Jak w bajce albo filmie “Rocky”

0
65


W pięć lat po powstaniu klubu piłkarze GKS Tychy zostali wicemistrzami kraju. W Kuwejcie rozegrali mecz pod marką drugiej reprezentacji Polski, a goszczono ich tam w pięciogwiazdkowym hotelu. O awans do kolejnej rundy Pucharu UEFA walczyli – jak równi z równymi – z zawodnikami niemieckiego FC Koeln, wśród których byli aktualni wtedy mistrzowie świata.

Niezwykła historia górniczego klubu ułatwia zrozumienie, jak to się stało, że reprezentacja ubogiej wtedy i rządzonej przez dyktaturę Polski przez dwanaście lat zaliczała się do ścisłej światowej czołówki. W pierwszym powojennym występie w finałach piłkarskich mistrzostw świata w RFN w 1974 r. wywalczyła trzecie miejsce, w cztery lata później w Argentynie piąte, w najtrudniejszym 1982 roku ponownie trzecie w Hiszpanii, a jeszcze w 1986 r. w Meksyku znaleźliśmy się w szesnastce najlepszych.     

Akurat gdy drużyna Kazimierza Górskiego wróciła z medalem z pierwszego z tych turniejów, w Tychach świętowano debiut w ekstraklasie. Jak opisują w świeżo wydanej opowieści “Największy sukces GKS Tychy” pasjonaci futbolu wykładowca akademicki Zbigniew Kantyka oraz menedżer i samorządowiec Klaudiusz Slezak: “Na inaugurację rozgrywek 18 sierpnia 1974 roku do Tychów przyjechał z Poznania Lech. Przed meczem wręczono zespołowi sędziowskiemu wiązanki kwiatów, a kibiców rozgrzewała orkiestra dęta kopalni Lenin. Trybuny stadionu GKS przy ulicy Engelsa wypełniło 15 tysięcy widzów. Debiut tyszan w pierwszej lidze zakończył się wynikiem 1:1” [1].

Liczba osób na trybunach robi wrażenie, jeśli zważyć, że Tychy liczyły wówczas 100 tysięcy mieszkańców. Na późniejszych spotkaniach z Górnikiem Zabrze i Ruchem Chorzów stadion wypełniało nawet 25 tysięcy widzów. Piłkarze rychło odpłacili fanom ze ich miłość niespodziewanymi sukcesami. 

W 1976 r. Górniczy Klub Sportowy Tychy wywalczył wicemistrzostwo Polski, ustępując w tabeli wyłącznie Stali Mielec, w której grali wtedy bohaterowie niedawnych mistrzostw świata: ich król strzelców Grzegorz Lato i drugi w tej klasyfikacji Andrzej Szarmach, a także doskonały pomocnik Henryk Kasperczak oraz Jan Domarski, strzelec złotej bramki na Wembley, która przesądzając o zwycięskim remisie z Anglią utorowała Polsce drogę do finałów.  

I tak, niczym bokser Rocky z pamiętnego filmu z Sylwestrem Stallone, który nagle otrzymał szansę walki z mistrzem świata – górniczy zespół stanął w europejskich pucharach do rywalizacji z renomowanym FC Koeln. Niemcy mieli w składzie Wolfganga Overatha ze złotej drużyny trenera Helmuta Schoena, która wcześniej na turnieju w RFN jako jedyna pokonała nasz zespół Kazimierza Górskiego. W Kolonii gospodarze wygrali 2:0. Ale szanse na odrobienie strat na Śląsku wciąż zachowano.

Błąd popełnili jednak działacze. Zamiast na przyjaznym i doskonale znanym stadionie w Tychach postanowili rozegrać drugi mecz na ogromnym Stadionie Śląskim w Chorzowie. “Tyscy zawodnicy czuli się w tych warunkach obco i de facto rewanż zamiast u siebie grali jakby na wyjeździe” [2]. I tak dość długo po bramce Romana Ogazy, który wcześniej przywiózł z Montrealu zdobyty z zespołem Górskiego  srebrny medal olimpijski – prowadzili 1:0. Jednak zamiast drugiej bramki dla GKS, dającej dogrywkę, w której wszystko byłoby możliwe, bo faworyci mogli wtedy się zdenerwować i pogubić – padła wyrównująca dla Niemców. Ale i tak było co wspominać.

Podobnie jak wyjazd do Kuwejtu, dokąd piłkarze GKS pojechali jako druga reprezentacja Polski. Gospodarze byli początkowo zawiedzeni, bo ponieważ przy podpisywaniu kontraktu na mecz sporą rolę odegrała bariera językowa. Ponieważ miejscowi mówili wyłącznie po arabsku, zaś działacze PZPN co najwyżej po rosyjsku, spodziewano się nad Zatoką Perską Kazimierza Deyny i Jana Tomaszewskiego. Powodów do narzekania Kuwejtczycy jednak nie mieli, skoro nasi w czterdziestostopniowym upale szybko dostali zadyszki, a w świat poszedł wynik: 3:1 dla gospodarzy.

Wprawdzie po trzech latach GKS spadł z ekstraklasy, ale piłkarze, którzy wypracowali jego sukces, grali jeszcze nawet później – jak bramkarz Eugeniusz Cebrat – w reprezentacji prowadzonej przez Antoniego Piechniczka.   

W swojej mądrej książce Slezak i Kantyka cytują liczne opinie, pokazujące rolę GKS dla integracji nowej, lokalnej społeczności. Bez miłości do swojej drużyny Tychy byłyby tylko zatomizowanym i anonimowym blokowiskiem, dokąd ściągali w poszukiwaniu dobrych zarobków, jakie Śląsk wtedy oferował, pracownicy z całej Polski. Stadion stał się pierwszym miejscem, gdzie mogli się spotkać i policzyć. Na wiele lat przed wyborem Karola Wojtyły na Stolicę Piotrową i powstaniem Solidarności. Zaś załogi miejscowych zakładów pracy bez szemrania wykonywały prace na stadionie i przy remontach klubowych budynków… w czynie społecznym. Czyli po ludzku rzecz ujmijmy – za darmo. Ale nikt nie narzekał. W nowej Polsce dawny stadion GKS rozebrano. Została legenda. I wartka opowieść Slezaka i Kantyki, w której naprawdę nie tylko o futbol przecież chodzi… 

[1] Zbigniew Kantyka, Klaudiusz Slezak. Największy sukces GKS Tychy. Wyd. K-16, Tychy 2021, s. 5
[2] Kantyka, Slezak. Największy sukces GKS Tychy… op. cit, s. 218

Jak oceniasz?

kliknij na gwiazdkę, aby ocenić

średnia ocen 5 / 5. ilość głosów 3

jeszcze nie oceniano

jeśli uznałeś, że to dobre...

... polub nas w mediach społecznościowych

Nie spodobało się? Przykro nam...

Pomóż nam publikować lepsze teksty

Powiedz nam, jakie wolałbyś teksty na pnp24.pl?

Łukasz Perzyna (ur. 1965) jest dziennikarzem „Opinii”, Polityczni.pl i „Samorządności”, autorem filmu o Aleksandrze Kwaśniewskim (emisja TVP1 w 2006 r.) oraz dziewięciu książek, w tym. „Uwaga, idą wyborcy…” i „Jak z Pierwszej Brygady”. Pracował m.in. w „Wiadomościach TVP” i „Życiu”, kierował działem krajowym „Obserwatora Codziennego”. W latach 80 był działaczem Konfederacji Polski Niepodległej i redaktorem prasy podziemnej.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here