Słabe ogniwo

1
48

Dlaczego białoruskie służby zmusiły do lądowania właśnie polski samolot

Horror pasażerów Ryanaira z nadprogramowym postojem w Mińsku ma oczywisty związek z niskim prestiżem pisowskiego rządu w świecie i brakiem polityki wschodniej. Ze strony Aleksandra Łukaszenki to nie pierwszy nieprzyjazny akt: od marca za kratami przebywa Andżelika Borys przywódczyni Polaków z Białorusi, reżim więzi też Andrzeja Poczobutta. Tymczasem obecny rząd albo uprawia wobec Białorusinów tanie misjonarstwo przekonując ich o zaletach nadwiślańskiego modelu demokracji – co wobec postępowania PiS w kraju wobec jej standardów zakrawa na wodewil – albo prawi dyktatorowi komplementy, na które wcale nie zasłużył, jak czynił to były marszałek Senatu Stanisław Karczewski.

Nie tylko Karczewski latał do Mińska – z własnej woli nie na rozkaz poradzieckich myśliwców – zdarzało się to również Mateuszowi Morawieckiemu. Bawił tam jeszcze w 2016 r jako wicepremier. Zaś były marszałek Senatu po powrocie nazwał prezydenta Aleksandra Łukaszenkę ciepłym człowiekiem. Bardziej dyplomatycznie zachował się sam Morawiecki, ale jego wizyta ani trochę nie poprawiła warunków działania polskich przedsiębiorców na Białorusi, chociaż Francja czy Niemcy w podobnych kontaktach dbają przede wszystkim o interes swoich firm.

Równocześnie pisowskie władze deklarowały poparcie dla białoruskiej demokratycznej opozycji, z czego ta jednak żadnych korzyści nie wyniosła. Zaś Swiatłana Cichanouska woli bazę mieć na Litwie niż w Polsce. Nieznośnie dydaktyczny ton telewizji Biełsat utrzymywanej za pieniądze polskiego podatnika i stanowiącej zbiór ciepłych posad dla propisowskich żurnalistów nie trafia zupełnie do wrażliwej z powodu historycznych zaszłości na kwestię samostanowienia białoruskiej opinii publicznej. Dramatycznych i gwałtownych demonstracji ulicznych z ubiegłego roku po wyborach prezydenckich kiedy to w klimacie fałszerstw ogłoszono zwycięstwo Łukaszenki nad Cichanouską – nie przewidział żaden z suto zasilanych z kieszeni obywateli bez pytania ich o zdanie instytutów studiów wschodnich. Pokazuje to najlepiej, czy raczej najgorzej, ile ich analizy i kadry są warte.

Ostatnio w dwóch krajach mających tak dla Polski jak Białorusi pierwszorzędne znaczenie – w Stanach Zjednoczonych i na Ukrainie doszło do zmiany władzy. W miejsce deklaratywnych przynajmniej przyjaciół PiS: Donalda Trumpa i Petra Poroszenki, którym Mateusz Morawiecki i Andrzej Duda do końca otwarcie kibicowali, chociaż odrzuciły ich własne społeczeństwa – przyszli nowi: demokrata Joe Biden oraz dawny aktor serialowy Wołodymyr Zełenski, który uprzednio w sitcomie zagrał proroczo rolę nauczyciela, który walczy z korupcją lokalnych polityków aż zostanie prezydentem państwa. Obie zmiany – w realu, nie serialu – nie mogły wzmocnić pozycji Polski w świecie. Biden pokazał już jasno, że nie zamierza walczyć bez końca z Nordstream 2 i zapewne proklamuje podobny “reset” w kontaktach z Rosją jak kiedyś Barack Obama. Do ich normalizacji dąży też wyraźnie Zełenski. Nadzieje PiS na zbudowanie kordonu sanitarnego wokół Rosji spełzły na niczym, Władimir Putin pozostaje atrakcyjnym partnerem dla najmocniejszych globalnych graczy. 

Zabrakło w polskiej polityce próby porozumienia ze środowiskami zdolnymi osłabić represyjność dykatatury Łukaszenki a z czasem nawet ją obalić w sposób podobny w jaki świat demokratyczny pozbył się rumuńskiego wampira Nicolae Ceausescu: siłami jego własnych podwładnych. Wymaga to jednak subtelnych działań, dyplomacji typu soft ze starej szkoły a nie pouczeń na antenie Białsatu przez ciotki przegranych rewolucji w Polsce.

Ponieważ ekipa PiS okazuje się pierwszą, której praktycznie brak polityki wschodniej – wybór Polski jako słabego ogniwa i celu prowokacji mińskiej z perspektywy interesów Łukaszenki tłumaczy się doskonale. Ekipa Morawieckiego, Kaczyńskiego i Dudy ma fatalną prasę w zachodnich stolicach. Za sprawą religii smoleńskiej i wieloletniego bajdurzenia o rosyjskim zamachu obecni jej liderzy uchodzą za obsesjonatów jednego tematu. Stąd też uderzenie w najsłabsze – w odczuciu białoruskiej dyktatury – ogniwo systemu zachodniego. Zarazem stało się ono największym upokorzeniem jakie spotkało Polskę w polityce międzynarodowej od odzyskania suwerenności w 1989 r. W tym sensie rację ma Szymon Hołownia wykazujący, że jeśli ekipy PiS nie stać na godną odpowiedź, będą musieli się na nią zdobyć jej następcy.

Odpowiedź znaleźć się musi, natomiast przyszła polityka wschodnia nie może się opierać na wymianie ciosów. Skarcenie Łukaszenki czy nawet przyszłe wsparcie dla jego obalenia nie powinny przesłaniać filarów, które każdy polski rząd powinien wziąć pod uwagę. Bo za to płacą polscy podatnicy. Pierwszym z nich stać się musi uwzględnienie praw Polaków na Białorusi – przy czym nie chodzi tylko o uwolnienie Andżeliki Borys lecz o przyszłe zapewnienie naszej ludności tam swobód podobnych, jakimi cieszą się Białorusini w Polsce. Żadna ekipa dyplomatyczna nie osiągnie minimalnych nawet sukcesów “na kierunku białoruskim” jak mówią w swoim slangu urzędnicy z MSZ jeśli nie wsłucha się w głos kresowian jako środowiska najlepiej z tematem obeznanego. Porażki takie jak niedawne upokorzenie na lotnisku w Mińsku powtórzą się wielokrotnie jeśli realizować będziemy priorytety amarykańskiej czy niemieckiej polityki zagranicznej – dla nas obce zaś dla tych krajów odległe w hierarchii celów. Przymusowe lądowanie samolotu z Polakami i białoruskim emigrantem Ramanem Pratasiewiczem na pokładzie stało się prawdziwym tak realnym jak symbolicznym końcem polityki “wstawania z kolan”, w której konkrety miały być zastąpione przez gromkie deklarację. Premier Morawiecki poleciał w końcu na skargę do Brukseli, można wątpić  czy cokolwiek rzeczowego stamtąd przywiezie. Ze słabymi nikt się tam nie liczy. Nawet nie będący intelektualistą Aleksandr Łukaszenka wie o tym doskonale, stąd bierze się jego poczucie bezkarności. Nikt z Białorusią nie wywoła wojny z powodu jednego – nazwijmy rzecz po imieniu – uprowadzonego samolotu. Ale pomiędzy wypowiedzeniem wojny a bezwarunkową kapitulacją zawiera się cała skala działań, które na co dzień zwykliśmy nazywać polityką… 

Jak oceniasz?

kliknij na gwiazdkę, aby ocenić

średnia ocen 5 / 5. ilość głosów 2

jeszcze nie oceniano

jeśli uznałeś, że to dobre...

... polub nas w mediach społecznościowych

Nie spodobało się? Przykro nam...

Pomóż nam publikować lepsze teksty

Powiedz nam, jakie wolałbyś teksty na pnp24.pl?

Łukasz Perzyna (ur. 1965) jest dziennikarzem „Opinii”, Polityczni.pl i „Samorządności”, autorem filmu o Aleksandrze Kwaśniewskim (emisja TVP1 w 2006 r.) oraz dziewięciu książek, w tym. „Uwaga, idą wyborcy…” i „Jak z Pierwszej Brygady”. Pracował m.in. w „Wiadomościach TVP” i „Życiu”, kierował działem krajowym „Obserwatora Codziennego”. W latach 80 był działaczem Konfederacji Polski Niepodległej i redaktorem prasy podziemnej.

1 KOMENTARZ

  1. Brawo. Ale zapomniał pan wspomnieć, że to My, Europa, rozpoczęliśmy państwowe porywanie samolotów cwilnych. Zaczęlismy od samolotu prezydenta Boliwi w 2013,ktorego zmusilismy do lądowania w Wiedniu bo USA podejrzewały, że w tym samolocie jest Snowden. Prezydenta Moralesa, poddano osobistej rewizji, zaglądając mu w majtki ,bo myśleli, że tam sie schował SNOWDEN ????!!!! O zgodę na tę rewizję prosił Moralesa prezydent Austrii. W przeszłości Kijów też zmusił do lądowania samolot linii białoruskich, Belava. Jeszcze były ze dwa takie przypadki.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here