Pałka teleskopowa, symbol pięciolatki PiS

0
202


PiS zabiegało o to, żeby symbolem jego rządów stało się świadczenie 500plus. Chociaż skorzystali na nim sprzedawcy używanych samochodów w Niemczech oraz właściciele zagranicznych sieci handlowych – dominujący atrybut tej fatalnej pięciolatki okazuje się inny. To pałka teleskopowa. 

Fenomen pałki teleskopowej polega na tym, że źródła w MSW  nie potwierdzają, że funkcjonariusze w ogóle używają tego środka przymusu bezpośredniego. Metalowe pałki zdaniem części ekspertów m.in ze szkoły w Pile powinny być uznane z a broń białą jak szpada albo… topór.  Chociaż na licznych nagraniach dało się zobaczyć, jak osobnicy z opaskami policja – do nabycia za 20 zł w internetowej sprzedaży – tłuką takimi właśnie stalowymi pałkami najpierw uczestników Marszu Niepodległości a potem demonstrantów antyrządowych. W pogodnej – w odróżnieniu od obecnej sytuacji – piosence Andrzeja Rosiewicza “a gdy już się zmierzchać miało, to się wtedy okazało, że to nie są policjanci, że to byli przebierańcy”. Tam chodziło jednak o drogówkę. 

Policjanci czy przebierańcy wystąpili w ten sposób na placu Powstańców Warszawy w obronie reżimowej telewizji, chociaż stać ją na wynajęcie ochrony prywatnej, skoro dopiero co wraz z Polskim Radiem otrzymała na kolejny rok – pomimo pandemii wymuszającej zapewne pilniejsze wydatki – 2 mld zł z budżetu państwa czyli pieniędzy podatnika. Prezesa TVP Jacka Kurskiego, który sam korzysta z ochrony SOP, jakby w zarządzanej przez niego firmie nie było strażników, stać było niedawno na branie drugiego już ślubu kościelnego w bazylice w Łagiewnikach z masowym i ostentacyjnym udziałem pisowskich notabli więc na biednego nie trafiło.

Ale jako się rzekło potwierdzenia, że pałek teleskopowych używają funkcjonariusze a nie przebierańcy, wciąż brak. Przydałby się zapewne do obrony fortecy Kurskiego mający rozległe doświadczenie w tej materii obecny przewodniczący NSZZ “Solidarność” Piotr Duda, który w stanie wojennym wystawał przed budynkiem Telewizji Polskiej w czerwonym berecie wojsk powietrzno-desantowych do których kwalifikowano żołnierzy wyróżniających się nienaganną świadomością socjalistyczną jak również wzorowymi wynikami w szkoleniu. Tyle, że LWP ani czerwone berety tajne nie były, w odróżnieniu od pałek teleskopowych, którymi policja oficjalnie nie dysponuje.   

Podobnie nie potwierdza władza istnienia Wydziału “Chaos” – grupy wyodrębnionej ze struktur policyjnych nie na podstawie sprawności lecz przekonań, czyli wedle metod rekrutacji stosowanych przez policje polityczne niegdyś państw zaborczych a następnie PRL. Z Chaosem jest jak tygrysem, żaden policjant tej zakazanej nazwy nie użyje. Podobnie jak żaden Hindus nigdy nam “tygrys” nie powie, lękając się, że ten pomyśli, że go wołają i zaraz przyjdzie: nazwie go co najwyżej “on” albo “pan”.

Istnienie brygad tygrysa pozostaje jednak publiczną tajemnicą, wchodzą do nich wytypowani antyterroryści. W sieci podaje się nazwiska tych, których w akcji rozpoznano, za co władza grozi represjami. Drwi z tego w Interii Robert Walenciak; “Żyjemy w państwie praworządnym, tak? Więc skąd ten strach przed jawnością?” [1]. Według Wojciecha Czuchnowskiego przeciwko demonstrantom wysłano 60 policjantów z Biura Operacji Antyterrorystycznych [2] oraz Samodzielnego Pododdziału Terrorystycznego stołecznej policji a nawet antyterrorystów z innych części kraju [3]. Z założenia mieli zajmować się zupełnie czym innym: odbijaniem zakładników lub walką z przestępczością zorganizowaną.  

Jakby w kraju, w którym kilka lat temu psychopata Brunon Kwiecień planował wjazd ciężarówką na teren Sejmu i zdetonowanie tam materiałów wybuchowych wyspecjalizowane w tym jednostki nie miały pilniejszej roboty niż tropienie używającej brzydkich słów na demonstracjach młodzieży, rozeźlonych zaostrzeniem prawa aborcyjnego z pominięciem parlamentu kobiet czy weteranów ruchów demokratycznych z lat 70 i 80, wznoszących wciąż hasło “Solidarność naszą bronią”, choć nie mają na myśli “Dudy mniejszego” jak swojego przewodniczącego w odróżnieniu od prezydenta RP Andrzeja okrutnie ale zgodnie z prawdą nazywają sami związkowcy, ani innych aparatczyków typu Andrzeja Kropiwnickiego z Mazowsza i Józefa Mozolewskiego z Podlasia bądź Kazimierza Kimso z Dolnego Śląska: kiedyś byli Józef Pinior i Władysław Frasyniuk, a teraz nikt nie wie, kimso (kim są) – śmieją się wrocławscy związkowcy.  Nie zmienia to faktu, że w szeregach NSZZ “Solidarność” wciąż nie brak ludzi ideowych, ofiarnych i dla pracowniczego interesu pożytecznych, jak Zdzisław Maszkiewicz przewodniczący Regionu Ziemia Radomska czy lider Ziemi Łódzkiej Waldemar Krenc. To nie oni są winni temu, co się dzieje. 

To Jarosław Kaczyński stoi dziś tam, gdzie stało ZOMO, co jeszcze niedawno zarzucał oponentem. A wraz z nim wicemarszałek Sejmu Ryszard Terlecki znany jako autor eseju, w którym opisał współpracę z komunistyczną służbą bezpieczeństwa… własnego ojca. Publicystka Maria de Hernandez – Paluch porównała go wówczas do Pawlika Morozowa, patrona Komsomołu, co w czasach kolektywizacji powiadomił organa, że jego ojciec ukrywa ziarno.

W poniedziałek policja bez umiaru użyła siły wobec demonstrujących przed Ministerstwem Edukacji Narodowej przeciw szefowi resortu Przemysławowi Czarnkowi zaliczanego do pisowskiego betonu: nie poradziła sobie zresztą sama, żeby odkuć od krat przytraczających się tam na znak protestu ośmiu demonstrantów wezwano straż pożarną, całkiem jak w słynnym opowiadaniu Marka Nowakowskiego “Zdarzenie w Miasteczku” odbieranym jako alegoria wydarzeń Marca 1968 r.
Wiadomo, że miejsce w Alei Szucha jest historyczne ze względów całkiem nie związanych z oświatą i jej szefami. 

Wie o tym doskonale Mariusz Kamiński, minister spraw wewnętrznych, jako autor pracy magisterskiej o sztyletnikach, w dobie Powstania Styczniowego atakujących “zdrajców i Moskali”. Nie zalicza się do entuzjastów używania siły wobec protestujących rolników i kobiecych demonstracji. Ale to za jego rządów policjanci zakuwali w kajdanki filigranowego szefa AgroUnii Michała Kołodziejczaka, bo jakoby blokował strażakom drogę do gaszenia opon rozrzuconych na szosie przez protestujących w obronie własnego dobytku hodowców: radykalizm zrozumiały, bo właściciele farm zwierząt futerkowych oraz hodowli bydła na ubój rytualny stanęli wobec groźby utraty dorobku całego życia z powodu pseudohumanitarnych fantazji Kaczyńskiego. Wciąż nie wiadomo, kto podsunął liderowi tekst nazwanej jego imieniem niefortunnej “piątki” czyli nowelizacji ustawy o ochronie zwierząt: partyjne śledztwo trwa a eurodeputowany Adam Bielan zarzeka się, że to nie on. Być może mówi prawdę a działa tu tylko stereotyp, że to on pozostaje złym duchem prezesa. 

Duchy dobre – jak się wydaje – ostatecznie opuściły lidera. “Mińsk, Warszawa, wspólna sprawa” – skandowali w poniedziałek opozycjoniści przed MEN. Gorzej dla Kaczyńskiego, że podobne skojarzenia ma amerykański prezydent-elekt Joe Biden. Zaś w kraju poparcie dla PiS skarlało do 30 proc (to ledwie dwie trzecie wyniku wyborczego sprzed roku) a sam Kaczyński do którego nie ma zaufania 58 proc Polaków pozostaje najbardziej znienawidzonym politykiem w kraju.  W dodatku po niefortunnej własnej decyzji o rekonstrukcji rządu odpowiada jako wicepremier za bezpieczeństwo, co miało służyć zapewnieniu nadzoru nad niesfornym ministrem sprawiedliwości Zbigniewem Ziobro a teraz narzuca nie mającemu pojęcia o zarządzaniu kryzysowym liderowi dodatkowy kłopot jak się z tego wszystkiego wytłumaczyć. 

Nad czym nie panuje Kaczyński

Prezes partii rządzącej zamiast sposobu na powstrzymanie pandemii zafundował znękanym rodakom psychodramę, która każe powątpiewać, czy nadaje się jeszcze do rządzenia państwem. Jednak Jarosław Kaczyński na poziomie politycznej techniki radzi sobie zarówno ze swoimi jak z opozycją: dopiero co stłumił wewnętrzny rokosz a na polityce sprzeciwiania się powiązaniu unijnych dotacji z praworządnością zyskuje punkty w badaniach, bo Polacy nie znoszą, gdy zagranica się wtrąca.

Read more

Minister spraw wewnętrznych Mariusz Kamiński oraz jego zastępca Maciej Wąsik pozostają na stanowiskach ale jak się wydaje za cenę utwardzenia kursu wobec demonstrujących, na co nalega sam Kaczyński. Zaś co do prezesa, to jego niedawne ataki furii w Sejmie (“macie krew na rękach”) wydają się wskazywać na słabnący kontakt z rzeczywistością. Gdy posłowie PiS wstają, by odseparować lidera od opozycji nie wiadomo już, czy chronią go przed atakiem czy… powiedzeniem lub zrobieniem kolejnego głupstwa. Zdarza mu się to coraz częściej.

Symboliczne okazuje się, że protesty tłumi Mariusz Kamiński, w poprzednim ustroju działacz Niezależnego Zrzeszenia Studentów, potem uczestnik Okrągłego Stołu (wraz z braćmi Kaczyńskimi, Jarosławem Sellinem a nawet Krystyną Pawłowicz) a jeszcze później lider specjalizującej się w radykalnych akcjach antykomunistycznej Ligi Republikańskiej. Przypomina się trochę napisany w marcu 1968 wiersz Krzysztofa Karaska, cytuję z pamięci: “Siedemdziesięcioletni Cezary Baryka, siedząc za stołem, w prezydialnym fotelu, kierował akcją // Jego siwiejące skronie oraz wydatny brzuch uniemożliwiły studentowi wezwanemu na przesłuchanie rozpoznanie go z obowiązujących lektur szkolnych”.                          
Ludziom dawnej opozycji, którzy – w odróżnieniu od pozbawionego biografii Kaczyńskiego (słynne “13 grudnia spałeś do południa” oddaje fakty) mogą się wylegitymować czy nawet pochwalić wyrazistymi życiorysami, a przed laty poszli z PiS, przyjdzie dziś przewartościować cały dorobek życiowy. Zobaczymy, co wybiorą. Dawne metody drugiej strony już przejmują. Przebierańcy z teleskopowymi pałkami to nic nowego, zmienia się tylko technika. W latach 80 esbecki socjolog z doktoratem Adam Hempel organizował tajne brygady ORMO (Ochotniczej Rezerwy Milicji Obywatelskiej), wspierające bezpiekę i ZOMO przy rozpraszaniu opozycyjnych demonstracji antykomunistycznych. Adepci, w sumie 21 chłopaków i cztery dziewczyny, rekrutowani z “grup starszoharcerskich z żoliborskich szkół” oraz ze środowisk marginesu społecznego po przeszkoleniu wchodzili po cywilnemu w tłum, prowokowali, a w odpowiednim momencie chwytali przywódców lub osoby za takie uznane i ciągnęli ich do “suk” czyli radiowozów milicyjnych. To przed nimi uciekali wtedy gdzie pieprz rośnie Wąsik i Kamiński. A Kaczyński? Też wiadomo, co wtedy robił: spał do południa. Dziś jednak jego spokoju snu, ilekroć próbują zakłócić go demonstranci, strzegą wzmocnione kordony policji przed willą na Żoliborzu.       

[1] Robert Walenciak. Upiory PRL. Interia.pl z 23 listopada 2020 r.
[2] por. Wojciech Czuchnowski. Policja bije i gazuje. Ziobro grozi. “Gazeta Wyborcza” z 23 listopada 2020 r.
[3] por. Wojciech Czuchnowski. Kim są policjanci w cywilu, którzy pałowali protest. “Gazeta Wyborcza” z 20 listopada 2020 r.   

Jak oceniasz?

kliknij na gwiazdkę, aby ocenić

średnia ocen 4.9 / 5. ilość głosów 9

jeszcze nie oceniano

jeśli uznałeś, że to dobre...

... polub nas w mediach społecznościowych

Nie spodobało się? Przykro nam...

Pomóż nam publikować lepsze teksty

Powiedz nam, jakie wolałbyś teksty na pnp24.pl?

Łukasz Perzyna (ur. 1965) jest dziennikarzem „Opinii”, Polityczni.pl i „Samorządności”, autorem filmu o Aleksandrze Kwaśniewskim (emisja TVP1 w 2006 r.) oraz dziewięciu książek, w tym. „Uwaga, idą wyborcy…” i „Jak z Pierwszej Brygady”. Pracował m.in. w „Wiadomościach TVP” i „Życiu”, kierował działem krajowym „Obserwatora Codziennego”. W latach 80 był działaczem Konfederacji Polski Niepodległej i redaktorem prasy podziemnej.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here