W sferze władzy podstawową kategorią jest interes szeroko rozumiany i nie sprowadzający się jedynie czy też przede wszystkim do wymiaru finansowego. Jestem głęboko przekonany, że dla Jarosława Kaczyńskiego władza nie jest instrumentem do uzyskiwania osobistych korzyści finansowych i taką opinię podziela nie tylko elektorat PIS-u, dlatego słynna historia z dwiema wieżami (wieżowce które miały być wybudowane w Warszawie na działce należącej do fundacji PIS-u), nie spowodowała spadku jego popularności, co nie oznacza, że Kaczyński nie potrafi zadbać o majątek swojej partii, która z racji posiadanych nieruchomości należy do najbogatszych w Polsce.

Gdyby Kaczyński chciał się osobiście wzbogacić to bez najmniejszego problemu zostałby posłem do Parlamentu Europejskiego i po pięcioletniej kadencji wrócił do Polski wzbogacony o równowartość kwoty jaką można wygrać w totolotka, albo jeszcze lepiej zostałby prezesem Orlenu czy Banku PKO BP i mógłby zostać zaliczony do grona polskich milionerów.

Tak to właśnie zrobił Donald Tusk kierując się interesem prywatnym a nie Polski czy nawet Platformy, rezygnując z funkcji premiera i obejmując urząd przewodniczącego Rady Europejskiej najwidoczniej zazdroszcząc swoim kolegom z Parlamentu Europejskiego pomimo, iż jeszcze na dwa tygodnie przed objęciem tej funkcji zarzekał się, że nigdy nie zamieni funkcji premiera na żadne stanowisko w Unii Europejskiej.

Dla Kaczyńskiego interes w polityce ma inne znaczenie, jest środkiem do zdobycia władzy. Po 2000 r. zrozumiał, że aby rządzić w Polsce nie można odwracać się od kościoła i ludzi wierzących, co zasługiwałoby nawet na pochwałę (podobne stanowisko zajmował Tusk), gdyby nie instrumentalne jego wykorzystanie, z czego zresztą Kościół również uzyskiwał znaczne profity.W 2007 r. Kaczyński rozwalił koalicję z Samoobroną i Ligą Polskich Rodzin nie w imię zasad oddając rządy Platformie na dwie kadencje tylko dlatego, że zdawał sobie sprawę z faktu, iż aby w przyszłości niepodzielnie sprawować władzę w Polsce należy przejąć elektorat tych dwóch partii, co się też dokonało. Interes partyjny zwyciężył nad interesem Polski.

Wielu Polaków zastanawiało się i nie mogło wyjść ze zdziwienia, jak to było możliwe, że Kaczyński po wygranych wyborach w 2015 roku wyraził zgodę na objęcie najwyższych stanowisk w państwie ludziom, którzy go zdradzili zakładając własne partie w momencie najtragiczniejszym w jego życiu, to jest śmierci brata prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Jacek Kurski otrzymał stanowisko prezesa Telewizji Polskiej, Adam Bielan został wicemarszałkiem Senatu, a Zbigniew Ziobro objął tekę ministra Sprawiedliwości i Prokuratora Generalnego. Czyżby Kaczyński, który prywatnie zapewne gardzi tymi osobnikami cierpiał na syndrom sztokholmski, a może jest masochistą?

Nic z tych rzeczy. Zachował się zgodnie z prawem władzy, tak mu bowiem nakazywał interes, według którego najbardziej oddanymi sprzymierzeńcami są byli wrogowie, bo tylko oni każdego dnia są zmuszeni udowadniać swoją lojalność. Oczywiście taka sielanka jak pokazuje życie nie może trwać wiecznie. Kaczyński w stosunku do swoich byłych wrogów mógł postąpić odmiennie i po prostu politycznie raz na zawsze ich unicestwić, bo jeśli się tego nie uczyni to jest to o tyle niebezpieczne, że daje przeciwnikowi niezwykłą silę napędową i motywację do wzięcia odwetu. Tak więc Kaczyński stawiając niepohamowaną chęć dojścia do władzy, nawet z ludźmi wydawałoby się całkowicie skompromitowanymi, przed przecież tak w tej sytuacji zrozumiałą chęcią zemsty, okazał się zawodowym politykiem, co może być trudne do zrozumienia dla osób amatorsko zajmujących się polityką.

Osoba sprawująca władzę często powołuje na ważne stanowiska osoby wydawałoby się nie zważając na ich kwalifikacje, wprawiając w zdumienie postronnego obserwatora życia politycznego, co jednak nie wynika z braku wiedzy co do ich curriculum vitae, tylko ze świadomego działania, mającego doprowadzić do tego, żeby czasem któraś z tych osób nie wyrosła ponad zwierzchnika. Do perfekcji tę sztukę opanował Tusk, który aby nie wyrósł mu konkurent stwarzający zagrożenie na stanowisko Ministra Sprawiedliwości powołał Jarosława Gowina, filozofa z wykształcenia, mającego blade pojęcie o funkcjonowaniu sądów i prokuratury i który dlatego czym prędzej zajął się tym co widocznie sprawiało mu satysfakcję, ale zupełnie nie należał do jego kompetencji, to jest deregulacją niektórych zawodów niestety z opłakanym rezultatem o czym najlepiej wiedzą choćby taksówkarze.

Ministrem Obrony w rządzie Tuska został Bogdan Klich – psychiatra, który wsławił się likwidacją poboru do wojska i zmniejszeniem liczbę garnizonów wojskowych. Ministrem Sportu i Turystyki – Joanna Mucha, która zasłynęła przekazaniem 5,9  mln zł przeznaczonych na upowszechnienie sportu dla młodzieży na koncert Madonny. No, ale mistrzem w tego rodzaju roszadach znacznie przewyższającym Tuska okazał się Kaczyński bo Morawiecki nawet jako premier miał raczej mało do powiedzenia.

I tak wicepremierem od gospodarki została Jadwiga Emilewicz, której dotychczasowym najwyższym osiągnięciem zawodowym było kierowanie muzeum PRL-u w Nowej Hucie, dlatego nie miała żadnych oporów w przekonywaniu, iż wszystkie problemy gospodarcze Polski znikną w jednej chwili, bo nadleci helikopter z którego będą rozrzucane pieniądze. Wiele osób wierząc w zapewnienia pani wicepremier do dzisiaj go bezskutecznie wypatruje. Ale najbardziej błyskotliwą karierę zrobił niejaki Obajtek. Na jego przykładzie Kaczyński jak cesarz Kaligula, który konia mianował senatorem pokazał wszystkim, że jak tylko chce (ten słynny posybilizm) to wójta Pcimia może zrobić prezesem Orlenu – największej państwowej spółki. Ale jest w Polsce instytucja, dająca władzę, o której prezydent czy premier może tylko zamarzyć, a której wyroki mają moc powszechnie obowiązującą i są jak wyroki boskie – nieodwołalne i ostateczne. Piętnaście osób zasiadających w tej instytucji powstałej nie w wolnej Polsce tylko w roku 1982, a więc  w okresie obowiązywania stanu wojennego, jest wstanie uchylić każdą ustawę a nawet traktat międzynarodowy doprowadzając do anarchii w państwie, zdelegalizować partię polityczną, zakwestionować wybór na urząd prezydenta.

Tą wszechpotężną  instytucją jest Trybunał Konstytucyjny, dlatego stanowisko prezesa  nie mogło zostać objęte przez osobę co do której Kaczyński nie miałby pewności  jej bezwarunkowej lojalności, a co najważniejsze, że mu w żaden sposób nie zagrozi. Należało więc wykluczyć pretendentów niezależnych, znakomicie wykształconych, z autentycznym dorobkiem zawodowym. Żadnych z tych kryteriów nie spełniała Julia Przyłębska, ale biła innych konkurentów dodatkowym atutem jakim był mąż, ale nie z racji zajmowanego stanowiska ambasadora i to nie w Papua Nowej Gwinei tylko w Niemczech, a z powodu jego współpracy ze służbą bezpieczeństwa PRL. I znów partykularny interes niedopuszczenia do sytuacji by ktokolwiek mógł przyćmić wielkość Kaczyńskiego bądź mu zagrozić doprowadził do całkowitego zdewastowania i skompromitowania Trybunału  Konstytucyjnego. Może zastanawiać, jak ceniony profesor, bo nie polityk, Ryszard Legutko, odnajduje się w środowisku ludzi jakby żywcem wyjętych z jego znakomitego eseju ,,Triumf człowieka pospolitego”.

Kierowanie się własnym interesem a nie wartościami nie jest polskim wynalazkiem czy też specyfiką, czego najlepszym przykładem są politycy zajmujący najwyższe stanowiska w Unii Europejskiej. Przewodniczącymi Komisji Europejskiej zostają zazwyczaj politycy skompromitowani we własnym kraju, którzy w żadnych wyborach powszechnych nie mieliby najmniejszych szans. Takim politykiem był Jose Manuel Barosso, poza Portugalią niemal zupełnie nieznany, który wykazał się wyjątkową nieudolnością jako premier Portugalii, co nie przeszkodziło mu w objęciu i to na dwie kadencje funkcji przewodniczącego Komisji Europejskiej, podobnie jak jego następcy Jean-Claude Junckerowi odpowiedzialnemu za gigantyczną aferę podatkową w kraju przez niego rządzonym t. j. Luksemburgu.

Również za obecną przewodniczącą Ursulą von der Leyen ciągną się skandale związane z zatrudnianiem zewnętrznych konsultantów za honoraria idące w setki milionów euro, gdy była ministrem obrony Niemiec. Okazuje się, że nawet uznanie przez sąd winną zaniedbań, co doprowadziło do niewłaściwego wykorzystania funduszy publicznych w kwocie 400 mln euro, nie musi oznaczać końca kariery, tak jak to miało miejsce w przypadku Christine Lagarde, która po zakończeniu kariery w Międzynarodowym Funduszu Walutowym została prezesem Europejskiego Banku Centralnego.

Wszyscy wyżej wymienieni politycy skończyliby zapewne swoją karierę w miejscu bardzo odległym od siedziby komisji europejskiej, to dlaczego w takim razie zamiast oczywistej kary i zapomnienia w niesławie spotkała ich niewątpliwa nagroda jaką jest objęcie przez nich najwyższych stanowisk w Europie? Odpowiedź jest banalnie prosta. To znów ten …interes! Czyj tym razem? Największych graczy w Unii Europejskiej jakimi są Francja i Niemcy, bo bez poparcia przywódców najważniejszych krajów nawet najuczciwszy i najzdolniejszy polityk nie ma najmniejszych szans. Ale dlaczego wybierają oni osoby nieudolne bądź skompromitowane? Z tych samych powodów dla których wójt Pcimia oskarżony o przestępstwa zostaje prezesem największej państwowej spółki, a ambasadorem w Niemczech osoba na której ciążą zarzuty współpracy ze służbą bezpieczeństwa z czasów PRL.

Łatwiej jest bowiem rządzić, gdy kluczowe stanowiska pełnią osoby, którym w każdej chwili można przypomnieć o ich grzechach z przeszłości, a gdy to nie poskutkuje to odwołać z pełnionej funkcji i raz na zawsze zakończyć tak pięknie zapowiadającą się karierę i marzenia o władzy.

Jak oceniasz?

kliknij na gwiazdkę, aby ocenić

średnia ocen 5 / 5. ilość głosów 4

jeszcze nie oceniano

jeśli uznałeś, że to dobre...

... polub nas w mediach społecznościowych

Nie spodobało się? Przykro nam...

Pomóż nam publikować lepsze teksty

Powiedz nam, jakie wolałbyś teksty na pnp24.pl?

Marek Czarnecki adwokat, rocznik 1959, były poseł do Parlamentu Europejskiego oraz wojewoda bialsko-podlaski. Prowadzi kancelarię adwokacką w Warszawie – Czarnecki & Bagińska, Adwokaci i Radcowie Prawni. Jako adwokat występuje przed Europejskim Trybunałem Praw Człowieka w Strasburgu. Mieszkaniec Łomianek.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here