Radzić sobie to oprzeć się na kimś bliskim
Rozmowa z Barbarą Bartel, psycholog z Lekarskiej Przychodni Profesorsko-Ordynatorskiej Waliców 20 w Warszawie, jedynym akredytowanym korespondentem z Chicago w Sejmie i Senacie
– W ostatni weekend czerwca Jewgienij Prigożyn zbuntował się przeciw Władimirowi Putinowi i zaczął marsz na Moskwę. Teraz znajduje się na Białorusi i poważni analitycy biorą pod uwagę, że może ruszyć zarówno na Kijów jak na Warszawę. Jak Polacy mają sobie radzić ze z lękiem przed armią najemników, pewnie silniejszym niż przed obcymi rakietami, bo jeśli nawet nam nad głową przelatują, złych ludzi obawiamy się bardziej, bo przed nimi nie uchroni nawet schron przeciwatomowy, jak przed śmiercionośnymi głowicami?
– To, czego się w tamten weekend dowiedzieliśmy, okazało się ekstremalne. Zamilkli wszyscy. Nie wiedzieli najpierw, o co chodzi. Gdy ma się wrażenie, że wydarzenia wymykają się przewidywaniom, pojawia się lęk połączony z poczuciem kompletnej beznadziei.
– Niby wszyscy wiedzą, na czym ono polega, ale jednak to odczucie sprecyzujmy?
– Nagle pojawia się pytanie, po co nam dobra materialne, czy szerzej nawet, po co to wszystko, co nas otacza, skoro obawiamy się o własne życie i zdrowie. Wiąże się to z poczuciem utraty pewności, co zdarzy się dalej. Oto nagle marsz na Moskwę zaczął watażka o którym wcześniej nie słyszeliśmy, albo jego nazwisko, nawet kiedy śledziliśmy przekazy informacyjne, wcale nie musiało nam utkwić w pamięci. I w sąsiedniej Rosji, o której wiedzieliśmy, że rządzona jest twardą ręką Władimira Putina, dzieją się rzeczy, przed którymi nikt nas zawczasu nie ostrzegł. Gdy nie widać pola bitwy a wiadomości stamtąd okazują się skąpe, poczucie zagrożenia narasta.
– Lęk się wzmaga, gdy Prigożyn przebywa na Białorusi, bo wiemy, że to bliżej nas?
– Strach przed Putinem dało się odczuć już wcześniej. Stanowił oczywistą reakcję na jego “pełnoskalową” agresję na Ukrainę. Zawsze nas straszono, wielu Polaków pamięta lata 1980-81 i groźbę inwazji radzieckiej, wtedy prasa zachodnia drukowała na okładkach mapy, pokazujące rozmieszczenie dywizji wokół naszych granic. A Prigożyn to nie prezydent nieprzyjaznego państwa, co do którego zawsze jednak można żywić nadzieję, że uda się go powstrzymać, skutecznie pomagając Ukraińcom, tylko bandyta bez skrupułów i bezwzględny, bo tak przecież postrzegani są najemnicy. Czemu trudno się dziwić, gdy poznaliśmy złowrogie efekty ich działań na Ukrainie. Znamy sytuacje z przepełnionych grozą filmów. Przypominają nam się, gdy chłoniemy aktualne przekazy. Co wzmaga lęk.
– Jak sobie z nim poradzić?
– Najprostsza odpowiedź na to, jak żyć w podobnej sytuacji zawiera się w słowach: jak najlepiej i zdrowo. I nie tylko dla siebie, dla innych również. Dla najbliższych, bo miłość w kryzysowych sytuacjach zyskuje na znaczeniu. Radzić sobie – oznacza oprzeć się na kimś bliskim. Na tym, kto nas kocha, a my to odwzajemniamy. Nie bójmy się zmian, jakie w nas samych się dokonują w związku z kryzysową sytuacją. Zadbajmy raczej, żeby były to zmiany na lepsze. Zasadne okazuje się, że zastanawiamy się nad sensem życia. Czyńmy to jednak, zachowując spokój. Niech ta refleksja dokonuje się w rozmowie, a w żadnym wypadku kłótni z najbliższymi. Nawet na ulicy, w sklepie, spotykamy się z przejawami nieuzasadnionej agresji, co tylko pogarsza sprawę. Zwiększa stres. Nie poddawajmy się podobnym zachowaniom. Wzajemny szacunek dla emocji zawsze okaże się lepszy od brudnych słów, chaotycznie wymienianych bez powodu w błahej kłótni. Przyjaźń i miłość stanowią najlepszą gwarancję zachowania spokoju. Współdziałanie, a także współczucie okazywane innym, pomogą nam poradzić sobie z każdą trudną sytuacją.
– W pandemii podtrzymywała nas na duchu pomoc sąsiedzka, jak zrobienie zakupów starszej pani, co nie mogła wyjść, bo znajduje się w grupie wysokiego ryzyka, jeśli chodzi o podatność na koronawirusa. A nawet prosta wymiana informacji: do której apteki przywieziono maseczki, wtedy wymagane, a nie wszędzie na początku zarazy dostępne. Ale co sąsiad poradzi na zagrożenie z Białorusi czy Rosji?
– Pomoże rozmowa, być może dowiemy się, że nie jesteśmy samotnymi dziwakami, skoro nasz lęk jest wspólny. Ale każdy z nas po swojemu sobie z nim radzi, co pozwoli te nasze sposoby połączyć. Pamiętajmy, że każdy z nas odczuwa głęboką potrzebę aprobaty. Rozmawiając o własnych niepokojach, dowiemy się, że nie tylko my je odczuwamy i jak inni sobie z nimi radzą. Pragniemy zjednoczenia z innymi w tym trudnym zamierzeniu, żeby zabezpieczyć sobie wewnętrzny spokój. Pozostańmy więc otwarci na problemy tych, którzy nas otaczają, w pierwszym rzędzie naszych najbliższych. A oni nam pomogą rozwiązać czy złagodzić nasze własne.