Nobel dla rodzinnej Europy

0
33

Literackiego Nobla dostał Laszlo Krasznahorkai, 71-letni Węgier słowiańskiego pochodzenia, który zamiast w rządzonym przez Viktora Orbana ojczystym kraju woli mieszkać w Trieście, teraz włoskim ale kiedyś należącym do Austro-Węgier. 

Bez przesady da się powiedzieć, że w tej najbardziej prestiżowej konkurencji literackiej (czym jest Nobel wie każde nawet najbardziej autystycznie zapatrzone w i-phone’a dziecko, podczas gdy wiedza o Goncourtach czy Bookerze stanowi już oznakę pewnego obycia) zwyciężyła wraz z tak trudnym w odbiorze pisarzem węgierskim koncepcja pielęgnowana kiedyś przez polskich intelektualistów (poetę Adama Zagajewskiego czy eseistę Wojciecha Karpińskiego) na łamach emigracyjnych “Zeszytów Literackich” ale skutecznie wypromowana w świecie dopiero za sprawę geniuszu Milana Kundery, piszącego po czesku i francusku autora – obok wielu znakomitych powieści – eseju “Zachód porwany czyli tragedia Europy Środkowej”.

Myśl o kulturowej wspólnocie, chociaż nie jedności nadwątlonej, ale nie zburzonej przez dwa nacjonalistyczne totalitaryzmy: faszyzm i komunizm, wciąż możliwej do odtworzenia w warunkach nie wykluczającej patriotyzmu Europy Ojczyzn. Prekursorem koncepcji, której epigonem wydaje się pozostawać noblista Krasznahorkai stał się Czesław Miłosz w wydanej u Jerzego Giedroycia “Rodzinnej Europie” napisanej w trzy lata po zduszeniu przez radzieckie czołgi rewolucji węgierskiej i równoczesnej destalinizacji dokonanej w trakcie Polskiego Października 1956 r. za sprawą determinacji ale i rozwagi zarówno robotników Fabryki Samochodów Osobowych na Żeraniu z Lechosławem Goździkiem na czele jak dziennikarzy “Po Prostu” z późniejszym premierem wolnej Polski Janem Olszewskim w składzie redakcji. Miłosz w dwie dekady po swoim Noblu i jedną po uwolnieniu ojczyzny od rządów “zniewolonych umysłów” nie przypadkiem osiadł w Krakowie niemal równie silnie jak Triest kojarzonym ze środkowoeuropejską wspólnotą.

A zarazem pozostającym polskim Piemontem, bo z niego wyruszył 6 sierpnia 1914 r. po niepodległość pierwszy zwiad wysłany przez Józefa Piłsudskiego a w 74 lata później robotnicy dobudowanej do grodu Kraka Nowej Huty zaczęli strajk, który otworzył drogę do demontażu komunizmu w całej centralnej Europie, chociaż jego demony odrodziły się po latach na Wschodzie w państwach Władimira Putina i Aleksandra Łukaszenki.

Sens tej nagrody nie sprowadza się więc do obaw Ziemowita Szczerka, że autokrata Orban wykorzysta tego Nobla dla własnych propagandowych celów. Nawet jeśli to nastąpi – istotniejsze okaże się przypomnienie pewnej wspólnej centralno-europejskiej tożsamości w dobie wojny w Ukrainie. Zagajewski swoje “Jechać do Lwowa” napisał przecież, gdy ten ostatni był jeszcze radzieckim miastem. A teraz Ślązak Szczepan Twardoch dostarcza walczącym z kremlowską agresją Ukraińcom pomoc humanitarną i sprzęt do obrony za pieniądze zebrane wśród ludzi dobrej woli w całej Polsce, zaś pierwszy samochód do wożenia tych darów sfinansował mu prawnik i celebryta Lejb Fogelman, który kiedyś do .jednej klasy chodził z braćmi Kaczyńskimi ale wspiera chętnie wszystko, co się autorytaryzmowi sprzeciwia.

Laszlo Krasznahorkai nie pisze jednak o polityce. Chociaż już za rządów Janosa Kadara dostrzeżono w 31-letnim wtedy autorze dystopii (czyli przeciwieństwa utopii jako wizji wyidealizowanej i pogodnej) “Szatańskie tango” –  krytyka gulaszowego  socjalizmu, jaki wtedy w jego ojczyźnie panował.

Padający bez końca deszcz, w dodatku październikowy – i beznadzieja. A przy tym wątek fałszywego proroka, co okaże się w końcu tylko kapusiem. To obraz, który dopóki Europa na trwałe nie stanie się lepsza – chętnie się aktualizuje. 

O Krasznahorkaiu zapewne pamiętać będzie świat również wtedy, kiedy zapomni już o Kadarze i Orbanie.

Jego twórczość bardziej przywodzi na myśl Franza Kafkę niż George’a Orwella. Zaś proza bez segmentacji na akapity – pamiętne “Bramy raju” naszego Jerzego Andrzejewskiego, które jak wiemy, chociaż parusetstronicowe, składają się z dwóch zdań tylko. Jednego, co sprawia wrażenie, że nigdy się nie skończy. I drugiego, co krótkie i dobitne. Czytelnikom nie utrudniło to wydobycia sensu z tamtej pozornie tylko historycznej opowieści o średniowiecznej krucjacie dziecięcej. Nie skapitulują więc zapewne także przed meandrami prozy tegorocznego noblisty. 

Zwyciężyła literatura, przekonaliśmy się, że wbrew łacińskiemu powiedzeniu podczas wojny muzy nie milczą. I na pewno lepiej, że uhonorowano prozę z wysokiej półki a nie jakiś znaleziony wśród bieżących bestsellerów krwawy reportaż ze Strefy Gazy. Nie po to przecież Alfred Nobel swoją nagrodę ustanowił, by zawsze podążała za koniunkturami.

Jak oceniasz?

kliknij na gwiazdkę, aby ocenić

średnia ocen 5 / 5. ilość głosów 3

jeszcze nie oceniano

jeśli uznałeś, że to dobre...

... polub nas w mediach społecznościowych

Nie spodobało się? Przykro nam...

Pomóż nam publikować lepsze teksty

Powiedz nam, jakie wolałbyś teksty na pnp24.pl?

Łukasz Perzyna (ur. 1965) jest dziennikarzem „Opinii”, Polityczni.pl i „Samorządności”, autorem filmu o Aleksandrze Kwaśniewskim (emisja TVP1 w 2006 r.) oraz dziewięciu książek, w tym. „Uwaga, idą wyborcy…” i „Jak z Pierwszej Brygady”. Pracował m.in. w „Wiadomościach TVP” i „Życiu”, kierował działem krajowym „Obserwatora Codziennego”. W latach 80 był działaczem Konfederacji Polski Niepodległej i redaktorem prasy podziemnej.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here