Syndrom połowy kadencji

0
21

Koalicja 15 Października w połowie kadencji, w której dysponuje sejmową większością znalazła się na zakręcie. Dowodzi tego zarówno zagadkowa rezygnacja marszałka Sejmu Szymona Hołowni z polskiej polityki, jak wcześniejsze zdobycie prezydentury przez wywodzącego się z PiS Karola Nawrockiego, a także histeryczne i gorsze od samej porażki reakcje demokratów na ten fakt. 

Sojusz Koalicji Obywatelskiej, Polskiego Stronnictwa Ludowego, Polski 2050 oraz Nowej Lewicy wciąż ma wystarczająco wielu posłów, by władzę zachować, ale oznacza to wyłącznie administrowanie państwem a nie naprawianie go, które mogłoby przyczynić się do odzyskania poparcia przez demokratów.

Problemem pozostają nie tyle weta prezydenta Karola Nawrockiego, bo ustawy w Sejmie przez demokratyczną koalicję uchwalane utrącał również jego poprzednik Andrzej Duda – lecz brak zamiaru realizowania tego, co uprzednio, przed magiczną datą 15 października 2023 r. obiecało się wyborcom. Kiedy niezapomniany mecenas Jan Olszewski objął urząd premiera po pierwszych wolnych wyborach w Polsce – nie mógł się nadziwić, że pracownicy jakich zastał w Urzędzie Rady Ministrów na pytanie, dlaczego nie robią tego, co do nich należy, znajdują gotową i we własnym przekonaniu rozgrzeszającą ich odpowiedź: – Nie wiedzieliśmy, panie premierze, że taka jest wola polityczna.

Rząd Olszewskiego wolę zmiany jednak miał i przez pół roku sprawowania władzy przyczynił się do odzyskania pierwszy raz po zmianie ustrojowej wzrostu gospodarczego. Dodatnią dynamikę produktu krajowego brutto ogłoszono w kwietniu 1992 r. co stanowiło zasługę wielobarwnej ekipy, jaką dobrał sobie mec. Olszewski: ministra pracy Jerzego Kropiwnickiego, ministra finansów Andrzeja Olechowskiego oraz głównego doradcy gospodarczego Dariusza Grabowskiego. Wywodzili się z rozmaitych szkół ekonomii i różnych tradycji ale wspólnie na ten sukces zapracowali. Urzędnicy znaleźli dowód na istnienie woli politycznej u swoich szefów, ale obywatele, co dalece istotniejsze – na to, że warto było zlikwidować socjalizm realny, nawet jeśli młody polski kapitalizm daleki jest od doskonałości. Bo skoro gospodarka znów rośnie, to znaczy, że idziemy we właściwym kierunku przecież…  Przełom dokonany przez ludzi Olszewskiego przywrócił milionom z nas poczucie sensu dokonujących się zmian.

Doskonale pamiętam, jak w opozycyjnej wtedy wobec rządu Olszewskiego gazecie “Obserwator Codzienny” gdzie byłem wówczas jako 27-latek kierownikiem działu krajowego, radośnie ten odzyskany wzrost gospodarczy komentowaliśmy, uznając go za sukces Polski, a nie rządzącej wtedy koalicji wielu małych partii, której dni i tak wydawały się już policzone. Do upadku przyczynił się w znacznej mierze nieszczerze popierający Mecenasa prezes Porozumienia Centrum Jarosław Kaczyński, grający wtedy na kolejny już sojusz – z Unią Demokratyczną – który miał go wtedy wprowadzić na warszawskie salony. Jednak UD nawet po powrocie do władzy nie wzięła sobie PC za koalicjanta, zaś rząd Olszewskiego większość sejmową utracił na długo przed pamiętną “nocą teczek” z 4 na 5 czerwca 1992 r. Wcześniej zrobił jednak swoje. Przynajmniej jeśli o gospodarkę chodzi, woli politycznej nie zabrakło.          

Rządu Tuska aktywa… i pasywność

Obecny rząd Donalda Tuska dysponuje zarówno większością w obu izbach parlamentu, jak mocnym mandatem społecznym, wynikającym z rekordowej frekwencji wyborczej z 15 października 2023 r, kiedy to udział w wyborach wzięło 74 proc z nas, najwięcej od powrotu demokracji do Polski (lepiej głosowali tylko nasi przodkowie do Sejmu Ustawodawczego 26 stycznia 1919 r.). 

Brak woli politycznej – czyli jeśli rzecz ująć najkrócej chęci rządzenia, a nie tylko administrowania krajem – przeważa jednak nad tymi atutami.

Donald Tusk wciąż dysponuje wszystkim, czego potrzeba, by Polskę zmieniać i naprawiać, ale nie czyni tego z rozmysłem, zapewne w zawodnym przekonaniu, że mu się nie opłaci bardziej ofensywna postawa. Jednak na razie i tak premier wraz z całą koalicją rządową ponosi straty w badaniach opinii publicznej, nieubłaganie wskazujących tendencję, że władzę po kolejnych wyborach objąć może Prawo i Sprawiedliwość w sojuszu z Konfederacją. Wynika to z literalnie wszystkich sondaży. 

Nie odwróci się tej progresji korzystnej dla obecnej opozycji, zachowując dotychczasowy styl i metody rządzenia. Tusk traci z powodu kunktatorstwa własnego i ministrów, przejawianego wobec podstawowych problemów kraju:  gospodarki, zwłaszcza z perspektywy dyskryminowanych za PiS przedsiębiorców prywatnych, rolników cierpiących jeszcze niedawno za sprawą nielegalnie wwożonego z Ukrainy zboża, wreszcie klasy kreatywnej, która też poczuć się może oszukana, skoro wbrew swojej niezależnej naturze zagłosowała 15,10 “roku pamiętnego” tak masowo, a nic z tego nie ma, bo nawet w skarbówce niezmiennie obowiązują pisowskie reguły.  Do dziś pamiętam jak w urzędzie przy Lindleya zacząłem w “czasach pogardy” być traktowany jak człowiek i obywatel a nie petent czy potencjalny przestępca dopiero z chwilą, gdy rozeźlony nadmieniłem, że jestem na “ty” z Kornelem Morawieckim, ojcem urzędującego wtedy premiera Mateusza.  

Święte wojny nie dają bonusu w sondażach

Wojenki ideologiczne, jak o edukację zdrowotną w szkołach, nie zastąpią realnego działania. Z chwilą wyboru na eurodeputowanych Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika uprzednio ułaskawionych przez Dudę nastąpiła kompromitacja polityki rozliczeń, wzmocniona jeszcze azylem dla posła Marcina Romanowskiego na Węgrzech Viktora Orbana. W połowie kadencji parlamentu jedyna różnica polega na tym, że teraz zamiast Dudy ułaskawiać będzie Nawrocki.

A Szymon  Hołownia, który przed dwoma laty przyciągnął – odbierany jako postać spoza układu – do urn wielu, którzy bez jego udziału w wyborach by nie zagłosowali, znika teraz z polskiej polityki. 

Zadziwia fakt,  że już daje się odczuć wzdychania do poprzednich rządów Tuska i koalicji PO-PSL: niedawno usłyszałem je w trakcie przypadkowego spotkania, w Lidlu, to znak czasów, ze specjalistą z jednego z ministerstw, ekspertem a nie politykiem. Nie są do końca pozbawione podstaw: pomimo arogancji rządzących, która utrwalona na nagraniach ze spelunki Sowa i Przyjaciele, stała się gwoździem do trumny tamtej ekipy, lata 2007-14 (a bez Tuska rządziła jeszcze do 2015 r. premier Ewa Kopacz) nie były na pewno najgorsze w najnowszej historii Polski. Zorganizowaliśmy wtedy wspólnie z Ukrainą powszechnie podziwiane za rozmach i klimat Piłkarskie Mistrzostwa  Europy, oddawano autostrady i boiska Orliki, a na fali powszechnego kryzysu po upadku Lehman Brothers Polska pozostała zieloną wyspą jeśli o dynamikę gospodarki chodzi. 

Teraz nie tyle brak osiągnięć podobnych, co jakichkolwiek. To brutalna prawda o obecnej ekipie rządzącej.

Nie chcą chcieć, jeśli strawestować mamy pamiętną kwestię z “Wesela” Stanisława Wyspiańskiego.

Naprawdę przecież tak bojowo nastawiony Nawrocki nie za bardzo ma co wetować, bo pomysły rządzącej większości pozostają niewiele warte.

Miernikiem abnegacji rządzących staje się ich rażąca obojętność wobec problemów kultury i środków masowego przekazu. Jedynym po wprowadzeniu likwidatora do TVP, Polskiego Radia i PAP konkretnym posunięciem Tuska  okazało się zablokowanie ewentualnej sprzedaży TVN bez zgody władzy, czyli faktycznie nacjonalizacja telewizji, wprawdzie nazwanej kiedyś przez wielkiego Andrzeja Wajdę (kiedy występował jako członek komitetu poparcia PO-KO a nie tylko reżyser) mianem “naszej” ale nominalnie prywatnej i w gestii właściciela amerykańskiego. Zaniechania rządzących da się prześledzić na przykładzie podejścia do TVP. Skoro po wejściu tam likwidatora też stała się “nasza”, już w nią inwestować nie warto, co najwyżej zostanie nam TVN. Śmiech pusty wzbudzają nazwiska kolejnych “ministerek” od kultury, dobieranych tak, jakby Tusk pragnął zerwać z propagowanym jeszcze niedawno wizerunkiem Koalicji Obywatelskiej jako partii pierwszego wyboru polskiego inteligenta..                    

Lepiej uważać, gdy do wyborów już tylko dwa lata

Syndrom połowy kadencji wydaje się pociągać za sobą podobne objawy, co znany każdemu, kto abstynentem nie jest, zespół dnia poprzedniego…

Nie po raz pierwszy w polskiej polityce. Dla AWS i Unii Wolności udana okazała się pierwsza połowa kadencji 1997-2001, kiedy przeprowadzono reformę samorządową do dziś obowiązującą i przynoszącą profity lokalnym społecznościom z pozyskiwaniem  zagranicznych środków pomocowych na czele. Za to w połowie kadencji, w 1999 r. frakcja Wiesława Walendziaka zaczęła walkę z głównym autorem tego sukcesu, wicepremierem u Jerzego Buzka – Januszem Tomaszewskim. Pomówiony o kłamstwo lustracyjne odszedł wtedy ze stanowiska. Potem sprawę sądową wygrał. W rządzie nie znalazł następcy podobnego formatu.      

Również dla koalicji SLD-PSL lata wspólnych rządów 2001-3 okazały się udane, bo za sprawą Jarosława Kalinowskiego wynegocjowano korzystne dla rolników dopłaty bezpośrednie przy wchodzeniu do Unii Europejskiej. Jednak Leszek Miller w połowie kadencji właśnie postanowił koalicję z ludowcami zerwać, bo nie poparli winiet Marka Pola jako dodatkowego podatku dla kierowców. Z wiadomym skutkiem. Już w rok później Miller premierem nie był, zastąpił go w roli szefa rządu Marek Belka.

Efekt flagi i dwa maszty

Pocieszenie, że poprzednikom też się nie udało, a ściślej – jakoś wychodziło tylko do połowy kadencji to jednak wątpliwy splendor dla Tuska, który premierem nie jest przecież po raz pierwszy. A tych osiągnięć do połowy kadencji ma mniej niż poprzednicy, nawet jeśli zaliczyć do nich tak kontrowersyjne odbicie z rąk PiS państwowych mediów, co jak pamiętamy nie zostało przeprowadzone z przesadnym respektem dla litery prawa, nawet jeśli okazało się zgodne z jego duchem. 

Rządzący wciąż jednak dysponują aktywami, pozwalającymi niekorzystny stan państwa zmienić. I perspektywą, że zostaną za to w kolejnych wyborach nagrodzeni. Problem tkwi w tym, zachowują się, jakby pozostawali impregnowani na taką możliwość. Na razie spodziewany po “nocy dronów” (z 9 na 10 września) “efekt flagi”, czyli skupienia poparcia przy rządzących w momencie zagrożenia – zaistniał rzeczywiście, ale rozłożył się pół na pół na Nawrockiego i Tuska, więc ani na jotę mapy poparcia nie zmienił…   

Spokojnie, to dopiero połowa kadencji, chciałoby się dorzucić…

Jak oceniasz?

kliknij na gwiazdkę, aby ocenić

średnia ocen 5 / 5. ilość głosów 3

jeszcze nie oceniano

jeśli uznałeś, że to dobre...

... polub nas w mediach społecznościowych

Nie spodobało się? Przykro nam...

Pomóż nam publikować lepsze teksty

Powiedz nam, jakie wolałbyś teksty na pnp24.pl?

Łukasz Perzyna (ur. 1965) jest dziennikarzem „Opinii”, Polityczni.pl i „Samorządności”, autorem filmu o Aleksandrze Kwaśniewskim (emisja TVP1 w 2006 r.) oraz dziewięciu książek, w tym. „Uwaga, idą wyborcy…” i „Jak z Pierwszej Brygady”. Pracował m.in. w „Wiadomościach TVP” i „Życiu”, kierował działem krajowym „Obserwatora Codziennego”. W latach 80 był działaczem Konfederacji Polski Niepodległej i redaktorem prasy podziemnej.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here