…czyli jak długo śmiać się można ze smutnych zdarzeń
Dzień zwycięstwa w krajach takich jak Rosja czy Białoruś świętuje się podobnie, jak my pamiętamy z PRL, 9 maja. Demokratyczny Zachód, w tym Polska począwszy od początku lat 90. obchodzi go 8 maja. Różnica bierze się stąd, że na Wschodzie upamiętnia się rocznicę fety z zakończeniem II wojny światowej związanej, a ta miała miejsce w dzień po niemieckiej kapitulacji, w wolnym świecie zaś – samą datę podpisania tej ostatniej. To jednak przeszłość już zamierzchła i okupiona ofiarami. Za to pierwszą rocznicę wyrwania TVP z pisowskich rąk beneficjenci tego wydarzenia świętowali w taki sposób, że nawet największych zwolenników Koalicji 15 Października nastraja to do przemyśleń, że jeśli coś się przez wspomniany rok udało – to z pewnością nie uwolnienie publicznej z założenia stacji od destrukcyjnych wpływów polityków.
Nagrania z zamkniętej imprezy przedświątecznej z udziałem polityków Koalicji Obywatelskiej, obecnych pracowników TVP oraz bohaterów dawnej opozycji antykomunistycznej stały się hitem sieci, chociaż Telewizja Republika, która je zarejestrowała z oczywistych względów nie cieszy się dobrą reputacją jako kontynuatorka telewizji rządowej z czasów Jacka Kurskiego. Mniej istotne, kto ich dokonał. Bawią powszechnie, chociaż to raczej śmiech przez łzy.
Z wymienionych już kategorii uczestników bankietu wyłącznie Adam Michnik z dawnego KOR i Krzysztof Król z KPN mieli moralne prawo, by się w tym miejscu (jedna z restauracji na MDM specjalnie w tym celu wynajęta) znajdować. Walczyli o wolność, nie pełnią stanowisk publicznych (funkcja redaktora naczelnego prywatnej “Gazety Wyborczej” to co innego), więc mają prawo się bawić się z kim zechcą i gdzie chcą, kiedy Polska jest już demokratyczna i niepodległa.
Natomiast bratanie się przy kielichu prominentów rządowych i działaczy pozostającej u władzy KO z dyrektorami i dziennikarzami obecnej TVP powoduje oczywiste publiczne zgorszenie. Stawia pod znakiem zapytania niezależność przekazu stacji, o której tyle mówiono, gdy po okresie zawłaszczania jej przez PiS przejmowano jej sygnał nadawczy i wprowadzano likwidatora.
Mało przystojna zabawa miała miejsce w momencie, gdy TVP wciąż nie uzyskała pełnych gwarancji dalszego działania. Zależy od doraźnej kroplówki z budżetu. Status ma tymczasowy. Słowa “w likwidacji” nie nastrajają do snucia planów. Mniejsza o to, że pracownikom telewizji publicznej banki odmawiają kredytów. Gorzej, że świadomość faktu, że TVP stanowi takie samo cenne dobro wspólne jak Stadion Narodowy, Filharmonia przy ul. Moniuszki czy łódzka szkoła filmowa – wydaje się obca rządzącym.
Wiadomo zresztą, że właśnie Koalicja Obywatelska, chociaż jej przedstawiciele biesiadują z bossami z ul. Woronicza – preferuje zdecydowanie prywatną stację TVN. Ostatnio wciągniętą przez premiera Donalda Tuska na listę spółek, których nie wolno sprzedać bez zgody władzy. Decyzja ta stanowiła reakcję na plany zakupu TVN przez oligarchów węgierskich, za którymi stoi kapitał kremlowski. Faktycznie oznacza jednak pełzającą nacjonalizację. Gdy się w pełni dokona – to TVN, a nie publiczna TVP stanie się telewizją rządową, a ta ostatnia, jako zbędna i nie do końca lubiana, zostanie przez władzę zagłodzona. To całkiem realne niebezpieczeństwo.
W tej sytuacji zarówno dyrektorzy TVP (w tym Tomasz Sygut, który… też bawił się w knajpie na MDM-ie) jak jej likwidator (również obecny wśród uczestników bankietu Daniel Gorgosz) powinni znaleźć sobie inne zajęcia w przedświąteczną niedzielę niż biesiadowanie z politykami, którym posady zawdzięczają.
Niełatwo przyjdzie im po tym wszystkim egzekwować od podwładnych obiektywizm przekazu, nawet gdyby rzeczywiście zamierzali to robić. Ale odłóżmy żarty na bok.
Poza tymi, którzy z własnej woli stali się pośmiewiskiem, TVP to wciąż znakomici artyści sztuki telewizyjnej: operatorzy obrazu i dźwięku, kierownicy produkcji, realizatorzy i montażyści a także pracownicy zawiadujący bezcennymi archiwami. Ich robota niezmiennie wyznacza metr sewrski profesjonalizmu w medialnej branży. Widać to przez pięć dni w tygodniu choćby w gmachu Sejmu, gdzie zawsze wiedzący, co robią operatorzy TVP wielokrotnie zawstydzają przepychających się bez ładu i składu “byle coś nagrać” kolegów z prywatnych stacji.
Czysta woda i brudny szlam
Z punktu widzenia tych, którzy budują siłę i trwałość telewizji publicznej, bez oglądania się na koniunkturę, dobrze się stało, że znowu wszyscy o TVP mówią: bo obecne w sieci nagrania, mniejsza o to, z jaką intencją zarejestrowane, jednych bawią, innych bulwersują, więc sprawiają, że ciągle się dyskutuje o TVP – o zobowiązaniach sprzed roku i sytuacji obecnej. Gołym okiem widać, że dzieje się źle. A trzeba rozmawiać o przyszłości, zanim będzie na to za późno. Na razie wiemy, że obietnice “czystej wody” składane na antenie przez Marka Czyża da się między bajki włożyć. Zamiast niej w nagraniach z MDM oglądamy brudny szlam.
A jeszcze w dodatku słownik mojego komputera chińskiej produkcji uparcie domaga się, żebym to ostatnie słowo zmienił wprost na “szmal”. Odłóżmy jednak żarty na bok, raz jeszcze. Nawet jeśli w ich kategoriach prościej całą degrengoladę opisać. Bo w znacznej mierze wymyka się racjonalnym ocenom, chyba, żeby założyć złą wolę decydentów, co dla masowego jak nigdy wcześniej od 1919 roku elektoratu z 15 października 2023 musi okazać się frustrujące.
Skoro w niewiele ponad rok z wrocławskiego Jagodna, gdzie czekający długo w noc na oddanie głosu dumni ze swoich praw obywatele posilali się przywiezioną przez dobrych ludzi pizzą, zaszliśmy na ochlaj na MDM-ie.
To uderzające. Zwłaszcza, że w międzyczasie (mówię o roku, jaki minął od przejęcia TVP, “na krawędzi prawa”, jak przyznawali sami autorzy tej operacji) stworzone zostały prawne właśnie podstawy, żeby stopniowo odejść od formatu likwidacyjnego i wziąć się za mozolną zapewne, ale zdroworozsądkowo niezbędną odbudowę. Decyzją Sejmu w Radzie Mediów Narodowych – a to ona władze TVP, gdy ta nie znajduje się w stanie likwidacji, powołuje – większość zyskały ugrupowania “Koalicji 15 Października”.
Słaba wola nowej władzy
Nie ma zatem przeszkód, żeby zamiast się razem upijać – zabrać się do odnowy tego, co za prezesury Jacka Kurskiego i Mateusza Matyszkowicza splugawiono i zmarnowano.
Poza jedną. Odwołam się tu do doświadczenia, wskazanego swego czasu przez Jana Olszewskiego. Kiedy został premierem, wezwał jednego z wysokich urzędników i spytał, dlaczego ten nie podejmuje żadnych działań, nawet tych, co wydają się oczywiste i nieodzowne dla zakresu jego obowiązków. Mecenas uzyskał na to rozbrajająco szczerą odpowiedź swego nowego podwładnego: – Nie wiedziałem, że jest wola polityczna….
Opowiedział mi o tym sam Olszewski, który zapracował na opinię człowieka, co nie kłamie, niezależnie od tego, jakie role społeczne wypełnia i funkcje publiczne sprawuje…
W tym wypadku na wolę polityczną nie trzeba czekać w nieskończoność. Sama dobra wola wystarczy. Warto przywołać słowa Jana Pawła II, wypowiedziane do Polaków już po przełomie ustrojowym: “Nie niszczcie. Zbyt długo niszczono”. Tylko tyle i aż tyle. Gdy decydenci obecnej TVP zaleczą wreszcie kaca po niesławnej imprezie na MDM, muszą się nad przyszłością poważnie zastanowić. Przecież pieniędzy, które na zasadzie kroplówki obecna koalicyjna większość przekazuje TVP bez gwarancji, że będzie to czynić również w przyszłości – ta władza w ruletkę nie wygrała. Pochodzą z naszych podatków. Teraz ludzie widzą, na co one idą.