Efektem podziału Mazowsza stanie się ser nie szwajcarski lecz pisowski
Najprostsze i zdroworozsądkowe rozwiązanie – referendum wśród mieszkańców Mazowsza czy chcą podziału województwa na dwa – w ogóle nie jest brane pod uwagę przez rządzących. Bo PiS wie, że by je przegrało. Chce mieć jeden sejmik więcej z własną większością, zaszkodzić prezydentowi Warszawy Rafałowi Trzaskowskiemu z PO oraz mazowieckiemu marszałkowi Adamowi Struzikowi, zarządzającemu województwem od dwudziestu lat.
Decyzję w sprawie podziału Mazowsza podejmie kierownictwo polityczne partii – takie głosy dobiegają z PiS. Całkiem poważne. Ani słowa o konsultacji z mieszkańcami, skorzystaniu z porad samorządowców, nawet tych z własnej formacji.
Mazowsze ze stolicą w Warszawie liczy ponad 5 mln mieszkańców, tylu co Dania lub Finlandia. Samorządowcy z dumą podkreślają, że jest najszybciej rozwijającym się regionem w Unii Europejskiej.
O takim, a nie innym jego kształcie zdecydowali sami mieszkańcy, a nie tylko wprowadzający reformę wojewódzką (przegłosowana w 1998 r, weszła w życie z dniem 1 stycznia nast. roku) rząd Jerzego Buzka, wyłoniony przez koalicję AWS i Unii Wolności.
Z wielu odległych powiatów słano dramatyczne petycje. Mieszkańcy położonego kilkadziesiąt kilometrów za Radomiem, a więc oddalonego od stolicy o trzy godziny szybkiej jazdy samochodem Lipska wystosowali dramatyczny apel, poparty wieloma tysiącami podpisów, że chcą być w jednym województwie z Warszawą, broń Boże z Kielcami.
Mazowsze pozostaje też – to nie przypadek – województwem, w którym obywatele najbardziej powszechnie biorą udział w wyborach.
PiS chce jednak zmienić status Mazowsza w sposób radykalny i to już w tym roku.
Efektem planowanej zmiany ma stać się utworzenie dwóch województw zamiast jednego. Jedno obejmie Warszawę z przyległymi powiatami (m.in. legionowskim, grodziskim, otwockim, wołomińskim, piaseczyńskim i pruszkowskim) drugie – całą resztę.
Powstanie więc wielki region z… dziurą pośrodku.
W podziale międzywojennym oraz obowiązującym do reformy gierkowskiej z 1975 r. Warszawa była również miastem wydzielonym, ale tylko w granicach administracyjnych, pozostawała też stolicą województwa. Istniało więc zarówno miasto stołeczne jak województwo warszawskie.
Teraz politycy PiS dyskretnie obiecywali funkcje ośrodka wojewódzkiego w Siedlcach, Radomiu i Płocku. Teoretycznie da się rozdzielić siedziby wojewody i sejmiku (tak jest w Kujawsko-Pomorskiem, gdzie pierwszy rezyduje w Bydgoszczy, drugi w Toruniu oraz w Lubuskiem – odpowiednio Gorzów i Zielona Góra). Ale w ten sposób da się obdarować dwa miasta a nie trzy. Komuś złożono więc obietnice bez pokrycia.
Wyobraźmy sobie mieszkańców Mławy, którzy by załatwić swoje sprawy zamiast do stolicy będą musieli jeździć do Radomia albo tych z Garwolina, co zmuszeni będą pofatygować się do Płocka.
Reforma administracyjno-samorządowa rządu Buzka stworzyła w miejsce 49 gierkowskich województw, funkcjonujących przez prawie ćwierć wieku szesnaście nowych, dużo większych. Nie była to bitwa bez łez. Wiele miast, jak Radom, Łomża czy Częstochowa odebrało degradację jako niezasłużoną. Wcześniej poszkodowane już przez plan Leszka Balcerowicza, również tym razem pozbawione zostały rekompensaty.
Szczególnie smutnym zdarzeniem okazał się cios, jaki otrzymał Radom – miasto robotniczego protestu – od solidarnościowej władzy, która wyrosła z ruchu społecznego, zapoczątkowanego przez odwagę i determinację radomian w czerwcu 1976 r, gdy pierwsi zaprotestowali przeciw drakońskim podwyżkom cen. O potrzebie wynagrodzenia tej krzywdy radomianom mówił w ubiegłym roku w przeddzień rocznicy Sierpnia ekonomista Dariusz Grabowski, zwolennik stworzenia w mieście kulturalnego i turystycznego centrum polskiej wolności, które uczyniłoby Radom atrakcyjnym miejscem spotkań i zwiedzania.
Gdy wprowadzano obowiązujący podział, błędów nie zabrakło, ale wykonawcom reformy z 1998 roku trzeba przyznać, że powściągnęli zwolenników landyzacji i federalizacji Polski, bo przedtem pojawiały się radykalne pomysły utworzenia 8 “regionów”, włącznie z przypisaniem Torunia do Gdańska, Opolszczyzny do Górnego Śląska a dla Warmii i Mazur w ogóle nie widziano osobnego miejsca na mapie.
Słaby punkt koncepcji AWS i UW wykorzystał prezydent Aleksander Kwaśniewski, wetując pierwotny projekt z 15 województwami i wymuszając utworzenie dodatkowego szesnastego świętokrzyskiego ze stolicą w Kielcach – które, co charakterystyczne, obroniło się i nie jest słabsze od pozostałych.
Chociaż reformę przeprowadzono kilka lat przed referendum akcesyjnym, 16 województw w miarę sprawnie pozyskiwało środki rozwojowe z Unii Europejskiej. W tym sensie twórcy nowej mapy kraju okazali się przewidujący i dalekowzroczni. Chociaż nie przekona to mieszkańców Koszalina czy Tarnowa, przeświadczonych o niezasłużonej degradacji ich miast.
PiS nie ma takich ambicji jak Edward Gierek, który w 1975 r. od ręki tworzył nowe centra regionalne (Suwałki, Skierniewice, Ciechanów) obok 17 dotychczasowych ani nawet jak planująca na zapas ekipa Buzka. Nie patrzy w perspektywie dziesięcioleci.
Już teraz chce osłabić PO i PSL, sprawujące władzę na Mazowszu, zaszkodzić prezydentowi stolicy Rafałowi Trzaskowskiemu, który chociaż w kraju przegrał z Andrzejem Dudą, wciąż uchodzi za głównego lidera opozycji. To również zemsta na mieszkańcach, bo Mazowsze to jedno z 10 spośród 16 województw, w których Trzaskowski pokonał Dudę. Kolejnym celem jest Adam Struzik, mazowiecki marszałek od dwóch dekad. Reprezentuje PSL, które PiS zamierza wymazać z polskiego życia publicznego jako konkurenta w walce o głosy na wsi.
Za gry polityków zapłacą mieszkańcy. Wszystko wskazuje na to, że PiS tym razem się nie cofnie, chociaż o rozdwojeniu Mazowsza mówiło już w ubiegłorocznej kampanii do Sejmu i Senatu. Nowy podział i wybory przeprowadzi jeszcze w tym roku. W Warszawie z przyległościami z pewnością przegra, liczy jednak na zwycięstwo w drugim z nowych województw, co oznacza kolejny sejmik do rządzenia. Dla Jarosława Kaczyńskiego to argument wystarczający, żeby zmieniać mapę administracyjną kraju. Uzasadnianie podziału łatwiejszym absorbowaniem środków unijnych przez dwa nowe organizmy to tylko propaganda, ponieważ podział statystyczny na użytek Unii Europejskiej został już przeprowadzony. A kolejne zmiany przyniosą tylko bałagan. Ale ten ostatni stanowi ulubiony żywioł PiS. Dla aparatu zaś podwójne Mazowsze oznacza sporo nowych stanowisk do obsadzenia, Kaczyński nie musi się więc spodziewać nawet biernego oporu we własnej partii.
Na druku nowych map administracyjnych kraju też nikt nie będzie oszczędzał, jak pokazuje niedawny przypadek kart wyborczych.