Tytuł nie odnosi się do budżetu, lecz sondaży zaufania do polityków. Gdyby pragnęli być kochani – wyniki powinny stanowić dla nich sygnał alarmowy. Ale oni pragną tylko wybory wygrywać…
To nie paradoks więc, że największym zaufaniem cieszy się w sondażu IBRIS Andrzej Duda, który o trzecią kadencję starać się już nie może, bo Konstytucja ogranicza ich liczbę do dwóch. Ufa mu 44 proc z nas, ale i tak więcej, bo 48 proc deklaruje nieufność wobec głowy państwa [1]. Ten ostatni wskaźnik jednak przewyższa zaufanie w wypadku dokładnie wszystkich czołowych polityków. Nie ma więc co liczyć, że badanie stanie się dla liderów zimnym prysznicem, który skłoniłby ich do pracy nad sobą. Bo przecież skoro konkurenci mają ten sam problem lub nawet większy, to po co się starać, nawet bez poprawy własnego wizerunku jakoś się ich pokona. Duda choć potocznie przezywany notariuszem czy nawet długopisem Jarosława Kaczyńskiego otrzymuje być może zasłużoną premię za bezwzględnie najtrudniejszy czas dla prezydentury w Polsce, wyznaczany przez pandemię koronawirusa, wojnę na sąsiedniej Ukrainie, napływ uchodźców stamtąd oraz parcie nielegalnych imigrantów na wschodnią granicę.
Ludziom na stanowiskach ufamy, skoro tylko Dudzie w rankingu ustępuje inny prezydent: Warszawy, a nie kraju – Rafał Trzaskowski. Ufa mu 39 proc z nas, nieufne pozostaje 42 proc: to najmniejszy “elektorat negatywny” spośród całej czołówki polityków. Pozwala to z nadzieją myśleć o wyborach prezydenckich, już w Polsce a nie w stolicy, za dwa lata: tyle, że Trzaskowski raz już je – w rywalizacji z Dudą – przegrał (w 2020 r.), a poza tym nie wiemy, czy do startu dopuści go partyjny zwierzchnik Donald Tusk. Za wcześnie więc, by Trzaskowskiego ogłaszać ich faworytem: chociaż porzucając stolicę wraz z jej narastającymi problemami i objeżdżając kraj jako wiceprzewodniczący Platformy Obywatelskiej, on sam zdaje się być o tym przekonany. Jeśli tak, zadedykować mu można wyniki badań opinii publicznej z kampanii z 2005 r, kiedy sondaże dając 51 proc poparcia Tuskowi wróżyły jego zwycięstwo już w pierwszej turze, a prezydentem został Lech Kaczyński.
Urzędujący premier Mateusz Morawiecki cieszy się zaufaniem 37 proc Polaków, chociaż nie ufa mu aż 55 proc. Funkcję sprawuje już od sześciu lat, rok dłużej premierem pozostawał w wolnej Polsce wyłącznie Donald Tusk.
Nieco mniejszym zaufaniem (36 proc) ale też i korzystniejszym niż szef rządu wskaźnikiem nieufności (52 proc) pochwalić się może właśnie Tusk, lider opozycyjnej Platformy Obywatelskiej – Koalicji Obywatelskiej.
Uchodzący za najbardziej kontrowersyjnego polityka w Polsce prezes PiS Jarosław Kaczyński nie wyróżnia się wcale rekordowymi ocenami: ufa mu 33 proc, nie ufa 56 proc ankietowanych przez IBRIS.
Kaczyński i Tusk polaryzują więc – świadomie zresztą – polską scenę polityczną, ale nie przekłada się to na ich własne notowania. Mówi się, że kto sieje wiatr, zbiera burzę. W tym jednak wypadku – czy ściślej rankingu – niekoniecznie.
Najmniej ufamy radykałom… i farbowanym lisom, lub przynajmniej politycznym wędrowcom, których za takich uznajemy. Najwięcej Polaków bo 64 proc nie ufa Michałowi Kołodziejczakowi, przywódcy radykalnych chłopskich protestów, który niedługo przed wyborami przystał do Koalicji Obywatelskiej i został liderem jej konińskiej listy do Sejmu, chociaż wcześniej przymierzano go raczej do PSL, a kiedyś był radnym PiS. Kolejne miejsca w tym “rankingu wstydu” zajmują lider Konfederacji Krzysztof Bosak (60 proc) oraz pisowski minister edukacji Przemysław Czarnek (59 proc), tuż za nimi plasuje się radykalny obyczajowo współlider Lewicy Robert Biedroń (58 proc), po nim zaś minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro (57 proc). Nieufnie więc podchodzą Polacy do polityków zdeterminowanych ideologicznie i zacietrzewionych, a zwłaszcza – skłonnych do nagłej zmiany przekonań niby tak wyrazistych. W tym sensie wynik sondażu okazuje się bynajmniej nie pesymistyczny. I jak tu nie wierzyć w mądrość zbiorową Polaków, chciałoby się dodać, odczytując te słupki.
Warto też pamiętać, że wysokie wskaźniki zaufania do Jacka Kuronia przed ponad ćwierćwieczem oraz do wybitnego kardiochirurga prof. Zbigniewa Religi kilkanaście lat temu… nie przełożyły się na żaden ich sukces w polityce. Kuroń w wyborach prezydenckich w 1995 r. nie umiał nawiązać walki z Aleksandrem Kwaśniewskim ani Lechem Wałęsą i pomimo poparcia mediów zajął trzecie miejsce, nieznacznie wyprzedzając wtedy mec. Jana Olszewskiego. W kampanii Kuroniowi zaszkodziło nawet to, że trzęsły mu się ręce i że jadąc na rowerze przewrócił się na mokrych liściach, co z zaufaniem niewiele miało wspólnego, za to dużo więcej z oceną zdolności zdrowotnych kandydata do pełnienia roli głowy państwa. Chociaż w kwestii zdrowia oddajemy swój los w ręce lekarzy, to już w polityce niekoniecznie: prof. Religa wycofał się z kampanii prezydenckiej w 2005 r, kiedy jego popularność zaczęła gwałtownie w badaniach spadać. Zaś obecnie w rankingu zaufania IBRIS spośród lekarzy z zawodu najwyższe miejsce zajmuje – ósmy w tym zestawieniu – lider PSL Władysław Kosiniak-Kamysz, cieszący się zaufaniem 30 proc z nas, chociaż nieufne wobec niego pozostaje 45 proc Polaków. Pomimo wdzięcznej funkcji marszałka Senatu w pierwszej dziesiątce zaufania (z 27 proc) nie mieści się Tomasz Grodzki, chirurg niczym kiedyś Religa. Pokazuje to, że kwestii uzdrowienia polskiej polityki nie pojmujemy wcale dosłownie.
[1] sondaż IBRIS dla Onetu z 21-22 września 2023