TVP to marka, której warto bronić

0
28

Z Piotrem Sławińskim, szefem Wiadomości TVP w latach 2001-04 rozmawia Łukasz Perzyna

– Zanim spytam o Pana ocenę “opcji zero” Justyny Dobrosz-Oracz, która proponuje, żeby z TVP zwolnić wszystkich dziennikarzy – wrócę do momentu, kiedy objął pan funkcję szefa Wiadomości, głównego programu informacyjnego. TVP była wtedy kojarzona z SLD a Pan robił dziennik bezstronny i profesjonalny. Czyli trochę zawiódł Pan oczekiwania tych, co Pana powołali?

– Zgodziłem się na objęcie tego stanowiska na długo zanim pojawiłem się w tej roli na Placu Powstańców Warszawy. Miałem czas, żeby się przygotować. Zawsze oglądałem Wiadomości, ale w tamtym czasie nieco inaczej: badałem strukturę programu i logikę relacji.  Zastanawiałem się, co i jak warto poprawić. Pamiętam, że zdziwieniem oglądałem wydania o festiwalu cebuli „na jedynce” gdzieś w małej miejscowości. Oczywiste, że powinny się na antenie znaleźć, bo Polska to nie tylko Wiejska czy Marszałkowska w Warszawie, ale po to jest wydawca, by wiedzieć gdzie taki temat umieścić w programie. Wcześniej pracowałem w prywatnej TV „ES” w Poznaniu, byłem korespondentem Polsatu i wreszcie szefem TVN-u w Łodzi. Miałem przegląd tego, co i jak robią inni. Moją ambicją był program dynamiczny, wiarygodny i sprawnie robiony. Dobrze poukładany na wizji, ale również strukturalnie wewnątrz redakcji. Marzył mi się program, który nie tylko straszy, nie pokazuje wyłącznie katastrof, wojen czy topielców, chociaż tego oczywiście pomijać nie można. Miałem odczucie, że program informacyjny nadawcy publicznego powinien budować świadomość obywatelską, poczucie wspólnoty, uczyć patriotyzmu, wnosić nutę optymizmu, pokazywać przykłady budujące ludzkie działania. Staraliśmy się to robić. Mówię w liczbie mnogiej, bo każdego dnia siadaliśmy przy jednym stole, zastanawialiśmy się wspólnie nad tematami i kolejnością materiałów, razem z tymi, co je robią, żeby czuli, że to wszystko współtworzą. Miałem przyjemność współpracować ze znakomitymi wydawcami: Piotrem Jaźwińskim, Grzegorzem Kozakiem i Tomaszem Płóciennikiem. Wszystko wcześniej przegadywaliśmy.

– Wiele się mówi o telefonach z reklamacjami, które musiał Pan odbierać, również od tych, co mogli o sobie powiedzieć, że Pana powołali?

– W pierwszej rozmowie prezes TVP Robert Kwiatkowski zapewnił mnie, że wszystkie telefony od polityków bierze “na klatę”. Potencjalnymi „naciskami” miałem się w ogóle nie przejmować i zająć programem. Potem wybuchła „afera Rywina”, w która nie tylko mocno zachwiała sceną polityczną, ale też uderzyła w Prezesa TVP.

– I wtedy zaporą dla politycznych interwencji stała się już wyłącznie… Pańska klatka piersiowa?

– Starałem się trzymać zasady, że sam odbieram telefony, biorę na siebie odpowiedzialność, podejmuję decyzje korzystne dla bezstronności programu – ale autorzy materiału ani redaktorzy wydania nic nie wiedzą o takich interwencjach. Wiadomości TVP to w ogóle trudne miejsce pracy. Z wielu powodów, także dlatego, że uczestnicy debaty publicznej roszczą sobie prawo do wpływania na treści tego programu, bo przecież to medium publiczne, które powinno rejestrować i pokazywać każdy krok wybrańców narodu, zarówno tych rządzących jak tych z opozycji. Nie da uszczęśliwić wszystkich w 25 minutowym programie. Oczywiście emocji nie brakowało, to był przecież czas, kiedy Polska wchodziła do Unii Europejskiej. Oficjalny wskaźnik bezrobocia sięgał 21 proc a nastroje społeczne falowały. W trakcie sprawowania przeze mnie funkcji szefa Wiadomości obie formacje wcześniej rządzące: Akcja Wyborcza Solidarność i Unia Wolności do Sejmu kolejnej kadencji… w ogóle już nie weszły. Trzeba było tak robić program, żeby nadążyć za tym wszystkim, żeby widz się nie poczuł zagubiony.   

– O co politycy mieli do Pana pretensję?

– Jarosław Sellin, wtedy z AWS, potem i teraz w PiS, w pisemnych protestach wyliczał zwykle drobiazgowo, że przedstawiciele rządu Jerzego Buzka mówili w głównym wydaniu w sumie przez minutę i czterdzieści osiem sekund a opozycji dwie minuty. Tyle, że wypowiedź, jak wiemy, wypowiedzi nierówna. Roman Giertych telefonował z pretensjami, że nie informowaliśmy o konferencjach Ligii Polskich Rodzin, a Marszałek Borowski wkurzał się kiedy za „Rzeczpospolitą” podaliśmy, że po wejściu do Unii mogą zrosnąć stawki u fryzjera. Najwięcej protestów składał rzecznik rządu Michał Tober, który awanturował się, że za mało i za krótko informujemy o pracach rządu a już na pewno za mało dajemy wypowiedzi Leszka Millera…             

– W telewizji nazywa się ją “setką”… 

– Każda ma swoją dramaturgię i ekspresję. Stoperowanie, pilnowanie czasu, wcale do obiektywizmu nie prowadzi. Chodzi bardziej o zrównoważenie racji. Unikaliśmy rzeczywiście oficjałek, raczej wykorzystywaliśmy je jako okazję, żeby ministrom zadawać pytania dotyczące najważniejszych tematów dnia, skoro nasze ekipy telewizyjne były na miejscu a oficjele również. Nieprzychylni nam komentatorzy drwili, że na antenę trafiają gotowce z Rozbrat, gdzie mieściła się ówczesna siedziba SLD. Nigdy bym się nie zgodził na jakąkolwiek partyjną ingerencję w program. To niedopuszczalne, nawet jeśli właścicielem TVP jest minister skarbu.           

– Jaką zasadą się Pan kierował w pracy z zespołem Wiadomości?

– Ludzie są najważniejszym kapitałem każdego projektu. Nie miałem więc pomysłu wymiany zespołu, chociaż oczywiście jeśli ktoś z Wiadomości miał… tylko identyfikator, w nic się nie angażował, bo faktycznie pracował gdzie indziej, choćby jako wykładowca szkoły dziennikarskiej – to został objęty zwolnieniami grupowymi, gdy nadeszły, co chyba oczywiste. Ale na pewno starałem się ludzi nie krzywdzić. Nie interesowały mnie też sympatie polityczne moich dziennikarzy. Bo przecież każdy je ma.   

– Z tego co Pan mówi wnoszę, że nie jest Pan entuzjastą koncepcji Justyny Dobrosz-Oracz, żeby z TVP zwolnić wszystkich dziennikarzy, przez nią samą nazwanej “opcją zero”?

– Złe skojarzenia budzi we mnie pomysł powołania komisji, która by oceniała  działania osób podających się za dziennikarzy. Już raz mieliśmy do czynienia z komisjami weryfikacyjnymi, które powstawały po stanie wojennym. Ich działalność wiązała się w oczywisty sposób z krzywdą ludzką. Uważam, że do oceny tego kto, kiedy i w jaki sposób sprzeniewierzył się zawodowi dziennikarza nie potrzeba powoływać komisji.

– Kto więc powinien oceniać, bo od tego nie uciekniemy?

– To powinna być odpowiedzialność przyszłego kierownictwa TVP. Wystarczy obejrzeć i posłuchać tego co produkuje na antenę TVP Info w ostatnich 8 latach, by wiedzieć gdzie kończy się dziennikarstwo a zaczyna tępa propaganda. Gdzie druga strona albo niezależni eksperci, statystyka albo wyniki badań opinii… TVP nie jest teraz telewizją obywatelską, jest partyjna jak nigdy wcześniej w swojej historii. Nawet w czasach PRL-u ówczesne władze bały się zaoferować Polakom tak jednostronny przekaz polityczny jaki mamy dzisiaj. Jest jeszcze jeden problem z systemową weryfikacją dziennikarzy. W bardzo wielu przypadkach to nie są dziennikarze, tylko wynajęci na nasze pieniądze tekściarze spisujące propagandowe treści reklamujące PIS i jego przybudówki. Tutaj wychodzi też słabość naszego zawodu, który jest regulowany przez prawo prasowe z 1984, sprzed prawie 40 lat, kiedy nie było internetu, telefonii komórkowej, były dwa kanały TV i trzy anteny radiowe. Gdybyśmy mieli dobrą ustawę o zawodzie dziennikarza, to być może rzecznicy lokalnych struktur PIS – u nie mogliby podawać się za dziennikarzy TVP. Tacy „dziennikarze” teraz tam pracują. Właściwie, to każdy kto ma smartfona i kanał na You Tube’ie może podawać się za dziennikarza.          

– Ale TVP warto ratować a nie likwidować?

– Media rządowe są zdemoralizowane i rozregulowane przez Zjednoczoną Prawicę podobnie jak wiele innych instytucji Państwa: Trybunał  Konstytucyjny, KRS, NCBR, Prokuratura, Policja, PIS wciąga też w politykę nasze Siły Zbrojne. Państwo nie funkcjonuje dobrze. Jednak TVP nazwy nie zmieniła, nawet jeśli to teraz TVPIS. Polskie Radio i TVP to doskonałe brandy, który można i da się naprawić, tak byśmy znowu mogli je nazywać mediami publicznymi. Tam pozostała całkiem spora grupa porządnych dziennikarzy, którzy nie dali się uwikłać w politykę, których można i trzeba ochronić.

– Wspomniał Pan, że TVP wciąż się tak samo nazywa. Powinna więc pozostać?

– TVP powinna kojarzyć się z dobrą informacją i ambitną ofertą programową. Moim zdaniem Nie potrzeba komisji nawet złożonej ze społecznych autorytetów ani zwalniania wszystkich jak leci. TVP to także miejsce pracy setek operatorów, montażystów, kierownicy produkcji, oświetleniowców, scenarzystów, rekwizytorów, dźwiękowców, czy pracowników biurowych.

– …to często artyści sztuki telewizyjnej. To oni są ostoją profesjonalizmu?

– Oczywiście, że nie powinni żadnej weryfikacji podlegać, bo nie ponoszą żadnej odpowiedzialności za ekscesy nielicznej i rozpolitykowanej grupy, znanej choćby z autorstwa pasków TVP Info, stanowiących powszechny temat żartów. Kolejne osoby zdobywają się na odruch sprzeciwu, niedawno dziennikarz Jarosław Kuś znany z Wiadomości i Panoramy TVP przeszedł do Wydarzeń Polsatu, podobnie Michał Cholewiński, wcześniej odeszła Karolina Lewicka. Z kolei jeżeli ktoś relacjonuje piłkarską ekstraklasę, trudno obarczyć go odpowiedzialnością za propagandową sieczkę, która w innych programach pojawia się na antenie. 

– Uczciwy szef wystarczy? I przestrzeganie profesjonalnych reguł?

– Niezbędna okaże się też ponowna debata o sposobach finansowania mediów publicznej i o tzw. „misji” tych nadawców. Abonament jest zbędnym obciążeniem podatników. Koszt utrzymania mediów publicznych  w całości powinien być po stronie Skarbu Państwa. Nie mam też pewności, czy media publiczne powinny posiadać podobny dostęp do rynku reklam co media komercyjne. W moim przekonaniu w ustawie o radiu i TV powinno być dużo więcej tzw. „bezpieczników” blokujących w przyszłości wtrącania się polityków w ich funkcjonowanie. Z drugiej strony wewnątrz tych instytucji trzeba rozdrobnić proces decyzyjny, by trudniej było ingerować w treści audycji informacyjnych. W niektórych zaś obszarach należy wprowadzić kolegialność podejmowanych decyzji, by blokować potencjalną pokusę „dogadywanie się” pracowników mediów z politykami. TVP w większym stopniu niż kiedykolwiek wcześniej stopniu powinna włączyć się w kampanie społeczne czy edukacyjne upowszechniające budowę społeczeństwa obywatelskiego, na przykład we współpracy z NGO-sami. Media publiczne powinny też w większym stopniu zachęcać do brania udziału w życiu publicznym a nie agitować za jedną partią i obecnym rządem. Pokazywać, jak korzystać z demokracji. I jak może wyglądać społeczeństwo obywatelskie. Wiemy, że wszystko to kosztuje. Ale warto. Bo na tym polega rola telewizji publicznej. A media komercyjne… niech zarabiają pieniądze dla swoich akcjonariuszy. Jeszcze jedno. Media publiczne w ogóle muszą dostosować się do współczesnych czasów i skoncentrować się na produkcji i dystrybucji contentu także politycznego w sieci. Myślę, że to ważne.

Jak oceniasz?

kliknij na gwiazdkę, aby ocenić

średnia ocen 5 / 5. ilość głosów 1

jeszcze nie oceniano

jeśli uznałeś, że to dobre...

... polub nas w mediach społecznościowych

Nie spodobało się? Przykro nam...

Pomóż nam publikować lepsze teksty

Powiedz nam, jakie wolałbyś teksty na pnp24.pl?

Łukasz Perzyna (ur. 1965) jest dziennikarzem „Opinii”, Polityczni.pl i „Samorządności”, autorem filmu o Aleksandrze Kwaśniewskim (emisja TVP1 w 2006 r.) oraz dziewięciu książek, w tym. „Uwaga, idą wyborcy…” i „Jak z Pierwszej Brygady”. Pracował m.in. w „Wiadomościach TVP” i „Życiu”, kierował działem krajowym „Obserwatora Codziennego”. W latach 80 był działaczem Konfederacji Polski Niepodległej i redaktorem prasy podziemnej.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here