PiS ani myśli znikać

0
39

Zawieszając Ryszarda Czarneckiego, prezes Jarosław Kaczyński objawił elastyczność, o którą go nawet nie podejrzewano. Sprawiał bowiem wcześniej wrażenie oderwanego od rzeczywistości.  Wyczuł jednak,  że z wieloletniego europosła nie da się zrobić męczennika jak z tych, co roztrwonili Fundusz Sprawiedliwości a wcześniej z nadużywających władzy Mariusza Kamińskiego, i Macieja Wąsika. Obrona Czarneckiego, co za “bakszysz” pomagał otwierać filię prywatnej uczelni w Uzbekistanie wystawiłaby PiS na śmieszność.  

Nadzieje demokratów, że PiS podzieli się po utracie władzy nie znajdują potwierdzenia. Perspektywa wyborów prezydenckich raczej integruje partię Jarosława Kaczyńskiego, pomimo braku oficjalnie wskazanego kandydata, skoro z sondaży wynika, że ktokolwiek nim zostanie, wejdzie do drugiej tury. Zaś wyborca pisowski wydaje się impregnowany na kolejne doniesienia o masowej korupcji za rządów Prawa i Sprawiedliwości.

Jeśli zaś chodzi o przyszłe wybory parlamentarne, to sondaże prognozują raczej wynik zbliżony do odnotowanego 15 października ub. r. Dużo bardziej pesymistyczna lekcja płynie z czerwcowego głosowania do europarlamentu: jeśli podobnie ukształtują się rezultaty do Sejmu, w kolejnej kadencji rządzić będzie PiS w koalicji z Konfederacją.

Afery ich nie zrażają, czyli jak histeria osłabia wymowę faktów

Afery nie skłaniają elektoratu Prawa i Sprawiedliwości do cofnięcia poparcia dla formacji Kaczyńskiego. Przyczynia się do tego efekt nadmiaru, przeradzający się w swoistą histerię rozliczeniową. Zwłaszcza TVN, tropiąca obwinianych o nadużycia prominentów poprzedniej władzy, pozostaje wiarygodna wyłącznie dla wiernych wyborców Koalicji Obywatelskiej, bo też w sposób oczywisty podąża dawną ścieżką TVP za prezesury Jacka Kurskiego.  Ataki raczej konsolidują wyborcze zaplecze Prawa i Sprawiedliwości.

Przy czym Jarosław Kaczyński, zawieszając Ryszarda Czarneckiego w kierowanym przez siebie ugrupowaniu, postąpił bardziej roztropnie, niż gdyby próbował bronić go jak niepodległości. Zresztą Czarnecki nie kojarzy się z twardym jądrem PiS: wprawdzie eurodeputowanym z ramienia tej partii pozostawał przez 15 lat ale wcześniej wszedł do Parlamentu Europejskiego z listy Samoobrony, jeszcze przedtem zaś był prezesem Zjednoczenia Chrześcijańsko-Narodowego i ministrem ze wskazania Akcji Wyborczej Solidarność. Zaś ponieważ stawiane mu zarzuty naraziłyby PiS na śmieszność – bo fałszywe dokumenty o jeździe zezłomowanymi samochodami, za którą zwracać musiał środki Parlament Europejski czy posada i doktorat dla żony w zamian za załatwienie dobrodziejom z Collegium Humanum otwarcia filii w Uzbekistanie pokazują beneficjenta tych spraw jako drobnego cwaniaka – w sprawie Czarneckiego prezes niespodziewanie okazał się pryncypialny. Zresztą  nigdy osobiście go nie cenił ani nie lubił.             

Gdzie się mają podziać rozczarowani

Niezawodnym paliwem dla PiS okazuje się rozczarowanie niemal rocznymi rządami Koalicji 15 Października i jej podejściem do obietnic wyborczych. Do młodszego elektoratu trafia przekaz Konfederacji, w wielu badaniach wyprzedzającej Trzecią Drogę pomimo starań Szymona Hołowni w nowej dla niego roli marszałka Sejmu. Starszy zaś wyborca, gdy odczuwa, że nie ma się gdzie podziać, skłonny jest machnąć ręką na niedawne antydemokratyczne praktyki PiS u władzy i przystać na wytłumaczenia,  że praworządności zagrażają “bodnarowcy” jak przekonuje propaganda mediów Kaczyńskiego. Ich zasięg osłabł z chwilą utraty TVP, ale agitacja nie zanikła.

Do wyobraźni niedawnych wyborców Koalicji 15 Października nie przemawia z kolei podniesienie płacy minimalne – szkodliwe dla przedsiębiorczości i tworzenia miejsc pracy – nawet powyżej poziomu ustaleń przyjętych w Radzie Dialogu Społecznego ani pomysł  wprowadzenia czterodniowego tygodnia pracy, podobnie ponad stan. Ci, którzy jesienią ub. r. zagłosowali na partie demokratyczne zatroskani stanem państwa po 8 latach rządów PiS, chociaż przedtem na wybory nie chodzili, nie martwią się także ograniczeniem środków dla inspekcji pracy,  przeciwko któremu protestuje pozostająca w koalicji Nowa Lewica. Żaden to przekaz.

Za to ten pisowski pozostaje klarowny. Nie rozumie tego nawet tygodnik “Polityka”, bawiący czytelników – i to w okładkowej historii – opowieścią o rywalizacji środowisk pisowskich telewizji: Republiki i wPolsce24. W praktyce bowiem ich propaganda się sumuje i uzupełnia a spór dotyczy personaliów medialnych wyrazicieli interesów PiS i numerków w kolejce do gabinetu prezesa. I nie niesie za sobą groźby podziału.  Ściślej zaś: uczestniczą w nim zainteresowani podziałem tortu a nie partii. Na zewnątrz, różniąc się w środkach wyrazu, przedstawiają zbliżone treści: praworządności zagraża minister sprawiedliwości Adam Bodnar, premier Donald Tusk reprezentuje interesy niemieckie zaś jego partia doktrynę Sławomira Neumanna w myśl której polityków z własnego obozu chroni się przed zarzutami. Pozwala to zachować dotychczasowych zwolenników. I nie utrudnia pozyskiwania nowych. Do czego przyczyniają się bardziej zaniechania niż błędy obecnie rządzących. 

Dołącza się do tego klimat niepokoju, podsycany przez wewnętrzne spory wokół spraw nie uznawanych przez wyborców za pierwszoplanowe (kredyt zero procent).  Mit wielkiej zmiany upada równie szybko jak po 4 czerwca 1989 r. i ponownie po zwycięstwie AWS jesienią 1997 r. życie zweryfikowało legendę Solidarności jako ożywczej  siły. Mobilizacja i determinacja wyborców znów nie przekładają się na działania polityków. W Sejmie i Senacie obecna większość hucznie świętowała 35. rocznicę powołania rządu Tadeusza Mazowieckiego, zapominając przy tym jakby, co zdarzyło się później: fenomen Stanisława Tymińskiego, który pokonał urzędującego premiera w wyborach prezydenckich i wszedł do ich drugiej tury z Lechem Wałęsą.

A następnie – powrót komunistów do władzy, już w niebieskich a nie czerwonych barwach i pod marką Sojuszu Lewicy Demokratycznej zamiast PZPR. Fetowany przy tej okazji Wałęsa mógłby wiele o tej sekwencji opowiedzieć politykom, których w ubiegłym roku poparł (na marszu 4 czerwca 2023 r.), zresztą nie tylko Kaczyński ale i Donald Tusk znajdowali się już wówczas na szczytach polityki. Tak jak wtedy nie zbudowano nawet programu osłonowego dla planu Leszka Balcerowicza, zapominając o osobach nie stających się beneficjentami transformacji ustrojowej – tak obecnie nie pojawiła się oferta nie tylko dla dotychczasowych zwolenników PiS pozwalająca na ich stopniową kooptację przez obóz demokratyczny ale nawet dla własnych wyborców, tych co zagłosowali po raz pierwszy, kierując się przy tym bardziej estetyką i etyką niż ideologią. Gorzej jeszcze: zabrakło pozorów, że się nad nią pracuje. I z czasem się wyłoni. Rządzących ukoi ich samozadowolenie, nawet jeśli mają świadomość, że rzeczywistość za oknem nie wygląda tak, jak się powinna. A o wyborcach przypomną sobie w kolejnej kampanii dopiero.                         

Ekipa, która przejęła władzę w wyniku tak masowego powszechnego głosowania z 15 października ub. r. zmarnowała mnóstwo czasu. Nie potrafi pokazać, że rządzi na pierwszy rzut oka lepiej i w sposób bez porównania bardziej uczciwy od poprzedników. Zarówno gorsząco wysokie płace w Agencji Rozwoju Przemysłu, jak sposób przejęcia mediów publicznych i prokuratury, a także niedawne ekscesy w trakcie Campusu Polska Przyszłości (publiczne bluzgi i zakrzykiwanie wicepremiera własnego rządu Władysława Kosiniaka-Kamysza) wreszcie wątpliwości dotyczące finansowanie tej imprezy – nie wzbudzają zaufania wyborców,  spodziewających się odnowy życia publicznego.  

Prawo i Sprawiedliwość jest dziś silne słabością koalicji rządzącej. Zaś ataki ze strony obecnej władzy jeszcze je integrują.

Jak oceniasz?

kliknij na gwiazdkę, aby ocenić

średnia ocen 5 / 5. ilość głosów 6

jeszcze nie oceniano

jeśli uznałeś, że to dobre...

... polub nas w mediach społecznościowych

Nie spodobało się? Przykro nam...

Pomóż nam publikować lepsze teksty

Powiedz nam, jakie wolałbyś teksty na pnp24.pl?

Łukasz Perzyna (ur. 1965) jest dziennikarzem „Opinii”, Polityczni.pl i „Samorządności”, autorem filmu o Aleksandrze Kwaśniewskim (emisja TVP1 w 2006 r.) oraz dziewięciu książek, w tym. „Uwaga, idą wyborcy…” i „Jak z Pierwszej Brygady”. Pracował m.in. w „Wiadomościach TVP” i „Życiu”, kierował działem krajowym „Obserwatora Codziennego”. W latach 80 był działaczem Konfederacji Polski Niepodległej i redaktorem prasy podziemnej.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here