Z dr Andrzejem Anuszem, autorem książki „Nielegalna polityka”, b. posłem (1991-93 i 1997-2001) rozmawia Łukasz Perzyna
Czy pokolenie zmiany, którego przedstawiciele – zarówno studenci jak robotnicy – wywalczyli dla Polski wolność w latach 1988-89, zyskalo w polskim życiu politycznym reprezentację na miarę zasług i możliwości?
W porównaniu z węgierskim Fideszem z pewnością nie, a przecież to założyciele Fideszu wzorowali się na nas, działaczach Niezależnego Zrzeszenia Studentów, sam Viktor Orban pisał wtedy pracę magisterską o Solidarności jako ruchu społecznym. Przyjeżdżali do nas po naukę, byli zafascynowani majowym strajkiem na Uniwersytecie Warszawskim z 1988 r. i akcjami ulicznymi.
A 16 czerwca 1989 r. już po wyborach w Polsce to Orban ubiegł starszych opozycjonistów i zażądał podczas uroczystości ku czci poległych z 1956 r, wycofania wojsk radzieckich z Węgier?
Opozycja węgierska była wtedy słaba, tworzyli ją intelektualiści i literaci, wielu z nich to byli rewizjoniści nie wyobrażający sobie wyjścia poza pewne schematy, więc uczący się od nas Orban to wykorzystał. Zdecydował się po pierwsze zachować Fidesz, po drugie przekształcić go z organizacji studenckiej w dorosłą formację polityczną.
…która rządzi od kilkunastu lat z czteroletnią przerwą. Jednak w Polsce również nie brakuje w polityce ludzi zwycięskiej młodej opozycji z lat 1988-89, tyle że działają w rozproszeniu.
Orbana nie oceniam bezkrytycznie, ale pod tym pokoleniowym względem chwalę za pragmatyzm.
Żałuje Pan, że nie powstał polski Fidesz?
Szkoda, że nie powołano polskiego odpowiednika Fideszu – nie tyle jako partii prawicowej co formacji pokoleniowej. Wtedy być może więcej wartości naszej generacji dałoby się przenieść do współczesnej polityki, tak dziś krytykowanej.
Nie idealizuje Pan pięknych lat 1988-89, kiedy był Pan jednym z liderów NZS na UW?
Zanikła pewna szlachetna bezinteresowność z tamtego czasu, która w dorosłej polityce by się przydała. My, warszawiacy mieliśmy duże mieszkania, ale walczyliśmy o lepsze warunki w akademikach dla studentów zamiejscowych. Pan i ja korzystaliśmy z profesorskich bibliotek naszych rodziców, ale angażowaliśmy się w ratowanie BUW, w którym pewnie mniej przesiadywaliśmy niż przyjezdni. Nauczyciele akademiccy traktowali nas po partnersku, drzwi do gabinetu rektora UW Grzegorza Białkowskiego były dla mnie zawsze otwarte. Teraz młodzi korzystają z komfortu i zdobyczy techniki, ale podobnego współdziałania nie dostrzegam. Lech Wałęsa jeszcze w 1989 powtarzał nam, że Okrągły Stół opiera się na trzech nogach: „Solidarności” pracowniczej i rolników oraz na NZS. Dorośli politycy nie dotrzymywali jednak zobowiązań. Potencjał młodzieży zaangażowanej w nielegalną politykę nie uległ likwidacji, tylko rozproszeniu po różnych ugrupowaniach i środowiskach. Z NZS wywodzili się późniejsi sekretarze generalni wielkich partii Paweł Piskorski i Przemysław Gosiewski. Trochę młodszy od nas premier Mateusz Morawiecki też był w NZS. Obecny szef MSWiA Mariusz Kamiński to mój kolega z kierownictwa NZS na UW.
Skoro tak wielu w polityce reprezentantów etosu i pokolenia to skąd wziął się Stanisław Piotrowicz ze swoją wielką karierą przy obecnej władzy?
To sprawa której nie potrafię zrozumieć, te kolejne awanse dawnego prokuratora stanu wojennego w sytuacji gdy prezydent Andrzej Duda i politycy obozu rządzącego mówią równocześnie o dekomunizacji wymiaru sprawiedliwości.
Czy wyobraża sobie Pan sytuację, że środowisko pokolenia ‘88 zbiera się i działa znowu razem?
Gdyby niepodległość Polski była zagrożona, tak z pewnością by się stało, jestem o tym przekonany.