Zapomniany plebiscyt

O takich rocznicach również warto pamiętać. 11 lipca 1920 r. przegrany plebiscyt na Warmii i Mazurach przesądził, że ziemie zamieszkałe przez ludność mówiącą po polsku znalazły się poza granicami odrodzonego państwa. To z kolei przyczyniło się do jego słabości i niemożności skutecznej obrony w 1939 r.

Łukasz Perzyna

Czterech na pięciu mieszkańców objętych plebiscytem terenów porozumiewało się na co dzień po polsku, najczęściej piękną gwarą mazurską, rozsławioną w poezji Michała Kajki. O utracie tych ziem i przegraniu głosowania, zarządzonego na mocy podpisanego 28 czerwca 1919 r. traktatu wersalskiego, wieńczącego paryską konferencję pokojową po I wojnie światowej – zdecydowała skrajnie trudna sytuacja Polski zagrożonej nawałą bolszewicką.

Kijów ważniejszy od Olsztyna

Załamanie wyprawy kijowskiej i armia Michaiła Tuchaczewskiego idąca na Warszawę udaremniły zorganizowanie skutecznej akcji, wspierającej polski wysiłek plebiscytowy. Z jednej strony niepodległość była w oczywisty sposób zagrożona, z drugiej – politycy i dowódcy zyskali dogodny pretekst, żeby się sprawą polskości Warmii i Mazur nie zajmować.

Idea jagiellońska przeważyła wówczas nad piastowską, chociaż potencjalni partnerzy tej pierwszej – z jednym wyjątkiem ukraińskiego lidera Semena Petlury, sojusznika Józefa Piłsudskiego w wyprawie kijowskiej – nad związki z odradzającą się Polską przedkładali nacjonalizmy i partykularyzmy. Geopolityczne koncepcje pochodzącego z Litwy Piłsudskiego kierowały się jednak na wschód, a nie północ czy zachód.

O jak najdogodniejsze dla Polski rozwiązania dotyczące Warmii i Mazur walczył w trakcie paryskiej konferencji Roman Dmowski. W nocie z 28 lutego 1919 r. delegacja polska domagała się przyznania nam całej Warmii oraz „południowego mazurskiego pasa” Prus Wschodnich, z których niemieckiej części postulowała utworzyć republikę pod protektoratem Ligi Narodów z 1,07 mln ludności i stolicą w Królewcu, a więc rozwiązanie podobne do przyjętego później dla Gdańska [1]. Decyzją zwycięzców I wojny stanęło na plebiscycie, jednym z trzech zamierzonych, dotyczących granic Polski: następny odbył się na Śląsku w marcu 1921 r. a przeprowadzenie trzeciego na Orawie i Spiszu udaremniły dyplomatyczne zabiegi czechosłowackiego prezydenta Edwarda Benesza.

Na pół roku przed plebiscytem Polska uzyskała od aliantów Działdowo jako strategiczny węzeł kolejowy wraz z okolicami. Do głosowania 11 lipca 1920 r. wytypowano kilkanaście powiatów Warmii, Mazur i Powiśla. Na kartach widniały jako wybór obok Polski „Prusy Wschodnie” a nie „Niemcy”, co okazało się dla strony polskiej niekorzystne. Zamiast państwa pokonanego dopiero co w I wojnie światowej wahająca się ludność mogła bowiem wskazywać swoją „małą ojczyznę”, nie wzbudzającą takich emocji.

Niemcy przygotowali się usilnie, powołując nawet w Olsztynie Komitet Obrony przed Polskim Niebezpieczeństwem. Podobnie jak później na Śląsku, sprowadzili na głosowanie 100-200 tys. osób, które od dawna nie mieszkały na Warmii, Mazurach ani Powiślu ale tam się urodziły.

Powstały polskie struktury: Mazurski Komitet Plebiscytowy na którego czele stanął ks. Juliusz Bursche oraz Warmiński Komitet Plebiscytowy z Brunonem Gabrylewiczem a także tajna Straż Mazurska – samoobrona przed niemieckimi bojówkami. Organizacje paramilitarne, skupiające też weteranów wojny, nie przebierały bowiem w środkach. Polski działacz Bogumił Linke zmarł w wyniku pobicia przez niemiecką bojówkę.

Za Polską oddano niespełna 4 procent głosów na całym obszarze plebiscytowym. Za „Prusami Wschodnimi” czyli przynależnością do Niemiec zagłosowało 460 tys. uczestników plebiscytu, za Polską mniej niż 16 tys. Przyłączono do Polski osiem gmin, reszta terenów plebiscytowych przypadła Niemcom. Już w 1939 przyszło nam się boleśnie przekonać, co wynika z faktu, że Olsztyn leży kilka razy bliżej Warszawy niż Kijów.

Gdy milczą politycy, nie zawodzą pisarze

Prawo Polski do Warmii, Mazur i Powiśla wsparł wielki pisarz Stefan Żeromski, chociaż nie cieszył się już dobrym zdrowiem – miał przed sobą jeszcze tylko 5 lat życia a za sobą świeżą tragedię osobistą: śmierć syna Adama. Przerwał w tym celu wypoczynek nad morzem. Jak relacjonuje [2] jego biograf:

„Z Orłowa 20 maja [1920] wyjeżdża do Kwidzyna, by razem z [Janem] Kasprowiczem i Władysławem Kozickim wziąć udział w akcji plebiscytowej na Mazurach. Wydają wspólnie odezwę Ratujmy ziemię nadwiślańską. Przy okazji odwiedza pisarz Malbork, Iławę, Prabuty, Susz, Buchwałd i Waplewo”.
Jerzy Paszek

Wielu współczesnym politykom można tylko życzyć kampanijnej trasy, świadczącej o podobnej aktywności, a autor „Wiernej rzeki” pracował wtedy dla Polski i jej granic, nie dla siebie. Walkę o polskość zarówno wcześniej Pomorza jak wtedy Warmii i Mazur kosztowała Żeromskiego literacką nagrodę Nobla, której przyznanie mu udaremnili wpływowi lobbyści niemieccy. Szczególnie zaszkodziła inspirowana przez nich recenzja „Wiatru od morza” w „Svenskiej Dagbladet” podpisana przez członka Fundacji Nobla Friderika Booka – jak charakteryzuje biograf pisarza – „zarzucająca autorowi polski imperializm, germanofobię i wysługiwanie się polityce” [3].

Po stu latach od czasów Żeromskiego i Kajki polscy pisarze nie zarzucili zainteresowania fenomenem kultury Warmii i Mazur. W realiach plebiscytu z 1920 r. osadzona jest powieść, którą pisze Jerzy Woźniak, dawny działacz Konfederacji Polski Niepodległej. Poprzednie jego książki, „Mazur” i „Cyrograf”, podejmujące w formie starannie udokumentowanej fikcji literackiej temat lokalności i polskości Warmii i Mazur w kontekście doświadczeń regionu w pierwszej połowie XX wieku wzbudziły ogromne zainteresowanie i ściągały na tych terenach licznych uczestników spotkań autorskich. W ślad za polskimi oryginałami pojawiają się tłumaczenia niemieckie. Niezwykła proza Woźniaka stanowi dowód, że Warmia i Mazury zasługują również na to, żeby stać się – jeśli posłużymy się analogią do twórczości wielkiego kolumbijskiego pisarza Gabriela Garcii Marqueza – polskim Macondo, magiczną krainą ogniskującą narodową tradycję i legendę.

Zaś dla polskich polityków klęska plebiscytu warmińsko-mazurskiego to wciąż aktualna nauczka, żeby nie mnożyli sobie wrogów blisko i nie szukali sojuszników daleko. Jak również dowód na to, że racja stanu nie jest abstrakcją, wymyśloną przez obłożonych książkami pięknoduchów, lecz twardą faktografią, przypominającą o sobie w czasie historycznej próby.

Liderzy II RP przekonali się o tym przed upływem dwóch dekad, gdy przyszło bronić kraju przed hitlerowską agresją. Z utraconych lekkomyślnie i w wyniku zaniedbań terenów odległych o mniej niż dwieście kilometrów od Warszawy i zamieszkałych przez mówiącą po polsku ludność – w 1939 r. runęły na odrodzoną Rzeczypospolitą żelazne dywizje. Twarda lekcja, jaka płynie z mazurskiego plebiscytu nie powinna więc być odtąd obca politykom żadnego pokolenia. To ważne, gdy pamięta się o ofiarności Orląt Lwowskich, rozwadze powstańców wielkopolskich i śląskich oraz bohaterstwie uczestników Bitwy Warszawskiej z 1920 r i geniuszu strategicznym ich dowódców. Głosowanie z 11 lipca 1920 r. to również ważna część historii.

Nie chodzi o to, żeby świętować rocznice porażek, ale warto wyciągać z nich wnioski na przyszłość.

[1] por. Stanisław Kozicki. Pół wieku polityki demokratyczno-narodowej (1887-1939). [fragment w:] Konferencja pokojowa w Paryżu 1919 r. Polityka Polska z 2 lipca 2019
[2] Jerzy Paszek. Żeromski. Wydawnictwo Dolnośląskie, Wrocław 2001, s. 164
[3] ibidem, s. 170

Jak sądzisz?

[democracy id=”22″]

Czytaj inne teksty Łukasza Perzyny:

Jak oceniasz?

kliknij na gwiazdkę, aby ocenić

średnia ocen 5 / 5. ilość głosów 24

jeszcze nie oceniano

jeśli uznałeś, że to dobre...

... polub nas w mediach społecznościowych

Nie spodobało się? Przykro nam...

Pomóż nam publikować lepsze teksty

Powiedz nam, jakie wolałbyś teksty na pnp24.pl?

PRZEZzdjęcie: wikimedia.org
Łukasz Perzyna (ur. 1965) jest dziennikarzem „Opinii”, Polityczni.pl i „Samorządności”, autorem filmu o Aleksandrze Kwaśniewskim (emisja TVP1 w 2006 r.) oraz dziewięciu książek, w tym. „Uwaga, idą wyborcy…” i „Jak z Pierwszej Brygady”. Pracował m.in. w „Wiadomościach TVP” i „Życiu”, kierował działem krajowym „Obserwatora Codziennego”. W latach 80 był działaczem Konfederacji Polski Niepodległej i redaktorem prasy podziemnej.

3 KOMENTARZE

  1. To był plebiscyt! Polska nie miała szans go wygrać, bo nawet Mazurzy mówiący polską gwarą pojęcia nie mieli, że to jest polski język! Jest scena w “Na tropach Smętka” Wańkowicza( pisane w latach 30-ych!) gdy do Wańkowicza rozmawiającego po polsku z córką w knajpie mazurskiej podchodzą miejscowi dziwiąc się niepomiernie:” Dyć oni po nasemu gadajom!” ( w tym stylu, to nie cytat). Byli ciężko zdziwieni, iż ich język codzienny to dialekt polskiego! NIC, powtarzam nic w ich świadomości z Polską ich nie łączyło. Jakimże cudem mogliśmy wygrać plebiscyt?

  2. Nie przesadzajmy: Warmia i Mazury to akurat nie była tradycja piastowska, jeżeli już to właśnie jagiellońska. Co więcej przywiązanie do Prus było tam obiektywnie silniejsze od chęci zawiązania się z Polską. Natomiast kierunek wschodni polskiej walki o granice wynikał przede wszystkim z sytuacji jaka na dawnym froncie wschodnim wytworzyła się zarówno w końcu 1 Wojny Światowej, jak obu rewolucji rosyjskich z 1917. Wobec tych wydarzeń i przede wszystkim chaosu na Wschodzie odradzająca się Polska nie miała wielkiego wyboru.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here