czyli jak PiS nawet wsparcie Zełenskiego w sprawie Smoleńska zmarnował
Politycy PiS zmarnowali szansę na odwrócenie poglądów Polaków na przyczyny katastrofy smoleńskiej, jaką pół roku temu dał im prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski. Teraz znów uwagę zajmują skandaliczne okoliczności tworzenia raportu Macierewicza. A Jarosław Kaczyński traci kontrolę nad sobą i nawet po ogłoszeniu przerwy w Sejmie mówi do mikrofonu o agenturze Putina, mając na myśli posłów.
Wicemarszałek Senatu z PiS Marek Pęk skarży się dziennikarzom, że podczas regionalnych uroczystości w Krakowie powitano go okrzykami: “Gdzie jest wrak?”. Co niezmiernie ciekawe, za rządów koalicji PO-PSL to samo pytanie kierowano do przedstawicieli ówczesnej władzy.
Jak się jednak okazało, nie tylko w kwestii wraku smoleńskiego – bez którego nie da się przekonująco zamknąć badania przyczyn katastrofy – ale całości naszych kontaktów z Rosją, zerowa okazała się zarówno skuteczność miękkiej dyplomacji (soft power) za czasów PO-PSL, jak prób prężenia muskułów i wstawania z kolan po objęciu władzy przez PiS.
Niespodziewany sojusznik: cena za podróż i poparcie
Szczątki samolotu rządowego TU-154, który rozbił się 10 kwietnia 2010 r. w jarze pod Smoleńskiem wciąż pozostają w Rosji. Zaś kwestia smoleńska polaryzuje, ale u znacznej części opinii publicznej doraźne wykorzystywanie śmierci 96 ofiar katastrofy budzi niesmak i znużenie. Wdał się w to w sposób zdumiewający prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski, ale nawet on rządzących nie wzmocnił. Ściślej – jeśli nawet to tylko na chwilę, bo zaraz jego wsparcie zmarnowali.
Pół roku temu Zełenski, chodzący w glorii po kilku wtedy tygodniach przeciwstawiania się rosyjskiej inwazji, kiedy to dawny aktor serialowy stał się mężem stanu i symbolem oporu w słusznej sprawie – zwracając się z telebimu do Zgromadzenia Narodowego (obu izb polskiego parlamentu) wypowiada słowa, które zapewne – gdyby PiS nie wolał Macierewicza od pewnego niemal kandydata do pokojowego Nobla – mogłyby się stać dla rządzących potężnym kapitałem. I zmienić zapatrywania Polaków na przyczynę dramatu z 10 kwietnia 2010. Nawet po agresji Rosji na Ukrainę i wedle badania zamówionego przez propisowski portal w wersję o zamachu wierzyła mniejszość z nas (48 proc), a odrzucała ją jedna trzecia (sondaż Social Changes z kwietnia 2022 r.). Z drugiej strony oficjalny państwowy raport komisji Jerzego Millera z 2011 r. chociaż wykluczał zamach, podawał tak wiele przyczyn katastrofy, że wszystkich wątpliwości nie rozproszył. Przed dwunastą rocznicą smoleńską Zełenski przyszedł w sukurs rządzącym.
“Pamiętamy straszną tragedię w Smoleńsku z 2010 roku. Pamiętamy, jak były badane okoliczności tej katastrofy. Wiemy, co to oznaczało dla was i co oznaczało dla was milczenie tych, którzy wszystko dokładnie wiedzieli, ale cały czas oglądali się jeszcze na naszego sąsiada” – zwracał się do polskich parlamentarzystów Zełenski. Słowa o milczeniu tych, co wiedzieli, ale nie powiedzieli, bo oglądali się na Rosjan pozostają insynuacją, bo żadną faktografią ich nie podparto, ale też wpisują się bezkrytycznie w narrację pisowską w sprawie smoleńskiej.
Jak zauważał Rafał Badowski: “Zełenski okazuje się (..) odgrzewać alternatywne teorie na temat katastrofy smoleńskiej” [1]. Nie tylko według cytowanego analityka stanowiło to cenę, jaką ukraiński prezydent zapłacił za podróż Mateusza Morawieckiego i Jarosława Kaczyńskiego pociągiem do Kijowa w najgorętszych dniach z bezwarunkowym poparciem.
Zarówno PiS, jak płacący swój trybut ukraiński prezydent liczyć mogli na efekt, sprowadzający się do projekcji obecnej sytuacji w przeszłość. Na wzbudzenie przekonania, że skoro Władimir Putin popełnia zbrodnie wojenne na ukraińskich cywilach, to winien był również śmierci 96 pasażerów lotu do Smoleńska. Z logicznego czy prawnego punktu widzenia nic to nie jest warte. Adolf Hitler jako największy zbrodniarz w dziejach odpowiada za miliony ofiar, ale żadna to przesłanka, żeby z niej wysnuć wniosek, że właśnie on był wampirem z Duesseldorfu, mordercą samotnych kobiet z czasów Republiki Weimarskiej. Wiemy, że tym ostatnim okazał się niejaki Piotr Kuerten, stracony w 1931 r, do którego historii przetransponowanej w czas współczesny w udanej filmowej formie nawiązał niedawno Władysław Pasikowski w finale serialu “Glina”. Jednak zbiorowe emocje nie zawsze dają się sprowadzić do racjonalnych kategorii. Nie tylko Polski to dotyczy, chociaż pamiętamy łączone z katastrofą samolotu pasażerskiego z 1980 r. legendy, związane z postacią jednej z ofiar: piosenkarki Anny Jantar. Powtarzano je w narastających wtedy kolejkach po podstawowe artykuły i ludzie w nie szczerze wierzyli. Gdy w USA Barack Obama wygrywał wybory prezydenckie, w przekonaniu o tym, że jest on wyznania muzułmańskiego pozostawała aż jedna trzecia zwolenników jego republikańskiego kontrkandydata, chociaż nie było to prawdą
Koło zamachowe wymyka się z rąk
Teraz jednak, jeśli jakaś korekta przekonań nastąpi u opinii publicznej, to niekorzystna dla zwolenników “koła zamachowego” propagandy PiS czyli wersji spiskowej. Mało kto pamięta, co pół roku temu rzucił z telebimu Zełenski. Głównym tematem okazują się matactwa Antoniego Macierewicza przy okazji raportu z prac kierowanej przez tego posła PiS podkomisji. Jak się okazało, autor opracowania pominął opinie, przesłanki i dowody, nie potwierdzające zakładanych z góry ustaleń. Przeciwko takim praktykom zbuntowali się pracujący dla niej eksperci m.in. Marek Dąbrowski i Mirosław Tarasiński.
Całość warta jest mniej więcej tyle, co sławetny raport Tatiany Anodiny z 2011 r. w sprawie smoleńskiej katastrofy. Dodatkowo bulwersują koszty całego przedsięwzięcia – Macierewicza, a nie Anodiny oczywiście, bo tych drugich nikt nie waży się zliczyć (autorka była życiową partnerką Jewgenija Primakowa, wcześniej rosyjskiego premiera, szefa dyplomacji i oficera KGB) – rażąco niewspółmierne do mizernych nawet z punktu widzenia oczekiwań twardego elektoratu PiS efektów. Polscy podatnicy, wcale o zgodę nie pytani, wyłożyli na raport Macierewicza 30 milionów złotych. Tylko raport NIAR, amerykańskiego Narodowego Instytutu Badań Lotniczych z Uniwersytetu Wichita, którego wyniki Macierewicz przeinaczył jak udowadnia Wojciech Czuchnowski, kosztował 8 mln zł [2].
Teraz ludzie krzyczą “gdzie jest wrak?” już nie do Donalda Tuska ani Ewy Kopacz tylko do wicemarszałka Marka Pęka oraz innych polityków z pisowskiej czołówki. I wcale mi ich nie żal z tego powodu.
[1] Rafał Badowski. To mogło zmotywować Kaczyńskiego do podróży. Zełenski podgrzał teorie o zamachu w Smoleńsku. Natemat.pl z 15 marca 2022
[2] Wojciech Czuchnowski. Macierewicz sfałszował amerykańską ekspertyzę o katastrofie smoleńskiej… Wyborcza.pl z 12 września 2022