Białorusy fruwają nisko czyli Gorzej niż incydent

Główny problem stanowi nie to, że białoruskie śmigłowce pojawiły się nad polską Białowieżą. Zawiera się w fakcie, że nie zostały nawet ostrzelane. Dla reżimu Aleksandra Łukaszenki stanowi to zachętę do podobnych akcji w przeszłości, skoro obecną przeprowadził bezkarnie.

Do dwóch śmigłowców Mi-8 i Mi-24 nikt nie otworzył ognia, bo jak powiadamiają czynniki odpowiedzialne – za to, bo nie w ogólnym tego słowa znaczeniu – nie zostały one nawet wykryte. Leciały bowiem na zbyt niskim pułapie, aby zlokalizował je radar.  Wytłumaczenia te, jeszcze gorsze od samych zdarzeń, pokazują, że słowa rządzących o tym, iż możemy się czuć bezpieczni okazują się mrzonką. Wyłącznie białoruskie władze, które w czwartek wezwały do ministerstwa spraw zagranicznych w Mińsku naszego charge d’affaire Marcina Wojciechowskiego uznały wypowiedzi polskich oficjeli na temat incydentu za pospieszne. Pozostali – za bez wątpienia spóźnione.

Białoruski proputinowski dysponent świadomie posłał te stalowe ptaki nad Polskę właśnie 1 sierpnia – w rocznicę Powstania Warszawskiego. Aby w sposób tym bardziej dotkliwy nadwątlić prestiż państwa polskiego. Taktykom z MIńska, którym suflują ich protektorzy z Kremla, całkowicie się to udało.

Białorusy więc, niczym jaskółki przed burzą, fruwają nisko, co wydaje się starczyć za alibi dysponentom naszego bezpieczeństwa.     

Podczas czwartkowego spotkania z prezydentem Litwy Gitanasem Nausedą premier Mateusz Morawiecki pojawił się w bluzie przypominającej battle-dress – co dowodzi, że ukraiński lider Wołodymyr Zełenski okazał się w tej mierze dyktatorem mody w wymiarze dyplomatycznym. Jednak, jak mawiają na Śląsku, skąd premier jest posłem – ancug nie czyni kierownika. U nas bowiem, inaczej niż na Ukrainie, mocnego przywództwa nie widać. Powrót Jarosława Kaczyńskiego na fotel wicepremiera tego nie zmienia. Co z tego, że prezes partii rządzącej stał się formalnie zastępcą własnego nominata. Ponawiano zapewnienia o wspólnej trosce o bezpieczeństwo, ale przebieg wydarzeń nie potwierdza, aby przejawiał ją pisowski rząd.

Testują zasieki… i morale Polaków

Fatalnym sygnałem okazało się pierwotnie fałszywe dementi władz wojskowych, że żadnego naruszenia granicy nie było. Przedtem ponad cztery godziny w listopadzie ub.r. przetrzymano wiadomość o rakiecie ze wschodu, która w Przewodowie na Lubelszczyźnie zabiła dwóch polskich obywateli. Dowiedzieliśmy się o tym dzięki odwadze i profesjonalizmowi dziennikarza Associated Press i weterana wojny afgańskiej w jednej osobie Jamesa LaPorty, zwolnionego zresztą za to z pracy. Na informacje o innej rakiecie, co spadła pod Bydgoszczą, kazano nam czekać pół roku. Nie na tym polega zarządzanie kryzysowe, żeby groźne zdarzenia ukrywać. Zwłaszcza, gdy mamy do czynienia z niebezpieczeństwem realnym a nie wydumanym – jak w wypadku słynnego ataku zbiorowej paniki wznieconego w Nowym Jorku w latach 30. za sprawą słuchowiska Orsona Wellesa o inwazji Marsjan. Proputinowskie Białorusy są może zielonymi ludzikami, ale nie z innej planety, a porozumiewają się w języku dla nas zrozumiałym.

Kołujące nad polskim terytorium białoruskie śmigłowce testują zdolności obronne Polski – próba ta wypadła miażdżąco – ale też morale społeczeństwa. Tylko w ostatnich trzech latach znosiło ono zagrożenia i rozliczne utrudnienia związane z pandemią koronawirusa, ale też angażowało się w bezinteresowną humanitarną pomoc dla wojennych uchodźców ukraińskich. Wsparcie ze strony rządzących w obu wypadkach okazało się wątłe. Polacy ścierpieć też muszą skutki drożyzny, wywołanej przez politycznie zdeterminowane rozdawnictwo społeczne w celu uzyskania poparcia, praktykowane przez władzę. I następstwa gospodarcze pandemii, dotykające zwłaszcza zaradnych, pomnażających produkt krajowy brutto i tworzących miejsca pracy. Cierpliwość społeczna okazuje się imponująca ale nie pozostaje nieograniczona.

Polska rozważa zamknięcie granicy z Białorusią, jak powiadomił w czwartek minister rozwoju i technologii Waldemar Buda.

W kwestii deficytu bezpieczeństwa do naruszeń granicy przez śmigłowce białoruskie dołącza się problem stacjonujących nieopodal w szacowanej na 6 tys. masie wagnerowców. A także emigrantów, szturmujących co i rusz polską granicę wschodnią, których jak wiadomo szkolą najemnicy Jewgenija Prigożyna, jak dawać się we znaki straży granicznej. Bronią ich zaś rodzimi “pożyteczni idioci” Władimira Putina w rodzaju eurodeputowanej Janiny Ochojskiej. Czy cwałujący z reklamówką i wymykający się pogranicznikom w błazeńskim berku poseł “Franek” Sterczewski, znany także z pijackiego rajdu rowerem nad ranem w świętym dla jego poznańskich wyborców dniu 28 czerwca, rocznicy pamiętnej masakry robociarzy z Cegielskiego, do których strzelano, gdy w 1956 r. upomnieli się o wolność i chleb.

Wyzwania i zaniechania

Armia nie dysponuje przy tym przydatnym systemem wczesnego ostrzegania, ponieważ wojskowe służby specjalne, które powinny stosowne wiadomości pozyskiwać, gromadzić i analizować – zniszczone zostały w pierwszych latach rządów PiS przez ówczesnego ministra obrony narodowej Antoniego Macierewicza w imię racji bardziej frakcyjnych niż politycznych nawet. Również on utopił miliardy, których w budżecie obronnym nigdy nie za dużo, w kosztownym budowaniu obrony terytorialnej. Planowana jako gwardia przyboczna szefa MON, całkiem bezużyteczna, składa się z powszechnie wyśmiewanych “szwejków”, znienawidzonych przy tym za arogancję przez kadrę zawodową. W razie konfrontacji – nawet uciec przez Białorusami ani wagnerowcami na czas te ofermy batalionowe nie zdążą. Jarosławowi Kaczyńskiemu i Beacie Szydło wypomnieć przy tym wypada, że okpili opinię publiczną, zapowiadając przed zwycięskimi wyborami, iż ministrem obrony zostanie nie Macierewicz lecz uchodzący zawsze za umiarkowanego Jarosław Gowin. 

Mariusz Błaszczak, osobowość w odróżnieniu od Macierewicza obliczalna i zrównoważona, nie ma jednak w sobie nic z mocnego człowieka. To co najwyżej urzędnik, szybko odgadujący oczekiwania wicepremiera Jarosława Kaczyńskiego ale nie taki minister obrony, który w razie czego wystąpi w telewizji i uspokoi opinię publiczną. W sławetnej sprawie “rakiet znikąd” mijał się z prawdą. Teraz Błaszczak zapowiada zwiększenie liczby żołnierzy na granicy białoruskiej. Nie precyzuje, co mają tam robić, bez skutecznej logistyki i sensownych instrukcji czy rozkazów. Czy, jeśli zobaczą znowu śmigłowce od Łukaszenki, mają zdwojonym – po wzmocnieniu kontyngentu – głosem powtarzać “skuś baba na dziada” a może “zgiń, przepadnij maro”. W nadziei, że sprzęt “naruszyciela” powpada na siebie bez udziału osób trzecich, jak zdarzyło się to amerykańskim śmigłowcom w trakcie nieudanej próby odbicia zakładników w Iranie w 1980 r. u schyłku prezydentury Jimmy’ego Cartera? 

Nie zazdroszczę obrońcom polskich granic. Zwłaszcza, że akurat oni niczemu nie są winni. A ze strony władzy politycznej zamiast wsparcia mogli liczyć co najwyżej na pamiętne koncerty “Murem za polskim mundurem” organizowane przez reżimową TVP jeszcze za poprzedniej prezesury Jacka Kurskiego. Zaś na Poczcie Polskiej znaleźć można kartkę, jaką da się do nich wysłać: z tekstem pozdrowień już ustalonym i w otwartej kopercie. Tragikomiczna gadżetomania nie zastąpi wyczucia racji stanu.

Polska w oczywisty sposób dla własnego bezpieczeństwa potrzebuje dzisiaj skutecznej logistyki na granicy wschodniej – jeśli sami tym “know how” nie dysponujemy, należy zwrócić się do sojuszników o użyczenie go i wsparcie – oraz czytelnych instrukcji i rozkazów dla jej obrońców, a nie komisji do zbadania wpływów rosyjskich, o której ustawę podpisał właśnie prezydent Andrzej Duda.      

Z tego rozliczymy przy urnach władzę

Zaś litewski prezydent Nauseda i polski premier Morawiecki zapowiedzieli w trakcie czwartkowego spotkania na “przesmyku suwalskim”, uznawanym za strefę szczególnego zainteresowania ze strony najemników Wagnera – wymianę informacji wywiadowczych. Jednak żeby je sobie nawzajem udostępniać, trzeba najpierw je mieć. A do tej pory największym sukcesem pisowskiej ekipy w sferze pozyskiwania danych pozostaje inwigilowanie opozycji z użyciem zakupionego od Izraelczyków za pośrednictwem prowadzonej przez byłych milicjantów i esbeków firmy Matic, systemu “Pegasus”. Niewiele daje przerzucanie odpowiedzialności na poprzedników. Ani żalenie się, że opozycja bruździ. Z historii wiemy, że nawet osadzenie przez sanacyjnych biurokratów w ośrodku odosobnienia w Berezie Kartuskiej samego Stanisława Cata-Mackiewicza za krytykę polityki Józefa Becka nie wzmocniło ówczesnych zdolności obronnych Polski ani nie zapobiegło klęsce wrześniowej w 1939 r.  Warto o tym pamiętać, gdy wkrótce będziemy znów czcić rocznicę bohaterstwa żołnierza, jakie wiąże się z tą datą – nie mając powodu do fetowania dalekowzroczności, jakiej wtedy zabrakło sternikom państwa.

Nawet przy okazji ważnego i potrzebnego spotkania z litewskim gościem premier Morawiecki podrwiwał z opozycji, że nie docenia zagrożenia ze strony reżimu białoruskiego i wagnerowców. Pozostaje to bezproduktywną wymianą zdań. Nawet najbardziej radykalne koncepcje redukcji roli państwa zachowują dla niego bowiem funkcję “stróża nocnego”. Granic kraju nie obroni przecież żadna straż obywatelska. Nie jest to zadanie, które społeczeństwo – nie oglądające się na władzę przy okazji sąsiedzkiej pomocy  w zmaganiach z pandemią koronawirusa czy wspierania Ukraińców – realizować może samodzielnie. Z tego, jak się z tej roli wywiąże władza, będzie rozliczana jesienią przy urnach.

Jak oceniasz?

kliknij na gwiazdkę, aby ocenić

średnia ocen 5 / 5. ilość głosów 3

jeszcze nie oceniano

jeśli uznałeś, że to dobre...

... polub nas w mediach społecznościowych

Nie spodobało się? Przykro nam...

Pomóż nam publikować lepsze teksty

Powiedz nam, jakie wolałbyś teksty na pnp24.pl?

Łukasz Perzyna (ur. 1965) jest dziennikarzem „Opinii”, Polityczni.pl i „Samorządności”, autorem filmu o Aleksandrze Kwaśniewskim (emisja TVP1 w 2006 r.) oraz dziewięciu książek, w tym. „Uwaga, idą wyborcy…” i „Jak z Pierwszej Brygady”. Pracował m.in. w „Wiadomościach TVP” i „Życiu”, kierował działem krajowym „Obserwatora Codziennego”. W latach 80 był działaczem Konfederacji Polski Niepodległej i redaktorem prasy podziemnej.

1 KOMENTARZ

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here