Afera w Ministerstwie Sprawiedliwości mówi sporo o kadrach dobrej zmiany w resorcie, ale jeszcze więcej o pisowskich propagandzistach. Ci ostatni otwarcie obrażają inteligencję odbiorców. Efekt mogą osiągnąć całkiem odwrotny do zamierzonego: głosowanie na PiS znów stanie się obciachem, jak osiem czy dwanaście lat temu.

Name

publicysta pnp24

W Łomży dwie kandydatki na posłanki pokłóciły się w obecności wyborców o pierwszeństwo w dostępie do mikrofonu. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie jeden szczegół. Obie wywodzą się z tej samej partii, PiS. Gdy parę tygodni temu cytowałem Państwu w PNP24.PL dykteryjkę o parlamentarzystkach PiS zwiedzających wystawę w Zachęcie, nie spodziewałem się, że życie partii rządzącej tak szybko przerośnie kabaret.

Kamiński i Witek – roszada Kaczyńskiego

Awansując Elżbietę Witek dwukrotnie w ciągu kwartału Kaczyński zapewnia sobie jej pełną lojalność. Zaś pełną kontrolę nad ludźmi Kaczyński po prostu uwielbia.

Read more

Powód nerwowości wydaje się oczywisty: Bernadeta Krynicka, ta co ze strasznym grymasem na twarzy uciekała sejmowym korytarzem przed niepełnosprawnymi dziećmi i ich matkami na podlaskiej liście PiS jest ósma. Jej antagonistka w walce o mikrofon Agnieszka Muzyk, która dopiero co przegrała tam wybory prezydenckie – jedenasta. Jeśli spadkowa tendencja PiS w sondażach, zarejestrowana po aferach: lotniczej Kuchcińskiego i hejterskiej resortu sprawiedliwości utrzyma się – obie posłankami nie zostaną. I kto je wtedy zatrudni

Wedle badania Kantar PiS w kilka dni straciło 5 punktów procentowych i może liczyć na głosy 39 proc Polaków, podczas gdy Koalicja Obywatelska – już na 30 proc. [1] Prorządowe media próbowały zamaskować ten wynik, masowo publikując sondaże mniej znanych ośrodków, niezmiennie faworyzujące PiS. Bez efektu.

Równie nerwowo czy wręcz histerycznie z tych samych powodów zachowują się pisowscy żurnaliści, wykrzykujący na sejmowych korytarzach pytania do polityków PO, o… Inowrocław, co ma w zamierzeniu odwrócić uwagę od resortu Zbigniewa Ziobry i odpowiedzialności ministra sprawiedliwości za podwładnych, w tym odwołanego już zastępcę – Łukasza Piebiaka. Poza śmiesznością roztrzęsionych przed kamerami Kłeczków nic jednak z tego nie wynika, Inowrocław – jak na złość – pozostaje w świadomości Polaków uzdrowiskiem, a nie symbolem korupcji złych samorządowców powiązanych rodzinnie z politykami PO.

Ryszarda Brejzę, ojca posła PO Krzysztofa, mieszkańcy pięć razy z rzędu bezpośrednio wybierali prezydentem, z ich mandatu rządzi Inowrocławiem od 17 lat i to on zgłosił do prokuratury aferę fakturową, niewątpliwie gorszącą i zawinioną przez część jego urzędników. Zaś 59 proc Polaków uważa, że Ziobro powinien odejść po ujawnieniu roli urzędników jego ministerstwa w hejtowaniu opornych sędziów. [2] Zagony CBA i TVP Info, kolejno szturmujące inowrocławski ratusz, wcale nie osłabiły tego przekonania.

Przekaz prorządowych mediów przy okazji awarii oczyszczalni ścieków „Czajka” i spowodowanej przez nią katastrofy ekologicznej przypomina postawę komunisty Antoniego Lulka z „Przedwiośnia”, który – jak pamiętamy z najlepszej powieści Stefana Żeromskiego – cieszył się z każdej klęski żywiołowej, dotykającej burżuazyjną Polskę lat dwudziestych. Zajadłość „przekazów dnia” zamiast uwypuklić raczej zaciemnia ewidentne błędy popełnione przez prezydenta Warszawy Rafała Trzaskowskiego i jego administrację, a więc efekt okazuje się odwrotny do zamierzonego. Znów jak w Inowrocławiu… Bardziej sceptyczny obserwator uzna za pisowską propagandę każdy komentarz o błędach samorządowców PO. Bo przecież wierzyć TVP Info i trudno i wstyd…

Propagandyści PiS – czy tytułowali siebie samych nowocześnie „pijarowcami” czy tyleż bezczelnie co po staroświecku dziennikarzami (choć zwykle mają kłopot z zadaniem poprawnego gramatycznie pytania na briefingu na sejmowym podeście) – zawsze byli mniej bystrzy od polityków tej partii. I pogardliwie przez nich samych traktowani. Niemal każdy minister z PiS zwykle z obrzydzeniem oganiał się od tego tałatajstwa, marząc w skrytości o całokolumnowym wywiadzie dla „Gazety Wyborczej” lub zaproszeniu do studia TVN. Przed kamerą obecnej TVP Info nie stają nigdy niemal pisowscy prominenci, lecz zwykle maruderzy pokroju Mosińskiego czy Gryglasa.

Pamiętamy, jak spektakularnie 13 lat temu za pierwszych rządów PiS sam Jarosław Kaczyński upokorzył własne medialne zaplecze: żurnaliści propisowscy rzucili się do natrętnej obrony chlebodawcy, gdy dzięki ofiarności Renaty Beger TVN ujawniła „taśmy prawdy” i niemoralne polityczne propozycje jakie jej składał wiceprezes PiS Adam Lipiński, po czym umiejący czytać sondaże Kaczyński przeprosił za rozmowy z ludźmi tak marnej reputacji, pozostawiając tym samym wszystkich swoich Semków pośrodku pola minowego, gdzie sami zabrnęli nadskakując prezesowi wszystkich prezesów.

Kaczyński zawsze marzył o koalicji z Unią Wolności i wicepremierostwie u Bronisława Geremka, wstępie na salony, dlatego grał na upadek rządu Jana Olszewskiego. Cierpi, że otaczają go marni ludzie. Bez zrozumienia tego paradoksu nie da się ocenić przekazu medialnego PiS. Podobnie jeden z ojców propagandy partii rządzącej Jacek Kurski wciąż wierny jest zasadzie, że „ciemny lud to kupi”. Przecież tak długo „kupywał” – jeśli już posłużyć się niepoprawnym językiem z tylnych ławek PiS-u… Ale przestanie, gdy zacznie mu być wstyd.

Raz już tak było: w 2007 r. nie tylko demaskatorska odwaga Renaty Beger, ale również tragedia Barbary Blidy (zginęła po wejściu do jej domu nad ranem tajnych służb) i łzawy melodramat z posłanką Sawicką (wykorzystał ją i porzucił agent Tomek, potem człowiek roku „Gazety Polskiej” w parę lat po Radku Sikorskim, jeszcze później podobnie jak on przez PiS wyklęty) przyczyniły się do upowszechnienia wśród wyborców przekonania, że glosowanie na PiS to obciach, rzecz niegodna człowieka myślącego.

A gdy Kaczyński rozwiązywał parlament w 2007 r., marząc o większości konstytucyjnej – sondaże prezentowały się dla niego równie optymistycznie, jak obecnie. Karol Marks powiedział, że jeśli historia się powtarza, to wyłącznie jako farsa. Pamiętamy jednak, że mistrzem doktora Kaczyńskiego na seminarium akademickim nie był wcale żaden z demokratów, bynajmniej nie Leszek Kołakowski ani Krzysztof Pomian, lecz wieloletni fanatyczny marksista Stanisław Ehrlich, były kierownik Katedry Prawa Radzieckiego na bierutowskim UW. Po szkole takiego guru trudno przychodzi działać na wzór rozwiniętych demokracji, co najwyżej można – zgodnie z własnymi zapowiedziami – robić z Warszawy Budapeszt. Być może już niedługo.

Zresztą sam Victor Orban patrząc na samozwańczych przyjaciół z północy łapał się za głowę i… w wyborach prezydenta zjednoczonej Europy głosował na znienawidzonego przez Kaczyńskiego Donalda Tuska, bo tak mu dyktował interes własny, jedyny jaki się naprawdę liczy w globalnej polityce.

Wywodzący się z PiS liderzy państwa przekonali się o tym boleśnie przy okazji niespodziewanego odwołania wizyty prezydenta Donalda Trumpa w Polsce. To już nie tylko fakt, wobec którego kompletnie zawodzi dotychczasowa pisowska narracja, ale zdarzenie otwarcie niekorzystne dla Polski. Jeśli zaś wyborcy obarczą rządzące ugrupowanie, wszczynające od czterech lat liczne spory na niwie międzynarodowej, odpowiedzialnością za nieobecność prezydenta USA na obchodach 80-lecia wybuchu II wojny światowej – efekt takiego przekonania może być dla sondaży poparcia i zaufania równie niszczący, jak dla Ameryki sam huragan Dorian, który posłużył Trumpowi za pretekst do odwołania wizyty u kłopotliwego sojusznika.

Jak sądzisz?

[democracy id=”82″]

Czytaj Łukasza Perzynę:

[1] sondaż Kantar z 22 sierpnia 2019
[2] ibidem

Jak oceniasz?

kliknij na gwiazdkę, aby ocenić

średnia ocen 4.6 / 5. ilość głosów 8

jeszcze nie oceniano

jeśli uznałeś, że to dobre...

... polub nas w mediach społecznościowych

Nie spodobało się? Przykro nam...

Pomóż nam publikować lepsze teksty

Powiedz nam, jakie wolałbyś teksty na pnp24.pl?

1 KOMENTARZ

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here