30 października prezydent Rosji Władymir Putin gościł w Budapeszcie na zaproszenie Viktora Orbána, premiera Węgier. To już kolejna wizyta po tej przełomowej z lutego 2015 r., gdy Europa na żądanie Ameryki nałożyła sankcje na Rosję i wszelkie kontakty zostały zaleceniem Brukseli zamrożone. Orbán miał odwagę je odmrozić, zapraszając prezydenta Rosji.
Wtedy był to przełom, teraz Orbán i Putin spotykają się coraz częściej, przy różnych okazjach, niedawno mistrzostwa świata w judo (wiadomo…), obecnie – euroazjatycka konferencja. Przy tej wizycie porozmawiali sobie tête-à-tête dość długo, bo aż siedem godzin.
Péter Szijjártó, szef MSZ, wypełnia handlową treścią strategiczne ustalenia liderów, często bywając w Moskwie, spotykając się z Siergiejem Ławrowem, z innymi ministrami, ale także z Aleksiejem Millerem, szefem Gazpromu. Tu załatwia się strategiczne interesy, ale także na poziomie samorządów Węgrzy próbują się przedrzeć przez unijno-rosyjskie embarga. Tam oferują swoje produkty, przede wszystkim żywność, ale także farmaceutyki, które już z sukcesem wchodzą na rosyjski rynek. Przeprowadzają również wspólne projekty w innych krajach, np. dostarczenie 1300 wagonów kolejowych dla Egiptu. Taki tam… drobiazg, tylko miliard euro. Zachęcają też Rosjan do odwiedzenia Budapesztu, nad Balaton i wielu miejsc, z którymi Rosjan łączy sentyment jeszcze z czasów ZSRR.
Kontakty koncentrują się jednak na sprawach energetycznych. To najważniejszy obszar współpracy Budapesztu z Moskwą. A sprawą, którą omówiono w Budapeszcie dokładnie, było zapewnienie Węgrom dostaw gazu na następne 5 lat. W obliczu nadciągającego kryzysu ukraińskiego uzgodniono, że przepastne magazyny węgierskie zostaną zapełnione rosyjskim gazem, a Gazprom zobowiązał się do dostarczania gazu także w przypadku przerwania przesyłu przez Ukrainę. Węgrzy są zabezpieczeni.
Od wielu już lat interesy energetyczne idą na coraz większą skalę, a warunki, na których Węgry nabywają gaz ziemny – niezwykle korzystne. A historia zaczynała się przecież wrogo, na początku Orbán zakreślił czerwoną linię – „co moje, to moje” – i wyrwał z rosyjskich rąk akcje MOL-a.
Jak Viktor Orbán rafinerię Rosjanom odebrał
Przyjaźń polsko-węgierska jest przysłowiowa, ale jeden element polityki Viktora Orbana z pewnością nie pasuje do tego idyllicznego obrazka. Chodzi o sprawy energetyczne i związaną z nimi Rosję. Tutaj nasze drogi mocno się rozchodzą. Naśladownictwo reform Orbana przez PiS jest bladym cieniem oryginału, ale w sprawach rosyjsko-energetycznych to już idziemy radykalnie innymi drogami. My budujemy fortecę […]
Później zaczęła się współpraca, na której Węgrzy zyskiwali setki milionów dolarów. Orbán zapraszał Putina do Budapesztu coraz częściej, będąc z tego powodu obiektem niewybrednych ataków, obrzucania inwektywami przez polityków, media i rozmaitych aktywistów. Jednak w zamian za to, że politycznie otwierał Putinowi drzwi do Europy, zyskiwał wiele w sprawach gospodarczych. Kontrakty gazowe były tak korzystne, że wzbudzały głośną zazdrość także polskich polityków.
Dzisiaj Węgry wchodzą w nowy projekt rosyjski – rurociąg „Turk Stream” przez Morze Czarne, Turcję, Bułgarię i Serbię na Węgry. Po utrąceniu przez Brukselę i Waszyngton rurociągu „South Stream”, który dawał Węgrom potężne dochody i bezpieczeństwo dostaw, gaz i tak znalazł drogę obejścia Ukrainy. Tylko że pierwszym odbiorcą nie będzie już dzisiaj Unia Europejska, a Turcja.
Nie można zapomnieć także o gigantycznym projekcie budowy elektrowni jądrowej Paks. Najpierw świetna oferta rosyjskiego Rosatomu, z dużym udziałem węgierskich przedsiębiorstw, łącznie z rosyjskim finansowaniem (10 z 12 miliardów euro kosztów), potem lata starań i lobbowania o pozwolenie Brukseli. Przy dzisiejszym dyktacie zielonej energetyki wydaje się cudem, że Węgrzy w końcu przebili się przez tę biurokrację i wrogie koterie, tak geopolityczne jak i energetyczne. Dzisiaj budowa powoli startuje, domyka się ostatnie zgody i kontrakty.
W czasie wizyty Węgry i Rosja podpisały także porozumienie w sprawie dostaw ropy przez rurociąg przyjaźń do 2025 roku. Dostawy ropy na 5 lat, 4 milion ton rocznie, wartości 10 miliardów dolarów. Sukces? Oczywiście, ale Węgrzy są realistami, walczą o korzyści tam, gdzie się tylko da, ale także zabezpieczają swoją pozycję przetargową. Tuż po wizycie Putina węgierski koncern narodowy MOL zakupił 9 procent udziałów tak w azerskim polu naftowym ACG (Azeri-Chirag-Gunashli) jak i rurociągu naftowym BTC (Baku-Tbilisi-Ceyhan). Orbán dobijał tego interesu w Azerbejdżanie w połowie października, a ogłoszono go po wizycie Putina. To się nazywa umiejętność gry na wielu fortepianach, i dyplomacji przynoszącej korzyści gospodarcze.
Węgry w energii postawiły nie na polityczną koncepcję “bezpieczeństwa dostaw”, a na cenę, co daje im konkretne zyski. Niskie koszty zakupu ropy pozwalają na jedne z najtańszych w Europie paliw, zwiększają konkurencyjność MOL-a. Tani gaz to nie tylko niskie ceny dla gospodarstw domowych (w większości ogrzewanych gazem), to również niskie koszty przemysłu, a to napędza gospodarkę. Energia elektryczna Węgier ma jedną z najniższych cen w Europie. Zbudowanie nowych bloków elektrowni jądrowej PAKS II jeszcze wzmocni tę sytuację.
Jak Viktor Orbán ceny energii obniżał
Rząd nie przejmował się zbytnio reakcją energetycznych gigantów, minister János Fónagy ogłosił, że nie przeprowadzono analiz skutków obniżenia taryf, po co, „przecież nie upadną przez 10-procentową obniżkę cen”.
Orbán wie doskonale, że pieniądz to fundament pozycji państwa – gospodarczej i politycznej. Gdy wielcy i natrętni sojusznicy naciskają, byś kupował u nich drożej, wystarczy trochę zacisnąć zęby i przetrzymać. Korzyści będą odczuwalne latami, kapitał będzie się akumulował w kraju, przedsiębiorstwa będą konkurencyjne, a rachunki gospodarstw domowych niższe. Gdy się ulega namowom na „gaz wolności”, poklepią po ramieniu, a wysokie rachunki będą przychodzić dziesiątki lat.
Na amerykańskie naciski, żeby kupować LNG, Viktor Orbán odpowiada prosto:
I dlatego tego Rosja sprzedaje na Węgry 7,6 mld m3 gazu, to jest 86% importu i 79% zużycia.
„Zależność”? Węgrzy wykorzystują to, co w Polsce bezrozumnie nazywa się „uzależnieniem”, jako lewar, punkt oparcia do realizacji własnych narodowych interesów. Kupując ogromne ilości ropy i gazu Węgry mają deficyt handlowy, i naturalnie dążą do jego zrównoważenia. Chcą jak najwięcej sprzedawać do Rosji, chcą uzyskać tam korzystne warunki dla inwestycji węgierskiego kapitału (czy ktoś w Polsce używa takiego pojęcia jak „polski kapitał”?). I uzyskują sukcesy, ale do tego wszystkiego potrzebna jest dobra współpraca z Rosją. I jak twierdzi Orbán, bycie członkiem NATO i Unii Europejskiej wcale temu nie przeszkadza.
Viktor Orbán daje jak zwykle trafne uzasadnienie takiej polityki. W Budapeszcie przy Władymirze Putinie powiedział:
I uzasadnia to bardzo dosadnie:
Szef MSZ Péter Szijjártó uzupełnia: „Interes Węgier polega na utrzymaniu dobrych, uczciwych stosunków z Rosją. Rząd Węgier będzie opierał politykę zagraniczną na narodowych interesach”.
Orbán przedstawił także motto dyplomacji:
Ciekawe jest, że Orbán przy każdej okazji zaznacza, że Węgry to malutki kraj. Zaznacza skromnie, że „Węgry absolutnie dokładnie znają swoje rozmiary, zwoje znaczenie i swoje miejsce. No i swoje interesy”. By za chwilę wypalić z najcięższej armaty, dodając że „Węgry są zainteresowane polepszeniem stosunków między Rosją a NATO”.
Obszarem współpracy Orbána z Putinem stała się także… wiara. Węgry od lat pomagają prześladowanym chrześcijanom na całym świecie. Rosja prowadzi podobną politykę, choć na dużo większą skalę. Podczas wizyty w Budapeszcie obaj politycy spotkali się z hierarchami kościołów chrześcijańskich Bliskiego Wschodu.

W czasie tego spotkania Rosja została uhonorowana tak przez Orbána, który docenił pokojową misję Rosji na Bliskim Wschodzie. A w imieniu kościołów tego regionu przez melchickiego arcybiskupa Jean-Clement Jeanbarta, który powiedział: „interwencja Rosji w Syrii daje nadzieję chrześcijanom”.
Putin w odpowiedzi wydaje się że głęboko się wzruszył, mówiąc: „Patrzymy ze łzami w oczach na to, co się dzieje z chrześcijanami Bliskiego Wschodu. To kolebka chrześcijaństwa i teraz jest zagrożona, a chrześcijanie są mordowani, prześladowani, rabowani i gwałceni. Rosja zrobi wszystko, co w jej mocy dla ochrony chrześcijaństwa, odbudowy jej świątyń i kongregacji”.
Moskwa nie wierzy łzom, ale można zapytać czy dzisiaj tacy politycy jak Orbán i Putin, nie zasługują na miano Fidei Defensor?
Twoim zdaniem…
[democracy id=”7″]
Na ten temat czytaj także:
Orban i Kaczyński prowadzą równie odrażającą politykę wewnętrzną, ale ten pierwszy przynajmniej gdy w grę wchodzą sprawy zagraniczne – potrafi być patriotą i pragmatykiem a nie lokajem i nieudacznikiem. Nawet jeśli zdecydujemy się Putina w to nie mieszać – przykładem zdrowego węgierskiego rozsądku pozostaje zgodne z resztą Europy głosowanie za Tuskiem jako jej prezydentem kontrastujące ze słynnym hokejowym wynikiem 1 do 27 Beaty Szydło. Trudno przesądzać, co o tej przewadze Orbana nad liderem PiS decyduje, czy fakt posiadania autentycznej biografii opozycjonisty (Kaczyński 13 grudnie 1981 spał do południa, lider Fideszu parę lat później żądał wyprowadzenia wojsk radzieckich) czy szersze lektury i horyzonty