Wystarczył tydzień – i to ten roboczy, bez weekendu – żeby Andrzej Duda stracił pozycję faworyta wyborów prezydenckich. Płaci za fatalne zaplecze (kolejne lapsusy Adama Bielana), własne błędy urzędnicze (ułaskawienie pedofila) ale przede wszystkim za to, że jest cieniem samego siebie sprzed 5 lat: niespodziewanego zwycięzcy. Nadrabia więc agresją.
Nie pamiętam, aby ktokolwiek w zmiennej, co trzeba przyznać, ale jednak obliczalnej polskiej polityce tak szybko roztrwonił podobną przewagę. Z 13 punktów różnicy nic nie zostało.
Wiadomości TVP, które wprawdzie prezydenta nie kochają ale przynajmniej bezpardonowo zwalczają jego konkurenta – zamieściły w piątek na antenie sondaż ośrodka o nazwie Indicator, dający Dudzie 50,7 proc w drugiej turze. Jak wiadomo, dopuszczalny błąd takich badań waha się on 2 do 3 proc. Szukały długo czegoś optymistycznego dla obozu, od 5 lat trzymającego władzę w Polsce. Efekt? Boki zrywać…
Poważniejszy i w odróżnieniu od “indyczego” ośrodka powszechnie wśród socjologów znany i ceniony Kantar daje Rafałowi Trzaskowskiemu 47 proc, a Dudzie 46 poparcia w badaniu, przeprowadzonym 2 i 3 lipca. W środę równie renomowany Ipsos zmierzył poparcie dla Rafała Trzaskowskiego 49 proc, dla Dudy tylko 48. To już nie przypadek, ale trwały trend.
Zaś sam Duda, atakowany nawet przez springerowski “Fakt” oznajmia, że nie będą nam Niemcy prezydenta wybierać. Bielan zaś miesza do wszystkiego nawet dyplomację, indagując ambasadora niemieckiego o działania mediów z tamtejszym kapitałem. Nie przeszkadzał on PiS-owi wcale, póki springerowskie tytuły jak “Newsweek” stanowiły kadrową przechowalnię żurnalistów takich jak Karnowski czy Zdort. Dopiero teraz zaczął uwierać…
Jan Rokita, awanturujący się na pokładzie samolotu rejsowego Lufthansy, gdy nie pozwolono mu płaszcza powiesić w pierwszej klasie, bo bilet wykupił na drugą – wykrzykiwał desperacko: Niemcy mnie biją. Duda szuka wrogów nie tylko za Odrą i Nysą Łużycką. Lekceważąca wypowiedź o “warszawce” kosztować będzie go zapewne sporo, sondaże jeszcze jej efektu nie wyłapały. Ale warszawiacy mu to zapamiętają.
Nie wiemy jeszcze, kto wygra wybory. Przedwczesne koronowanie Trzaskowskiego wydaje się ryzykowne, zwłaszcza, że w tej kampanii… nic wielkiego nie pokazał. Okazuje się silny słabością urzędującego prezydenta. I zużywaniem się wspierającego go partyjno-biznesowego układu.
To być może najlepsza recepta na zwycięstwo, chociaż bez fanfar, zwłaszcza, że niejeden raz w polskiej polityce potwierdzała się prawdziwość obiegowego powiedzenia, że nie święci garnki lepią. Ostatnim, który nas o jego aktualności przekonał był pięć lat temu nie kto inny jak Andrzej Duda, niespodziewany zwycięzca poprzednich wyborów prezydenckich.