Wielki prezydent jednej kadencji

0
203

Kończący swoją prezydenturę demokrata Joe Biden zwrócił się z jasnym jak żaden z jego poprzedników przesłaniem do Polaków: – Bądźcie silni. Zrobiłem wszystko dla powstrzymania Putina. Pełen jestem nadziei [1].

Niewątpliwie nie są to zdawkowe słowa. Miał prawo to powiedzieć prezydent Stanów Zjednoczonych,  który w trakcie trudnej, jak być może żadna inna, czteroletniej kadencji aż dwukrotnie już po inwazji Kremla na sąsiadującą z nami Ukrainę potwierdzał na polskiej ziemi aktualność artykułu piątego Traktatu Waszyngtońskiego. Zobowiązuje on wszystkie państwa członkowskie Sojuszu Atlantyckiego (NATO) do solidarnej obrony wzajemnej w razie ataku na którekolwiek z nich. Teraz stanowi fundament naszego poczucia bezpieczeństwa, nadwątlonego dramatycznymi zdarzeniami ostatnich lat, nie tylko ze sfery polityki, bo i ze  światowej pandemii ten regres wynika. 

Wprawdzie to inny demokrata Bill Clinton wprowadził nas do NATO  (1999 r.), ale to Biden jako pierwszy tak jednoznacznie zapewnił, że w zmieniającej się szybko sytuacji międzynarodowej Polska będzie przez Amerykę broniona. Jasnych deklaracji zaś potrzebowaliśmy, jeśli zważyć, że inny sojusznik Franklin Delano Roosevelt wbrew zobowiązaniom pozostawił nas po konferencji jałtańskiej, której smutną 80. rocznicę będziemy niedługo obchodzić, w radzieckiej strefie wpływów. Co nieodwracalnie zaważyło na losach naszego kraju przez kolejne 45 lat. Z kolei republikanin Ronald Reagan, formalnie popierający przecież polski ruch demokratyczny narastający lawinowo w latach 1980-81 nie powiadomił wcale “przyjaciół z Solidarności” o planach wprowadzenia stanu wojennego przez komunistów. Chociaż ich szczegóły i termin operacji poznał za sprawą pracującego dla CIA płka Ryszarda Kuklińskiego. 

Nie umniejszając zaś wielkich zasług Clintona, dla którego ukoronowaniem drugiej kadencji prezydenckiej stało się wpuszczenie Polski i innych krajów regionu do NATO – warto zauważyć, że Polska szczególnie wiele zawdzięcza amerykańskim przywódcom, którzy władzę w Białym Domu sprawowali tylko przez jedną kadencję. Przed Bidenem wiele dokonał dla nas przez cztery lata (1977-81) inny z demokratów, niedawno zmarły Jimmy Carter, który przez ten czas zdążył przestrzeganie praw człowieka, w tym również w bloku wschodnim, podnieść do rangi zasady amerykańskiej dyplomacji. Stało się kryterium oceny potencjalnych partnerów w polityce zagranicznej i handlu światowym. Wzmocniło też szanse Komitetu Obrony Robotników,  umożliwiło powołanie Konfederacji Polski Niepodległej i utorowało drogę powstaniu Solidarności. Represje osłabły bowiem, skoro rządzący w PRL wiedzieli, że eskalacja prześladowań oznacza nieuchronne pożegnanie się z zachodnimi kredytami i licencjami, na których opierała się słabnąca nieuchronnie socjalistyczna gospodarka, wtłoczona w gorset nieefektywnego systemu nakazowo-rozdzielczego. Skorzystała na tym również Karta 77 w Czechosłowacji, której główną postacią pozostawał dramaturg Vaclav Havel, przyszły prezydent kraju już po przełomie ustrojowym.

Teraz już na podobnie przejrzyste zapowiedzi liczyć nie możemy,  co z pewnością nie wynika z żadnych uprzedzeń powracającego do Białego Domu Donalda Trumpa wobec Polski. Republikański prezydent nie żywi ich na pewno, skoro właśnie on zniósł wizy wobec Polaków. Zakończyło to lata upokorzeń, w trakcie których obywatele “najlepszego sojusznika Stanów Zjednoczonych” w amerykańskich placówkach konsularnych i ambasadzkich wypytywani byli szczegółowo przez urzędników stamtąd czy nie zamierzają jakoby w trakcie pobytu USA podjąć działalności przestępczej ani terrorystycznej. Chociaż właśnie wojnie z terroryzmem międzynarodowym, wypowiedzianej przez USA po ataku komanda z  Al-Kaidy Osamy Bin Ladena z użyciem porwanych samolotów na dwie wieże World Trade Center i gmach Pentagonu (11 września 2001 r.), Polacy ponieśli konkretne ofiary: w trakcie sojuszniczej interwencji w Iraku zginęło nie tylko ponad czterdziestu naszych żołnierzy ale również specjalny wysłannik TVP Waldemar Milewicz oraz towarzyszący mu Mounir Bouamrane, zaś znakomity operator telewizyjny Jerzy Ernst został ranny w ataku fundamentalistów na ekipę sprawozdawców jadącą na zdjęcia samochodem Telewizji Polskiej.     

Cała nadzieja w państwie głębokim

Różnica między rachubami na amerykańską pomoc za czasów Bidena i Trumpa wynika z odmiennej wagi  słów obu polityków.  Opowieści obecnego prezydenta o Grenlandii i Kanadzie nie wskazują – zapewne na szczęście, dodać warto – by jego zapowiedzi miały moc podobną do deklaracji poprzednika. Tym większa powinna być nasza wdzięczność wobec Joego Bidena, że dwoma oświadczeniami w Polsce stworzył fakty dokonane, które również jego następcę wiążą. 

Paradoksalnie gwarantem przyszłej obrony Polski przez USA w sytuacji ewentualnego bezpośredniego zagrożenia staje się to, na co mocno uskarżał się idący powtórnie po władzę Trump , a nieroztropnie te utyskiwania powtarzają jego polscy admiratorzy z kręgu Prawa i Sprawiedliwości, podobno antyrosyjscy przecież. Chodzi o wszystko, co republikanie określają mianem “deep state”, czyli państwa głębokiego. To służby specjalne i lobby wojskowe, związane również z przemysłem zbrojeniowym. W interesie jego przedstawicieli nie leży z pewnością wzmacnianie Rosji Władimira Putina poprzez danie jej wolnej ręki w Europie, nawet gdyby Trump – szantażowany czy lekkomyślny – naprawdę nosił się z podobnym zamiarem. Zapewne właśnie “deep state'” wobec braku znajomości przez Trumpa elementarnych procedur politycznych (jego biografowie zgodnie przyznają, że nuży go czytanie dokumentów czy analiz i… zwyczajnie sobie tego trudu nie zadaje) zadba o to, żeby tak się nie stało. Stwarza to nadzieję dla całej “wschodniej flanki NATO”, nie tylko dla Polski.

Przy czym Biden – podobnie jak Woodrow Wilson przed ponad stu laty upominający się o niepodległą odrodzoną i demokratyczną Polskę jako stabilizujący element ładu międzynarodowego, budowanego po kończącej się I wojnie światowej – kierował się, wspierając nas konsekwentnie przeciw Putinowi, nie tylko racjami czysto moralnymi. Za nieodzowny warunek utrzymania współczesnego “pax americana” uznawał powstrzymywanie nie tylko “państw zbójeckich”, ale i rozpychających się niedemokratycznych mocarstw. Środkami zaliczanymi do “soft power”, miękkiego sposobu uprawiania polityki, sprzeciwiał się również ekspansji Chin i Rosji w cyberprzestrzeni i całej dziedzinie nowej technologii. Chociaż nie zdołał zapobiec uformowaniu się “osi kazańskiej” z udziałem obu mocarstw ale również Indii, Brazylii i Republiki Południowej Afryki na spotkaniu, którego gospodarzem w ub. r. był Władimir Putin zaś niespodziewanym i jak się wydaje nieroztropnym gościem sekretarz generalny Organizacji Narodów Zjednoczonych Antonio Guterres. Za to umiejętna akcja amerykańskiej dyplomacji w ostatniej chwili zapobiegła udziałowi w tym sabacie Argentyny, od niedawna rządzonej przez prezydenta Javiera Milei, odnoszącego sukcesy w uzdrawianiu rodzimej, szwankującej od ćwierćwiecza gospodarki.                      

Błąd szeryfa        

Paradoksalnie największy błąd Joe Biden popełnił u schyłku prezydentury, rezygnując pod naciskiem marnych doradców z ubiegania się o reelekcję. Wystartowała zamiast niego wiceprezydent Kamala Harris, którą określić można mianem kandydatki niewybieralnej, podobnie jak osiem lat wcześniej inną demokratkę Hillary Clinton. Udział w wyborach każdej z nich utorował drogę do objęcia urzędu prezydenckiego republikaninowi Trumpowi.                

Hillary Clinton okazała się niemożliwa do zaakceptowania, bo Amerykanie uznali, że konstytucyjny limit dwóch kadencji dotyczy… obojga Clintonów, nie tylko Billa, niewątpliwie najbardziej wyrazistego i zmieniającego na korzyść wolnego świata globalny układ sił prezydenta od czasów Reagana.

Z Kamalą Harris rzecz miała się jeszcze gorzej. Jak się wydaje, Amerykanie nie tyle nie dojrzeli do wybrania kobiety na prezydenta, co nie chcieli na tym stanowisku konkretnie takiej kobiety, która własną karierę zawdzięcza mężczyznom. Kiedy Harris pozostawała wiceprezydentem przy Bidenie, niewiele dało się powiedzieć o jej poglądach, co okazało się paradoksem dla jej samodzielnej już kandydatury całkiem destrukcyjnym. W kampanii nie zaprezentowała się wcale jako osoba samodzielna. Więcej przy tym mówiła o Palestynie niż Ukrainie. Wojna w Strefie Gazy, jak widzimy, właśnie się kończy. Z tą na Ukrainie pozostajemy.   Jej grozę pogłębia fakt, że wkrótce przyjdzie nam obchodzić już trzecią rocznicę kremlowskiego ataku na naszego wschodniego sąsiada. Bez jasno określonych priorytetów polityki zagranicznej nie da się prowadzić. I takiej osoby, która nie jest w stanie ich wyznaczyć, Amerykanie nie chcieli w Białym Domu. Czemu trudno się dziwić.  O Donaldzie Trumpie przynajmniej wiedzą, że  najważniejsza dla niego pozostaje ochrona granicy meksykańskiej i transpacyficzna rywalizacja z Chinami. Jednak również w kwestii pełnoskalowej wojny na Ukrainie pewne obietnice złożył. zapowiedział ostatnio,  że zakończy ją w pół roku. Problem w tym,  że bez porównania trudniej trzymać go za słowo niż poprzednika. Bo zbyt często właśnie słowa na wiatr rzuca, zwłaszcza na ten północny, jak dowodzą dywagacje dotyczące Kanady czy Grenlandii. 

W poważniejszych kwestiach globalnych wciąż obowiązuje jednak Amerykę to, co Biden tak jasno wypowiedział. Dziękujemy za to, Panie Prezydencie.         

[1] rozmowa z Markiem Wałkuskim, Polskie Radio

Jak oceniasz?

kliknij na gwiazdkę, aby ocenić

średnia ocen 5 / 5. ilość głosów 7

jeszcze nie oceniano

jeśli uznałeś, że to dobre...

... polub nas w mediach społecznościowych

Nie spodobało się? Przykro nam...

Pomóż nam publikować lepsze teksty

Powiedz nam, jakie wolałbyś teksty na pnp24.pl?

Łukasz Perzyna (ur. 1965) jest dziennikarzem „Opinii”, Polityczni.pl i „Samorządności”, autorem filmu o Aleksandrze Kwaśniewskim (emisja TVP1 w 2006 r.) oraz dziewięciu książek, w tym. „Uwaga, idą wyborcy…” i „Jak z Pierwszej Brygady”. Pracował m.in. w „Wiadomościach TVP” i „Życiu”, kierował działem krajowym „Obserwatora Codziennego”. W latach 80 był działaczem Konfederacji Polski Niepodległej i redaktorem prasy podziemnej.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here