Ujawnienie “niebezpiecznych związków” łączących prywatne radio RMF z państwowym Orlenem i rzutujących negatywnie na wiarygodność stacji pokazuje, że problemy polskich mediów nie skończą się z chwilą odbicia telewizji państwowej z rąk PiS, jak utrzymuje wielu zwolenników koalicji, zmierzającej teraz do władzy.
Afery RMF zapewne nie miałaby miejsca, gdyby stacją zarządzał nadal polski właściciel, który uzyskał na nią koncesje po konkursie, przeprowadzonym przez Krajową Radę Radiofonii i Telewizji połączonym z publicznymi wysłuchaniami. Ale dawny bohater Solidarności Stanisław Tyczyński i jego wspólnicy sprzedali później udziały niemieckiemu koncernowi Bauer. A radio przez to koncesji nie straciło, chociaż reguły ładu medialnego, tworzonego w Polsce w latach 90. zakładały, że nie wolno jej kupić ani sprzedać. Mamy więc za swoje, my radiosłuchacze, że tych zasad nie przestrzegano.
Żona szefa informacji RMF Marka Balawajdera otrzymała dyrektorską posadę w czeskiej spółce Orlen Unipetrol. Zaś radio za nadawanie reklam rodzimego już Orlenu – ponad 20 mln zł rocznie. Wszystko mieściłoby się w pojemnych ramach wolnego rynku, gdyby nie drastyczne szczegóły. Promocja państwowego koncernu paliwowego nie ograniczała się wcale do pasm reklamowych, chociaż za to tylko Orlen zapłacił. Również serwisy informacyjne RMF przeładowane były wiadomościami o obniżkach cen paliwa i promocjach na stacjach. Powiadomiono nawet o przyznaniu koncernowi nagrody – uwaga – wolności mediów. Przytaczano sondaże, mające dowodzić, że Polacy wysoko oceniają tak sam Orlen jak jego prezesa Daniela Obajtka, który uchodzi za jednego z “tłustych kotów” pisowskiej ekipy w spółkach Skarbu Państwa. Okazał się stałym gościem w studiu RMF, gdzie nie zadawano mu kłopotliwych pytań, chociaż powodów do nich nie brakowało: choćby sposób przejęcia Lotosu, wiążący się z oddaniem strategicznych udziałów w ręce saudyjczyków z Aramco i węgierskiego MOL w sytuacji, gdy ten ostatni koncern zależny jest całkiem od Viktora Orbana, najbardziej proputinowskiego lidera w Europie po białoruskim dykatatorze Aleksandrze Łukaszence. Zamiast o to indagować, gospodarz studia RMF pytał prezesa Daniela Obajtka, czy zostanie premierem.
Żurnaliści RMF jeździli nawet na konferencje do litewskich Możejek, gdzie znajduje się filialna rafineria Orlenu – z punktu widzenia preferującej szybką informację stacji radiowej na pewno bezwartościowe.
Trudno jednak uznać, żeby wszystkie te przejawy serwilizmu wobec państwowej spółki do końca zaskoczyły opinie publiczną. Od dawna było wiadomo, że niemiecki właściciel RMF zabiega o dobre kontakty z władzą. Stąd powierzenie prowadzania rozmów na antenie dawnemu propagandyście PiS z partyjnego “Nowego Państwa” Robertowi Mazurkowi oraz identyfikowanemu z TVP czasów Jacka Kurskiego Krzysztofowi Ziemcowi.
Bauer jednak ma prawo do własnych sympatii, manifestowanych w eterze. Ale tylko do nich. Nie zaś do używania serwisów informacyjnych ani programów publicystycznych jako uzupełnienia pasma reklamowego. Koncesja, na podstawie której nadaje swój program RMF, jednoznacznie zabrania podobnych praktyk.
Kto pierwszy naiwny, spyta może: – Co na to Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji, strażnik ładu medialnego?
A przytomny internauta odpowie wtedy pytaniem na pytanie: – To ona jeszcze istnieje?
Wbrew pozorom trwa, głownie dlatego, ze wpisano ją do Konstytucji, chociaż za rządów PiS pozbawiona została znaczenia. Nie ma już wpływu na powoływanie władz TVP i Polskiego Radia, bo te prerogatywy przekazano nowo powołanej i całkiem już karykaturalnej Radzie Mediów Narodowych.
Kota nie ma, myszy szaleją.
Konsument, jeśli odbiorcę mediów tak nazwać można, oszukiwany jest systematycznie. Zblatowane z rządowym koncernem RMF pragnie przecież uchodzić za stację wolną, niezależną i trzymającą dystans wobec PiS. Biegający po Sejmie z mikrofonami RMF żurnaliści zadają ministrom pokazowo ostre pytania. Wraz z ujawnieniem szpetnych powiązań stacji z koncernem rządowym z Płocka przekonaliśmy się, ile to wszystko warte.
Wcześniej podobną aferę zafundowała nam prywatna stacja TVN, też opozycyjna i mająca zagranicznego właściciela, tyle, że amerykańskiego, nie z Niemiec. Topowy żurnalista TVN Krzysztof Skórzyński po godzinach pracy wysyłał maile z poradami politycznymi do Michała Dworczyka, nie tylko ministra, ale przedstawiciela “betonu partyjnego” PiS. Pomimo ujawnienia tej dwulicowości – pracy w TVN nie stracił.
Wolne media troszczą się obłudnie o przyszłość TVP. Deliberują bez końca nad możliwościami jej legalnego przejęcia z rąk PiS. Niektórzy ich pracownicy już przebierają nogami, licząc, że szybko się tam przeprowadzą – bo pensje wyższe.
Jednak w świetle tego, co już wiemy o TVN i czego właśnie się dowiedzieliśmy o RMF – chciałoby się powiedzieć niczym starożytni Rzymianie: medice, cura te ipsum. Lekarzu, najpierw kuruj samego siebie. Nic dodać, nic ująć…