Aż dziw bierze, że tak niewiele potrzeba, by zarządzać czterdziestomilionowym krajem.
Przewidywania wieloletniego posła PSL Marka Sawickiego, że wynik głosowania nad vofum nieufności dla ministra rolnictwa Grzegorza Pudy okaże się taki sam jak poprzednich wniosków w sprawie innych szefów resortów potwierdziły się całkowicie. Miarą paradoksu okazuje się poparcie, jakiego Pudzie, wraz z dwoma innymi posłami Kukiz’15 udzielił niedawny najostrzejszy jego krytyk Jarosław Sachajko, który nie tylko uznawał go za najgorszego z pisowskich ministrów rolnictwa ale sam wyrażał gotowość wzięcia odpowiedzialności za ten resort. Sachajko publicznie ujmował się za hodowcami pokrzywdzonymi przez “Piątkę Kaczyńskiego”, nowelizację ustawy o ochonie zwierząt, z której ostatecznie PiS i tak się wycofał wobec wrzenia na wsi. A poseł Puda był spikerem niepopularnego projektu.
Przykład Sachajki pokazuje, że do deklarowanych przez parlamentarzystów w tej kadencji poglądów nie powinniśmy się zbytnio przywiązywać. Lepszym jeszcze egzemplum obrotowości okazuje się szef tego posła w macierzystym kole, Paweł Kukiz. Przed sześciu laty zdobył poparcie co piątego Polaka i trzecie miejsce w wyborach prezydenckich, krytykując duopol głównych partii (tak PiS jak PO) i zawłaszczanie przez nich całości życia publicznego. Dawny piosenkarz rockowy był takim ówczesnym Szymonem Hołownią. Teraz stał się częścią pisowskiej maszynki do głosowania.
Ta ostatnia jednak, moralna czy nie, wciąż działa. Do zarządzania czterdziestomilionowym krajem to wystarczy, zaś plany zmieniania Polski Jarosław Kaczyński dawno już porzucił. Teraz da dobrze żyć swoim, uwłaszczać się na państwowym (świadczą o tym działania licznych powiązanych z władzą fundacji z branży kulturalnej, na potęgę trwoniących grosz publiczny) oferując możliwej do pozyskania części społeczeństwa świadczenia wprawdzie nieskuteczne jak 500 plus w sferze demografii ale dające wyborcom sygnał, że się o nich dba.
Władza czyni to jednak kosztem pozostałych podatników, przede wszystkim aktywnych w gospodarce, tworzących miejsca pracy i skłonnych do podejmowania ryzyka, a także na rachunek instytucji jak samorząd tworzących podwaliny polskiej demokracji.
Umiejętnie PiS uprzedza też lęki Polaków, wie jak się odwołać do ich uzasadnionych często niepokojów. 55 proc z nas nie chce, byśmy przyjmowali nielegalnych imigrantów. Błazeństwa posła PO-KO Franciszka Sterczewskiego, niczym boheter z komiksu kłusującego z reklamówką po granicy oraz nieroztropne wypowiedzi Władysława Frasyniuka, obrażającego jej strażników, pomogły umocnić przekonanie, że PiS nas obroni. Poniewczasie przekonał się o tym Donald Tusk, na płońskiej konwencji partyjnej odcinający się od bluzgów i happeningów przedstawicieli własnego obozu politycznego. Podobnie refleksyjny klimat, towarzyszący beatyfikacji kard. Stefana Wyszyńskiego wyostrzył ataki na jego pamięć ze strony Klaudii Jachiry oraz na katolicką opinię ze strony Sławomira Nitrasa, co znowu ułatwia władzy rzecznikowanie tej części społeczeństwa, która czuje się podobną grandilokwencją znieważona bądź zagrożona. Bo przecież stanowi większość o którą ten sam Tusk radzi swoim zabiegać…
Napomnienia Tuska nie skutkują jednak na przyszłość, skoro dwa dni po płońskiej konwencji krajowej przewodniczący klubu parlamentarnego wirtualnej Koalicji Obywatelskiej (w praktyce oznacza to PO z przyległościami) Borys Budka z trudem powstrzymywał radość z powodu wydania przez Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej niekorzystnego dla Polski, a pozostającego po myśli Czech wyroku w sprawie elektrowni w Turowie. Tymczasem wobec werdyktu, wydanego przez pojedynczego hiszpańskiego sędziego, wątpliwości wyraża nawet Rzecznik Praw Obywatelskich Marcin Wiącek, któremu blankietową sympatię dla partii rządzącej trudno przypisać.
Nie jest tak, że im gorzej dla Polski tym lepiej dla opozycji. Z pewnością za to im gorzej opozycja postępuje, tym dla PiS okazuje się to bardziej korzystne. Operetkowy prezes wszystkich prezesów Jarosław Kaczyński, ograniczający się do roli spikera cudzych projektów premier Mateusz Morawiecki i bezwolny prezydent Andrzej Duda rządzą nie za sprawą nieistniejących własnych walorów i przymiotów, lecz dzięki wykorzystywaniu słabości oponentów.