Wielu ludzi głosowało w ciemno

0
50

Z Ireną Bartel o powojennym referendum i wyborach rozmawia Łukasz Perzyna

– Jak zapamiętała Pani pierwsze, tuż po wojnie głosowania powszechne: referendum z czerwca 1946 r. i wybory do Sejmu w styczniu 1947 r?

– Po wojnie ludzie byli zmęczeni i przestraszeni. Oba głosowania odbywały się więc w klimacie nieciekawym. Komputerów przecież wtedy nie było ani nawet telewizji, zaś radio tylko państwowe. Telefony tylko w urzędach, posiadanie prywatnego aparatu uchodziło za luksus i wiązało z przynależnością do władzy. A ja wtedy głosowałam w Suwałkach, w komisji w zwykłej chałupie a  nie w Warszawie ani Krakowie. 

– W jaki sposób rządzący prowadzili w tych warunkach propagandę?

– Z pewnością na nią nie żałowano. Charakterystyczne dla niej hasło brzmiało: “Trzy razy tak to Polaka znak”.

– Zawierał się w nim element wyłączenia ze wspólnoty tych, co myślą inaczej?

– Nie wszyscy jednak w podobny sposób je odbierali. Niejeden szedł na głosowanie z radością, że teraz wreszcie będzie się lepiej żyć. Inni, też bardzo liczni, pozostawali obojętni. Ale nie oznaczało to sprzeciwu. Na głosowanie obywatele przyjeżdżali furami. To był najłatwiejszy wtedy środek lokomocji. Niedługo po wojnie panował głód. Sklepów na wsi nie było. Obiecywano dopiero, że pojawią się “gieesy”, gminne spółdzielnie – i PGR-y. Nie żałowano na obietnice. Władza robiła wszystko, żeby stworzyć wrażenie, że już przed referendum i późniejszymi wyborami wszędzie się poprawia. Nikt nie wiedział z góry, jak głosowanie się uda.

– Jak zachowywali się ci, którzy je organizowali?

– Komisje wyborcze pracowały solidnie, takie sprawiały wrażenie, wszędzie były parawany jak należy. Wybory okazały się udane, takie było nasze wrażenie. Później coraz więcej osób mówiło, że wyniki sfałszowano. Ale nie dowiedzieliśmy się, jak to się działo, na którym etapie. Propaganda okazała się tak intensywna, że tonowała zwątpienie.

– “3 razy tak”… Nawet w filmowej opowieści o Kargulach i Pawlakach jeden z sąsiadów pisze to hasło na płocie, a drugi wtedy od razu na swoim: “3 x nie”. I od razu pojawia się milicjant?

– Do wielu przemawiały jednak zmasowane oficjalne hasła. Ludzie nie mieli od razu po wojnie tak wyrazistych poglądów, raczej cieszyli się, że cierpienia się skończyły. Podobnie w wyborach  do Sejmu na listach kandydatów nawet nazwiska prominentów zwykłym ludziom niewiele mówiły. Głosowały przecież głodna wieś oraz zdruzgotane osiedla i miasta. 

– Czy autorytety społeczne, lokalne, podpowiadały jak się zachować?

– Nie było wtedy wiadomo, z kim się rozmawia. Jeżeli tak, to raczej szeptem. Ludzie wciąż się bali. Oprócz trwającej jeszcze w wielu miejscach walki zbrojnej grasowały także bandy rabunkowe. Zamordowano wielu tych, którym udało się przeżyć wojnę. Nie zapomnę polskich ofiar ataku nacjonalistów ukraińskich. Ludzie wiedzieli, że w lasach kryje się rozmaitej barwy partyzantka. Ale nie wiedzieli, co nam jutro przyniesie. A tu władza obiecywała POM-y, czyli Państwowe Ośrodki Maszynowe i mechanizację rolnictwa. Pierwsze PGR-y zaczynały działać. Kto własnej ziemi nie miał lub tylko jej spłachetek albo mieszkał w mieście, często nie widział w tym zagrożenia tylko nadzieję. 

– Pani była już wtedy Sybiraczką, to znaczy wróciła Pani a ściślej przywieziono Panią po sześciu latach z zesłania na Wschód…

– Wiedziałam więcej, byłam wtedy harcerką ale też osobą pełnoletnią, z doświadczeniami takimi, jakie Pan przypomniał. Ale wokół panował chaos. Ludzie to w różny sposób odbierali. Nie było zaopatrzenia ani komunikacji, co najwyżej ta chłopska fura. Głosująca Polska to była wtedy prowincja a nie wielkie miasta. Doskwierał codzienny brak żywności. Młodzi czuli się szczęśliwi, że wojna się skończyła. I nagle w nadzieje czy oczekiwania części z nich wpisywał się Związek Walki Młodych, oferujący w tym chaotycznym świecie przynależność organizacyjną. Starsi, którzy przeżyli wojnę już jako ludzie dorośli i więcej wycierpieli pozostawali bardziej nieufni. Jednak wielu ludzi głosowało w ciemno. Jak już mówiłam, kandydatów do Sejmu najczęściej nie znano. Coś ludziom mówiły i to wcale nie wszystkim, nazwiska prominentów władzy, jak Edward Osóbka-Morawski czy Bolesław Bierut. Ale nie zwyczajnych kandydatów na posłów. Ludzie wiele lat stracili, wojna im ten czas zabrała. I mieli poczucie, że nie znają życia. Wciąż się bali. Głosowali wedle tego, jak wyobrażali sobie przyszłość. A ona wciąż pozostawała niepewna. 

Jak oceniasz?

kliknij na gwiazdkę, aby ocenić

średnia ocen 5 / 5. ilość głosów 5

jeszcze nie oceniano

jeśli uznałeś, że to dobre...

... polub nas w mediach społecznościowych

Nie spodobało się? Przykro nam...

Pomóż nam publikować lepsze teksty

Powiedz nam, jakie wolałbyś teksty na pnp24.pl?

Łukasz Perzyna (ur. 1965) jest dziennikarzem „Opinii”, Polityczni.pl i „Samorządności”, autorem filmu o Aleksandrze Kwaśniewskim (emisja TVP1 w 2006 r.) oraz dziewięciu książek, w tym. „Uwaga, idą wyborcy…” i „Jak z Pierwszej Brygady”. Pracował m.in. w „Wiadomościach TVP” i „Życiu”, kierował działem krajowym „Obserwatora Codziennego”. W latach 80 był działaczem Konfederacji Polski Niepodległej i redaktorem prasy podziemnej.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here