Wojciech Nomejko, dziennikarz Panoramy TVP w latach 1990-2005, w rozmowie Łukasza Perzyny
– Odwołanie Jacka Kurskiego z funkcji prezesa TVP pobudza dyskusję o przyszłości telewizji. Jedni, jak jego następca Mateusz Matyszkowicz, utrzymują, że dobrze jest tak jak teraz, gdy służy rządowi i partii PiS. Koalicja Obywatelska – Platforma Obywatelska oficjalnie dąży do likwidacji TVP Info, faktycznie, jak sądzę, całej telewizji państwowej. Czy warto, na wypadek jeśli zmieni się układ sił w kraju, rozważać powrót do koncepcji telewizji publicznej, jaka funkcjonowała przez ćwierć wieku? Przecież TVP wciąż reprezentuje ogromny potencjał: tworzą go operatorzy obrazu i dźwięku, montażyści, producenci, pielęgnujący wymogi sztuki telewizyjnej bardziej niż prywatne stacje?
– Zwrócił Pan uwagę na bardzo ważną rzecz. Telewizja to nie tylko dziennikarze. Nie tworzą jej też wyłącznie informacja i publicystyka. To, co składa się na misję telewizji publicznej, to również teatr telewizji, debaty i dyskusje, nie tylko polityczne, wielkie widowiska oraz, co bardzo ważne, funkcja edukacyjna, jaką stacja powinna realizować. Kiedy w 1987 r. jako student zaczynałem pracę dla redakcji sportowej, szybko się zorientowałam, że stuprocentowego obiektywizmu w pracy dziennikarskiej nie ma. Na przykład, w komentowaniu wydarzenia sportowego, obiektywne jest samo podanie wyniku. Ale już zdanie: “Polska w pięknym stylu wygrała z Anglią 2:0” zawiera element komentarza i emocji. Przez wiele lat pracy w TVP przekonałem się, że informacja idealnie bezstronna nie istnieje również w serwisie politycznym, co nie znaczy, że nie trzeba przestrzegać standardów, żeby telewidz czuł się traktowany poważnie i mógł własne zdanie sobie wyrobić. Z niezależnością dziennikarzy jest tak, że każdy reporter ma nad sobą redaktora wydania, ten zaś dyrektora anteny, a już ten ostatni – właściciela lub państwowego dysponenta. Przez lata jednak wszyscy pilnowali standardów i nie do pomyślenia były takie sytuacje jak obecnie.
Nie przypominam sobie tak niskich standardów pracy dziennikarskiej jak obecnie w TVP. Z całą odpowiedzialnością powiem, że jeszcze 7 lat temu, przed rządami PiS, nikt nie puściłby materiału, w którym wypowiadałaby się tylko jedna strona politycznego sporu. Niemożliwe było, by stworzyć materiał dziennikarski, gdzie wypowiada się kilku polityków z jednej opcji politycznej, którzy dosłownie zakrzykują polityka z opozycji. A do tego dziennikarz często im w tym pomaga. Zresztą rozmowy w studiu TVP na tematy polityczne są tak jednostronne, że aż jest to niesmaczne. Brak rzetelności dziennikarzy aż bije w oczy. Odnoszę wrażenie, że teraz dziennikarze, a raczej pseudodziennikarze robią wszystko, by rozmówca, którego poglądy nie pasują do „układanki”, wyszedł na durnia. To jak obecnie montowane są materiały, np. do Wiadomości czy dla TVP Info jest w większości manipulacją i nie ma nic wspólnego z rzetelnym dziennikarstwem
– Czy warto w tej sytuacji zostawić TVP?
– Zostawić warto, ale trzeba ją poprawić. Wciąż dostrzegam szansę dla niezależnych instytucji. One są niezbędne. I niezależność jest możliwa. Pokazał to np. Marian Banaś, który odciął się, jako prezes NIK, od swoich korzeni. Trudno go odwołać. Może trzeba to zrobić w TVP – zapewnić prezesowi 6 letnią kadencję i nie odwoływalność.
– Kiedyś w latach 90. spytałem wieloletnią przewodnicząca Komisji Kultury i Środków Przekazu, posłankę Iwonę Śledzińską-Katarasińską, kogo widzi w roli prezesa TVP: wymieniła nazwisko Jana Nowaka-Jeziorańskiego, dziś niestety już nieżyjącego. Później czasem wskazywano, że może reżyser Krzysztof Zanussi mógłby powstrzymać, jako prezes, zakusy polityków na niezależność telewizji.
– Żadna z postaci tego formatu zapewne nie zgodzi się na kierowanie telewizją. Rozumiem jednak Pana tok myślenia. Rada mędrców mogłaby na pewno odegrać rolę selekcjonera, wybrać tego, kto, jako menedżer, skutecznie pokieruje telewizją. Jeśli chcemy wracać do koncepcji telewizji publicznej, to jej prezes będzie musiał zyskać poczucie bezpieczeństwa. Oczywiście nie na zawsze, bo stałby się Neronem. Tylko na czas kadencji, żeby nie był rozliczany z dnia na dzień, bo w takich czasie i trybie niczego dokonać się nie da. Musi mieć szansę, żeby spokojnie zająć się zarządzaniem.
A rynek medialny zmienił się diametralnie od czasów, kiedy zaczynaliśmy po zmianie ustroju. Teraz mamy TVP i TVN, Polsat i Telewizję Trwam i trzeba walczyć o widza.
– Niech więc odbiorca decyduje.
– Już decyduje w jakimś stopniu, posługując się pilotem. Włączając konkretną stację, wiemy na co się decydujemy. Ale niektórzy, np. w mniejszych miejscowościach, nie mają wyboru i są zdani wyłącznie na TVP, a tam jest taka propaganda, że trudno tego słuchać.
– Materiałów, jakie robiłem, z naświetleniem różnych stanowisk, dziś być może ludzie już oglądać by nie chcieli. Na przekaz telewizyjny wpływa przecież konkurencja mediów społecznościowych. Tam każdy może być twórcą materiału. Nie oznacza to jednak, że telewizja powinna odpuścić standardy. Należy próbować maksymalnie się do nich zbliżyć. Misja to nie utopia. Szkoły są w większości publiczne, utrzymuje się obowiązek szkolny. Kolejnym etapem, przygotowującym obywatela do korzystania z jego praw, głosowania w wyborach, może stać się telewizja publiczna, jeśli sprawnie funkcjonuje i jeśli spełnia swoją misję. Choć to się zmienia, bo wiele osób nie ma dziś telewizora, dla młodych ludzi telewizja nie jest najważniejszym medium.
– Jakie ma to znaczenie, skoro program można oglądać na smartfonie czy nawet w zwykłej komórce analogowej?
– Oczywiście, że tak, ale ludzie nie muszą mieć takiej potrzeby, dla nich to wcale nie jest oczywiste. Dziś abonament to opłata wcale nie za korzystanie z telewizora, tylko za to, że stoi on w naszym domu. Nie chodzi o to, żeby tę daninę podzielić między wszystkie stacje, obligując zarazem te prywatne do realizowania misji, bo wtedy one programy kulturalne poumieszczają w najgorszym czasie antenowym, i czy wtedy misja zostanie wypełniona? Przecież nie o to chodzi.
– Czyli jednak standardy to słowo kluczowe?
– Standardy służą uczciwości w tym sensie, że gdy się je przywróci, każdy szef zmuszony będzie powiedzieć telewizyjnemu podwładnemu: nie będziesz robił, jak ja chcę, tylko zgodnie z zasadami, bez rozdźwięku z nimi. Trzeba pamiętać, że mamy do czynienia nie tylko z polityzacją mediów, ale i z mediatyzacją polityki. Dziś materiały telewizyjne w programach informacyjnych to zwykle krótka i prosta opowieść, co dotyczy również stacji prywatnych, a rzeczywistość nie zawsze okazuje się aż taka nieskomplikowana. To kolejny argument, żeby eksperymentu z telewizją publiczną w polskich warunkach jeszcze raz spróbować. Kto sprosta standardom, ten zostaje – taką zasadę warto przyjąć. Zaś telewidz poczuje się wtedy traktowany poważnie, a nie manipulowany. Kto inny, jeśli nie telewizja publiczna ma kształtować kulturę polityczną, na której brak tak się ostatnio często uskarżamy. I sprawiać, żeby ludzie świadomie szli do wyborów, nie byli wobec nich obojętni…