czyli pierwszy obywatel Andrzej Duda

Lech Wałęsa chciał kupować broń atomową od Ukrainców. Aleksander Kwaśniewski podczas wizyty w ONZ zawijal się w biało-czerwoną flagę i chwiał się nad grobami w Charkowie. Lech Kaczyński cenioną dziennikarkę tytułował „małpą w czerwonym” zaś Bronisław Komorowski swojego ministra – szogunem, a w księdze pamiątkowej robił byki ortograficzne. Andrzej Duda gada z rosyjskim dowcipnisiem przekonany, że konferuje z sekretarzem generalnym ONZ.

Różnica wydaje się jedna i podstawowa: poprzednikom przytrafiały się wypadki przy pracy. Zaś rozmowa z ruskim hakerem odgrywającym Guterresa streszcza sens prezydentury Dudy, której drugie pięciolecie właśnie się rozpoczyna. Jego naprawdę nie ma kto ostrzec ani uchronić przed tego typu kompromitacjami.

Duda nie ma wokół siebie przyjaciół, zdolnych mu cokolwiek podpowiedzieć. Otaczają go działacze partyjni – w kampanii symbolem tej klasy pasożytniczej stał się Adam Bielan, przed 25 laty stawiający pierwsze kroki jako „czynnik studencki” w AWS, z ktorej został najmłodszym posłem, potem zaś realizujący kolejne wyborcze przedsięwzięcia PiS z krótką przerwą na czas, kiedy wyrzucił go z partii Jarosław Kaczyński. Mózgowiec i doradca do spraw zagranicznych Krzysztof Szczerski od dawna chciał odejść z prezydenckiej kancelarii, szukano mu posady międzynarodowej, więc dymisja jako odpowiedzialnego za „ruską dyplomację”, której ofiarą padł Duda, nie będzie żadnym novum. Twórca zwycięskiego wizerunku Dudy zarówno w 2015 jak teraz, krakowianin Piotr Agatowski trzyma się w cieniu, stara się, by go nawet nie sfotografowano i zajmuje wielkimi sekwencjami, a nie incydentami jak rozmowa z podstawionym błaznem odgrywającym szefa globalnej organizacji. Inni, jak szefowa kancelarii Halina Szymańska to zwyczajni urzędnicy, alergicznie reagujący na politykę. Nawet rzecznik Błażej Spychalski reprezentuje typ spikera (niczym kiedyś Krzysztof Luft w rządzie Jerzego Buzka) a nie rasowego polityka, jak swego czasu Leszek Spaliński przy Lechu Wałęsie, chociaż można go też pochwalić, że nie jest jego złym duchem jak u tegoż noblisty Andrzej Drzycimski, jeszcze szczujący głowę państwa na dziennikarzy. Gdy w otoczeniu prezydenta pojawiał się ktoś ambitny, niezależny i sprawny, zwykle szybko znikał jak w kampanii jej szefowa Mec. Jolanta Turczynowicz-Kieryłło a wcześniej wszystko potrafiący specjalista od personal relations Krzysztof Łapiński. Mizeria kadrowa to stała przywara formacji, zbudowanej przed 30 laty przez braci Kaczyńskich.     

Kilkanaście lat temu dzwoniłem do biura prasowego poprzedniego pisowskiego prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Zadałem pytanie proste, ale jak się okazało zbyt trudne.

– Co pan prezydent planuje 13 grudnia?

– 13 grudnia… – zastanawiała się głośno odbierająca połączenie urzędniczka: – A to rocznica była, no nie, wojna jakaś?

Różnica wydaje się jedna i zasadnicza: sympatyczniejszy z bliźniaków Kaczyńskich miewał odruchy irytacji w stylu „z kim ja pracuję” i wtedy beształ swoich pasibrzuchów ile wlezie. Dudzie beznadziejne otoczenie odpowiada, bo daje poczucie bezpieczeństwa. Jak wykazała akcja rosyjskich hakerów – złudne.

Prezydent objawia spore zdolności polityczne, jeśli realizuje wytyczony cel, dowodzi tego sprytna i perfekcyjnie przeprowadzona akcja wyeliminowania z polityki Antoniego Macierewicza. Żeby pozbawić go funkcji ministra obrony i odesłać od oślej ławki Duda sprzymierzył się z premierem Mateuszem Morawieckim. Wspólnie wymogli na Jarosławie Kaczyńskim pozbycie się obniżającego notowania ekipy rządzącej polityka.

W odróżnieniu od Kaczyńskiego, którego tchórzostwo pozostaje przedmiotem licznych anegdot (ze słynną rymowanką „13 grudnia spałeś do południa” na czele)  Duda umie stawić czoła protestującym. Idąc na wyborczą imprezę 8 marca – „dzień kobiet na ludowo” – zatrzymany przez demonstrujące przedsiębiorcze matki, nękane przez ZUS i sądy za to, że skutecznie skorzystały z oferowanych przez państwo ułatwień – rzeczowo z nimi dyskutował, przekonywał i obiecywał. Inna rzecz, że nic później dla nich nie zrobił. Ale Kaczyński od razu by uciekł w asyście swoich 30 – niczym w arabskiej bajce – ochroniarzy.

Duda nie jest bowiem typem politycznego abnegata jak prezes. Wchodzi w takie konflikty i spory ale też deale i negocjacje, które mu się osobiście opłacają. Zabiegał o odwołanie Jacka Kurskiego z prezesury TVP, bo podejrzewał go o szykowanie ataków na własną rodzinę. Cel osiągnął tylko częściowo, ale przy okazji pokazał, że lepiej z nim nie zadzierać. Wygoda jednak kosztuje.

Po drugiej turze Rafał Trzaskowski zaapelował do zwycięzcy, by w kolejnej kadencji wykazał się większą niezależnością, skoro może sobie na nią pozwolić. Nie miało to większego znaczenia niż zaproszenie przez Dudę konkurenta do Pałacu Prezydenckiego w chwili ogłaszania w trakcie wieczoru wyborczego pierwszych sondażowych rezultatów. Ani jego pomysł koalicji polskich spraw. Rzeczywiście, gdyby teraz Duda nagle się usamodzielnił – PiS nie byłby mu w stanie zaszkodzić, bo po wszystkich awanturach o sądy i Konstytucję trudno sobie wyobrazić kiepskiego prawnika Kaczyńskiego udającego się do nieco lepszego jurysty Borysa Budki z ofertą wszczęcia operacji impeachmentu. Problem tkwi w czym innym: bardzo pragmatyczny Duda nie ma potrzeby niezależności. Bez niej uzyskuje wszystko, czego chce. Zaś pozostające punktem wyjścia rozumowanie można z doskonałym skutkiem odwrócić – kto i co miałby zrobić prezydentowi jeśli, dokładnie tak jak w pierwszej kadencji, pozostanie apatyczny i bierny…

Jak oceniasz?

kliknij na gwiazdkę, aby ocenić

średnia ocen 4.8 / 5. ilość głosów 4

jeszcze nie oceniano

jeśli uznałeś, że to dobre...

... polub nas w mediach społecznościowych

Nie spodobało się? Przykro nam...

Pomóż nam publikować lepsze teksty

Powiedz nam, jakie wolałbyś teksty na pnp24.pl?

Łukasz Perzyna (ur. 1965) jest dziennikarzem „Opinii”, Polityczni.pl i „Samorządności”, autorem filmu o Aleksandrze Kwaśniewskim (emisja TVP1 w 2006 r.) oraz dziewięciu książek, w tym. „Uwaga, idą wyborcy…” i „Jak z Pierwszej Brygady”. Pracował m.in. w „Wiadomościach TVP” i „Życiu”, kierował działem krajowym „Obserwatora Codziennego”. W latach 80 był działaczem Konfederacji Polski Niepodległej i redaktorem prasy podziemnej.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here