Powstanie Warszawskie przyniosło całkowite zburzenie stolicy, po jego stłumieniu niszczonej planowo jako jedynej w Europie w trakcie II wojny światowej. Kosztowało ćwierć miliona ofiar śmiertelnych, wśród których 90 procent stanowiła ludność cywilna. Tych, którzy przeżyli, wysiedlono. Poniesione straty i pamięć o bohaterach stały się jednak fundamentem patriotycznej tożsamości. Doświadczenie tamtych 63 dni wpłynęło na skuteczność późniejszej pokojowej walki Polaków z komunizmem. Zwłaszcza na wybór przez ruch społeczny Solidarności pokojowego działania bez użycia przemocy. Odzyskanie niepodległości w 1989 r, podobnie jak wcześniej w 1918 r. nastąpiło przy minimum ofiar.
Broń sobie zdobędą – do historii przeszły słowa Delegata emigracyjnego Rządu londyńskiego Na Kraj, Jana Stanisława Jankowskiego, trafnie choć brutalnie określające militarny aspekt Powstania Warszawskiego. O wybuchu – w godzinie “W”, wyznaczonej na 17.00 dnia 1 sierpnia 1944 r. – zdecydowały jednak racje polityczne, związane oczywiście z ruchem wielkich armii. Do Warszawy zbliżały się wojska radzieckie. Generalissimus Józef Stalin nie uznawał rządu londyńskiego a na zajętych przez Sowietów terenach masowo rozbrajano, aresztowano i wywożono na wschód konspiratorów z Armii Krajowej, podczas okupacji bezsprzecznie głównej siły antyniemieckiego ruchu oporu w Polsce..Tylko przejmując zbrojnie kontrolę nad Warszawą państwo podziemne mogło wystąpić wobec armii radzieckiej w roli gospodarza we własnej stolicy. Taka możliwość, która się nie ziściła wobec późniejszego wstrzymania sowieckiej ofensywy – Stalin postanowił poczekać z nią, aż Warszawa się dopali – wydawała się tym ważniejsza, że 22 lipca powołany na zajętych przez Sowietów terenach Polski Komitet Wyzwolenia Narodowego zdominowany przez komunistów ogłosił swój manifest. PKWN stał się zalążkiem rządu lubelskiego pod auspicjami ZSRR pretendującego do reprezentowania Polski. Powstanie miało na celu storpedowanie radzieckich planów jej wasalizacji czy wręcz aneksji.
Klimat, poprzedzający jego wybuch opisuje Norman Davies: “20 lipca wiadomość o próbie zamachu na Hitlera w jego kwaterze głównej w Kętrzynie w pobliskich Prusach Wschodnich wskazywała, że Wehrmacht chwieje się w posadach, a ewakuacja niemieckich urzędów cywilnych z Warszawy zdawała się sygnalizować jego odwrót. (..) Sowiecka dywizja pancerna przekroczyła Wisłę i zajęła przyczółek w Magnuszewie, 60 km na południe od Warszawy. 31 lipca, kiedy patrol czołgów T-34 widoczny był z Pragi, na wschodnich przedmieściach stolicy, wydawało się, że właściwy moment nadszedł. Tegoż samego dnia o 5,30 po południu Bór-Komorowski wydał rozkaz rozpoczęcia powstania 1 sierpnia o godz. 17-ej” [1].
Rozkaz ten nie mógł dotrzeć tego samego dnia przed godziną policyjną do wszystkich zainteresowanych – przyznał jednak sam komendant główny AK gen. Tadeusz Bór-Komorowski [2]. Za to jak opisywał prof. Władysław Bartoszewski (“Dni walczącej Warszawy”) już o siódmej rano 1 sierpnia wyruszyły łączniczki, potem zaś “we wczesnych godzinach południowych kilka tysięcy osób w Warszawie zajętych było przekazywaniem rozkazu o godz. W, przenoszeniem broni i amunicji” [3].
Strzelać zaczęto jednak wcześniej niż o wyznaczonej godzinie. Człowiekiem, który rozpoczął Powstanie Warszawskie okazał się dowódca akowskiej drużyny i późniejszy krytyk literacki Zdzisław Sierpiński. Na Żoliborzu, przy Krasińskiego i Kochowskiego, jego ludzie o 13,50 napotkali ciężarówkę pełną żołnierzy niemieckich. A ponieważ pistolety maszynowe akowcy ukrywali pod długimi płaszczami, dzień zaś był zbyt gorący, żeby podobny ubiór uzasadnić – natychmiast wywiązała się walka. Zresztą dla powstańców zwycięska. Wycofali się bez strat własnych a ciężarówkę puścili z dymem. Niestety kiedy właściwe powstanie się zaczęło, bilans walk prawie nigdy nie okazywał się podobnie korzystny jak w jego żoliborskim prologu. Co nie oznacza, że powstańcy nie odnieśli znaczących militarnie sukcesów.
Jak chłopak z ciężką gruźlicą flagę na Prudentialu zawiesił
Jednym z nich stało się zdobycie Prudentialu, gdzie dowodzący akowskim batalionem Kiliński Henryk Leliwa-Roycewicz, przed wojną medalista Igrzysk Olimpijskich w konkursie jeździeckim, również przyzwolił na otwarcie ognia jeszcze przed Godziną W, bo obawiał się, że obserwujący dziwne ruchy wokół Niemcy skutecznie wieżowiec zablokują. Efekt starcia utrwalił legendarny Kurier z Warszawy Jan Nowak Jeziorański: “Na szczycie Prudentialu powiewa ogromna flaga biało-czerwona. Przeżywam chwilę ogromnego wzruszenia. “Prudential” jest obok PAST-y jedynym w Warszawie drapaczem chmur. Flaga musi być widoczna w całym mieście, a także po drugiej stronie Wisły, na Pradze. W godzinę później dowiadujemy się, że flagę zatknął podchorąży “Garbaty” z oddziału “Kiliński”, ciężko chory gruźlik, który przed kilku dniami wyszedł ze szpitala po odmie płuc” [4]. Przywołany przez Kuriera z Warszawy Jerzy Frymus pseud. Garbaty zmarł rok później wprawdzie na niemieckiej ziemi, ale już po klęsce nazizmu.
Z kolei w komunistycznym więzieniu w kraju zamęczony został już po wojnie zdobywca innego warszawskiego drapacza chmur, wspomnianej już PAST-y (Niemców wykurzono stamtąd w nocy z 19 na 20 sierpnia), Bolesław Kontrym ps. Żmudzin [5]. Przy tamtym szturmie odznaczył się najbardziej. Przeżył natomiast wojnę dowodzący wtedy zwycięskimi atakami na oba drapacze chmur dawny srebrny medalista drużynowego konkursu jeździeckiego Henryk Leliwa-Roycewicz. Poznałem go, gdy przychodził w latach 70. na pogadanki o dawnych walkach do mojej podstawówki nr 38 im. Marii Skłodowskiej-Curie przy Świętokrzyskiej. Ale nie wszystkie spotkania mojego rocznika z bohaterami z AK miały formalny i zorganizowany charakter.
Zwykłe rozmowy z akowcami
Wracaliśmy we czwórkę w połowie lat 80. z kolacji w staromiejskim Bazyliszku. Wtedy pod koniec komuny to jeszcze ludzie czekali na taksówki a nie odwrotnie. Kiedy więc na postoju przy placu Zamkowym próbowało wepchnąć się – przed nas studenciaków – dwóch starszych panów, pojawił się problem. Od słowa do słowa, pyskówka trwała.
– Ja byłem w Kedywie. A wy nawet pojęcia nie macie, co to takiego – rzucił jeden z nich.
– Mamy.. Kierownictwo Dywersji Armii Krajowej – rozszyfrowałem naprędce skrót.
Starszy pan przyjrzał mi się badawczo:
– A skąd ty to wiesz? – zapytał.
– Władysław Bartoszewski, Dni walczącej Warszawy, wydawnictwo Krąg, Warszawa 1984 – z wprawą studenta polonistyki wyrecytowałem z pamięci pełen adres bibliograficzny drugoobiegowej publikacji.
W jednej chwili atmosfera odmieniła się zupełnie. Teraz to rozrzewnieni kombatanci chcieli nas przepuścić. Nie muszę dodawać, że to jednak bohaterowie z AK odjechali taksówką pierwsi przed nami, dwudziestolatkami. Zdążyli nas jeszcze na tym postoju poczęstować koniakiem, zapewne gruzińskim, z piersiówki stylizowanej wyraźnie na manierkę żołnierską.
Jednak w tych samych latach 80. Tomasz Jastrun napisze:
“Armia Krajowa
odchodzi
Nie w boju
Na raka i wieńcowe choroby”.
Już w 50. rocznicę powstania, w wolnej Polsce, zapamiętam wzruszenie jego matki, też poetki i bohaterki z barykad Warszawy w 1944 r. Mieczysławy Buczkówny, kiedy przy okazji nagrania dokonywanego dla Wiadomości TVP zacytowałem jej z pamięci ten fragment wiersza syna.
Satysfakcja dla bohaterów
Uroczystości z 1994 r, mądrze koordynowane przez Andrzeja Zakrzewskiego, “ministra od historii” z Kancelarii Prezydenta Lecha Wałęsy stały się satysfakcją i radością dla wielu bohaterów sprzed półwiecza, którym dane było doczekać wolnej Polski. Weterani stali niewzruszenie w swoich historycznych panterkach i pod sztandarami bojowymi dawnych zgrupowań nie bacząc na 35-stopniowy upał, w którym mdleli wtedy na Placu Piłsudskiego dwudziestoletni żołnierze kompanii honorowej Wojska Polskiego. Chyba ze trzech ich wówczas z płyty znoszono i cucono. A kombatanci trwali, jak pół wieku wcześniej.
Nieliczni niestety pozostają wciąż wśród nas, przed rokiem miałem okazję rozmawiać dla “Opinii” z Henrykiem Piotrowskim ps. Edek: 1 sierpnia 1944 r. powstanie zastało czternastolatka na Powiślu. Walczył jak dorosły, z tym większą determinacją, że przedtem Niemcy zabili mu oboje rodziców: ojca we wrześniu 1939 r, matkę zaś rozstrzelali za okupacyjny szmugiel żywności.
Spory o okoliczności podjęcia i sens decyzji o wybuchu powstania tracą z każdym rokiem na znaczeniu. Godnych upamiętnień doczekały się powstańcze bitwy. Wspólna pamięć zachowuje nazwy zgrupowań jak Baszta czy Krybar i postaci dowódców jak Jan Mazurkiewicz ps. Radosław, którego oddział – ubrany w zdobyczne niemieckie uniformy – przeszedł nocą z oblężonego Starego Miasta przez Ogród Saski do Śródmieścia, a kto z powstańców umiał, ten jeszcze po szwabsku szwargotał, więc zdezorientowani Niemcy nie strzelali, żeby nie razić swoich.
Walczyło milionowe miasto
Na przypominanie zasługuje natomiast ogrom ofiar, poniesionych przez ludność cywilną. Podczas II wojny światowej miejskie powstania wybuchały także w Neapolu, Paryżu i Pradze czeskiej. Ale tylko w Warszawie walczyło całe miasto. Mieszkańcy zapłacili za to poświęcenie wysoką i okrutną cenę. Gdy pierwszy impet niemieckiego natarcia dotknął Wolę i Ochotę (obie dzielnice hitlerowcy szturmowali od 5 do 11 sierpnia), zabijano tam wszystkich bez różnicy płci i wieku. Dramatyczne relacje z tą masakrą związane przedstawili m.in. Władysław Bartoszewski i w swoich felietonach Leszek Moczulski [6]. Walor niepowtarzalnego autentyzmu ma świadectwo Jana Kotta, później światowej sławy znawcy Szekspira, który wtedy wraz z wieloma tysiącami mieszkańców Ochoty przeszedł przez Zieleniak, dawny bazar, gdzie Niemcy i ich kolaboranci zgromadzili ludność cywilną. Najgorsze zbrodnie hitlerowcy popełnili na Woli, zginęło tam co najmniej 58 tys osób. Kaźń tej dzielnicy okazała się najgorszą jednorazowo dokonaną masakrą cywilów w całej II wojnie światowej. Najkrwawszej w dziejach świata, o czym przypomnieć wypada.
Nawet Powstanie Warszawskie pomimo bezprzykładnego heroizmu ludności cywilnej nie było w stanie losów tej wojny odwrócić z polskiej perspektywy. Pozostając wśród aliantów a więc po stronie faktycznie zwycięskiej, znaleźliśmy się w radzieckiej strefie wpływów. Usankcjonowały to ustalenia mocarstw w trakcie konferencji jałtańskiej w pół roku po warszawskim Sierpniu 1944 r. Powstanie jednak przeorało głęboko polską świadomość, co przyczyniło się do bezkrwawego przebiegu innego Sierpnia – 1980, a przedtem Października 1956 r, kiedy to pokojowo wywalczyliśmy sobie – wedle trafnego określenia socjologa Jakuba Karpińskiego – kolejne porcje wolności. Na tę pełną przyszło tym, co powstanie przeżyli, czekać 45 lat. Zawsze w najgorszych momentach historii – w tym w stanie wojennym – warszawiacy każdego 1 sierpnia spotykali się demonstracyjnie na powstańczych grobach na Powązkach. Także za sprawą rozmów tam toczonych po latach niepodległość udało się odzyskać bez wielkich ofiar.
[1] Norman Davies. Serce Europy. Aneks, Londyn 1995, s. 86
[2] cyt wg. Władysław Bartoszewski. Dni walczącej Warszawy. Wyd. Krąg, Warszawa 1984, s. 12
[3] W. Bartoszewski. Dni walczącej Warszawy… op. cit, s. 13
[4] Jan Nowak Jeziorański. Kurier z Warszawy. Znak, Kraków 1993, s. 327
[5] por. Witold Pasek. Bolesława Kontryma życie zuchwałe. Fronda, Warszawa 2006, passim
[6] “Opinia” nr 150, wydanie specjalne, lato 2025
