Gdy rosyjskie czołgi rozjeżdżają Ukrainę, podobnie jak wtedy czyniły to z Węgrami – docenić można determinację i roztropność społeczeństwa, którego masowe wystąpienie w 1956 r. przyniosło koniec stalinizmu. Zaprzestano kolektywizacji rolnictwa, na wolność wyszedł prymas Stefan Wyszyński, ograniczono represje i indoktrynację marksistowską.

Za sprawą odwagi robotników Polska wprawdzie nie odzyskała niepodległości, bo w ówczesnej sytuacji nie było to możliwe, ale stała się, jak mawiano, najweselszym barakiem w obozie socjalistycznym.

Już w szczytowym momencie masowych wystąpień, przemawiając przed Pałacem Kultury do kilkuset tysięcy oklaskujących go ludzi, nowy sekretarz Władysław Gomułka wypowiedział 24 października 1956 r. znamienne słowa, zapowiadające początek końca ruchu społecznego, który wyniósł go do władzy: “Dość wiecowania”. Przez kilkanaście następnych lat czynił wszystko, by o październikowym zachłyśnięciu się wolnością zapomniano. W Marcu 1968, gdy milicja rozpędzi studentów protestujących przeciwko zdjęciu spektaklu “Dziadów” Adama Mickiewicza w reżyserii Kazimierza Dejmka, poeta Natan Tenenbaum napisze: “A Konrad niech na scenę wróci / Z ludem, Guślarzem, księdzem Piotrem / I niech przeklęty będzie ucisk / A kto Październik zdradził – łotrem”.  Zaś w 1970 r. ten sam Gomułka nakaże na Wybrzeżu strzelać do robotników, którzy go w 1956 r. do władzy wynieśli.

Niespotykana rozwaga Polaków

Znane powiedzenie o 1956 roku głosi, że Węgrzy zachowali się wówczas jak Polacy, a Polacy jak Czesi. Historycy idei, w tym Norman Davies, uznają, że na wykazaną wtedy rozwagę wpłynęła pamięć o tragedii Powstania Warszawskiego. Swoje zamiary społeczeństwo urzeczywistniało pokojowo, chociaż ledwie kilka miesięcy wcześniej władza użyła przemocy, topiąc we krwi protest robotników Poznania 28 czerwca 1956 r. Historycy spierają się o to, czy ich bunt był ostatnim polskim powstaniem czy pierwszym z wielu w czasach PRL zrywem robotniczym. Ale Październik zapowiadał już późniejszą o niemal ćwierć wieku “samoograniczającą się rewolucję” Solidarności: z wyłanianą w fabrykach reprezentacją robotników, listami postulatów, demokracją wiecową. 

Odwilż, epoka historyczna, której nazwa pochodzi od tytułu powieści Ilii Erenburga, nadchodziła wówczas ze Wschodu, co zważywszy na późniejsze i obecne doświadczenia szokuje, ale pozostaje faktem. Od śmierci Józefa Stalina w marcu 1953 r. trwał ferment w Związku Radzieckim. W lutym 1956 r. na zamkniętym posiedzeniu zjazdu partii Nikita Chruszczow w obszernym referacie potępił zbrodnie poprzednika. Pod wrażeniem tych zdarzeń I sekretarz KC PZPR Bolesław Bierut doznał nagłego ataku i z Moskwy już nie wrócił. U steru zastąpił go bezwolny raczej Edward Ochab, a kierownictwo partyjne zaczęło przygotowania do rehabilitacji represjonowanego w okresie “błędów i wypaczeń” Gomułki. Ogół społeczeństwa mniej jednak zajmował się zmianami we władzach PZPR.    

Gdy we wrocławskich akademikach po raz kolejny wyłączono prąd, studenci wyruszyli 500-osobowym pochodem pod gmach wojewódzkiej rady narodowej. Skandowali: “Chcemy światła”. Był już 4 października 1956 r. Milicja rozgoniła ich dopiero po paru godzinach. A w wiecu ponad tysiąca ich warszawskich kolegów 9 października uczestniczyły już delegacje dwudziestu stołecznych zakładów pracy. W przyjętej wspólnie rezolucji żądano samorządu robotniczego, jawności życia publicznego i powołania “rewolucyjnej organizacji młodzieżowej” zamiast skorumpowanego Związku Młodzieży Polskiej. Sojusz robotników ze studentami i młodymi intelektualistami okazał się wyróżnikiem, ale i przesłanką powodzenia szerokiego ruchu społecznego, który uformował się wokół październikowych postulatów demokratyzacji i poszerzenia zakresu suwerenności Polski.

Wiecowano w zakładach pracy, zwłaszcza w warszawskiej Fabryce Samochodów Osobowych na Żeraniu, gdzie objawił się nieznany wcześniej ale charyzmatyczny robotniczy przywódca Lechosław Goździk. Także na Politechnice Warszawskiej, w której auli przemawiali m.in. filozof Krzysztof Pomian i krytyk literacki Jan Kott. Zaś robotnicy szykowali się do obrony swoich zakładów, bo 18 października z baz głównie na ziemiach zachodnich i północnych wyruszyły kolumny wojsk radzieckich. Dotarły pod Łęczycę i Gostynin a jeden z batalionów – jakoby przez pomyłkę w nawigacji – aż na Żerań. Chruszczow bowiem ani reszta władz radzieckich nie zamierzali demontować “wspólnoty socjalistycznej” i przystać na niezależność buntujących się Polaków i wspierających ich – w trakcie krwawych demonstracji ulicznych w Budapeszcie – Węgrów.

Niespodziewani goście na lotnisku Okęcie

Rano 19 października 1956 r. na lotnisku Okęcie bez zapowiedzi wylądował samolot, przywożący delegację radziecką z Chruszczowem, głównodowodzącym sił Układu Warszawskiego marszałkiem Iwanem Koniewem oraz Wiaczesławem Mołotowem. O ile ten pierwszy mógł się Polakom kojarzyć z destalinizacją, a drugi ze zręcznym wojskowym “manewrem, który ocalił Kraków” w styczniu 1945 r, to trzeci z nich już wyłącznie z paktem, jaki zawarł z Niemcami i utratą przez nas niepodległości w 1939 r.

Nigdy od zakończenia II wojny światowej Polska nie znalazła się w obliczu podobnej groźby przelewu krwi. Obrady ósmego plenum KC PZPR, które miało zdecydować o zmianach w kierownictwie, przerwano, żeby negocjować z przyjezdnymi. Efekt pertraktacji okazał się korzystny. Chruszczow przystał na głębokie zmiany w Polsce i odwołanie marsz. Konstantego Rokossowskiego z funkcji ministra obrony. Już o 6,45 rano 20 października 1956 r. radziecka delegacja udała się w drogę powrotną. Ruchy wojsk trwały jednak aż do 23 października i napięcie nie ustąpiło od razu.

Na wiecach skandowano “Jugosławia”, bo polityka marsz. Josifa Broz Tito, wcześniej sprzeciwiającego się Stalinowi, uchodziła za wzór suwerenności. W punktach służby zdrowia zbierano krew dla Węgrów, w których ojczyźnie wciąż trwały walki, a po pierwszej interwencji radzieckiej w Budapeszcie nastąpiła druga, jeszcze bardziej niszcząca i okrutna. Zaś w Polsce w tym czasie domagano się odwołania radzieckich doradców z wojska i służb bezpieczeństwa, zgody na studiowanie za granicą, powrotu religii do szkół: ten ostatni postulat zresztą spełniono, chociaż nie na długo. Po myśli strony polskiej rozstrzygnięto też rozliczenia, związane z handlem węglem ze Wschodem, co uznano za miarę prestiżu i suwerenności.

Odrzucili rezolucję, uchwalili własną

W tle zmian na najwyższym szczeblu i pertraktacji z “wielkim bratem” toczyła się bowiem niezmiernie barwna demokratyczna rewolucja. Prapoczątek przyszłej Solidarności.

W Białogardzie na wiecu odrzucono projekt rezolucji przygotowanej przez miejscowy komitet PZPR. Zebrani przegłosowali własną, z żądaniem wycofania z Polski wojsk radzieckich, wyjaśnienia zbrodni katyńskiej oraz powrotu z ZSRR przetrzymywanych tam Polaków. Jak opisuje Paweł Machcewicz w książce “Polski rok 1956”: “w Olsztynie 22 października odbył się wiec w Wyższej Szkole Rolniczej. W podjętej rezolucji domagano się “zwrotu Wilna, Lwowa i Królewca [nigdy nie należał do Polski – przyp. PM]. Wycofania z Polski wojsk radzieckich. Nieingerencji władz bezpieczeństwa i MO na terenie uczelni bez porozumienia z władzami uczelni (..) wyłączenia z programu nauczania języka rosyjskiego (..)” [1]. Jak rzecz ujmował po latach Stefan Bratkowski: “Całe pokolenie moich rówieśników (..) zbuntowało się samo. Buntował nas przeciw sobie reżim. Jego kłamstwa sypały się same. Brud, nadużycia, sobkostwo, pozorowanie demokracji – nie było niczego, co by świadczyło na korzyść systemu. Już mówiło się – system” [2]. I tak na długo zostało.

Zarządzanie strachem

Szok, wywołany krwawą interwencją radziecką na Węgrzech ułatwił Gomułce wygaszanie społecznego nacisku. Gdy dogasały zgliszcza Budapesztu, a zarazem po Zatoce Gdańskiej wciąż pływał sowiecki krążownik “Żdanow”, wtedy również świeżo uwolniony z miejsca odosobnienia prymas Stefan Wyszyński, a nawet dyrektor sekcji polskiej Radia Wolna Europa Jan Nowak-Jeziorański działali na rzecz uspokojenia nastrojów. Gomułka wykorzystał to do przeforsowania “głosowania bez skreśleń” w styczniowych wyborach do Sejmu PRL, chociaż postulaty współtworzących Październik środowisk szły w kierunku swobodnego wskazywania kandydatów. Dorobek myślowy przełomu z czasem ulegał zapomnieniu, ze szkodą dla życia publicznego. Nie w całości jednak.

Już na kilka miesięcy przed Październikiem Jan Olszewski wraz z dwoma współautorami ogłosił w odwilżowym tygodniku “Po Prostu” historyczny artykuł “Na spotkanie ludziom z AK” [3]. Domagano się powrotu Polaków z ZSRR: rzeczywiście po przełomie przybyło 230 tys. repatriantów.

Zapomniany dorobek przełomu

Już po Październiku “Po Prostu” chciało powołania “drugiej obok Sejmu izby – izby wytwórców”, wywodzącej się z masowo tworzonych w zakładach pracy samorządów oraz “kierowania gospodarką zgodnie z wymogami praw ekonomicznych”, wprowadzenia “zasady podporządkowania rządu Sejmowi, odpowiedzialności rządu wobec Sejmu” [4].    

Przyjęta na październikowej fali ustawa z 19 listopada 1956 r. stanowiła w artykule 2.1, że “rada robotnicza zarządza w imieniu załogi przedsiębiorstwem, będącym własnością ogólnonarodową” i że “jest odpowiedzialna przed załogą” [5]. Z czasem jednak przeforsowano szczegółowe rozwiązania, przywracające władzę biurokratom.  

Zaś Rada Ekonomiczna, powołana 29 stycznia 1957 r, na której czele stanął Oskar Lange, a w jej skład weszli m.in. Michał Kalecki, Czesław Bobrowski i Edward Lipiński w swoich tezach wskazywała na rentowność jako niezbędne kryterium istnienia przedsiębiorstwa. Jednak gdy jej kadencja dobiegła końca w 1963 r, premier Józef Cyrankiewicz po prostu… kolejnego składu nie powołał.

Jeszcze szybciej rozprawiono się z “Po Prostu”. Jako tygodnik studencki pismo zostało zawieszone na wakacje 1957 r, potem już go nie wznowiono, a demonstrację przeciw temu protestującą rozpędzono. Robotniczy lider Lechosław Goździk pod pretekstem rozbicia samochodu służbowego zwolniony został z pracy w FSO i zarabiał na życie jako rybak na kutrze. 

Główny cel milionów został jednak zrealizowany. Powrotu do stalinizmu już nie było. 

[1] Paweł Machcewicz. Polski rok 1956. Oficyna Wydawnicza Mówią Wieki. Warszawa 1993, s. 159

[2] Stefan Bratkowski. Pod znakiem pomidora [w:] Październik 1956. Pierwszy wyłom w systemie. Prószyński i S-ka, Warszawa 1996, s. 69

[3] por. Jerzy Ambroziewicz, Walery Namiotkiewicz, Jan Olszewski. Na spotkanie ludziom z AK. “Po Prostu” z 11 marca 1956

[4] “Po Prostu” z 20 stycznia 1957, dodatek nadzwyczajny na Wybory do Sejmu

[5] Marek Tarniewski [Jakub Karpiński]. Porcja wolności. Wyd. Grup Oporu Solidarni, Warszawa 1989, s. 89                   

Jak oceniasz?

kliknij na gwiazdkę, aby ocenić

średnia ocen 5 / 5. ilość głosów 5

jeszcze nie oceniano

jeśli uznałeś, że to dobre...

... polub nas w mediach społecznościowych

Nie spodobało się? Przykro nam...

Pomóż nam publikować lepsze teksty

Powiedz nam, jakie wolałbyś teksty na pnp24.pl?

Łukasz Perzyna (ur. 1965) jest dziennikarzem „Opinii”, Polityczni.pl i „Samorządności”, autorem filmu o Aleksandrze Kwaśniewskim (emisja TVP1 w 2006 r.) oraz dziewięciu książek, w tym. „Uwaga, idą wyborcy…” i „Jak z Pierwszej Brygady”. Pracował m.in. w „Wiadomościach TVP” i „Życiu”, kierował działem krajowym „Obserwatora Codziennego”. W latach 80 był działaczem Konfederacji Polski Niepodległej i redaktorem prasy podziemnej.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here