Nie pierwszy raz obca rakieta wleciała w polską przestrzeń powietrzną, ale po raz pierwszy da się pochwalić również polityków a nie tylko społeczeństwo – jak zwykle zachowujące imponującą zimną krew – za reakcję na to zdarzenie. W tym wypadku okazała się wspólna dla obu stron “koabitacji” jak określa się w slangu politologów władze, wywodzące się z odmiennych obozów politycznych.
Na dwa dni przed Sylwestrem mieliśmy nieproszonego gościa na polskim niebie. Wszystko wskazuje na to, że stała się nim rosyjska rakieta samosterująca Ch-101 typu ziemia-powietrze. Wcześniej siły putinowskie dokonały wzmożonego ataku na ukraińskie miasta w tym nieodległy od naszej granicy Lwów.
Ofiar u nas na szczęście nie było. Kiedy nad Polską pojawiła się w listopadzie 2022 r. rakieta ze wschodu, tragiczne okazały się skutki – w Przewodowie na Lubelszczyźnie zginęło od jej wybuchu dwóch cywilnych obywateli, a groźne z kolei konkluzje sytuacji dla bezpieczeństwa Polaków. Wiadomość o zdarzeniu długo starano się utajnić. Dowiedzieliśmy się o nim za sprawą dziennikarza światowej agencji Associated Press i zarazem weterana misji w Afganistanie. Za podanie informacji zapłacił utratą pracy, za pretekst do zwolnienia go wykorzystano fakt, że powiadomił o dwóch rakietach zamiast o jednej. Nie zmienia to faktu, że okazał się pierwszym sprawiedliwym. Kiedy z kolei inny obiekt latający pojawił się pod Bydgoszczą – nikt długo nie potrafił go znaleźć. Przy czym pomimo pozornego ułatwienia, że prezydent Andrzej Duda i ówczesny szef Ministerstwa Obrony Narodowej Mariusz Błaszczak wywodzą się z jednego obozu politycznego – Duda miał pretensje do generałów, że jakoby nie powiadamiali go ani nie reagowali jak należy. Wiele wskazuje na bezpodstawność zarzutów, oficerów wzięli w obronę wysocy rangą weterani Wojska Polskiego, w tym dowódcy wprowadzający nas niedawno do Sojuszu Atlantyckiego.
Budująca za to, zwłaszcza wtedy, w listopadzie, okazała się reakcja opinii publicznej. Polacy na wiadomośc o tragedii w Przewodowie wyruszyli na niezbędne zakupy. Nie tłoczyli się jednak w sklepach ani nie panikowali, zaopatrując się w potrzebne produkty. W centrum Warszawy obserwowałem niezwykłą scenę, jak pusty zwykle o tej porze spożywczak przy ul. Tuwima wypełnił się nagle klientami, którzy jednak zakupów dokonywali ze spokojem i we wzorowym porządku. A obcy sobie ludzie udzielali sobie wzajemnie rad, w co warto się zaopatrzyć. Doradzałem wtedy podobną postawę politykom.
Tym razem władze – chociaż wywodzące się z odmiennych obozów politycznych – zareagowały stosownie do sytuacji. W Biurze Bezpieczeństwa Narodowego odbyło się spotkanie z udziałem prezydenta Andrzeja Dudy (dwa razy w wyborach popartego przez PiS) i ministra obrony Władysława Kosinak-Kamysza z Polskiego Stronnictwa Ludowego. Uczestniczyli najwyżsi rangą generałowie.
Wreszcie nikt groźnego zdarzenia nie utajniał, o tym, o czym da się mówić publicznie, powiadomili na osobnych prasowych briefingach szef MON Kosiniak-Kamysz oraz szefowa prezydenckiej kancelarii Grażyna Ignaczak-Bandych.
To sygnał również dla tych, którzy rakietę nad Polskę wystrzelili, że nie mają co liczyć na wzbudzenie u nas chaosu.
A także dobry prognostyk na wypadek pogarszania się sytuacji międzynarodowej, prawdopodobnego w wypadku zwycięstwa republikanów w wyborach prezydenckich w Stanach Zjednoczonych w 2024 r. Obecne uzależnianie dalszej pomocy dla Ukrainy w amerykańskim kongresie przez republikańskich parlamentarzystów od przeforsowania korzystnych dla nich rozwiązań dotyczących granicy z Meksykiem pokazuje, że najlepszy dotychczas sojusznik Polski nie musi w nieskończoność nim pozostać. Ewentualna wygrana Donalda Trumpa jesienią oznaczać może faktyczne wycofanie się USA z Europy a nie tylko koniec wspierania Ukrainy w obronie przed Władimirem Putinem. Dotąd opieraliśmy naszą koncepcję bezpieczeństwa państwowego na deklaracjach demokratycznego prezydenta Joe’go Bidena o aktualności artykułu piątego Traktatu Waszyngtońskiego, zobowiązującego państwa członkowskie NATO do solidarnej obrony na wypadek ataku na którekolwiek z nich. Kibicując zapewne Bidenowi, władza w Polsce musi być jednak przygotowana na ewentualne zwycięstwo jego konkurenta, który z pewnością słów demokraty nie powtórzy. Wtedy zaś przed Polską stanie zadanie, jak zauważa choćby analityk Robert Kuraszkiewicz, aktywnego udziału w budowie nowego europejskiego systemu bezpieczeństwa, który powstałą lukę uzupełni. Dlatego cieszy fakt, że politycy u nas stopniowo zaczynają rozumieć rangę wyzwań, przed którymi stajemy: zapewne nie porównywalną z czymkolwiek od 1981 r. kiedy to okładki zachodnich opiniotwórczych tygodników ukazywały się z mapami dyslokacji obcych dywizji wokół polskich granic.