Co łączy PiS z PC, poprzednią, tyle, że mniej udaną partią Jarosława Kaczyńskiego? Antykomunizm, dążenie do mocnej pozycji Kościoła oraz przekonanie o szczególnej roli NSZZ “Solidarność” – wyliczał Andrzej Anusz w trakcie promocji swojej książki “Osobista historia Porozumienia Centrum. U źródeł Prawa i Sprawiedliwości”, która stała się okazją do debaty.
Nie ma jednak reguł bez wyjątków, dlatego autor przyznał zaraz, że trudno z antykomunizmem pogodzić zarówno rolę prokuratora stanu wojennego Stanisława Piotrowicza w pisowskiej reformie wymiaru sprawiedliwości, jak też utrącenie jeszcze przez PC projektu ustawy Konfederacji Polski Niepodległej o restytucji niepodległości, dającego możliwość odcięcia się od PRL. Jednoznacznie jako porażkę pierwszej partii Kaczyńskiego ocenił ten fakt prezes Instytutu Nurtu Niepodległościowego im. Andrzeja Ostoi-Owsianego i wieloletni działacz opozycji z lat 80 Andrzej Chyłek. Zaś wyjątkiem od drugiego podanego przez autora podobieństwa okazuje się słynna wypowiedź Kaczyńskiego, gdy nazwał Zjednoczenie Chrześcijańsko-Narodowe najkrótszą drogą do dechrystianizacji Polski. Z kolei NSZZ “Solidarność” za rządów PiS stała się własną resztówką i podnóżkiem władzy, czego symbolem stał się parasol trzymany w deszcz przez Janusza Śniadka nad głową Jarosława Kaczyńskiego. A jeszcze nie tak dawno “parasol związkowy” był nie boleśnie dosłownym lokajskim atrybutem, lecz dumną metaforą, oznaczającą branie przez Solidarność odpowiedzialności za kolejne, akceptowane przez nią rządy. Z różnym zresztą skutkiem.
– Książka nie jest ocenna – chwalił dzieło Anusza występujący w roli panelisty szef Urzędu ds. Kombatantów Jan Józef Kasprzyk. Zaś prof. Wiesław Jan Wysocki komplementował nawet autora, że zmierza do metody Władysława Pobóg-Malinowskiego, który – jak to ujął historyk – pisał “z konia”. Również Kasprzyk przywołał opinię wielkiego socjologa Stefana Nowaka, że badacz może być uczestnikiem wydarzeń. Dostrzegamy to już na okładce starannie wydanej przez Akces książki, gdzie widnieje zdjęcie Andrzeja Anusza, wtedy posła PC, z prezesem partii Jarosławem Kaczyńskim. Obaj patrzą na zegarki, bo młodszy polityk pogania szefa, żeby rozpoczynał posiedzenie rady politycznej. Kaczyński jednak zwleka, ma powody, bo w sali przeważają jeszcze zwolennicy szczerego poparcia dla rządu Jana Olszewskiego, czemu lider się przeciwstawia, bo zależy mu na kolejnej koalicji z Unią Demokratyczną. Czeka na następnych delegatów, żeby przeforsować swój punkt widzenia. Jest 1992 rok, zdjęcie wykonano w małej auli Politechniki Warszawskiej. Rząd Mecenasa Olszewskiego przez pół roku istnienia pozbawiony budżetu (działał w oparciu o prowizorium) i sejmowej większości a nie tylko lojalności prezesa Kaczyńskiego, formalnie lidera jednej z tworzących koalicję partii – zdążył pomimo to osiągnąć pierwszy po zmianie ustrojowej wzrost gospodarczy. Premier zawdzięczał tu umiejętnemu doborowi współpracowników z różnych środowisk, animatorami zwrotu, który zwykłym Polakom pokazał, że warto było pożegnać się z socjalizmem, okazali się minister finansów Andrzej Olechowski, główny doradca gospodarczy Dariusz Grabowski oraz minister pracy Jerzy Kropiwnicki, któremu na kwietniowej konferencji prasowej w 1992 r. przypadł zaszczyt ogłoszenia, że po latach spadków produkt krajowy brutto, wskaźnik wprawdzie dyskusyjny, lecz ekonomiści nie znają lepszego, wreszcie ruszył w górę. Pamiętam euforię z jaką przyjmowaliśmy ten fakt w redakcji zbliżonego wtedy do Kongresu Liberalno-Demokratycznego “Obserwatora Codziennego”, dziennika przecież opozycyjnego wobec rządu Mecenasa: wreszcie konkretny sukces, a nie tylko obalenie kolejnego pomnika jak Dzierżyńskiego na pl. Bankowym czy Lenina w Nowej Hucie (przez którego zresztą plac Centralny lud przemianował na plac Inwalidów odkąd jeszcze za głębokiej “komuny” hutnicy od Andrzeja Szewczuwańca podłożyli wodzowi rewolucji ładunek wybuchowy, który urwał mu nogę). Na kolejne radości przyszło w tamtym roku 1992 r. poczekać aż do lata i olimpiady w Barcelonie z dwoma złotymi medalami pięcioboistów oraz trzecim fenomenalnego dżudoki Waldemara Legienia. Nie ulega jednak wątpliwości, że aż do “nocy teczek” dystans dzielący rząd Olszewskiego od KPN, PSL i KLD – chociaż nie od ulubionej przez Kaczyńskiego Unii Demokratycznej – nie stanowił przepaści tak szerokiej, że uniemożliwiającej przerzucenie mostów. Za to już po odwołaniu gabinetu realia się zmieniły: b. poseł Anusz opowiadał w trakcie promocji o swoim głębokim moralnym sprzeciwie wobec ówczesnej decyzji prezesa o wdrożeniu przez PC rozmów z UD o udziale w kolejnym rządzie. To za sprawą tak niehonorowego postępku Kaczyńskiego przyszły autor “Osobistej historii…” pożegnał wtedy szeregi Porozumienia Centrum. Jednak mocna partia Jana Olszewskiego – Ruch Odbudowy Polski – ukształtowała się dopiero na fali sukcesu po zajęciu przez Mecenasa czwartego miejsca w wyborach prezydenckich z 1995 r. a zbudowany naprędce trzy lata wcześniej Ruch dla Rzeczypospolitej nie stał się poważną siłą.
Nie będący bohaterem jednej tylko opowieści – o jego podwójnej roli “widza i uczestnika” jak to ujmował francuski filozof Raymond Aron była już mowa – Andrzej Anusz ma jednak również zdjęcie z Jackiem Kuroniem reprodukowane na okładce innej publikacji, bo to on poprowadził zwycięską kampanię dawnego lidera Komitetu Obrony Robotników przed czerwcowymi wyborami z 1989 r, kiedy to Kuroniowi przyszło, poniekąd bratobójczo rywalizować o mandat poselski z mec. Władysławem Siłą-Nowickim, bohaterem opozycji, rzucającym świadomie wyzwanie jednemu z emblematycznych kandydatów Komitetu Obywatelskiego: na podobnej zasadzie Kazimierz Świtoń na Śląsku wystartował wtedy przeciw Adamowi Michnikowi.
Da się obronić opinia, że bohaterami najnowszego niemal tysiącstronicowego dzieła Anusza są nie tyle dwie partie założone przez Kaczyńskiego – przegrana w wyborach 1993 r. PC oraz zwycięski w 2005, 2015 i 2019/20 PiS (przed rokiem wygrał po raz drugi jego kandydat na prezydenta Andrzej Duda) lecz polska transformacja ustrojowa. Sam autor w trakcie poniedziałkowej dyskusji w IPN-owskim Centrum Edukacji Przystanek Historia zwrócił uwagę, że aktorzy są od dawna ci sami: ile to już lat Kaczyński rywalizuje z Donaldem Tuskiem. Zarówno paneliści jak zabierający głos z sali uczestnicy promocji zadbali o wysoki poziom dyskursu, ani jedna inwektywa nie padła, co rzadko ma miejsce w wypadku tematu tak gorącego jak geneza partii od sześciu lat nieprzerwanie rządzącej Polską z wyjątkiem Najwyższej Izby Kontroli, Senatu oraz licznych samorządów. W składającym się głównie z koneserów gronie nikt nie próbował innych zakrzykiwać ani nawracać, spierano się za to o oceny i szczegóły: choćby o rolę służb specjalnych w dawnych porażkach prawicy. Zawartość szafy płk. Lesiaka z UOP pozostaje faktem ale też konserwatywni politycy nie potrzebowali dodatkowej zachęty, żeby zaciekle zwalczać siebie nawzajem. Obyczajów nie zmienili. Dowodzi tego zaciekłość trwającej wciąż operacji przeciwko prezesowi NIK Marianowi Banasiowi i jego rodzinie.
O ważności i prestiżu książki Anusza świadczy fakt, że na promocji pojawili się jej bohaterowie, w tym obecny wiceprezes Narodowego Banku Polskiego Adam Lipiński, przez lata zastępca Kaczyńskiego w PC. Zresztą Lipiński po spowodowanej złożoną relacją Akcji Wyborczej Solidarność i Ruchu Odbudowy Polski (Porozumienie Centrum było częścią pierwszej z tych formacji, ale jego prezes wszedł do Sejmu z listy tej drugiej) taktycznej rezygnacji twórcy partii nominalnie kierował nią przez trzy ostatnie lata jej istnienia. Potem nastała już epoka PiS: partii nie tak masowej jak na poczatku PC, reklamujące się wtedy, że dokończy antykomunistyczną rewolucję – za to złożonej z ludzi staranniej dobieranych przez Jarosława Kaczyńskiego pod kątem osobistej wobec niego lojalności.
Nie zapobiegło to jednak kolejnym rozłamom, których efektem stała się utrata stabilnej większości w obecnym Sejmie, co Kaczyński sam sprowokował, pozbywając się z rządu Jarosława Gowina, chociaż wiedział, że z klubu PiS wicepremier sam jeden nie odejdzie. Metoda Andrzeja Anusza, przez niego samego charakteryzowana jako antropologia polityczna, sprzyja szukaniu w zawiłościach ostatniego trzydziestolecia transformacji ustrojowej klucza do obecnych zachowań polityków. Czasem nawet pozwala je przewidywać.