czyli skąd się bierze żywotność Ziobry

Solidarna Polska, chociaż to partia kanapowa, podtrzymuje aktywność. Po zgłoszeniu pomysłu, żeby Polska przestała płacić składkę unijną, proponuje wciągnięcie Gerharda Schroedera na listę oligarchów putinowskich objętych sankcjami.

Wiceminister z partii Zbigniewa Ziobry, Sebastian Kaleta, jeździ do prezydenta Andrzeja Dudy i deliberuje wraz z nim nad szczegółami nowych ustaw sądowych. Z pozoru wygląda to na uprawianie poważnej polityki. A to walka o życie.

W istocie bowiem na partię Zbigniewa Ziobry, ktory pozostaje jedynym powszechnie rozpoznawalnym z grona prawie dwudziestu posłów Solidarnej Polski padł blady strach. Pojawiły się znowu nieoficjalne wiadomości, że Jarosław Kaczyński już układa listy wyborcze. Oznacza to głosowanie przed terminem, skoro kadencja Sejmu kończy się za niecałe półtora roku. Przyspieszenie wyborów to perspektywa dla Solidarnej Polski fatalna. Na listach PiS zabraknie ludzi Ziobry, a własnych minister sprawiedliwości zbudować nie zdąży.

Raz już to przerabialiśmy. Wykluczony przez Kaczyńskiego z PiS Ziobro organizował marsz w obronie Radia Maryja. W trakcie imprezy od jego słuchaczy usłyszał stanowcze: wracaj i przeproś. Trzęsły mu się wtedy ręce, chociaż aż tak zimno nie było. Próba samodzielnego startu w wyborach zakończyła się porażką. Ziobro powrócił więc bocznymi drzwiami, już nie do partii-matki, lecz na czele Solidarnej Polski jako koalicjantki wewnętrznej (cóż za dziwoląg) PiS składającej się na Zjednoczoną Prawicę. Rozwiązanie to okazuje się korzystne dla Kaczyńskiego również z tego powodu, że Ziobrę – który przed niełaską widział siebie w roli Delfina czyli następcy tronu – całkiem eliminuje z gry o sukcesję. Fotel po prezesie przejąć może bowiem wyłącznie członek PiS a nie lider jakiejkolwiek przystawki.

W obecnych grach politycznych Ziobro wyraźnie stara się pewnej granicy nie przekroczyć.

Zna bowiem los Jarosława Gowina, lidera Porozumienia, innej przystawki PiS. Gdy ten bowiem został wykluczony z rządu, chociaż był wicepremierem (a Ziobro pozostaje tylko ministrem) poszło za nim zamiast spodziewanych prawie dwudziestu posłów zaledwie czworo. Koło Porozumienia tworzy dziś piątka posłów. 

Nic nie wskazuje na to, że arytmetyka decyzji posłów Solidarnej Polski okaże się inna, gdy staną przed wyborem między liderem a własnym mandatem na kolejną kadencję.       

Dlatego to, co Ziobro zgłasza, realnie nawet Kaczyńskiemu nie szkodzi. Wprost przeciwnie, pozwala prezesowi na wzbudzenie w oczach inteligencji żoliborskiej współczucia, z kim to musi on pracować. Zaś dla części twardego elektoratu szarże Solidarnej Polski okazują się dowodem, że ktoś mówi to, co ci ludzie czują, ale wciąż jednak na rachunek “partii-matki” czyli PiS, bo za mnożącymi się niczym klony skrótowcami i zmieniającymi się partyjnymi formatami ten wyborca nie nadąża. 

Z tego co nieoficjalnie wiadomo, zgłoszonego przez ziobrystów pomysłu, żeby Polska zaprzestała płacenia składki unijnej, ponieważ Unia Europejska nie dała nam środków na pomoc uchodźcom ukraińskim, chociaż jest ich już ponad 3 miliony – rząd nie przyjął wprawdzie ale też nie odrzucił. I tak zostanie.

Projekt, jak większość inicjatyw Ziobry, odwołuje się do specyficznego ludowego poczucia sprawiedliwości. Skoro nam nie dają, to nie płaćmy. Zachowuje to pewną logikę, jednak na dłuższą metę dostarczy tylko eurokratom doskonałego alibi, żeby pieniądze do Polski z przeznaczeniem na uchodźców nie popłynęły. Potem dowiemy się od urzędników Unii Europejskiej, że chcieli je dać, ale z Polakami dogadać się  nie sposób, skoro nawet nie płacą unijnej składki.

Projekty i pomysły Ziobry dla PiS  od dawna pozostają tylko reportem mniejszości. Można je nawet swojsko nazwać wentylem.  

Ze Schroederem – chociaż to już format happeningu – rzecz ma się podobnie. Zachowanie byłego kanclerza wobec Rosji i jej projektów gazowych oznacza kompromitację, jako członek władz Gazpromu i Rosnieftu zasługuje na miano rosyjskiego oligarchy. Ale to nie Polacy powinni sprawę sankcji dla niego załatwiać. Bo mamy ważniejsze problemy, od pandemii wciąż trwającej po drożyznę, która narasta. Żeby jednak zachowania Ziobry objaśnić, nie trzeba wcale sięgać po wyświechtane pojęcie populizmu. 

Ziobro od dawna nie jest już – jeśli trzymać się w ocenie słynnej typologii Leszka Kołakowskiego – kandydatem na kapłana pisowskiej idei. Pozostała mu więc rola błazna. I taniec na linie. Swoje ewolucje musi wykonywać w ten sposób, żeby być widocznym, ale też nie spaść. 

Jeden ruch palca Jarosława Kaczyńskiego przesądzi o efekcie tej ekwilibrystyki. Im bliżej wyborów, wszystko jedno czy w terminie konstytucyjnym czy przyspieszonych, tym mniej prezes potrzebuje posłów od Ziobry, zapewniających mu względną większość w Sejmie. Kaczyński nie znosi negocjowania z własnymi podwładnymi. Właśnie dlatego wyrzucił Gowina. Ziobro doskonale o tym wie.   

Jak oceniasz?

kliknij na gwiazdkę, aby ocenić

średnia ocen 5 / 5. ilość głosów 5

jeszcze nie oceniano

jeśli uznałeś, że to dobre...

... polub nas w mediach społecznościowych

Nie spodobało się? Przykro nam...

Pomóż nam publikować lepsze teksty

Powiedz nam, jakie wolałbyś teksty na pnp24.pl?

Łukasz Perzyna (ur. 1965) jest dziennikarzem „Opinii”, Polityczni.pl i „Samorządności”, autorem filmu o Aleksandrze Kwaśniewskim (emisja TVP1 w 2006 r.) oraz dziewięciu książek, w tym. „Uwaga, idą wyborcy…” i „Jak z Pierwszej Brygady”. Pracował m.in. w „Wiadomościach TVP” i „Życiu”, kierował działem krajowym „Obserwatora Codziennego”. W latach 80 był działaczem Konfederacji Polski Niepodległej i redaktorem prasy podziemnej.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here