Nikt go nie zastąpi
Filozof, eseista, poeta i bohater drugiego obiegu wydawniczego, walczący też uparcie z cenzurą w obiegu oficjalnym – w każdej ze społecznych ról odnajdował się znakomicie. Roli jaką odegrał Bohdan Urbankowski w nurcie niepodległościowym dawnej opozycji antykomunistycznej nie da się przecenić ani porównać z dorobkiem kogokolwiek innego.
Aktywny także w nowej Polsce, do końca pisywał do – kultywującej tradycje Ruchu Obrony Praw Człowieka i Obywatela oraz Konfederacji Polski Niepodległej – “Opinii” znakomicie teraz redagowanej przez Andrzeja Anusza.
Przypomina mi się wiersz Bohdana Zadury, napisany na wiadomość o odejściu Jarosława Iwaszkiewicza: “A więc Pan umarł / To niewiarygodne / Jak każda rzeczywistość / To, co nieuchronne”.
Świetnie się z nim gadało, czytało jeszcze lepiej
Naprawdę nikt go nie zastąpi. Powiedzieć o nim, że pozostawał jednoosobową instytucją życia kulturalnego – to za mało. Z instytucją pogadać bowiem się nie da. A jeszcze niedawno, w większym gronie, przy jakiejś “etosowej” okazji, to była premiera filmu o marszach KPN ku czci Pierwszej Brygady, toczyliśmy pasjonującą rozmowę w łódzkiej pizzerii. Bez przekrzykiwania się. Kiedy Pan Bohdan się odzywał inni z szacunkiem milkli i – nawet jeśli się z nim nie zgadzali, co zwykle miało miejsce, gdy mówił o partii obecnie rządzącej – słuchali uważnie i do końca. Trudno o większy dowód uznania w naszym tak bardzo przecież rozgadanym – co zrozumiałe, skoro o wolność słowa walczyliśmy – środowisku.
Jednak nie dyskusje kawiarniane zbudowały jego pozycję i autorytet. Jeśli o człowieku świadczy jego dzieło – nie ma kłopotu, by wymienić kamienie milowe twórczej drogi Bohdana Urbankowskiego.
Jako poeta budował nurt nowego romantyzmu, w dobie przełomu lat 60 i 70, dramatycznego nie tylko dla studentów (Marzec 1968 r.), alternatywny wobec dominującej Nowej Fali. Gdy przedstawiciele tej ostatniej szukali jeszcze inspiracji w nowoczesnym zachodnim marksizmie, Urbankowski znajdował ją w rodzimej tradycji. Po latach jedni i drudzy spotkali się w drugim obiegu wydawniczym. Lider Nowej Fali Stanisław Barańczak został założycielem Komitetu Obrony Robotników, zaś Bohdan Urbankowski wspierał radą i pomocą Leszka Moczulskiego i powołaną przez niego Konfederację Polski Niepodległej.
13 grudnia 1981 r. zaś Pan Bohdan tak opisywał: “W nocy wprowadzono stan wojenny. O świcie Płock wyglądał jak białe, baśniowe miasto opanowane przez upiorne kukły-kosmitów zgniłozielonego koloru. Chodzili ulicami po trzech przewalając się niezgrabnie z nogi na nogę. Niektóre stwory miały baniaste głowy z wielkimi, owadzimi oczyma, niektóre przypominały ludzi. Co jakiś czas ulicą przewalał się z chrzęstem czołg” [1].
Po jakimś czasie Urbankowski z Płocka, gdzie pracuje jako kierownik literacki teatru, jedzie autobusem do Warszawy. Pod wpływem jakiegoś impulsu proponuje żonie, żeby wysiedli w Wyszogrodzie, gdzie z wakacji znają przyjemny hotel i zostali tam na noc. Gdy poeta dotrze już do stolicy, na schodach napotka sąsiada:
– Byli po pana.
Kolejnej nocy nie spędza więc w domu.
Skandalista z dwóch obiegów
W drugim obiegu pisuje w sumie pod dziesięcioma pseudonimami, co daje pojęcie o rozmachu jego niezależnej aktywności publicystycznej. Słownik Instytutu Badań Literackich wymienia następujące jego kryptonimy: Błoński, Bohdan Mroczkowski, Górny, Jerzy Czejmnic, Obserwator, Ursynowski (tam mieszkał – przyp. ŁP), Wrzesiński, Ziuk (jak łatwo się domyślić na cześć Marszałka – ŁP), Złotnicki i Zygmunt Chorosz [2].
W próby uzdrawiania ustroju Urbankowski nie wierzy, podobnie jak piętnaście lat wcześniej, co wtedy różniło Konfederację Nowego Romantyzmu od Nowej Fali – ale nie rezygnuje z pisania również w obiegu oficjalnym. Co więcej, zostaje zastępcą redaktora naczelnego miesięcznika “Poezja”. Tam właśnie ukaże się jego słynny tekst “Rozdarty świat (nie tylko poezji)” o kolaboracji pisarzy z komunizmem w latach 1939-41 we Lwowie i Wilnie i po 22 lipca 1944 r. [3]. Ostrą polemikę z nim podejmie “Trybuna Ludu” a urzędnicy od “Kultury” rozpędzają w 1986 r. redakcję “Poezji”.
Po latach rozszerzoną wersją tego piętnującego literacki serwilizm szkicu stanie się “Czerwona msza”, zapewne najczęściej czytana książka Urbankowskiego. Rozszerzona na współczesność, nie znajduje respektu dla Adama Michnika ani jego faworytów.
Z drugim Bohdanem, Drozdowskim zdążą jeszcze wydać antologię poezji polskiej z lat 1939-1985.
Po co antologia, można, oczywiście zasadnie spytać? Jako krytyk literacki z wykształcenia (dyplom ten uzyskałem w przełomowym czerwcu 1989 r. u monografisty Tadeusza Borowskiego i edytora dzienników Marii Dąbrowskiej, Tadeusza Drewnowskiego, zaś recenzentem był równie renomowany co Drozdowski i Urbankowski antologista poezji współczesnej, prof. Andrzej Lam) odpowiem: po to, żebyście Państwo poznali nie tylko wiersze autorów wybitnych jak uhonorowani Noblem Czesław Miłosz i Wisława Szymborska albo znany z KOR Stanisław Barańczak – lecz również skromniejszych, a też istotnych. Takich jak urodzony w 1954 r. a więc już po opublikowaniu przez Miłosza “Zniewolonego Umysłu” i debiucie Szymborskiej, poeta z Wybrzeża Władysław Zawistowski, który we wrześniu 1980 r. nieco tylko mniej historycznym niż poprzedzający go Sierpień ogłosił wiersz “Smutny jak rewolucja”:
“Smutny jak rewolucja, która zwyciężyła
dzień, słoneczny dzień i mokre nad brukiem sztandary.
Wracamy do domu jak z długich wakacji,
zmęczeni, ale młodsi o godzinę, którą nam podarował los.
Nie myślimy jeszcze o przyszłości:
cieszy nas światło, gazeta, żółte liście, pies.
Jeszcze słuchamy sprzecznych wieści,
jeszcze czytamy radość z oczu ludzi (..)” [4].
Świadectwem ważnym i wartym upowszechnienia pozostają bowiem nie tylko wiersze noblistów ale autorów takich jak Zawistowski czy zamykający antologię dekadent Dariusz Tomasz Lebioda, w chwili jej publikacji trzydziestoletni (rocznik 1958).
Nie tylko cudzymi wierszami jednak zajmuje się w latach 80. krytyk i erudyta Bohdan Urbankowski. Pisze własne. Gryząca ich ironia przyda się do rozgryzania dylematów współczesności, niekiedy, choć nie zawsze ubranych w kostium historyczny (“Wielkanoc 1797”):
“Był bal. Wielkanoc. Koronacja Pawła
W oczach dam półmrok ikon, Petersburga szarość.
Wtem krzyk orkiestr!
W drzwiach ogień!
Wpada polska szlachta!
Płonie!
Gaśnie ku ziemi
Całując dłoń cara (..)” [5]
Nie sposób nie zauważyć, że autor stosuje tu słynne “schodki” Włodzimierza Majakowskiego, co sarkazm niewątpliwie wyostrza.
Tego ostatniego nie porzuci poeta Urbankowski do samego końca, także pisząc o toczącej się wciąż wojnie na Ukrainie, co nie umniejsza tragizmu przedstawionej wizji i zawartego w niej współczucia. Jak w wierszu dobiegającego już osiemdziesiątki autora “Raport Amnesty International 04.08.2022”:
“(..) Więc po pierwsze winni obrońcy Ukrainy,
którzy zamiast się cofać
stają na progu domów, a czasem całych miast
prowokując w ten sposób do strzelania (..)
Załączamy też kilka rachunków –
hotele setki kilometrów od miejsc spotkań i narad
stąd wysokie ceny dojazdów,
poza tym większość ekspertów nawet nie ruszając się z domów
wymagała psychoterapeutów i leków
(rachunki w załączniku nr 2)” [6]
Poznałem Bohdana Urbankowskiego osobiście w podziemiu jak najbardziej dosłownym, bo w katakumbach wydziału polonistyki Uniwersytetu Warszawskiego w trakcie wieczoru któregoś z opozycyjnych poetów, prawie na pewno był nim Ryszard Krynicki, jego kolega z “pokolenia 1968”. Rzecz naprawdę działa się w piwnicy budynku, wcześniej znajdowała się tam szatnia, teraz bufet. Rozmawialiśmy przez chwilę.
Parę lat później przyszło nam pracować w redakcji odrodzonej jako trafiający do kiosków tygodnik “Opinii”, niestety krótko, bo naczelny Krzysztof Król nie miał do pisma równie szczęśliwej ręki jak w wiele dekad potem Andrzej Anusz. Pojawiło się i znikło w tym samym, ważnym 1990 roku.
W tekście o poezji patriotycznej Urbankowski reklamował jako jej autora Jerzego Tomaszkiewicza kiedyś z kręgu nowego romantyzmu. A ja wynalazłem wiersz tegoż Tomaszkiewicza, w 1968 r. dziennikarza “Sztandaru Młodych” o Wolnej Europie, szpetny jak znaczna część ówczesnej propagandy i go zacytowałem na łamach. Urbankowski z kolei zbierał się do repliki, ale Król postanowił na tej wymianie ciosów polemikę zamknąć. Poczułem się więc zwycięzcą i tak zostało do dzisiaj.
Znawca myśli Marszałka
Podobnych kontrowersji jak preferencje krytyczno-literackie Urbankowskiego nie budzi jego książka o Józefie Piłsudskim. Epokowa i pomnikowa. Daje portret psychologiczno-intelektualny dojrzewającego między rodzinnym Zułowem a charkowskim Uniwersytetem Ziuka, towarzysza Wiktora z Organizacji Bojowej Polskiej Partii Socjalistycznej, Komendanta, Naczelnika Państwa, wreszcie uwielbianego przez swoich Marszałka i na koniec Dziadka.
Wcześniej obowiązywały zwykle uogólnienia, że Piłsudski wysiadł z czerwonego tramwaju na przystanku niepodległość. Albo mit Marszałka zgorzkniałego po tym, jak pierwszego prezydenta Polski Gabriela Narutowicza zabili narodowi demokraci, rozczarowanego przez to do demokracji samej… Wyprostował to wszystko dopiero Marcin Król w zaczytywanej przez studenterię i inteligentnych licealistów broszurce “Józef Piłsudski. Ewolucja myśli politycznej”, co pojawiła się równo z przełomem 1980 roku i zaprezentowała Marszałka jako osobowość spójną i harmonijną, zgrabnie uczącą się na doświadczeniach. Bohdan Urbankowski w większym już bez porównania komforcie pracy rozszerzył ten portret tytułowego “Marzyciela i stratega”, szczególne przy tym znaczenie przypisując wpływowi tradycji romantycznej.
Nie ulega wątpliwości, że właśnie filozof Urbankowski, czujący ducha poezji, na której wychował się Marszałek, tysiące czytelników skłonił do znalezienia ich własnej odpowiedzi na pytanie, jak to się stało, że Piłsudski, w myśl znanego powiedzenia, trafił z Bezdan (gdzie dowodził napadem bojówki PPS na rosyjski wagon pocztowy) do Nieświeża (gdzie spotykał się z kresowymi “Żubrami” u ks. Radziwiłła).
Mroczna strona literatury
Tak jak Igor Newerly najlepsze swoje książki: “Zostało z uczty bogów” oraz “Wzgórze błękitnego snu” napisał po osiemdziesiątce, tak Bohdan Urbankowski swoją wielką powieść stworzył już tej osiemdziesiątki dobiegając. W “Ja, Szekspir. Ja, Bóg” kreśli złowrogi ale i dotkliwie prawdziwy portret człowieka komunistycznego systemu, pokazuje niebezpieczne związki między środowiskiem literackim a kręgami tajnych służb. Stanowi to efekt zarówno studiowania archiwów (wcześniej ich zawartość oddał “Pierścień Gygesa”) jak własnych doświadczeń z rozlicznymi prześladowcami wolności twórczej od cenzorów poprzez zwyczajnych biurokratów po speców od profesjonalnej inwigilacji.
Wiejski chłopak z prostej rodziny modli się o rower. Marzy przecież, żeby go mieć. Jednak modlitwa skutku nie przynosi. Rzecz na marzeniu się kończy. Dzieciak bierze się więc na sposób. Rower po prostu ukradnie i pomodli się o przebaczenie za ten czyn. Wejdą mu w krew podobne transakcje z Panem Bogiem. Aż po latach trafi na szkolenie komunistycznej służby bezpieczeństwa.
“A po kursie od razu na głęboką wodę. Jako “technik” z wykształcenia, zostałem skierowany do nadzoru w Zakładach Wyrobów Precyzyjnych imienia Świerczewskiego, czyli po prostu do fabryki karabinów. Pilnowałem roboli, ale dawałem też baczenie, czy jacyś szpiedzy albo dywersanci się nie kręcą. Wtedy wszędzie ich było pełno albo nam się tak wydawało. Ale lepiej wskazać kilku niewinnych, niż przegapić jednego winnego” [7].
Z czasem jednak bohater “Ja, Szekspir…” awansuje i zawodowo zamiast pogardzanymi przez siebie “robolami” i ich prawomyślnością zajmie się śledzeniem i werbowaniem pisarzy. W powieści Urbankowskiego odnajdujemy również echo sprawy Pawła Jasienicy – inwigilowanego, jak wiemy, przez własną żonę. Zapis tego dramatu stanowi także film “Różyczka” w reżyserii Jana Kidawy-Błońskiego, gdzie mrok rozświetla wyłącznie nagość Magdaleny Boczarskiej, chociaż odtwarzana przez nią postać, pomimo ponurej misji stara się jakoś swojego “figuranta” i małżonka w jednej osobie chronić, zwłaszcza odkąd zawiedzie się na swoim werbowniku, w którym była zakochana. Jednak u Kidawy-Błońskiego, co charakterystyczne, granica między krzywdzicielem a ofiarą zaciera się czasem. Zaś u Urbankowskiego – co równie charakterystyczne – nigdy.
Słuch absolutny
Twardy charakter łączył z wielką wrażliwością. Ze słuchem absolutnym, jaki wyróżniał go w sprawach literatury, filozofii i historii. Gdy pisał wiersze o Wietnamie, czytelnicy doszukiwali się w nich, zapewne trafnie, obrazu radzieckiej inwazji na Czechosłowację w fatalnym 1968 r. Zaś kiedy w ostatnich miesiącach życia zajął się w swojej poezji Ukrainą – jakby na własne oczy dostrzegaliśmy poprzez nią tragedię sąsiadów.
Nie pozostawia następcy, bo zawsze był niepowtarzalny i jedyny w swoim rodzaju. Jednak nurt niepodległościowy, środowiska wokół “Opinii” skupione, zwolennicy stanowczego zerwania z komunistycznym sztafażem – zawdzięczają mu przybliżenie postaci wielkich Polaków: Piłsudskiego, Żeromskiego czy Sienkiewicza i nakreślenie związków pomiędzy ich dorobkiem. Pozostawał przekonany, że filozofia czynu to nie slogan. W tym sensie wszyscy jesteśmy jego następcami.
[1] Bohdan Urbankowski. Rozmowa z wierszami. “Opinia” nr 20, jesień 2018, s. 318
[2] Kto był kim w drugim obiegu? Słownik pseudonimów pisarzy i dziennikarzy 1976-1989. Pod red. Dobrosławy Świerczyńskiej. Instytut Badań Literackich, Warszawa 1995, s. 242
[3] Bohdan Urbankowski. Rozdarty świat (nie tylko poezji). “Poezja” nr 3 z 1986
[4] Władysław Zawistowski. Smutny jak rewolucja [w:] Bohdan Drozdowski, Bohdan Urbankowski. Od Staffa do Wojaczka. Poezja polska 1939-1985 antologia. Wydl Łodzkie, Łódź 1985, t. 2, s. 674
[5] “Wiara i Odpowiedzialność” nr 4 z 1988
[6] “Opinia” nr 40 (138), zima 2022, s. 25-26
[7] Bohdan Urbankowski. Ja, Szekspir, Ja, Bóg. Akces, Warszawa 2019, s. 40-41