Wokół Iranu wciąż gorąco. Nakładane są kolejne sankcje przez prezydenta Trumpa, irańska ropa jest ponownie na cenzurowanym. I choć stanowiła ona zaledwie 1 procent polskiego importu (znacznie więcej importujemy z Arabii Saudyjskiej i Iraku), to zdecydowaliśmy się odciąć zakupy i inwestycje całkowicie, choć Unia Europejska nie uznała tych sankcji. Widać, że brak nam odwagi do podjęcia ryzyka politycznego, gdy korzyści ekonomiczne są na wyciągnięcie ręki. Iran bowiem sprzedaje ropę z dużym dyskontem, pozwalając zarobić odbiorcom tym, którzy naciskom się nie poddają, jak choćby Chiny, Indie czy Turcja.
Jednak takie zachowania jako państwo mamy już “we krwi”. Przy dużo mniejszej presji, można powiedzieć – przy zwykłych dyplomatycznych naciskach (“wykręcaniu ręki”, jak to określał prezydent Obama) – porzucamy nasze interesy i podporządkowujemy się żądaniom sojusznika.
Dlaczego? Gdyż politycy nie bronią polskich przedsiębiorstw, a te – szczególnie państwowe – muszą się im podporządkować. Dlatego warto przypomnieć historię nieudanej wyprawy do Persji, jaką próbowało przed kilku laty podjąć Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo. Dostępne są wiarygodne źródła (depesze amerykańskiej dyplomacji, ujawnione na Wikileaks) o tym projekcie i mechanizmach, które doprowadziły do jego porzucenia.
W lutym 2008 r. po kilkuletnich poszukiwaniach i badaniach geologicznych, PGNiG podpisało list intencyjny z irańskim koncernem Iranian Offshore Oil Company, przewidujący wydobycie gazu ze złoża Lavan, zawierającym 400 miliardów m3 gazu (to 25 lat polskich potrzeb). PGNiG miało wyłożyć 2 miliardy dolarów i rocznie importować do Polski 3,7 mld m3 gazu w postaci LNG (trochę mniej, niż wydobywa się w Polsce).
Po podpisaniu tego porozumienia, władze PGNiG zostały zaproszone do ambasady amerykańskiej, gdzie uświadamiano ich, jak ważna jest dla Ameryki ustawa „Iran Sanctions Act” z 1996 r., zakazująca współpracy gospodarczej z Iranem. Więc polskie firmy nie powinny się tam angażować. Dla wyjaśnienia – w tym czasie inwestycje w Iranie nie były w Europie zakazane, jednak USA już od 1979 roku zerwały z Iranem wszelkie stosunki, nawet dyplomatyczne. Na nasze dictum, że „konieczna jest dywersyfikacja i zmniejszenie zależności od rosyjskiego gazu”, i argument, że wszyscy inni już działają w Iranie, amerykańscy dyplomaci odpowiedzieli jedynie, że dostarczą tekst ustawy, jeśli jej nie znają.
Po pierwszym spotkaniu amerykańscy dyplomaci doszli do wniosku, że „konieczna będzie presja polityczna, by zastopować tę inwestycję”. Zgodnie z pragmatyką Departamentu Stanu, temat „polskich dezinwestycji w Iranie” wszedł do stałego repertuaru spraw, które amerykańska dyplomacja poruszała przy każdym spotkaniu z polskimi politykami i urzędnikami. Podniesiono to żądanie na najwyższym szczeblu – spotkaniu prezydenta Busha z premierem Tuskiem. Ambasada zalecała nacisk na premiera, by wycofał PGNiG, jednocześnie chwaląc Polskę za udział w wojnie w Afganistanie i Iraku i za budowanie warunków dla amerykańskich rakiet w Polsce.
Jednak nacisk był za słaby, PGNiG dalej prowadziło rozmowy z Iranem, choć amerykańskim dyplomatom przedstawiało raczej pesymistyczne oceny szans powodzenia projektu. Ambasada jednak nie ustępowała i przekonywała polityków do wycofania się z inwestycji. W maju 2008 r. wystosowała oficjalne pismo do Ministra Skarbu z żądaniem wyjaśnienia sprawy polskich inwestycji w Iranie. W sierpniu amerykański ambasador na spotkaniu z wicepremierem i ministrem gospodarki Waldemarem Pawlakiem oficjalnie protestował przeciwko działaniom PGNiG. Premier Pawlak był przeciwny egzotycznym wyprawom i importowaniu drogiego gazu, preferował wydobycie polskiego węgla i gazu. Amerykanie, widząc że mają w rządzie silnego przeciwnika pomysłu PGNiG, postanowili że „będą na tym budować”.
Zabiegi okazały się skuteczne, gdy w końcu wrześniu 2008 r. ze Stanów przyjechał Douglas Hengel – wiceminister zajmujący się energią i sankcjami gospodarczymi. Urzędnicy Ministerstwa Skarbu spotkali się z nim i zadeklarowali, że nie będzie żadnych inwestycji PGNiG w Iranie. Inne ministerstwa wycofały swoje poparcie dla tego projektu i zobowiązały się do izolowania Iranu. Urzędnicy zrezygnowali także z żądań otrzymania czegoś w zamian – jakichś „niekontrowersyjnych” dla USA inwestycji na Bliskim Wschodzie. Wcześniej ponawialiśmy takie oczekiwania, jednak nigdy nie otrzymaliśmy żadnej oferty. PGNiG wycofało się z inwestycji, wyciszyło sprawę, a zniecierpliwieni bezczynnością Irańczycy zrezygnowali ze współpracy w 2011 r.
Jak widać, wyjątkowo gładko poszło amerykańskiej ambasadzie osiągnięcie swoich celów. Łatwo rozegrali polskich polityków, różnice zdań między koalicjantami ówczesnego rządu, szybko i skutecznie zablokowali nasze działania biznesowe. Dzisiaj, gdy już wiemy, jak działa w Polsce (pani) ambasador największego światowego mocarstwa, nie wydaje się to już takie szokujące. Jednak i ta historia może być przydatna, by wreszcie tej miękkości i uległości polskich polityków położyć kres.
Jak uważasz?
[Total_Soft_Poll id=”5″]