Andrzej Duda, syn krakowskiego profesora, sam prawnik z doktoratem skrytykował warszawkę. Ale 1 sierpnia na pewno przyjdzie na obchody Powstania grzać się w blasku dawnych bohaterów.
Wasal mojego wasala nie jest moim wasalem – głosiła znana średniowieczna zasada. Jak się okazuje, nie dotyczy ona… mentorów za rządów PiS.
Jarosław Kaczyński pozostaje pod wpływem doktryny Carla Schmitta, niemieckiego myśliciela z paskudnym życiorysem z czasów III Rzeszy, głoszącego, że każda skuteczna akcja polityczna powinna zostać poprzedzona zdefiniowaniem wroga i podzieleniem sceny publicznej. A zgodność z faktami? Jeśli teoria się z nimi nie zgadza, tym gorzej dla niej – to z kolei powiedział inny wielki Niemiec Hegel, chociaż idealista to również patron Karola Marksa i dialektyki jego przyjaciela i sponsora Fryderyka Engelsa.
Andrzej Duda, mówiący o wrogiej mu warszawce, dał dowód, że nie zamierza się odcinać od mistrza swoich mistrzów.
Aleksander Kwaśniewski, chociaż wywodzący się z sekciarskiej partii politycznej, zdobywał poparcie obietnicą, że będzie prezydentem wszystkich Polaków. Duda zamierza reprezentować już tylko tych, którzy na niego zagłosowali. Reszta to warszawka wroga i uprzywilejowana, wyłudzacze VAT, telewizje wrogie bo zagraniczne chociaż po polsku i z Polski nadające…
Przesądy społeczne są przydatne władzy o autokratycznych tendencjach do dzielenia społeczeństwa. Przodowali w tym rządzący w PRL. W stanie wojennym za braki piętnowano “spekulantów” jakoby wykupujących ze sklepów atrakcyjne towary. Zapowiadano też rozprawę z “niebieskimi ptakami” czyli ówczesnymi bezrobotnymi z wyboru, których zamierzano kierować do prac przeciwpowodziowych na Żuławy – co się nie powiodło, bo przerastało socjalistyczną logistykę. Gdy wcześniej w 1968 r. buntowali się studenci, załogom fabryk kazano stać na wiecach z transparentami “Dzieci robotników i chłopów na uczelnie”. Za to w 1976 r. “warchołów” z Radomia, Ursusa i Płocka na Stadionie Dziesięciolecia oprócz słaniającego się z opilstwa proletariackiego poety Stanisława Ryszarda Dobrowolskiego potępiali spędzeni zewsząd na masówkę socjalistyczni urzędnicy, bo robotników władza się bała – że ich tłum wymknie się spod kontroli.
Do codziennego folkloru w PRL należało kolejkowe utyskiwanie – zwłaszcza w Warszawie i Łodzi – że wieś przyjeżdża i wykupuje. Rzeczywiście przybysze, wobec mizerii w GS-ach i Samopomocach Chłopskich brali nawet czerwone buty, bo zawsze coś… Dziel i rządź. Kampania wyborcza po trzech dekadach demokracji zeszła na poziom rozmów w dawnych socjalistycznych sklepach.
Krytycyzm pozostaje jednak obowiązkiem obserwatora i naturalnym prawem obywatela. Trudno więc nie zwrócić uwagi na to, gdzie padły słowa o warszawce. Duda przypuścił swój atak na stolicę i jej mieszkańców w mieście o nazwie Łobez, położonym w Zachodniopomorskiem. To jedno z trzech województw, które w wyborczą niedzielę pierwszej tury wsparły Trzaskowskiego a nie kandydata PiS. Zaprzecza to dobitnie stereotypowi sytej części Polski buntującej się przeciw społecznym reformom PiS – bo Łobez to stolica powiatu obecnego w smutnej czołówce rankingów bezrobocia, wokół leżą (w obu znaczeniach tego czasownika) dawne PGR-y, mieszkańcy nie dorobili się na nie kończącej się transformacji ustrojowej. Ale wierzą raczej proeuropejskiemu Trzaskowskiemu niż odwołującemu się do uprzedzeń Dudzie. I nie pozwolą się poszczuć na warszawiaków. Również dlatego, że często to ich letnicy. I że w Warszawie studiują i pracują – czasem kosztem ich własnych wyrzeczeń i inwestycji – ich dzieci.
Prezydentowi warto przypomnieć paru znanych warszawiaków, ze Stefanem Starzyńskim na czele, a także dwustu tysięcy poległych – niepokonanych w Powstaniu Warszawskim. Nie tylko w dniu bliskiej już rocznicy należy im się szacunek. A także pokora ze strony obecnie rządzących, zwłaszcza, że sami bohaterskimi życiorysami nie potrafią się wylegitymować. Duda to przecież dawny czerwony harcerz z ZHP, to jego odważniejsi koledzy ganiali się z milicją po Plantach i placyku przed nowohucką Arką, zakładali Federację Młodzieży Walczącej i młodzieżówki KPN. I być może o ten prezydencki kompleks tak naprawdę chodzi…