Miliony, dżentelmeni i fakty

0
26

Przemysław Czarnek nie został urzędnikiem w kancelarii prezydenta Karola Nawrockiego, ale pozostaje zastępcą Jarosława Kaczyńskiego w partii. Dlatego jego zapowiedź zwiezienia “milionów” zwolenników Prawa i Sprawiedliwości do stolicy w dniu inauguracji głowy państwa warto potraktować poważnie. W każdej demokracji opozycja wykorzystuje słabości rządzących ale w perspektywie 6 sierpnia może to – chociaż oczywiście nie musi – mieć groźne następstwa. 

Potwierdzający opinię o sobie jako twardym polityku PiS Przemysław Czarnek – przez wielu typowany na premiera przyszłego rządu koalicyjnego z Konfederacją, jaki miałby powstać po wyborach za dwa lata – nie tai, że masowa demonstracja w dniu inauguracji Nawrockiego ma stanowić reakcję na niepewność, co w Zgromadzeniu Narodowym tego 6 sierpnia się wydarzy:

– Muszą nas być miliony na ulicach Warszawy, żeby żadna głupota do głowy nie przyszła różnym Giertychom, Żurkom czy innym Tuskom – tak we właściwym sobie stylu opisuje Czarnek cel planowanej akcji [1].

Wiceprezes i były minister edukacji nie tai również, że PiS nie oblicza wyłącznie wariantów z dwuletnią perspektywą i przygotowuje się do objęcia rządów “z dnia na dzień”.

Demony raz wypuszczone

To raczej podbechtywanie zwolenników “kryterium ulicznego”, bo poważnie trudno prognozować, żeby bezpośredni zwierzchnik Czarnka w partii Jarosław Kaczyński w roli faworyta wyborów zaplanowanych za dwa lata teraz ryzykował i zechciał nadmiernie przyspieszać bieg zdarzeń. Podobnie zapowiadane miliony zwolenników na ulicach to tylko pisowska retoryka. Tylu uczestników nie liczyła jeszcze żadna demonstracja PiS. Na pewno jednak opozycja korzysta z pewnego komfortu spowodowanego faktem, że nie ona obecny spór wywołała. Prawo i Sprawiedliwość wyłącznie go eskaluje. Błędy popełnili wcześniej i demona wypuścili niedawni zwycięzcy z 15 października 2023 r, nerwowo reagujący na wynik kolejnych wyborów – tym razem przegranych prezydenckich z 1 czerwca br.

Najpierw zaczęła się niefortunna akcja jego podważania. Jej twarzą stał się Roman Giertych, identyfikowany jako prawnik rodziny Tusków a nie żaden obrońca demokracji – zresztą wcześniej był wicepremierem u Kaczyńskiego i – całkiem jak nieco później Czarnek – ministrem edukacji w rządzie zdominowanym przez PiS. Protesty składane wedle szablonu i zwane giertychówkami nie przyniosły efektu ani nie zaskarbiły poparcia społecznego tym, co na całą awanturę przyzwolili. Co trzeci niedawny zwolennik Rafała Trzaskowskiego wyklucza bowiem możliwość, aby druga tura wyborów prezydenckich została sfałszowana. 

Poważniejszy bez porównania od Giertycha polityk, Szymon Hołownia, ujawnił w piątek, że był nakłaniany do przeprowadzenia zamachu stanu. Z tego, co mówi marszałek      Sejmu wynika, że namawiały go do tego osoby z kręgu Koalicji Obywatelskiej.

Wiemy, jak miałoby to wyglądać – lepiej pisać o tym scenariuszu w trybie warunkowym, bo Hołownia na szczęście odmówił.

Marszałek zwołałby Zgromadzenie Narodowe, ale nie po to, by przyjąć przysięgę prezydencką od  Nawrockiego, chociaż ten wybory wygrał. Tylko żeby obrady odroczyć.

Marszałek, co nie chciał zostać grabarzem

Wtedy – skoro kadencja Andrzeja Dudy dobiegła końca a Nawrocki formalnie jego następcą nie został – obowiązki prezydenta przejąłby tymczasowo sam Szymon Hołownia jako marszałek Sejmu. I podpisałby wszystko, co mu koalicja na biurku położy. Zawiedli się jednak ci. co spodziewali się, że próżność marszałka okaże się mocniejsza od właściwego politykowi instynktu samozachowawczego. Trudno się dziwić, że człowiek roztropny nie podjął się roli grabarza polskiej demokracji.

Na ulicach mogą jednak jej zaszkodzić samozwańczy obrońcy liczący na krótką pamięć społeczeństwa. Wiemy bowiem, jak PiS za swoich rządów, zwłaszcza tych drugich (2015-23) traktował demokratyczne zasady: nie tylko w mediach publicznych czy sądownictwie.              

Organizowanie demonstracji, wielotysięcznych czy nawet jak zapowiada Czarnek wielomilionowych – to oczywiste prawo człowieka i obywatela. 

Jak każda mieszcząca się w ramach demokracji akcja antyrządowa – także i ta pozostaje wilczym prawem opozycji.

Tyle, że ludzie to nie wilki, wbrew temu, co wyśpiewuje na cześć prezesa niezapomniany bohater filmu “Miś” Stanisława Barei trener 2. klasy Jarzębek.  

Wiadomo, że za każdy tumult uliczny odpowiada ten, kto rządzi krajem. Bo od władzy oczekuje się zapewnienia minimum spokoju i bezpieczeństwa.  

Kryterium uliczne o gwałtownym przebiegu wydaje się jednak tym razem nie być wcale w interesie PiS. Bo to kandydat partii Kaczyńskiego – Nawrocki, mniejsza o to, że obywatelskim zwany, dopiero co wygrał wybory prezydenckie. Pozostaje więc liczyć nie tyle na umiarkowanie i poczucie odpowiedzialności ich obu ale zdolność dokonania trzeźwej kalkulacji. Przecież obozowi pisowskiemu bardziej się opłaca nawet burzliwa kohabitacja niż uliczna awantura, bo pierwszy z tych wariantów skutkuje utratą poparcia przez obóz rządowy zaś następstwa drugiego, czarnego scenariusza pozostają niewiadome.

Władza odpowiada w demokracji za spokój na ulicach. Jeśli ma swój cel osiągnąć, nie może rządzonych zwodzić. Wtedy bowiem reakcje się radykalizują. 

Dżentelmeni nie dyskutują o faktach, głosi znane powiedzenie. W kwestii domniemanego zamachu stanu Koalicja 15 Października powinna skutecznie się z faktami zmierzyć. Po prostu społeczeństwo musi dowiedzieć się o całej sprawie i jej okolicznościach jak najwięcej.

Właśnie dlatego, że nie jesteśmy dziećmi, jadącymi na wakacje – jeśli można się w ten sposób odwołać do metafory Donalda Tuska z sobotniego wiecu w Pabianicach, kiedy krytykował Hołownię. Nie da się już zaprzeczyć, że pomysły drogi na skróty – nazwijmy rzecz eufemizmem – rozważała sama władza i jej eksperckie zaplecze.     

Nie da się udawać, że nie istniały. Skoro niedawno i to aprobatywnie odnosił się do nich nestor sądownictwa Andrzej Zoll, wykazując, że Zgromadzenie Narodowe może odłożyć odebranie przysięgi od Nawrockiego a w międzyczasie ocenić ważność wyborów [2], co stanowi zresztą oczywistą herezję prawniczą, za którą profesor powinien na egzaminie obcinać własnych studentów. W tym wypadku nie chodzi jednak o wytykanie innym ich słabości. Raczej o wspólną odpowiedzialność. Jej miarę stanowić będzie rzetelne zmierzenie się z problemem. Bez upiększeń ale i wyśmiewania innych.

Jedynie prawda jest ciekawa, jak powtarzał znakomity pisarz Józef Mackiewicz 

[1] Przemysław Czarnek w  Radiu Wnet z 28 lipca 2025  

[2] por. Kwestia zaprzysiężenia Karola Nawrockiego. Prof Zoll proponuje… onet.pl z 18 lipca 2025       

Jak oceniasz?

kliknij na gwiazdkę, aby ocenić

średnia ocen 5 / 5. ilość głosów 5

jeszcze nie oceniano

jeśli uznałeś, że to dobre...

... polub nas w mediach społecznościowych

Nie spodobało się? Przykro nam...

Pomóż nam publikować lepsze teksty

Powiedz nam, jakie wolałbyś teksty na pnp24.pl?

Łukasz Perzyna (ur. 1965) jest dziennikarzem „Opinii”, Polityczni.pl i „Samorządności”, autorem filmu o Aleksandrze Kwaśniewskim (emisja TVP1 w 2006 r.) oraz dziewięciu książek, w tym. „Uwaga, idą wyborcy…” i „Jak z Pierwszej Brygady”. Pracował m.in. w „Wiadomościach TVP” i „Życiu”, kierował działem krajowym „Obserwatora Codziennego”. W latach 80 był działaczem Konfederacji Polski Niepodległej i redaktorem prasy podziemnej.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here