Gdy Jan Paweł II objeżdżał Polskę, w każdym miejscu powiedział coś dla danej grupy społecznej pokrzepiającego, a jego słowa zwrócone do młodzieży na Westerplatte rezonują do dzisiaj. Kiedy teraz “w trasę” ruszył prezes partii rządzącej Jarosław Kaczyński – obraził polskie kobiety w tym samym Ełku, w którym kiedyś Papież ujmował się za biednymi, pamiętnymi słowami, że w Polsce dla nikogo nie może zabraknąć dachu nad głową, ani chleba na stole. Wcześniej szef PiS zraził do siebie nawet górników z Solidarności, chociaż resztówka legendarnego związku wydawała się całkiem mu oddana.

Porównanie wydać się może mocno na wyrost, bo Ojciec Święty przyczynił się jak nikt inny do pokojowego demontażu komunistycznego imperium zła, a przypominał nam też o codziennych powinnościach, natomiast Kaczyński – poza sprawowaniem władzy w sumie przez dziewięć lat – niczego znaczącego nie dokonał i na to, by to zrobić coraz mniej ma czasu, jak wynika z bliskiego już terminu wyborów i słabnących notowań rządzących.

Jednak kto rusza w objazd kraju i przybiera przy tym kaznodziejskie tony, musi się liczyć z podobnie zawstydzającym dla niego zestawieniem. Bo trudno też uwierzyć, by żoliborski inteligent nie wstydził się po tym, jak insynuował powszechność nadużywania przez młode Polki alkoholu. W kwestii braku umiarkowania w piciu byłoby lepiej, gdyby prezes rzetelnie zajął się mającymi z tym właśnie kłopoty własnymi podwładnymi, w tym posłem Przemysławem Czarneckim (synem Ryszarda), co niedawno wylądował w – z założenia nie dla parlamentarzystów przecież przeznaczonej, lecz dla drobnych pijaczków – izbie wytrzeźwień. 

Zestawienie charyzmatycznego przywódcy Polaków Jana Pawła II z ich obecnym – tylko już politycznym i raczej niefortunnym – głównym decydentem Kaczyńskim pozostaje jednak też zasadne, nawet jeśli gorszy Państwa i szokuje, w kontekście Solidarności.

Pierwsza, wielka, masowa, dziesięciomilionowa Solidarność przyjęła papieską naukę społeczną za jedną z podstaw działania, co przyczyniło się do jej konsekwentnej drogi bez użycia przemocy, warunkującej sukces. Zaś resztówka NSZZ “Solidarność” od 2005 r. popiera Kaczyńskiego i jego przedsięwzięcia, tanio wyprzedając własną legendę za miejsca w radach nadzorczych państwowych spółek i diety dla związkowców w sejmikach wojewódzkich. Miarą upadku w błocko historycznego dla Polaków szyldu stał się wybór na szefa NSZZ “S” Piotra Dudy, który w stanie wojennym w mundurze wojsk powietrzno-desantowych chronił gmach reżimowej telewizji przed “ekstremą”, czyli ludźmi Solidarności właśnie. Nawet zapisany wcześniej w historii “Tygodnik Solidarność” po który w 1981 r. ludzie ustawiali się w długie kolejki do kiosków Ruchu, jeszcze przed piętnastu laty ważne dla polskiej demokracji i opiniotwórcze pismo – upodobnił się do hejterskiej “Gazety Polskiej” swoim niewybrednym przekazem.   

Aż wreszcie powiedzieli “dość” najtwardsi ze związkowców – górnicy. Trudno im się dziwić, bo oni jeszcze Kaczyńskiego słuchali, w przekonaniu, że jest ich… Podczas, gdy reszta kraju machała już ręką, że szkoda czasu i nie warto. Bo też porównanie do Leonida Breżniewa z ostatniego okresu rządów staje się coraz bardziej zasadne. Prezes coraz częściej nie tyle nie wie, co mówi, co mówi więcej niż wie…

Co pan opowiada, panie Jarosławie

Górnicy zareagowali sprzeciwem na to samo, co w ostatni weekend oburzyło polskie kobiety: krzywdzące i obraźliwe, a przy tym na ignorancji oparte, wypowiedzi publiczne prezesa Prawa i Sprawiedliwości. 

“Opowiadając publicznie kompletne niedorzeczności na temat węgla, wykazuje się Pan nie tylko brakiem wiedzy, ale przede wszystkim skrajną arogancją. Arogancją wobec ciężkiej pracy górników, wobec całego Górnego Śląska” – wytykają Jarosławowi Kaczyńskiemu przewodniczący zarządu Regionu Śląsko-Dąbrowskiego Solidarności Dominik Kolorz, jeden z nielicznych, w obecnie wypranym już z indywidualności związku, liderów “z nazwiskiem”; a także Bogusław Hutek, szef górniczej Solidarności oraz kierownik Krajowego Sekretariatu Górnictwa i Energetyki Jarosław Grzesik.

Co ich oburzyło najbardziej? W trakcie spotkania w Radomiu Kaczyński rzucił, że śląskie kopalnie przynoszą stałe straty, a węgiel z nich jest słabej jakości.  Nie opłaca się więc ich utrzymywać.

Związkowcy odpowiedzieli mu szczegółowymi wyliczeniami, z których wynika, że “wyłącznie dzięki taniemu polskiemu węglowi” (kopalnie sprzedają go elektrowniom po 400 zł za tonę, na rynku wycenia się ją trzy razy drożej) cena energii w Polsce – nawet, jeśli rośnie – pozostaje jedną z niższych w Europie.  

Siedem lat temu, w styczniu 2015 r. prezes zmierzającej do ponownego objęcia władzy partii Prawo i Sprawiedliwość Jarosław Kaczyński obiecał górnikom przed kopalnią “Pokój” w Rudzie Śląskiej, że nie tylko będą mieli pracę, ale że górnictwo pozostanie podstawą polskiej energetyki. Teraz mu to wypominają. Kolorz wraz z kolegami uczy też prezesa podstaw ekonomii, w której ten mocny nie jest. Przypominają mu wspólnie, że energetyka odnawialna, co wedle Kaczyńskiego ma zastąpić pochodzącą z węgla, wszędzie w świecie funkcjonuje za sprawą dopłat. Idą dużo dalej, wskazując, że prezes PiS podąża ścieżką Ewy Kopacz z Platformy Obywatelskiej, która przez podejście do Śląska straciła fotel premiera: “Doświadczenie pokazuje, że kto przegrywa na Śląsku, ten traci władzę w całym kraju. Tak było w 2015 roku. Jeśli Zjednoczona Prawica się nie opamięta, tak będzie również w roku 2023” – napisali.

Widać, że cierpliwość się wyczerpała i wiele zdarzyło od czasów, kiedy Janusz Śniadek niczym pokorny służący, gdy padało rozpościerał – całkiem “w realu”, a nie metaforycznie, jak w czasach rządu Hanny Suchockiej – parasol nad Jarosławem Kaczyńskim. Albo gdy inny związkowiec Karol Guzikiewicz, wprawdzie nie górniczy, lecz stoczniowy, usłużnie przeprowadził tegoż prezesa przez szpaler protestujących, którzy blokowali Sejm, czym zyskał sobie nawet wśród swoich niewybredne, ale oni w słowach nie przebierają, przezwisko “psa przewodnika”.

Kiedyś – w czasach pierwszej dziesięciomilionowej Solidarności z 1980-81 i tej później mniej licznej, lecz skutecznej w pokojowym i bez przemocy dobijaniu “komuny” w latach 1988-89 – słowo Związek pisało się wielką literą. 

Cześć i chwała związkowcom górniczym za to, że pragną nawiązać do tamtych lat, nawet jeśli… czynią to poniewczasie i nadaremno. Bo na polskie górnictwo wyrok już wydano.

Warto przypomnieć, że kiedyś pozostawaliśmy czwartym producentem węgla na kuli ziemskiej. Wyprzedzały nas mocarstwa tylko: Chiny, Związek Radziecki i Stany Zjednoczone. Nie wszystko jednak oddają statystyki. Dla Polaków nigdy nie była to zwykła, jak wszystkie inne, branża gospodarki.

Gdy pod presją milionowych wystąpień polskich robotników w Październiku 1956 r. władze radzieckie przystały na zmianę paskarskich przedtem rozliczeń za węgiel – uznano to za przejaw odzyskiwania przez nas suwerenności.

Cała Polska radowała się szczerze i ponad podziałami, gdy w 1971 r. ratownicy wyciągnęli spod zawału odciętego przez siedem dni po katastrofie w kopalni Alojzego Piątka. Żywego i przytomnego odnaleźli w zasypanym chodniku, co stanowiło ewenement na skalę światową w dziejach podobnych akcji. 

– Co z Górnikiem, wygrał? – tak brzmiało pierwsze pytanie, które ocalony im zdał.

Wielkiemu piłkarzowi Włodzimierzowi Lubańskiemu jeszcze w pół wieku później głos trząsł się ze wzruszenia, gdy opowiadał mi, jak tego najwierniejszego z kibiców odwiedzili później w szpitalu wraz z kapitanem zabrzańskiej drużyny Stanisławem Oślizłą, przynosząc mu w prezencie proporczyki klubu.     

Mały Jarek na lekcjach nie uważał, bo już marzył o władzy

Kaczyński chodził do polskiej szkoły i chociaż, jak z wynika z przekazów rówieśniczych i nauczycielskich, nigdy orłem w niej nie był – to nawet jeśli siedział w oślej ławce, musiał uczyć się na pamięć przed każdą Barbórką wierszyków o potrzebie szacunku dla górniczego trudu. Choćby (cytuję z pamięci): “Górnik nam bardzo pomógł, on kraj nasz w węgiel wzbogaca. Węgiel w przemyśle i w domu, to jego sława i praca” – z książki od polskiego bodajże w klasie czwartej. A na każdego 4 grudnia nie tylko na Śląsku i w Zagłębiu, nie tylko w Wałbrzyskiem i Lubelskiem gdzie leżą Łęczna i Bogdanka, nie tylko w Bełchatowie i Rudnej  organizowano w szkole akademie, z których – przynajmniej w mojej “trzydziestej ósmej” im. Marii Skłodowskiej-Curie w Warszawie – nie uciekało się nigdy, jak z tych na rocznicę rewolucji październikowej.

Do Kaczyńskiego stosują się znakomicie pamiętne słowa prezydenta Francji Jacquesa Chiraca, który po poparciu przez polskie, postkomunistyczne wtedy, władze interwencji amerykańskiej w Iraku, zwrócił się do nich, że zmarnowały doskonałą okazję, żeby być cicho. Prezes PiS nie jest bowiem bohaterem Solidarności, chociaż z racji wieku (rocznik 1949 r, więc w latach 1980-82 pozostawał w pełni sił życiowych)… miał pełne szanse, żeby nim zostać. Skoro demonstranci przed jego żoliborską willą skandują co roku “13 grudnia spałeś do południa”, to powinien zważyć, że po tamtej dacie w 1981 r. nastąpiła kolejna, jeszcze bardziej tragiczna: 16 grudnia władza komunistyczna dokonała masakry strajkującej kopalni Wujek, gdzie w trakcie szturmu zginęło dziewięciu górników.

Przed rokiem akurat w przeddzień rocznicy tego traumatycznego dla wszystkich Polaków zdarzenia (za przerażające uznawali je nawet stronnicy generalskiej ekipy, sam Wojciech Jaruzelski utrzymywał, że dowiedziawszy się o masakrze był szczerze zdruzgotany) – władza pisowska skierowała do Sejmu projekt, zapowiadający likwidację kopalń. Wszystkich i do końca 2049 r.

Wyjątkowy to brak wrażliwości. Górniczych związkowców kupiono obietnicami rozbudowanych świadczeń. I ogłoszono to jako sukces, wyraz postępu, podobnie jak wcześniej zamykanie zakładów pracy obwieszczali liberałowie.

Aż w lutym br. Władimir Putin zaatakował Ukrainę. Pojawiło się embargo jako nieunikniona konsekwencja agresji. I nagle okazało się, że w Polsce węgla brakuje: co zgromadzono, zdążyli już wyprzedać spekulanci. I przebudziła się nie tylko niemal pogodzona już z losem brać górnicza, ale także jej związkowi reprezentanci, z których podrwiwano wcześniej, że dawno już windą na dół nie zjeżdżali. Trudno się im wszystkim dziwić, powtórzyć wypada raz jeszcze.

Nawet Breżniew nie obrażał górników z Donbasu ani Zagłębia Kuźnieckiego, o czym też warto pamiętać. 

Jeśli zaś dalej snuć historyczne analogie, to wiadomo, że ekipa Edwarda Gierka o podpisaniu Porozumień Gdańskich, które nastąpiło 31 sierpnia 1980 r, zdecydowała parę dni wcześniej, gdy oprócz stoczni i innych zakładów pracy do strajku przystąpiły masowo śląskie kopalnie a w Jastrzębiu na Zofiówce (wtedy noszącej jeszcze zapomniane dziś imię Manifestu Lipcowego)  powstał komitet strajkowy z Jarosławem Sienkiewiczem i Tadeuszem Jedynakiem w składzie. Dosłownie w parę dni później Gierek oddać musiał władzę następcom. Zaś w 1988 r. po siedmiu latach samowoli, ekipa generałów Jaruzelskiego i Czesława Kiszczaka w sierpniu postanowiła przystąpić do rozmów okrągłego stołu z opozycją wyłącznie pod presją strajku w kilkunastu kopalniach, którego nie dało się stłumić, bo gdy ZOMO rozbijało jedną, przerywała pracę następna. A już w rok później zamiast PZPR rząd formowały Solidarność, Zjednoczone Stronnictwo Ludowe i Stronnictwo Demokratyczne.

Patron tych, co władzę wówczas oddawali, Karol Marks, powiadał, że jeśli historia się powtarza, to wyłącznie jako farsa. Tyle, że farsę już mamy, za sprawą radomskich wypowiedzi prezesa PiS. Zaś wszystkich następstw rozbratu między rządzącymi, a ich dotychczasowym zapleczem, nie da się teraz jeszcze przewidzieć, ale z pewnością okażą się poważne, a nie z kategorii burleski. Z górnikami nie pójdzie Kaczyńskiemu tak łatwo jak z sędziami i prokuratorami.

Jeśli przywoływanie Marksa kogoś uraziło, odwołam się powtórnie do największego autorytetu Polaków.  

“Nie niszczcie…” Kto to powiedział  

I w tym miejscu, skoro od przywołania papieskich pielgrzymek pozwoliłem sobie ten szkic zacząć, przypomnę, bo warto, słowa Jana Pawła II wypowiedziane w Koszalinie w trakcie szczególnej jego podroży, bo pierwszej do wolnej już ojczyzny w 1991 r:

– Nie niszczcie. Zbyt długo niszczono.

To, co powiedział Ojciec Święty próbowano wtedy propagandowo zawęzić do kontekstu sporu o legalność aborcji, lecz po ponad trzech dekadach widać epokowy sens tamtego papieskiego napomnienia. 

Słowa te brzmią szczególnie dobitnie i aktualnie w kontekście wygaszania górnictwa, planowanego na czas, gdy o kilkaset kilometrów stąd spadają rakiety i nie gasną wywołane przez nie pożary. 

Jak oceniasz?

kliknij na gwiazdkę, aby ocenić

średnia ocen 5 / 5. ilość głosów 4

jeszcze nie oceniano

jeśli uznałeś, że to dobre...

... polub nas w mediach społecznościowych

Nie spodobało się? Przykro nam...

Pomóż nam publikować lepsze teksty

Powiedz nam, jakie wolałbyś teksty na pnp24.pl?

Łukasz Perzyna (ur. 1965) jest dziennikarzem „Opinii”, Polityczni.pl i „Samorządności”, autorem filmu o Aleksandrze Kwaśniewskim (emisja TVP1 w 2006 r.) oraz dziewięciu książek, w tym. „Uwaga, idą wyborcy…” i „Jak z Pierwszej Brygady”. Pracował m.in. w „Wiadomościach TVP” i „Życiu”, kierował działem krajowym „Obserwatora Codziennego”. W latach 80 był działaczem Konfederacji Polski Niepodległej i redaktorem prasy podziemnej.

1 KOMENTARZ

Skomentuj Ewa-Maria Anuluj odpowiedź

Please enter your comment!
Please enter your name here