Kogo ośmieszają Ziobro i Bodnar

0
71

Polska zajmuje 33. miejsce w rankingu praworządności sporządzonym za rok 2024 przez World Justice Project. Rok wcześniej była w tym samym Rule of Law Index 36. Przez osiem lat pisowskich rządów wyłącznie w tym zestawieniu spadała [1]. Trudno się jednak z obecnego miejsca na  początku czwartej dziesiątki cieszyć, skoro jeśli chodzi o siłę gospodarki – wedle poważnych oszacowań otwieramy drugą. Zaś kiedy dwa i pół roku temu w Katarze nasi zawodnicy zajęli 15.  lokatę na piłkarskim Mundialu, wybredni komentatorzy uznali to za klęskę, chociaż była wynikiem najlepszym od 36 lat.

Po tym wstępnym zastrzeżeniu, że dla kraju rozwiniętego i kojarzonego w świecie z niedawną walką Solidarności o swobody obywatelskie i prawa człowieka podobne miejsce w praworządnościowym rankingu nie stanowi powodu do dumy – warto zdystansować się od histerii, że kpiny Zbigniewa Ziobry z komisji śledczej i sędziów ośmieszają państwo polskie. Dworuje sobie rzeczywiście, ale lepiej, że nie został aresztowany. Do czego prowadzi zbędna opresja, przekonaliśmy się przy mrocznej okazji śmierci Barbary Skrzypek. Poza tym sąd uznał legalność  komisji śledczej, a nie dotyczącej jej wykładni Trybunału Konstytucyjnego jeszcze pod batutą (cyrkowe określenie tu pasuje) prezes Julii Przyłębskiej, przezywanej niewybrednie kucharką Jarosława Kaczyńskiego, bo rzeczywiście zapraszała prezesa na obiady. Wnikliwy, a nie tylko zacietrzewiony obserwator, wszystkiego tego się doczyta w opisie niedawnej decyzji sądu. 

Równie silnie grają emocje w kwestii Ewy Wrzosek, a ściślej Adama Bodnara, który zamiast natychmiast ją odsunąć od sprawy dwóch wież po śmierci Barbary Skrzypek, co jak wiemy nastąpiła w trzy dni po jej przesłuchaniu przez prokurator Wrzosek – jakby na wiarę wziął tejże prokuratorki stronę. Pomimo,  że Wrzosek straszyła sankcjami prawnymi wszystkich, co publicznie stwierdzą związek między przesłuchaniem a śmiercią wieloletniej sekretarki Kaczyńskiego, chociaż nasuwa się on w naturalny sposób.           

Obywatele oceniają wymiar sprawiedliwości, a nie  ministrów, co na jego czele stoją. Niezależnie od konkretnych blamaży obu prokuratorów generalnych – poprzedniego Zbigniewa Ziobry nie tylko w sprawie Pegasusa i obecnego Adama Bodnara nie tylko w sprawie Ewy Wrzosek – prestiż Temidy w Polsce zależy od osobistych doświadczeń, jakie z nią mamy. A te określa wciąż przewlekłość postępowań i nierzadko arogancja, nawet na poziomie asesora.

Kto nas obroni przed sędziami

Kiedy pisowska ekipa wzięła na cel sędziów,   podobnie jak w wypadku mediów, czyniła to, zamierzając uderzyć w słaby punkt dotychczasowej demokracji. Oprócz odwetu na sędziach blokujących jej rozwiązania za pierwszych rządów PiS (Trybunał Konstytucyjny) liczyła na poklask opinii, znużonej sposobem traktowania obywateli jak petentów w sądach powszechnych. Swego czasu również Paweł Kukiz próbował organizować ruch pokrzywdzonych przez wymiar sprawiedliwości. Gdy dawny rockman, trzeci w wyborach prezydenckich 2015 r, stał się politycznym planktonem tylko – z kolei prezes Polskiego Stronnictwa Ludowego pochyla się nad postulatami tego ruchu i znajduje czas dla jego przedstawicieli. Potoczna opinia o jakości sądownictwa okazuje się tak powszechnie znana, że nie trzeba jej podpierać wynikami badań opinii publicznej. Wiemy, co Polacy myślą o sędziach. Nie jest to na pewno ocena zawarta w znanym za pisowskich rządów w TVP programie Miłosza Kłeczka “Kasta” ale tym bardziej taka, jaką mogłoby się pochwalić Stowarzyszenie Iustitia czy jakakolwiek inna emanacja środowiskowa.      

Pracę sądów powszechnych pod koniec rządów PiS jako złą określało 59 proc z nas, za dobrą uznawało zaledwie 17 proc,  jeśli jednak przywołać  badania [2]  To wizytówka Zbigniewa Ziobry. 

Za to w niecałe pół roku po wyborach z 15 października 2023 tylko co trzeci Polak uznawał,  że funkcjonowanie wymiaru sprawiedliwości poprawiło się po zmianie władzy, jaka się po nich dokonała [3]. To z kolei wizytówka Adama Bodnara. 

Wymiar sprawiedliwości zmaga się niewątpliwie z problemami  starszymi niż czas pracy jednego ministra, chociaż Ziobro rządził w sumie tym resortem przez dziesięć lat.

Swego czasu Jarosław Gowin, gdy objął funkcję ministra sprawiedliwości, próbował ujednolicać używane w sądach długopisy. Co większego sensu nie miało, naraziło go zaś na drwiny ze strony pracowników niższych szczebli niż sędziowski czy prokuratorski. Zaszkodził też sobie publiczną uwagą,  że ma w nosie literę prawa, czego filozof z wykształcenia nie powinien mówić – bo chociaż prawnikiem nie jest, ze swojej branży wie,  do czego może prowadzić popularyzacja podobnego rozumowania.

Teraz Donald Tusk, chociaż przed laty Gowina z własnej partii się pozbył, zapowiada podobnie luźne podejście do wspomnianej litery prawa w imię proklamowanej demokracji walczącej, co ogłosił zresztą na spotkaniu z prawnikami właśnie. Nie stawia tym w korzystnej sytuacji Bodnara, a przy tym jak wiemy nieoficjalnie, straszy go, że w resorcie może go zastąpić Roman Giertych. Z bagażem afery Polnordu wydaje się to niezbyt prawdopodobne. Jednak wcześniej też z rachunku prawdopodobieństwa nie wynikało kandydowanie Giertycha do Sejmu ze świętokrzyskiej listy Koalicji Obywatelskiej. Bo wprawdzie to adwokat rodziny Tusków (pamiętamy sprawę Amber Gold) ale jednak dawny zastępca Jarosława Kaczyńskiego w pisowskim rządzie i niefortunny minister edukacji narodowej, co zamierzał skreślić Witolda Gombrowicza z listy szkolnych lektur, co nawet u prezesa PiS, choć to prawnik, nie literat, sprzeciw wzbudziło.    

Demokracja,  nie denazyfikacja

Czynione  przez niektórych życzliwych obecnej władzy komentatorów próby podpowiedzi, żeby działania “demokracji walczącej” wzorować na powojennej denazyfikacji w  Niemczech okazują się nie tylko w oczywisty sposób obraźliwe dla Polaków – bo faszyści nigdy u nas nie rządzili, chyba że w charakterze okupantów w latach 1939-45 – ale nieroztropne. Problem bowiem tkwi nie w nielicznej grupie sędziów uległych wobec PiS, która taką nie zamierza pozostać w stosunku do obecnej władzy – lecz w postrzeganej przez opinię publiczną gnuśności pozostałych. Nawet jeśli pogląd na ten temat pozostaje wobec ludzi w togach niesprawiedliwy, bo wina tkwi na przykład w niedoinwestowaniu wymiaru sprawiedliwości, selekcji negatywnej na posady pomocnicze tamże, czy w braku niezbędnej stabilności – podobne postrzeganie Temidy pozostaje faktem i trzeba się z nim liczyć. Zresztą niedawno, jak się  okazało, organizacjom typu NGO’s czyli pozarządowym w tym Iustitii odmówiono dotacji ze środków państwowych, co niezbicie pokazuje, jak nowa władza traktuje swoje niedawne zaplecze. Skarżył się na to publicznie na łamach “Gazety Wyborczej” Jakub Karyś z Komitetu Obrony Demokracji.

Chociaż ze zdroworozsądkowego punktu widzenia nowa władza ma rację: pieniądze, gdy już państwo je wydaje, niech przeznacza  na polski wymiar sprawiedliwości a nie dobrostan sędziowskich stowarzyszeń. Zbyt dobrze pamiętamy, na co szły za poprzedniej  władzy środki z Funduszu Sprawiedliwości. nie pisowskie przecież, tylko nasze, bo z kieszeni polskiego podatnika pochodzące.    

[1] Rule of Law Index 2024

[2] sondaż Ogólnopolskiego Panelu Badawczego Ariadna z 26-29 maja 2023 

[3] sondaż United Surveys z lutego 2024

Jak oceniasz?

kliknij na gwiazdkę, aby ocenić

średnia ocen 5 / 5. ilość głosów 5

jeszcze nie oceniano

jeśli uznałeś, że to dobre...

... polub nas w mediach społecznościowych

Nie spodobało się? Przykro nam...

Pomóż nam publikować lepsze teksty

Powiedz nam, jakie wolałbyś teksty na pnp24.pl?

Łukasz Perzyna (ur. 1965) jest dziennikarzem „Opinii”, Polityczni.pl i „Samorządności”, autorem filmu o Aleksandrze Kwaśniewskim (emisja TVP1 w 2006 r.) oraz dziewięciu książek, w tym. „Uwaga, idą wyborcy…” i „Jak z Pierwszej Brygady”. Pracował m.in. w „Wiadomościach TVP” i „Życiu”, kierował działem krajowym „Obserwatora Codziennego”. W latach 80 był działaczem Konfederacji Polski Niepodległej i redaktorem prasy podziemnej.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here