Kto podważa, ten traci

0
77

Werdykt Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych Sądu Najwyższego, która potwierdziła ważność wyboru Karola Nawrockiego na prezydenta nie stanowi zaskoczenia. Nie tylko dlatego, że powstała za rządów PiS i tworzą ją awansujący wtedy sędziowie. Ewentualna odmienna decyzja oznaczałaby pierwsze od powrotu demokracji do Polski unieważnienie wyborów. A Polska to nie Ukraina z 2004 r. ani nawet Rumunia z grudnia ub. r. o czym wszyscy doskonale wiemy. Tylko co trzeci z nas wierzy, że wybory mogły zostać sfałszowane. Co nie przesądza oczywiście, że w komisjach nie zdarzały się nieprawidłowości. 

Wiarygodność protestów przeciw wtorkowemu postanowieniu osłabia przypomnienie, że ta sama izba – przez demokratów i instytucje europejskiej uznawana za “owoc złego drzewa” – uznała w 2023 r. ważność wyborów z 15 października, czemu obecni jej oponenci wtedy się nie sprzeciwiali. Powiedzenie, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia odnosi się więc do żarliwie protestujących radykałów, nie zaś sędziów, chociaż ci ostatni, w dniu rozstrzygnięcia obradujący pod przewodnictwem prezesa izby Krzysztofa Wiaka, oczywiście aniołami nie są.

Zaledwie 36 proc Polaków dopuszcza możliwość, że wybory mogły zostać sfałszowane, czyli odrzuca ją co trzeci wyborca Rafała Trzaskowskiego z niedawnej drugiej tury. Fałszerstwo za niemożliwe uznaje 57 proc z nas. Przewaga to oczywista. Grubo powyżej granicy błędu takich badań, zwykle paroprocentowego [1]. Tyle sondaż United Surveys, przy czym również we wcześniejszym SW Research przeważają (45 proc do 40 proc) zwolennicy poglądu, że wyniki głosowania w drugiej turze nie zostały przez nikogo bezprawnie zmienione [2].

Giertych jak Jonasz, czy zatopi okręt Tuska

Przekonanie to promieniuje również na wskaźniki popularności partii politycznych: najwięcej bo 7 proc od poprzedniego badania straciła Koalicja Obywatelska, której poseł ze Świętokrzyskiego Roman Giertych, zarazem adwokat rodziny Donalda Tuska (reprezentował jego syna Michała w sprawie afery Amber Gold) najmocniej zaangażował się w podważanie wyniku prezydenckiej drugiej tury, podanego rano 2 czerwca przez Państwową Komisję Wyborczą. Pojawiają się liczne oceny, że PO-KO zachowuje się teraz podobnie jak Prawo i Sprawiedliwość w 2014 r, kiedy podniosło sprawę domniemanego sfałszowania wyborów samorządowych i doprowadziło nawet do debaty w Parlamencie Europejskim w tej kwestii, a zarzuty później się nie potwierdziły: znaczna liczba głosów nieważnych spowodowana była trudnościami, jakich obywatelom przysporzyło pojawienie się książeczki z nazwiskami kandydatów w miejsce tradycyjnej kartki wyborczej. Nie bez znaczenia dla ocen i sympatii elektoratu pozostaje fakt, że obecny hunwejbin demokracji Giertych, świeży nabytek Platformy Obywatelskiej (jej legitymację członkowską pobrał już po wyborach), był kiedyś wicepremierem w pisowskim rządzie Jarosława Kaczyńskiego z ramienia katolicko-konserwatywnej Ligi Polskich Rodzin. W Polsce nie znosi się politycznych neofitów: Ludwik Dorn kandydujący kiedyś z listy PO do  Sejmu został odrzucony przez wyborców, którzy pamiętali że przedtem był zastępcą Kaczyńskiego w PiS i marszałkiem Sejmu z rekomendacji tej partii. Podobnie w ostatnich wyborach w Łodzi nie chciano, by posłanką z PO-KO została Hanna Gill-Piątek, wcześniejsza szefowa sejmowego koła Polski 2050 Szymona Hołowni.        

Gdyby wybory parlamentarne odbywały się już teraz, wkrótce po prezydenckich – wygrałoby je Prawo i Sprawiedliwość z poparciem 28 proc obywateli przed Koalicją Obywatelską, zdolną do siebie przekonać 26 proc z nas,  co oznacza,że od poprzedniego badania straciła ponad jedną czwartą wyborców. Da się to przypisać wyłącznie podważaniu rezultatów głosowania prezydenckiego, bo innych podobnie dramatycznych sporów w tym czasie nie było. 

Do Sejmu weszłyby jeszcze Konfederacja (15 proc wskazań), Lewica (7 proc) i Razem (5 proc). Oznacza to, że z pięciu obecnych w nim partii trzy reprezentowały by teraźniejszą opozycję, przy czym z arytmetyki podziału przyszłych mandatów wynika, że PiS i Konfederacja w razie ich porozumienia miałyby większość wystarczającą do utworzenia rządu bez trudnego do wyobrażenia wsparcia partii Adriana Zandberga, teraz też opozycyjnej, ale lewicowej [3].

Polacy nie tylko więc pozostają sceptyczni wobec kwestionowania wyniku wyborczego, ale surowi dla tych, co w taki sposób postępują.

Doktor Nawrocki a magister Kwaśniewski, czyli protestów Radia Maryja dziesięć razy tyle, co giertychówek  

Rzeczywiście powtórkę wyborów, ich “trzecią turę” jak niedawno w Rumunii czy przed laty na Ukrainie, niezależnie od sensowności podobnego rozwiązania, niezmiernie trudno przychodzi sobie wyobrazić przy zachowaniu spokoju społecznego. Nie bez znaczenia dla obywatelskich ocen pozostaje fakt, że Koalicja Obywatelska zachowuje się teraz w podobny sposób, jakiego obawiano się ze strony PiS w reakcji na wyniki ogłoszone po 15 października 2023 r.  

Nie oznacza to oczywiście, by PiS stało się nagle partią pokoju wewnętrznego: pamiętamy, jak Jarosław Kaczyński, rywalizujący u zarania demokracji z kierowcą Mieczysławem Wachowskim o rolę głównego  kapciowego Lecha Wałęsy, podpowiedział laureatowi pokojowej Nagrody Nobla, idącemu wówczas po prezydenturę, rozpoczęcie pierwszej “wojny na górze”. Szybko się zresztą skończyła, gdy elity wystraszył kandydat znikąd Stanisław Tymiński, który na szczęście tak dla nas, jak dla nich, z Wałęsą przegrał. Podobnie jak ten ostatni w pięć lat później z Aleksandrem Kwaśniewskim, zwycięzcą z 1995 r. Protestów wyborczych złożono wówczas ponad pół miliona – dziesięć razy tyle, co teraz giertychówek – a dotyczyły zwykle wykształcenia kandydata, bo podawano, że ma wyższe, chociaż studiów nie ukończył, co nazwano kłamstwem magisterskim. Polska demokracja przeżyła tamto zawirowanie bez większych strat, o czym i teraz pamiętać wypada.            

Podważanie wyniku wyborczego zdarza się nie tylko w warunkach świeżej demokracji (do Polski wróciła ona w 1989 r. a sposobu policzenia głosów wtedy w wyborach z 4 czerwca, chociaż po części objętych kontraktem politycznym, akurat nikt nie kwestionował), ale i krajach, gdzie wydaje się ustabilizowana. W tym w Stanach Zjednoczonych, gdzie cztery i pół roku temu zakończyło się to szturmem zwolenników Donalda Trumpa na Kapitol po ogłoszeniu zwycięstwa demokraty Joe’go Bidena. Były wówczas nawet ofiary śmiertelne tego ataku. A Trump kolejne wybory wygrał, z Kamalą Harris, już bez przemocy. W najdłużej funkcjonującej nieprzerwanie demokracji amerykańskiej rekord liczenia głosów po wyborach ustanowiono ćwierć wieku temu. Najpierw media nieopatrznie ogłosiły zwycięstwo wieloletniego zastępcy Billa Clintona, Ala Gore’a nad republikaninem George’m Bushem Jrem, podobnie jak teraz u nas Trzaskowskiego nad Nawrockim. Potem przez pięć tygodni ponownie przeliczano głosy na Florydzie, zanim nie przerwał tego swoją decyzją Sąd Najwyższy. O rozstrzygającej wygranej Busha w tym stanie a tym samym w całym kraju zdecydowało nieco ponad pięćset głosów, a Floryda ma ponad 23 mln mieszkańców.. Wielu demokratów pozostało z przeświadczeniem, że na Florydzie dokonano fałszerstw, zwłaszcza, że urząd gubernatora pełnił tam wtedy brat zwycięzcy Jeb. Nie przeszkodziło to jednak George’owi Bushowi Juniorowi w sprawowaniu prezydentury i to przez dwie kadencje. Zaś Alowi Gore’owi na pocieszenie pozostała Pokojowa Nagroda Nobla, na którą zwycięzca tamtych wyborów, odpowiedzialny później za zbrojne interwencje w Afganistanie i Iraku, nie miał co liczyć… Za to gorąco wtedy protestujący demokraci wygrali wybory prezydenckie dopiero wtedy, gdy stanął do nich Barack Obama. Nie tylko Trzaskowskiemu, ale i innym rodzimym potencjalnym kandydatom demokratycznym wiele brakuje do jego charyzmy. Gdyby którykolwiek z nich dorównał chociażby sile charakteru i osobowości Joe’go Bidena, co w Białym Domu spędził tylko jedną kadencję, ale pomimo walki z ciężką chorobą zdążył jednoznacznie potwierdzić respektowanie przez Amerykę zasady wzajemnej obrony członków NATO w nowej sytuacji, określanej przez wojnę w Ukrainie – prezydentem Polski nie zostałby teraz na całe pięć lat Karol Nawrocki.         

[1] badanie United Surveys dla Wirtualnej Polski z 27-29 czerwca 2025

[2] sondaż SW Research dla rp.pl z 24-25 czerwca 2025

[3] badanie United Surveys… ibidem

Jak oceniasz?

kliknij na gwiazdkę, aby ocenić

średnia ocen 5 / 5. ilość głosów 9

jeszcze nie oceniano

jeśli uznałeś, że to dobre...

... polub nas w mediach społecznościowych

Nie spodobało się? Przykro nam...

Pomóż nam publikować lepsze teksty

Powiedz nam, jakie wolałbyś teksty na pnp24.pl?

Łukasz Perzyna (ur. 1965) jest dziennikarzem „Opinii”, Polityczni.pl i „Samorządności”, autorem filmu o Aleksandrze Kwaśniewskim (emisja TVP1 w 2006 r.) oraz dziewięciu książek, w tym. „Uwaga, idą wyborcy…” i „Jak z Pierwszej Brygady”. Pracował m.in. w „Wiadomościach TVP” i „Życiu”, kierował działem krajowym „Obserwatora Codziennego”. W latach 80 był działaczem Konfederacji Polski Niepodległej i redaktorem prasy podziemnej.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here