Klasyk doby internetu

0
189

“Niewczas”, najnowszy tom wierszy Cezarego Dąbrowskiego

Na pytanie, czy poezja powinna być piękna, odpowiada twierdząco, choć nie literalnie w żadnym z wierszy.  Bo takie właśnie pisze. Autor jest poetyckim multiinstrumentalistą, co może choć nie musi mieć związek z jego muzycznym wykształceniem i rozległymi zainteresowaniami.

Jeszcze ważniejsze okazuje się dla niego, by pozostawała prawdziwa. Chociaż i tego przekonania bezpośrednio nie wyraża. Cezary Dąbrowski nie tworzy bowiem traktatu moralnego ani poetyckiego – nawet wierszowanego, jak nasz pierwszy powojenny noblista Czesław Miłosz. Lecz daje nam kolejny tom wierszy, do których sedna i sensu dotrzeć mamy sami, bo nie zostanie on nam podany na tacy.

Co stworzyła technologia

Świat nie zmierza ku lepszemu, a jeśli nawet tak jest, to przynajmniej Cezary Maciej Dąbrowski podobnego przekonania nie podziela. Skoro z wiersza “to-nie-my” z tomu “Niewczas” dowiadujemy się:

“(..) Pamiętam czasy,

kiedy dzieciom zakrywano oczy,

aby nie oglądały przemocy,

aby koszmar nie dopadł je w nocy.

Dziś, oswojone z koszmarem, nie chcą spać,

Grają do rana w masakrować wszystko.

Co technologia stworzyła? 

Pogorzelisko…” [1]   

Ta poezja bowiem nie tylko stawia pytania, ale również na nie odpowiada. Lub przynajmniej próbuje to robić. 

 Poeta uparcie wierzy w moc słowa

Demonstracyjnie klasyczna formuła sprzyja dialogowi. W imię zachowanego poczucia misji, które tak przybliża nam sam autor – nie ten wewnętrzny z poszczególnych wierszy, przez tradycyjne polonistki kiedyś chropawo przezywany podmiotem lirycznym, dopóki Stanisław Barańczak we wzorcowej do dziś książce o poezji Zbigniewa Herberta “Uciekinier z utopii” nie znalazł dla niego lepszego określenia, którym tu operuję – lecz twórca tomu “Niewczas” tak rzecz charakteryzujący nie tyle we wstępie, co ze względu na skromne rozmiary tekstu raczej piśmie przewodnim do niego:

“W jedynej wspólnocie – przemijania współuczestniczący w niepewności jutra poeta uparcie wierzy w moc słowa, będącego nośnikiem znaczeń i wartości nie-przemijających, nadal żywych, a przez to fundamentalnych. Wpatrując się w mrok, bierze na siebie odium zatraconych, współczując, nie czuje się lepszym, ale towarzyszem niedoli, pragnącym ujrzeć światło nadziei” [2].   

Mottem “Kilku cieplejszych dni” pozostają słowa Karola Wojtyły: “Poezja to wielka pani, której trzeba się całkowicie poświęcić..” ale content utworu – jeśli tak współczesnym slangiem da się rzecz oddać – wolny jest od patosu. Zastępuje go ironia:

“(..) Fryzjerka pisze wiersz, tnąc znienawidzone włosy.

Opada  na podłogę sierść, w salonie miauczą koty.

Kasjerce garb doskwiera, nie stać jej na drogi szampon.

Literat i liberał prowadzi modne auto.

(..) Ktoś zarośnięty grób ozłaca wieńcem z Tesco.

Literat w czasie wolnym wiersz struga pod UNESCO (..)” [3].

Niezbyt zachęcające? Co nie zmienia jednak przekonania, że poezja wciąż pozostaje przydatna i ma zadania, których nie może nie spełnić, skoro Karol Wojtyła raz już został tu przywołany chociaż nie jako autor słynnych słów o Westerplatte wypowiedzianych w trakcie pielgrzymki z 1987 r., lecz sądu o poezji właśnie.

                  Współczesne bestie noszą iPody

“(..) Ludzie chcą śpiewu, mają dość prozy,

nawet gdy wierna, wypada z głowy.    

Orfeusz bestię zmuszał do zgody.

Współczesne bestie noszą iPody.

Nieczułe, głuche, ślepe i nieme.

Nagie Menady wolą milczenie” [4].  

– czytamy w wierszu “Menady”. I trudno się dziwić, że właśnie on ten tomik otwiera. Mocnym akordem. Co ze względu na muzyczne kompetencje autora nie jest wyświechtaną metaforą lecz oddaniem stanu rzeczywistości. 

Niejeden z utworów z tomu “Niewczas” przypomina rebus, szaradę czy wręcz sfinksową zagadkę. Za socjalizmu, którego Dąbrowski – z rocznika 1968, budującego Federację Młodzieży Walczącej, najmłodsze i najbardziej radykalne dziecko ówczesnej opozycji – do dziś wyraźnie nie lubi, w redagowanym przez Stefana Bratkowskiego “Życiu i Nowoczesności”, cotygodniowym dodatku “Życia Warszawy” do inteligencji adresowanym, funkcjonowała stała rubryka: “Rozkosze łamania głowy”. Zawierała zadania logiczne. Jej tytuł pasuje świetnie do odczuć, łączących się z lekturą wierszy Cezarego Dąbrowskiego.

Deszyfracja ich sensu nie odbywa się wcale kosztem “czucia i wiary”, nie oznacza dyktatury “szkiełka i oka” tylko, bo ich autora – pianistę i absolwenta warszawskiej Akademii Muzycznej – cechuje słuch absolutny, pozwalający na niezwykłe, jeśli rzec tak można, uwrażliwienie czytelnika tej poezji. Pod warunkiem, że podda się on jego wizji, podąży za nią. To zarazem poezja edukacyjna i odwołująca się do romantyków. Tych trzech znanych najlepiej i słusznie zwanych wielkimi. Ale solidnie też zadłużona u niesłusznie na wpół zapomnianego  dziś Wincentego Pola, któremu autor zawdzięcza najwięcej inspiracji, podobnie jak w poprzednim tomie “Mity”. Kredyt zaciąga także u Ezry Pounda i naszego Tadeusza Różewicza. U Cypriana Kamila Norwida i wielkich kompozytorów z różnych epok. W tym Mikołaja Gomółki, który dla polskiej muzyki stał się tym, kim dla literatury Jan Kochanowski. Zapożycza się też Dąbrowski u Zbigniewa Herberta, wyraźnie mu bliższego niż Czesław Miłosz. 

Ale też u autorów pieśni popularnej. “Wołanie” w oczywisty sposób odwołuje się do “Rozkwitały pąki białych róż” Kazimierza Wroczyńskiego o Jasieńku, co na wojence padł, znanej każdemu Polakowi i do dziś nie zawsze na trzeźwo ale powszechnie śpiewanej piosenki. Prawie pół wieku prof. Andrzej Lam umieścił ten utwór w antologii wierszy poetów Polski odrodzonej (“Ze struny na strunę”). Ale zakończenie u Dąbrowskiego już na coś innego nas naprowadza:

“(..) Pali się światełko na Jasieńka grobie, 

stoi chłopaczyna i wychyla pierś:

“Nie było, nie było, Polsko dobrze tobie!”

Ale to już inny zaczyna się wiersz” [5].      

Mowa oczywiście o “Śpiewie z mogiły” Wincentego Pola inspirowanym tragedią Powstania Listopadowego. Nazwisko romantyka w wierszu nie pada. Rodzi to wątpliwość, co wyniosą z tej lektury czytelnicy. Rozstrzygnę ją na korzyść autora.

Chociaż krytyk literacki z wykształcenia, bronić będę sensu czytania poezji przez tych, co nie odgadną, do czyjego wiersza odnosi się cytowany przed chwilą finał. Pozostanie w nich impresja, doza refleksji a przede wszystkim poczucie obcowania z pięknem – a nie tylko słowną zręcznością, właściwą autorom reklam komercyjnych. Od czasu malunków w grocie Lascaux stanowi ono rację bytu sztuki. Nie wiemy, kim byli ani do jakiej tradycji odwoływali się rzeźbiarze posągów z Wyspy Wielkanocnej – a przecież nas one urzekają, zachwycają i inspirują.     

Nie tylko kultury ta reguła dotyczy, zapewne każdej emocji indywidualnej czy zbiorowej. Przejąć się szczerze i przeżywać oglądanie meczu o awans Polski na kolejny piłkarski Mundial możemy również wówczas, jeśli nie wiemy, kim są Grzegorz Lato. Antoni Piechniczek i Zbigniew Boniek Do podziwiania piękna gry znajomość historii futbolu nie jest nam niezbędna. Chociaż zawsze lepiej wiedzieć więcej, niż mniej, nawet jeśli nie jest to zasada szczególnie we współczesnej Polsce poważana. Kto nie wierzy, temu zacytuję “Gazetę Wyborczą” z 9 października i artykuł Barbary Piegdoń-Adamczyk, z którego dowiadujemy się już w pierwszych zdaniach, iż: “Żadne badania nie dowodzą, że wczesne czytanie i pisanie powoduje, że dziecko osiągnie sukces. Ważniejszy jest dobrostan, żywienie, ilość i jakość snu. codzienne rytuały, podczas których rozmawia się z rodzicami (..)”. Niedobór czytania – jak dowodzi nadmiar słówka “że” w pierwszym z przytoczonych zdań – też jednak niesie za sobą negatywne następstwa. Ocierające się o brak zrozumiałości przekazu, chociaż intencją redaktorki nie było może tworzenie konstrukcji: im głupsi, tym szczęśliwsi. A przynajmniej sukcesu bliżsi…   

Dlaczego Pol, a nie Mickiewicz, Słowacki, Krasiński… 

Skoro jednak już wiemy, do kogo nawiązuje Cezary Dąbrowski, warto się zastanowić w jakim celu to czyni. Niewykluczone, że gwoli odrodzenia pewnej pozytywnej emocji zborowej i wspólnoty, jaka się wokół niej skupia. Najwybitniejszy wówczas krytyk Włodzimierz Spasowicz pisał przed 150 laty o Wincentym Polu jako “(..) niezawodnie należącym do niewielkiej liczby nieśmiertelnym. Postać to była piękna, poważna, podniosła, pociągająca wszystkich, którzy mieli szczęście ją poznać, i tak na wskroś polska, że nikt by się w nim nie domyślił kropli krwi niemieckiej. Miał rację [Władysław Maurycy] Niegolewski, gdy w mowie na pogrzebie wołał: “na Wawel z nim”, bo pomiędzy dawnymi ludźmi, z porfiru czy piaskowca, w wawelskiej katedrze ostatni ten przybysz znalazłby się między swoimi, od nikogo z nich niepośledniejszy, wykuty z tegoż samego co oni kamienia.

W ciągu pewnego czasu Pol był najbardziej czytanym, lubianym i popularnym poetą na całym obszarze mowy polskiej. Słusznie zauważono, że bezpośrednio po śmierci Adama była chwila, gdy nikt z żyjących nie był ceniony tak wysoko jak Pol” [6].

Cenił niezwykle Wincentego Pola również czołowy publicysta Stańczyków i autor monumentalnej historii polskiej literatury Stanisław Tarnowski, tak go charakteryzując: “Z ojca Niemca, z matki francuskiego pochodzenia, ten poeta nawskroś polski, żołnierski za młodu, staro-szlachecki później, jest jednym z najwymowniejszych przykładów tego daru, jaki Polska ma do przysposabiania sobie synów. Z tych zaś poetów, którzy zostali i tworzyli w kraju (bo jego emigracya trwała krótko), on był niewątpliwie i niezaprzeczenie najzdolniejszym” [7]. O “Pieśniach Janusza” tak pisze hrabia Tarnowski: “Występuje w nich nie sam żołnierz tylko, ale chłop, dziad, obywatel wiejski, kobiety; żołnierz nie w bitwie tylko uderzający na armaty, ale w marszu, na odpoczynku, w karczmie wesół, umizgujący się do dziewcząt. On obejmuje nie same tylko wielkie i poważne wspomnienia, ale odnawia także wrażenia lżejsze, weselsze, a przez wszystko przebija zawsze rzewność” [8].          

Podobnie nie impregnowany na codzienne wzruszenia doświadczeniem bliźnich spowodowane okazuje się Dąbrowski, skoro autor wewnętrzny jego “In memoriam” najpierw oznajmia, że chciałby pisać o sadach i ogrodach, ale za chwilę zwróci się ku innym:

“(..)  Starych ludzi nie stać na marzenia

o Bizancjum, kiedy nie stać na strawę. Ich

sen kolejką do lekarza, w której wydziera się 

panienka: “emeryt winien jest ustąpić, ma

dużo czasu, niech nie stęka” [9]. 

Empatia przystoi poecie, chociaż jak słusznie zauważa Eugeniusz Tkaczyszyn-Dycki, jeden z nielicznych laureatów Nike za poezję właśnie:

“(..) podobno

poezja niczego nie zapewnia

oprócz schronienia w samym sobie

w samym słowie niech zatem 

będzie słowo, które przylega

do rzeczy i staje się modlitwą

czymś co nas przetrwa” [10]. 

Wielcy romantycy, co stanowi nie tylko polski paradoks, stali się już klasykami. Niesłusznie zapominany Pol zapewne lepiej prowokuje do samodzielnego odkrywania – niczym kiedyś Norwid, zanim stał się nieformalnie czwartym wieszczem – niż autorzy lepiej ze współczesnej szkoły znani.

Każdy mit trzeba odnawiać, wiemy o tym od czasów Mircei Eliadego i za sprawą jego odkryć – przypominałem tę akademicką prawdę przy okazji recenzowania poprzedniego, zresztą podobnie znakomitego tomu wierszy Dąbrowskiego “Mity” na łamach PNP 24.PL [11].             

Niewczas? Tytuł tomu akurat najtrudniejszą zagadką nie jest, chociaż trafnie zapowiada kolejne, bardziej wymagające. Chodzi o to, że nie w porę. Jak się wydaje jednak, każda pora okazuje się dobra na przypominanie starych nawet zasad i inspiracji i to przekonanie połączy zapewne autora Dąbrowskiego i czytelników jego poezji. Co ważne zwłaszcza w czasie trudnym. Kiedy muzy, wbrew powiedzeniu starożytnych, pomimo grzmotu wybuchów zza wschodniej granicy uparcie nie chcą zamilknąć.  

[1] Cezary Maciej Dąbrowski. Niewczas. Norbertinum, Lublin 2025, s. 12  

[2] Cezary Maciej Dąbrowski. O sobie [wstęp do:] Niewczas, op. cit., s. 6 

[3] Cezary Maciej Dąbrowski. Niewczas, op. cit, s. 44

[4] ibidem, s. 9

[5] ibidem, s. 55

[6] Włodzimierz Spasowicz. Wincenty Pol jako poeta [w:] Pisma krytycznoliterackie. PIW, Warszawa 1981, s. 177 

[7] Stanisław Tarnowski. Historya literatury polskiej. Gebethner i Wolff, warszawa 1906, tom V, wiek XIX 1831-1850, s. 139

[8] Stanisław Tarnowski. Historya… op. cit, t. V, s. 141

[9] Cezary Maciej Dąbrowski. Niewczas… op. cit, s. 59

[10] Eugeniusz Tkaczyszyn-Dycki. Siedem wierszy. Fragment modlitwy I. Helikopter 5/2017

[11]  Łukasz Perzyna. Słuch absolutny. PNP 24.PL z 9 października 2024

Jak oceniasz?

kliknij na gwiazdkę, aby ocenić

średnia ocen 5 / 5. ilość głosów 16

jeszcze nie oceniano

jeśli uznałeś, że to dobre...

... polub nas w mediach społecznościowych

Nie spodobało się? Przykro nam...

Pomóż nam publikować lepsze teksty

Powiedz nam, jakie wolałbyś teksty na pnp24.pl?

Łukasz Perzyna (ur. 1965) jest dziennikarzem „Opinii”, Polityczni.pl i „Samorządności”, autorem filmu o Aleksandrze Kwaśniewskim (emisja TVP1 w 2006 r.) oraz dziewięciu książek, w tym. „Uwaga, idą wyborcy…” i „Jak z Pierwszej Brygady”. Pracował m.in. w „Wiadomościach TVP” i „Życiu”, kierował działem krajowym „Obserwatora Codziennego”. W latach 80 był działaczem Konfederacji Polski Niepodległej i redaktorem prasy podziemnej.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here