Codzienne problemy Polaków to dramatyczna drożyzna, niepewność losów rodaków z Wielkiej Brytanii po Brexicie i zalewanie kraju przez tanich pracowników ukraińskich. Także borykanie się rolników z suszą o rozmiarach klęski żywiołowej. Wreszcie brak miejsc w szkołach, odbierający motywację do nauki. Politycy zaś spierają się o LGBT oraz o pierwszeństwo w dostępie do miejsca pamięci na Westerplatte, jakby tej ostatniej kwestii nie rozstrzygnął Jan Paweł II przed ponad 30 laty.

Nawet bliskość wyborów nie skłania polityków, żeby przemawiali do nas ciekawiej i w sprawach istotnych.

Podatnika nikt o zdanie nie pyta

„Gdyby energię przeznaczoną na narzekania, dywagowanie o koalicjach, krytykowanie liderów przeznaczyć na namawianie sąsiadów do głosowania na opozycję, Kaczyński już mógłby pakować manatki” [1] – zauważa Krzysztof Król, poseł z lat 1991-7. Na razie jednak Jarosław Kaczyński z gospodarskimi wizytami objeżdża pikniki i festyny niczym niegdyś Leonid Breżniew fabryczne masówki i akademie floty czarnomorskiej, szykując się na kolejne cztery lata rządzenia. Nie są to płonne oczekiwania, skoro za kształt systemu politycznego odpowiada głównie jego dawny ulubieniec Ludwik Dorn. Tacy jak on politycy przyczynili się do sformułowania przepisów, rozrywających związek między działalnością a odpowiedzialnością. Korzystnych dla klasy politycznej, a nie tych, co ją utrzymują. Podatnika nikt o zdanie nie pyta. Szans ma tyle, co przedsiębiorca sprzeciwiający się reketerom ze wschodu. Znamy więc przegranych. A beneficjenci?

Pianista, który nie potrafi się zmobilizować na eliminacje Konkursu Chopinowskiego nadaje się tylko, żeby grać do kotleta w knajpie. Ligowego piłkarza, co nie trafia do pustej bramki, do reprezentacji nie powołają. Politycy jednak stanowią prawo, więc zadbali o to, żeby reguły rynku w ich świecie nie obowiązywały.

Kto bez przymusu ekonomicznego da sobie wmówić dilerowi, że używany osiemnastoletni samochód okaże się na szosie bezkonkurencyjny? Pewnie nikt nie chciałby lodówki w tym wieku, wielokrotnie serwisowanej.

Politykę uprawia się u nas w starych dekoracjach. Życie publiczne zdominowały ugrupowania obecne w nim co najmniej od osiemnastu lat. Wystarczają sobie nawzajem, gdy coś zakłóca ich obraz świata, znajdą odpowiedź: „wina Tuska” albo „społeczeństwo nie dorosło”.

Gdyby podobna sytuacja zaistniała w którejś z branż gospodarki – kwalifikowałaby się do interwencji Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Mamy bowiem do czynienia z kartelem.

Odkąd w 2001 r. wyborcy nie wpuścili do Sejmu obu ugrupowań współrządzących – co stanowiło pierwsze takie zdarzenie w historii Europy – AWS i Unii Wolności, ich następcy skorzystali z uchwalonych wcześniej zasad finansowania partii z budżetu państwa. Zamiast przeciwdziałać korupcji, przyczyniły się do duopolu. Po kadencji rządów SLD (2001-5), w kolejnych wymieniały się władzą Prawo i Sprawiedliwość (2005-7 oraz od 2015) oraz Platforma Obywatelska (2007-15), czyli formacje powstałe na gruzach AWS i UW. Zdolnością koalicyjną zaimponowało odwołujące się do 120 lat historii ruchu ludowego PSL, współrządzące zarówno z SLD (2001-3) jak PO (2007-15). Epizodycznymi koalicjantami PiS stały się dogorywające: Samoobrona i Liga Polskich Rodzin (2006-7). Formacje młodszej generacji pojawiały się w kolejnych sejmach na jedną kadencję, jak Ruch Palikota (2011-15) oraz na razie Kukiz 15.

Trudno o bardziej monotonny obraz. Po wejściu Polski do UE (2004 r) chociaż bez związku z tym faktem nastąpiło zabetonowanie życia publicznego. Towarzyszą mu niska frekwencja wyborcza i równie niskie oceny polityków przez społeczeństwo. Obecna władza jeszcze bardziej krytycznie postrzegana jest przez międzynarodową opinię publiczną.

Prezentuje się karykaturalnie, ale drogę do samodzielnego rządzenia utorowały Kaczyńskiemu słabości całej klasy politycznej, a nie tylko jego ulubieńca Dorna, ojca ustawy, zmuszającej podatnika do łożenia na partie, którymi gardzi i z którymi się nie zgadza.

Najpierw ministra, potem magistra

Trudno uwierzyć, że odnowi politykę wkraczające do niej pokolenie. Na to, żeby 28-letnia Anna Gembicka została wiceministrem inwestycji i rozwoju nalegał sam premier Mateusz Morawiecki. Nominacja zasługiwałaby na pochwałę, gdyby nie fakt, że nowa minister… nie ma wyższego wykształcenia, chociaż miałaby czas skończyć i dwa fakultety. Nie poradziła sobie jednak z żadnym, pochłonięta zaangażowaniem w działalność w Niezależnym Zrzeszeniu Studentów, faktycznej przybudówce PiS. Istniejące regulacje ogólnie tylko wspominają o konieczności odpowiedniego przygotowania do objęcia stanowiska. Magistrem być nie grzech, ale żaden mus… Ucz się, bo jak nie, to politykiem zostaniesz?

Inaczej wyglądała pozycja studenckich liderów przed wojną. Ale też sobie na nią zasłużyli, jak zaświadczał [2] Jerzy Giedroyc:

„Ponadto była praca w Bratniaku. Pamiętam przezabawną historię z Kiepurą. Poszliśmy do niego z prośbą, by dał koncert na rzecz Bratniej Pomocy. Kiepura powiedział nam: ‘Doskonale. Ja to chętnie zrobię i na pewno będziecie z tego mieli bardzo dużo pieniędzy. Chcę tylko, żebyście załatwili mi doktorat honoris causa Uniwersytetu Warszawskiego’ Przekraczało to oczywiście nasze możliwości i do koncertu nie doszło” .
Jerzy Giedroyc

Ale chociaż spróbowali… Działaczem Bratniaka tuż po wojnie w Krakowie był student Karol Wojtyła.

Nie ma Mickiewicza i nie ma Miłosza

Ten sam Giedroyć w „Autobiografii na cztery ręce” opisuje, jak w sanacyjnej Polsce współdziałali młodzi urzędnicy, tworzący „klub złośliwych szczeniaków, jakeśmy go między sobą nazywali. Byli to głównie sekretarze ministrów, a klub polegał na tym, że siedziało się razem na wódce i załatwiało sprawy państwowe, dublując Radę Ministrów i ustalając, co trzeba zrobić, co zasugerować (..) Później powstało coś bardziej zorganizowanego, nazywało się to Zakon Nieznanego Żołnierza” [3].

A jakie problemy skupiały uwagę młodych urzędników? „Był to poniekąd klub dyskusyjny, poniekąd zaś grono, które próbowało ustalać wytyczne dla polityki państwa i sugerować pewne decyzje. (..) Pamiętam wielkie dyskusje wokół reformy rolnej, rozbudowy marynarki czy portów na Bałtyku” [4]. Młodych z ekipy PiS zajmują sprawy mniejszej wagi, jak dowodzi przykład Bartłomieja Misiewicza, obiektu zainteresowań prokuratorów i filmowców. Nie ma Mickiewicza i nie ma Miłosza, mówią słowa znanej piosenki Grzegorza Turnaua. Nie ma nawet młodego Giedroycia…

Myśl polityczna maga z Maisons-Laffitte pozostaje żywotna i inspirująca, ale stanowi to wcale nie budujący przykład, że przez 30 Polacy nie wytworzyli nowych wzorców. Dawne zaś – jak polityka wschodnia wyznaczana przez doktrynę Juliusza Mieroszewskiego i Jerzego Giedroycia okazują się… tyleż ikoniczne co anachroniczne. Powstawały, gdy liderzy emigracji ukraińskiej zabiegali o Polaków, jak Sława Stećko o spotkanie z Leszkiem Moczulskim. Odrodzenie nacjonalizmu za wschodnią granicą zdezaktualizowało idee, które w zamyśle twórców nie miały stać się wieczne, tylko ułatwić odzyskanie niepodległości przez Polskę i sąsiadów, co się udało.

Trzecie podejście czyli co od ludzi zależy

Bohater z KPN Krzysztof Król wskazuje: „Pokolenie 1980 i 1989 wiedziało, że człowiek powinien zachowywać się tak, jakby wszystko zależało od niego. Wtedy ta maksyma pozwoliła wygrać. Dziś też nie ma lepszej recepty na sukces” [5]. O tym, jak nie zmarnować ewentualnego zwycięstwa nad Kaczyńskim – Król nie pisze.

A nie da się zapomnieć, że w niecałe półtora roku po Sierpniu przyszedł stan wojenny z juntą generałów. Po 1989 r. dobry czas okazał się bez porównania dłuższy, ale i tak skończyło się… jak zawsze – podwójnymi zwycięstwami PiS z 2005 i 2015 r. Skoro do trzech razy sztuka – to niewątpliwie warto kolejną próbę podjąć, ale też najpierw rozważyć szczegółowo, jak to się stało, że przy pierwszej z nich odradzającą się demokrację rozjechały czołgi generałów, przy drugiej zaś – limuzyny bankierów, od Sachsa po Morawieckiego. W obu wypadkach efektem stały się obce chlubnej polskiej tradycji i wyzwaniu wspólnej Europy rządy partyjnego aparatu. Trzeciej szansy zmarnować nie wolno.

Nie wygra ten, kto nie umie zdiagnozować przyczyn własnej porażki. Agnieszka Kublik z „Gazety Wyborczej” w rozmowie z Iwoną Śledzińską–Katarasińską prezentującym przyszłość TVP w wypadku zwycięstwa Platformy wcale nie pyta, jakie wnioski PO wyciągnie z błędów, które wobec telewizji popełniła [6].

TVP: zlikwidować, żeby uratować, a nie “zaorać”

Zlikwidować trzeba TVP formalnie, żeby uciąć finansowe zobowiązania wobec jej propagandowych celebrytów. Ale nie może to oznaczać jej zaorania.

Read more

A przecież zanim do władzy doszedł Jacek Kurski z borykającymi się z nadwagą gwiazdeczkami, panoszący się tam ludzie PO wykopywali zasłużonych pracowników do firm-krzaków i upokarzali ich zmuszaniem do rozwiązywania debilnych testów bez związku z ich zajęciem. Rozumie to poseł PO Cezary Grabarczyk, skoro podczas wielkanocnego spotkania przeprosił dziennikarzy telewizyjnych.

A Kublik nie pyta, bo ją z kolei ktoś mógłby indagować, dlaczego za prezesury Roberta Kwiatkowskiego chwaliła obiektywizm Wiadomości i pluła na tych, którzy je krytykowali. Nie uwolni od Kurskiego telewizji ten, kto postępuje tak jak on. Państwu już dziękujemy, nowe jest piękne – chce się powiedzieć. A zwykłemu obywatelowi, takiemu co kiedyś nie rozróżniał Kaczyńskich, wszystko jedno, który z brajdaków Kurskich będzie górą. To nie jego sprawa i tak wszystko zostanie w rodzinie…

Koń by się uśmiał

Przykłady Ala Gore’a oraz Hillary Clinton zaświadczają, że można zdobyć więcej głosów niż rywal i pomimo to przegrać wybory. Albo wygrać zimną wojnę i przegrać pokój, co spotkało Polaków.

Ceniony prognosta z tytułami akademickimi pod koniec XIX wieku przewidywał, że w 1960 r w Paryżu będzie tyle dorożek, że dla koni zabraknie owsa w całej Francji. Wyliczył trafnie ale pewnych zmian nie przewidział.

Zwolennicy poglądu, że istniejące partie naprawią polską politykę swoją logiką przywodzą na myśl tego francuskiego futurologa. Koń by się uśmiał – chciałoby się powiedzieć. Dlaczego w takim razie nie zrobiły tego wcześniej. Dajmy szansę innym, nowe jest piękne, zwłaszcza że w kilka miesięcy po wyborach do Sejmu mamy kolejne, prezydenckie, których nie wygra bez walki Adrian z popularnego serialu…

W polskiej polityce od dawna działa znane z ekonomii prawo Kopernika-Greshama: moneta gorsza wypiera lepszą. Sami politycy tego nie zmienią, zbyt wiele szans już zmarnowali, mogą to zrobić wyłącznie wyborcy…

Jak sądzisz?

[democracy id=”44″]

[1] Krzysztof Król. Obywatelska Pomoc Wyborcza. Pomoc-wyborcza.pl z 24 lipca 2019
[2] Jerzy Giedroyc. Autobiografia na cztery ręce. Oprac. Krzysztof Pomian. Czytelnik, Warszawa 1994, s. 24
[3] ibidem, s. 27; por również na ten temat: „Zeszyty Historyczne” nr 22 z 1972, Paryż
[4] Jerzy Giedroyc. Autobiografia na cztery ręce, op. cit. s. 28
[5] Krzysztof Król. Obywatelska Pomoc Wyborcza, op.cit.
[6] por. Plan Platformy na TVP. Z Iwoną Śledzińską-Katarasińską rozmawia Agnieszka Kublik. „Gazeta Wyborcza” z 27-28 lipca 2019

Czytaj o polskich partiach politycznych:

Jak oceniasz?

kliknij na gwiazdkę, aby ocenić

średnia ocen 5 / 5. ilość głosów 8

jeszcze nie oceniano

jeśli uznałeś, że to dobre...

... polub nas w mediach społecznościowych

Nie spodobało się? Przykro nam...

Pomóż nam publikować lepsze teksty

Powiedz nam, jakie wolałbyś teksty na pnp24.pl?

Łukasz Perzyna (ur. 1965) jest dziennikarzem „Opinii”, Polityczni.pl i „Samorządności”, autorem filmu o Aleksandrze Kwaśniewskim (emisja TVP1 w 2006 r.) oraz dziewięciu książek, w tym. „Uwaga, idą wyborcy…” i „Jak z Pierwszej Brygady”. Pracował m.in. w „Wiadomościach TVP” i „Życiu”, kierował działem krajowym „Obserwatora Codziennego”. W latach 80 był działaczem Konfederacji Polski Niepodległej i redaktorem prasy podziemnej.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here