą kreację Nawrockiego – warto jej reguły określić i ustanowić. Choćby po to, by w trudnej sytuacji międzynarodowej nie wymknęła się spod kontroli. O co nietrudno, gdy obie strony nawzajem wymyślać sobie będą od pożytecznych idiotów lub wprost agentów Władimira Putina. A słowa przełożą się na podejmowane na złość innym decyzje.

Sejsmologia a rachowanie mandatów 

Powodów do optymizmu, w tym uznania, że obecne odprężenie w relacjach na szczytach władzy nie jest iluzoryczne tylko – dostarcza ocena, że wynik głosowania z 1 czerwca, nawet jeśli jednych skłania do triumfalizmu innych do desperacji – nie zmienia zasadniczo układu sił w Polsce. Prezydent nadal wywodzi się z PiS. Tyle, że harcerza Dudę zmieni były kibol Nawrocki. Premierem pozostaje Donald Tusk a koalicję rządową i większość parlamentarną tworzą wciąż PO/KO, PSL i Polska 2050 (mniejsza o ich odejście do nazwy i logotypu Trzeciej Drogi) oraz Lewica. Po 15 października koalicja od tej daty nazwana straciła raptem pięcioro posłów Razem Adriana Zandberga, z grona których tylko jedna Paulina Matysiak otwarcie oznajmia, że woli Nawrockiego od Trzaskowskiego. Trudno to wszystko nazwać trzęsieniem ziemi.        

I jasne chyba staje się wrażenie, że stan obecny nie musi trwać w nieskończoność. Trudno uwierzyć, by Nawrocki, jeśli prezydentem będzie przez dwie kadencje, co po naszym doświadczeniu z Dudą całkiem prawdopodobne, pozostawał przez 10 lat powolny wobec Kaczyńskiego. Z Dudą tak było. Do końca. Zaraz jednak zagrają przesłanki takie, co wydają się oczywiste, nawet jeśli pisać o nich nieelegancko. Poza tym nietrudno wyobrazić sobie sytuację, kiedy Nawrockiemu wyjście z okopów zacznie się opłacać. Ziścić się też może prognoza Piotra Śmiłowicza, jednego z najsprawniejszych analityków gier politycznych w kraju, że Nawrocki potraktuje Konfederację nie jako przystawkę do konsumpcji wzorem swego mentora Kaczyńskiego, lecz jako partnera nowego rozdania. Wielkiego, ale też już własnego. A prezes niech wtedy pamiętniki pisze. Od razu ustawi się wtedy kolejka do roli ghost writera. Skoro taka była rywalizacja o to, kto może mu kołnierz marynarki odmiatać.

W “Kandydacie” Jakuba Żulczyka, powieści, którą niedawno dla Państwa w PNP24.PL recenzowałem, główny bohater – wzorowany raczej na Dudzie, chociaż licznymi nieprawościami przypominający bardziej Nawrockiego – bardzo cierpi z tego powodu, że nikt nie traktuje go poważnie. Jak to możliwe, złości się, skoro jest przecież prezydentem. Nie wiemy, na co jeszcze cierpi Nawrocki, poza nikotynizmem tak zaawansowanym, że jego objawy dostrzegła w trakcie debaty telewizyjnej cała Polska. Nie znamy wszystkich jego fobii, ale skoro mamy pojęcie o egotyzmie zwycięskiego kandydata tym razem bez cudzysłowu – da się prognozować, że urażona duma może do nich dołączyć. I nim powodować.

Zaś względne osamotnienie Polski spowodowane nie tyle nawet cechami charakterologicznymi prezydenta USA Donalda Trumpa obcesowo zwykle traktującego sojuszników, co priorytetem jaki dla Ameryki stanowi Izrael czy Iran w porównaniu z bliższą niby geograficznie wschodnią flanką NATO – z czasem poskutkować może tym, że wyborcy wymuszą trwale na politykach zachowania, zmuszające ich do odkurzenia pojęcia racji stanu, którego jako ostatni w polskiej wielkiej polityce używał premier Jan Olszewski, wyznaczający zresztą jej konsekwentnie opcję atlantycką jako pożądany kierunek i przyszły filar bezpieczeństwa narodowego.  Po prostu elektorat – trwale aktywny, jak dowiodła po raz kolejny wysoka frekwencja – będzie łączone z tą właśnie racją zachowania polityków premiował poparciem. Nie dla idei, lecz konkretu, bo kwestia lęku przed wojną, co może nadejść ze wschodu, przynajmniej od trzech i pół roku dominuje w badaniach opinii publicznej. Sami zaś politycy wiedzą doskonale, że z chwilą zakończenia kampanii wyborczej – jak podkreślał swego czasu Paweł Piskorski – zaraz zaczyna się następna. Świadomość tego wydaje się wspólna dla Tuska i Nawrockiego, a zbyt wiele rzeczy przecież ich nie łączy. Tej skromnej wspólnocie przypisać można symptomy odprężenia. Za mało, by na tym budować, ale wystarczy, żeby nie tracić nadziei.        

Jak oceniasz?

kliknij na gwiazdkę, aby ocenić

średnia ocen 5 / 5. ilość głosów 7

jeszcze nie oceniano

jeśli uznałeś, że to dobre...

... polub nas w mediach społecznościowych

Nie spodobało się? Przykro nam...

Pomóż nam publikować lepsze teksty

Powiedz nam, jakie wolałbyś teksty na pnp24.pl?

Łukasz Perzyna (ur. 1965) jest dziennikarzem „Opinii”, Polityczni.pl i „Samorządności”, autorem filmu o Aleksandrze Kwaśniewskim (emisja TVP1 w 2006 r.) oraz dziewięciu książek, w tym. „Uwaga, idą wyborcy…” i „Jak z Pierwszej Brygady”. Pracował m.in. w „Wiadomościach TVP” i „Życiu”, kierował działem krajowym „Obserwatora Codziennego”. W latach 80 był działaczem Konfederacji Polski Niepodległej i redaktorem prasy podziemnej.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here