Po tym jak niedawny ulubieniec pisowskich mediów (przypomnę osławiony wywiad braci Karnowskich) rosyjski ambasador Siergiej Andriejew został oblany czerwoną farbą w Dniu Zwycięstwa – przekazy PiS pozostają sprzeczne. Minister spraw wewnętrznych Mariusz Kamiński, który nie potrafił ani zapewnić mu bezpieczeństwa (co nawet Andriejewowi się należy, bo dyplomata cieszy się nietykalnością z mocy prawa międzynarodowego) ani odwieść go od zamiaru składania kwiatów tam, gdzie wiadomo było, że dojdzie do awantury – oznajmił, że rozumie motywacje ukraińskich kobiet.
Ataku na Andriejewa dokonała bowiem 9 maja na Cmentarzu Mauzoleum Żołnierzy Radzieckich Iryna Zemlyana, przedstawiająca się jako dziennikarka, chociaż o jej dokonaniach w tym zawodzie nic nie wiadomo, znany jest za to fakt jej niedawnego uczestnictwa, nie w roli żurnalistki, w blokadzie TIR-ów na granicy.
Pisowska logika, czyli ma ona rację, chociaż jest Putina agentką
Zarazem media pisowskie łączą sprawczynię incydentu ze środowiskiem Bartosza Kramka (“Otwraty Dialog”), kręgiem przynajmniej kontrowersyjnym. Jeśli rzeczywiście jest tak, jak wypisują “przekaziory” pokroju “Do Rzeczy” – to wynika z tego, że prawie w środku Warszawy putinowska agentka może bezkarnie w trybie prowokacji porwać się na nietykalność putinowskiego ambasadora a rodzime służby specjalne nie są w stanie temu przeciwdziałać. Propagandyści PiS mogą się więc tylko zastanowić, czy swoją paplaniną naprawdę ministra Kamińskiego wzmacniają.
Osłabiają naprawdę tylko prestiż miedzynarodowy Polski, jeśli w oczach Zachodu stajemy się krajem, gdzie emigranci mogą bezkarnie atakować obcych dyplomatów. Nieważne, że z nieprzyjaznego kraju.
Mateusz Morawiecki wskazuje, że Andriejewa ostrzegano, by się na cmentarzu nie pojawiał. Bardziej dyplomatycznie – i rzeczowo – jak na szefa dyplomacji właśnie przystało postępuje minister spraw zagranicznych Zbigniew Rau, który przyznaje, że incydent, do którego doszło niemal w sercu Warszawy a dokładnie w pół drogi między lotniskiem Okęcie a Dworcem Centralnym nie powinien mieć miejsca.
Nie słychać jednak ani o wydalaniu z Polski sprawczyni incydentu, co powinno nastąpić natychmiast po zdarzeniu, niezależnie od tego, czy jest agentką putinowską czy działała z głupoty. Następnym razem przecież obleje kogoś kwasem a nie farbą. Ale pisowska władza pozostaje bezradna nie tylko wobec tych, w których sama widzi utajnioną ruską piątą kolumnę, ale i wobec jawnych zwolenników Władimira Putina. Dotychczas nie wciągnięto na listę putinowskich spółek objętych sankcjami “Fratrii” wydającej “Sieci” gdzie ukazał się sławetny jedenastostronicowy wywiad “braci kremlowskich” z gloryfikującym rosyjską politykę imperialną wobec Ukrainy ambasadorem. Oznacza to, że ludzie pisowskiej władzy sami ustawiają się w roli pożytecznych idiotów Władimira Putina. To ich problem. Dostrzec można inne, poważniejsze.
O niedźwiedziach czyli siła gości marnego wzrostu
Beztroska PiS wystawia na działania odwetowe Polaków mieszkających w Rosji, akredytowanych tam naszych dyplomatów i dziennikarzy. To nie lekkomyślność. To lekceważenie racji stanu. I niech Mariusz Kamiński nie pozuje na radykała, bo skoro zasiadał przy Okrągłym Stole, gdzie w imieniu kanapowego już wtedy Niezależnego Zreszenia Studentów (szczerze antykomunistyczna studenteria trzymała wówczas z młodzieżówkami KPN i PPS a nie wysiadywała w przedpokojach Pałacu Namiestnikowskiego) negocjował z komunistami, to powinien wiedzieć, czym jest dyplomacja i związana z nią zasada nietykalności.
Dawny lider zadymiarskiej Ligi Republikańskiej Kamiński, chociaż mocno już podstarzały, w swoich pinglach i z kieszonkowym wzrostem nie przekraczającym prokrustowych miar pisowskiego prezesowskiego, sprawia wrażenie studenciaka, wygrażającego niedżwiedziowi: ale nie na swobodzie lecz w ogrodzie zoologicznym, gdy przed tym ostatnim chronią go fosa i kraty. Wiadomo, że sam nic nie ryzykuje, bowiem niedźwiedzia złość skrupi się na dozorcy czy weterynarzu, gdy przyjdzie komuś sie na ten wybieg dostać. Najłatwiej być odważnym na cudzy rachunek.