Dekomunizacja w Polsce wreszcie się dokonała i to najbardziej demokratycznymi metodami, bo przy urnach wyborczych, głosami elektoratu lewicowego. W ten sposób zinterpretować można pokonanie przez Adriana Zandberga, reprezentującego ideową lewicę, oficjalnej kandydatki postkomunistycznej partii Włodzimierza Czarzastego – Magdaleny Biejat, której głosy odebrała dodatkowo również ideowa Joanna Senyszyn, promotorka określenia rządów PiS mianem “kaczyzmu”.
Realia wielkiej polityki okazują się jednak znacznie odmienne od decyzji elektoratu w pierwszej turze wyborów prezydenckich. Tak jak za wspomnianych rządów PiS wykonawcą i twarzą procesu przejmowania polskiego wymiaru sprawiedliwości przez tę partię stał się dawny prokurator ze stanu wojennego Stanisław Piotrowicz – tak inny były członek PZPR Włodzimierz Czarzasty pełni teraz nieformalną rolę spikera rządzącej demokratycznej Koalicji 15 Października, chociaż jego ugrupowanie dysponuje w niej najmniejszą siłą głosów, pomniejszoną jeszcze o odejście pięciorga posłów do Razem Zandberga, a i w samym głosowaniu w tamtym historycznym dniu odnotowało najniższe poparcie spośród partii, tworzących dziś sojusz rządowy.
Dlaczego Czarzasty może mówić, co chce
Pomimo to wicemarszałkowi Sejmu i szefowi postkomunistycznej Lewicy Czarzastemu prawie nikt nie zadaje niewygodnych pytań, nie tylko o przeszłość w PZPR, ale nawet o udział w dużo bliższej historycznie aferze Lwa Rywina, której pozostawał – wraz z Robertem Kwiatkowskim, wtedy prezesem TVP – jednym z głównych bohaterów jako członek Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji z postkomunistyczną wówczas większością. Niemal nikt nie dociska Czarzastego na sejmowym korytarzu, bo uchodzi on za głównego kadrowego w obecnej TVP, a w pozostałych mediach elektronicznych planowane są zwolnienia. Dlatego choćby przez żurnalistki TVN Czarzasty nazywany jest swojsko “Czarzakiem”, niczym dobry wujek.
Co więcej, pewne już się wydaje, że Włodzimierz Czarzasty zostanie w listopadzie marszałkiem Sejmu. Szymon Hołownia za sprawą ujawnienia rozmowy z prezesem PiS Jarosławem Kaczyńskim zmniejszył szanse na prolongowanie swojego mandatu. Chociaż zależało mu, żeby zostać do końca kadencji. Teraz jednak Donald Tusk zyskał dogodny pretekst, żeby mu tego odmówić.
Układ sił przy urnach nie przekłada się więc na rządową ani parlamentarną rzeczywistość, chociaż to właśnie Czarzasty, poprzez odejście piątki posłów, co utworzyli koło Razem, jako jedyny z koalicjantów zanotował znaczącą arytmetyczną stratę po 15 października 2023 r, co w innych warunkach mogłoby stanowić pretekst do ponownego negocjowania umowy koalicyjnej, zawartej wkrótce po tej dacie.
Przy słabym rządzie, bez gwiazd w jego składzie i znaczącego poparcia społecznego, bo kolejne sondaże dokumentują zmęczenie ekipą Tuska – Czarzasty jako marszałek dysponować będzie znacznym zakresem władzy. Tym bardziej, że w parlamencie nie jest debiutantem, jak Hołownia.
Komfortu na przyszłość mu to jednak nie zapewnia. Wystarczy rzut oka na wynik majowej 1. tury wyborów prezydenckich: spośród lewicowych kandydatów największe poparcie zdobył ideowy Adrian Zandberg z partii Razem (4,86 proc dało mu 6. miejsce w stawce wszystkich pretendentów), wyprzedzając kandydatkę Czarzastego – Magdalenę Biejat (4,23 proc i 7. miejsce) oraz Joannę Senyszyn, której atutem była nie żadna partia lecz ciekawa kampania (1,09 proc i 9 miejsce). Tak więc głosy oddane na lewicowych kandydatów sumują się do ponad 10 proc ale dla Czarzastego nie płynie z tego żaden optymistyczny wniosek.
Czy historia się powtórzy
Raz już Zandberg skutecznie pokrzyżował szyki nie Czarzastemu lecz jego poprzednikowi Leszkowi Millerowi. W wyborach 2015 r. Adrian Zandberg wystartował z listą partii Razem i znakomicie wypadając w debatach telewizyjnych, wprawdzie dla swoich mandatów nie uzyskał, za to skutecznie rozbił głosy koalicji jaką Miller lekkomyślnie wtedy zawarł z pozbawionym już wówczas zwolenników Januszem Palikotem. Do Sejmu, po raz pierwszy od II wojny światowej, nie weszła wtedy żadna reprezentacja lewicy.
Za dwa lata scenariusz ten może się powtórzyć, chociaż Millera ani Palikota nie ma już w wielkiej polityce. Tym razem przegranym będzie Czarzasty. Bardziej optymistyczny scenariusz zakłada wprawdzie obecność w Sejmie ale już nie sprawczość: mikroskopijną reprezentację posłów jednego lub nawet obu stronnictw lewicowych, pozbawioną jednak wszelkiej zdolności koalicyjnej, jeśli rządzić będą PiS i Konfederacja. Czarzasty, na razie silny słabością innych (tak Tuska jak Hołowni i PSL), ma więc o czym myśleć w dalszej perspektywie.
Co zrobi spiker, gdy prąd wyłączą
Nawet dla lewicowego elektoratu z upływem lat przeszłość traci znaczenie. Wielu dawnych socjalnych wyborców Sojuszu Lewicy Demokratycznej pozyskanych zostało rozdawnictwem społecznym przez Prawo i Sprawiedliwość. Młodym, głosującym na Zandberga i gotowym do kolejnego Sejmu poprzeć listę Razem, data 22 lipca z niczym się nie kojarzy. Nieco starsi wiedzą, że to rocznica ogłoszenia manifestu PKWN, ale niewiele z tego wynika. W PRL był to dzień wolny, ale i tak w czasie masowo branych urlopów. W szkołach z powodu wakacji nie dało się jak na 1 Maja zorganizować akademii. Co najwyżej na koloniach podawano wtedy lepsze jedzenie albo w ośrodku wczasowym tort.
Polacy nie spierają się tak mocno o przeszłość jak o teraźniejszość. We wzajemnej walce Koalicji Obywatelskiej z PiS od komunistów wymyślają sobie jedni i drudzy, co zawsze jakoś się uzasadnia obecnością w zapleczu obu głównych obozów mrocznych postaci z PRL. Dawny radykalny działacz antykomunistycznej Solidarności Walczącej Grzegorz Schetyna jako szef Platformy Obywatelskiej przed sześciu laty po zawarciu koalicji z SLD utorował drogę do Parlamentu Europejskiego poprzedniej kadencji paru byłym sekretarzom z PZPR. O roli Piotrowicza w pisowskim obozie była już mowa.
Młodzi jednak głosują na Zandberga z innych niż ocena Polski sprzed 1989 r. względów. Przypisują mu wrażliwość społeczną obcą głównym aktorom sceny politycznej. Podoba im się, jak powtarza, że mieszkanie jest prawem a nie towarem. Wypisał się z koalicji rządzącej, a gabinet Tuska w kolejnych sondażach traci coraz więcej. Komu z grona oponentów władzy nie odpowiada brutalny przekaz PiS, Konfederacji ani Korony Polskiej – ten bierze pod uwagę bardziej przyjazną zwykłemu człowiekowi ofertę Razem. Przy czym fakt, że Zandberg za nic nie odpowiada i żadnych poza poselską funkcji dotychczas nie pełnił – działa na jego korzyść w oczywisty sposób.
Atutem Czarzastego okazuje się na razie udział we władzy. I sprawczość – chociaż to akurat ulubione słowo jego rywala Hołowni. Wreszcie załatwianie posad, nie tylko w TVP. Na szeroką skalę jednak to nie działa. I wszystko może się skończyć z chwilą ogłoszenia wyniku najbliższych wyborów. Wtedy na sejmowym korytarzu Czarzastego nie będzie już otaczał wianuszek usłużnych żurnalistów, bo kogo obchodzi były poseł. A najpewniejszy siebie spiker nie poradzi sobie wtedy, gdy mikrofon nie działa, bo prąd wyłączony.
