czyli dlaczego tak dalej być nie musi
Życie publiczne wygląda tak, jakby planiści obu głównych partii politycznych bez porozumienia ze sobą nawzajem – podobnie jak w czasach radzieckich ogłaszano, że Popow wynalazł radio niezależnie od Marconiego – doszli do wniosku, że im mniej ludzi zagłosuje, tym lepiej dla ich własnych chlebodawców.
Przeczy jednak istnieniu podobnego zamysłu przesłanka, że dotychczasowe działania rodzimych polityków i ich marketingowców przeważnie przynosiły efekty odwrotne do zamierzonych.
Gdy Kali ukraść krowę, to dobrze. Gorzej, gdy Kalemu…
Masowe obrzydzanie wyborcom polityki poprzez wyciąganie oskarżeń rodem z esbeckich teczek i to przez obie strony głównego sporu zaowocować może wzmożoną absencją w wyborach, chociaż ostatnio cieszyliśmy się, że udział w nich obywateli wzrastał. Chyba, że – co stanowiłoby najgodniejszą odpowiedź – społeczeństwo uzna, że stanowią one najlepszą okazję do przełamania faktycznego duopolu partii, z bezprzykładną zajadłością przerzucających się oskarżeniami. Zaś media głównego nurtu, zamiast mitygować i szukać złotego środka, wzięły na siebie inicjowanie i wzmaganie złych emocji.
Dominuje bowiem po obu stronach sporu sławetna moralność Kalego. Niedawny kontrkandydat urzędującego prezydenta Andrzeja Dudy w drugiej turze głosowania (z 2020 r.) Rafał Trzaskowski, nagabywany, dlaczego kierowana przez niego warszawska biurokracja wsparła finansowo projekty Jolanty Lange, przedtem używającej nazwiska Gontarczyk, dawnej konfidentki komunistycznych służb, obwinianej o doprowadzenie do śmierci założyciela ruchu oazowego ks. Franciszka Blachnickiego u schyłku PRL – odpowiada, że telewizja publiczna (chociaż zwykle odmawia jej tego miana, również jako promotor obywatelskiego projektu ustawy o likwidacji TVP Info) nie powinna zajmować się prześwietlaniem życiorysów. Jakby zwalniało to prezydenta Warszawy z tłumaczenia się z figurowania na wspólnym zdjęciu z panią Lange dawniej Gontarczyk. Najlepszą obroną jest atak. Zarzuty stawia mu bowiem bez reszty prorządowa TVP. Ale gdy TVN zabrała się – też na podstawie selektywnego grzebania w esbeckich archiwach – za stawianie zarzutów tolerowania pedofilii wśród księży diecezji krakowskiej przez Karola Wojtyłę, późniejszego Papieża Jana Pawła II – Trzaskowski wcale nie protestował.
Kto się chowa za papieskim portretem
Z kolei posłanki PiS, ostentacyjnie zasiadające w sejmowych ławach z papieskimi portretami w rękach, okazują bez porównania mniej chrześcijańskie podejście do znajdujących się od kilkadziesiąt metrów od sali obrad protestujących niepełnosprawnych i ich opiekunów. Nawet przy nich nie przystaną. Powód prosty: protest zorganizowała obecna posłanka opozycyjnej Koalicji Obywatelskiej Iwona Hartwich, która zresztą jeszcze bez mandatu parlamentarzystki uczestniczyła w poprzednich okupacjach z 2014 i 2018 r. Co ważne, żądania protestujących pozostają umiarkowane i niewiele potrzeba, żeby ich uszczęśliwić. Domagają się bowiem podniesienia renty socjalnej z obecnych 1217 zł miesięcznie na rękę – dokładnie taką kwotę uskładali z banknotów na jednym z sejmowych stołów, żeby unaocznić, jak to mało – do wysokości płacy minimalnej. Ta ostatnia, wymuszana na przedsiębiorcach, wzrosła niedawno do 3490 zł brutto. Obecna władza potrafi jednak być hojna wyłącznie z cudzej kieszeni, zaś sięgać nie tyle do własnej, bo na loterii środków nie wygrywa, co budżetowej wcale się nie kwapi. Niepełnosprawnych, pozbawionych zdolności samodzielnego funkcjonowania bez pomocy osób trzecich jest bowiem 292 tys – w opinii partyjnych planistów zbyt mało, żeby zaważyć na wyniku wyborczym. I tu wracamy do punktu wyjścia. Działania na wielkich elektoratach w dojrzałej demokracji nie powinny dodatkowo krzywdzić bezbronnych, tak zachwalana ochrona praw mniejszości polega również na tym, żeby tak się nie działo.
O tym jednak, że starać się warto, bo polska demokracja, w tak wielu aspektach jej funkcjonowania daleka od doskonałości, wytwarza jednak pewne skuteczne bezpieczniki, przeciwdziałające zgorszeniu publicznemu, przynajmniej w jego nadmiarze – świadczy nieobecność w Sejmie obecnej kadencji posłanki PiS Bernadety Krynickiej, która w poprzednim czteroleciu niechlubnie przeszła do historii parlamentu tym, że ze stukotem obcasów i nienawistnym wyrazem twarzy zastygłej w straszną maskę uciekała jego głównym korytarzem przed protestującymi już wtedy niepełnosprawnymi i ich opiekunami. Do kolejnego Sejmu już jej nie wybrano, chociaż to jej macierzysty PiS wygrał w całym kraju a w rodzimym okręgu podlaskim selekcjonerzy partyjni przyznali jej na liście miejsce w slangu zawodowych polityków określane jako “biorące”. Elektorat jednak zdecydował inaczej.
Nie znalazł się też w obecnym Sejmie Stanisław Piotrowicz, prokurator stanu wojennego, który w nowej Polsce bez żenady stał się twarzą działań oficjalnie przecież antykomunistycznego PiS, nazywanych przez partię rządzącą reformą wymiaru sprawiedliwości, a przez oponentów upartyjnieniem sądów. Nie pomogło mu to, że kandydował z Podkarpacia, od wielu lat uchodzącego za matecznik wyborczy Prawa i Sprawiedliwości. To kolejny dowód, że głos obywateli – pomimo ubóstwa przedstawionej im oferty – nie okazuje się pozbawiony znaczenia. Władzy zaś pozostało oddelegowanie Piotrowicza do Trybunału Konstytucyjnego, teraz zresztą bardziej targanego wewnętrznymi sporami niż szkodzącego jakości prawa i demokracji.
Propapieski Biden i zajadli medialni magnaci zza oceanu
Podczas niedawnej wizyty w Polsce (w lutym br.) prezydent Stanów Zjednoczonych Joe Biden nie tylko powtórzył, że zasada wzajemnej obrony państw Sojuszu Atlantyckiego pozostaje “świętym zobowiązaniem”, co dla nas ma znaczenie kluczowe – ale również o Janie Pawle II wypowiadał się z szacunkiem, sympatią i aprobatą. Ciepło wspominał spotkanie z nim i wielkie zauroczenie jego charyzmą. – Wtedy zrozumiałem, jaką moc ma Polska – wspominał efekt spotkania z Papieżem 38-letni w czasie, gdy miało ono miejsce senator demokratyczny, obecnie zaś drugi w historii po Johnie Kennedy’m katolicki prezydent Stanów Zjednoczonych. Nie o wyznanie jednak chodzi, lecz o wspólny dla obu rozmówców z biblioteki w Watykanie w 1980 r. format męża stanu.
Teraz amerykański właściciel stacji TVN (Warner Bros. Discovery) bierze na siebie odpowiedzialność za upowszechnianie dalekich od udokumentowania oskarżeń wobec Papieża z Polski. Tym samym w polskim już wymiarze stacja traci znaczną część sympatii, jaką cieszyła się, kiedy rządzący PiS próbował pozbawić ją prawa do nadawania forsując sławetne “Lex TVN”, a ujmowali się za nią również obywatele, którym nie odpowiada kulturowy wymiar jej przekazu, swoiście sensacyjny i bazarowy.
Nie z powodu protestów społecznych władza się z tych planów wycofała, zawetowanie gotowej już regulacji przez prezydenta Andrzeja Dudę wiązało się z twardym sprzeciwem amerykańskiego sojusznika wobec niej. Zresztą jeśli w obecnej sytuacji uznająca TVN za głównego przeciwnika ekipa rządząca sięgnie po represje administracyjne, społeczeństwo podobnie jak wtedy słusznie się temu przeciwstawi, niezależnie od oceny ataku stacji na dobre imię Karola Wojtyły.
Zwykłemu odbiorcy trudno za wszystkim nadążyć, skoro często pamięta, jak za życia Jana Pawła II obecni liderzy głównej siły opozycji, Platformy Obywatelskiej – Koalicji Obywatelskiej ustawiali się w kolejce do papieskiego pierścienia. Teraz posłowie KO nie wstają nawet, gdy w sali sejmowej odtwarza się nagranie z jedynej wizyty Papieża w polskim parlamencie. Wiadomo też, że sam wielki reżyser Andrzej Wajda – którego pozycja społecznego autorytetu pozwalała na nazywanie wielu relacji po imieniu – w trakcie jednej z kampanii, gdy zasiadał w komitecie poparcia jednego z kandydatów PO nazwał TVN bez ogródek “naszą telewizją”.
Wybór pozorny i rzeczywisty
Szczegóły można mnożyć, w nadmiarze też się przydają, ale do napisania przyczynkarskiego doktoratu, nie zaś do zrozumienia życia publicznego przez osoby realnie przeświadczone o braku własnego na nie wpływu. Zwykły Polak ocenia jakość docierających do niego bodźców. Przeważają zaś sygnały estetycznie i moralnie negatywne: przerzucanie się oskarżeniami, inwektywy, refleksy zawartości teczek bardziej wywodzące się z grzebania w nich w najgorszych intencjach, niż procedur naukowej kwerendy.
Zarazem możni polskiej sceny politycznej i dysponenci głównego nurtu środków przekazu dostarczają nam nieodpartych dowodów, do czego prowadzi ograniczenie publicznego dyskursu – o debacie nie da się już mówić – do logiki wojny plemiennej dwóch najsilniejszych ugrupowań. Tym samym mimowolnie działają wbrew własnym interesom.
Alternatywą pozostają bowiem bogactwo w miejsce dwubiegunowości i wspólnota zamiast pogłębiającego się podziału. Nie w sensie zamazywania różnic, ale zastąpienia tendencji do wzajemnej destrukcji i wykorzenienia przez konkurencję i rywalizację. Czy się tego doczekamy już jesienią, zależy nie tylko jednak od wyborców. Żeby zagłosowali na lepsze projekty i formaty, muszą one najpierw powstać i dać szansę realnego i wyrozumowanego wskazania, a nie wyboru jak w ruletce na zasadzie: czarne lub czerwone. Ten ostatni wariant bowiem wiele razy już ze złym skutkiem przerabialiśmy.
Usłyszałem z mediów o haniebnym ataku na Jana Pawła II, Karola Wojtyłę i o materiałach, jakie mają na niego i to, że pochodzą z rąk ubecko-esbeckich zdrajców i oprawców, u których fałsz i zadawanie cierpień było na porządku dziennym. Czy jesteśmy w stanie zliczyć tych, którzy za nas cierpieli i oddawali życie? W tym mój ojciec musiał cierpieć w ubeckich więzieniach tylko za to, że kochał Boga i nie potrafił być zdrajcą ani bandytą, a był zabierany jako bandyta, żegnając się z rodziną, tuląc swoją córeczkę, przykrywając ją płaszczykiem, pocieszał: nie płacz, Eluniu, tatuś niedługo wróci. Z takich rąk mają dowody. Jakie to ręce chcą przekazać ten fałsz dalej na człowieka, którego kochał i kocha świat, a bali się oprawcy i zdrajcy, i dalej boją się potomkowie oprawców. Dołączę krótkie wspomnienie:
Pewien ubek, członek z urzędu ubeckiego, powiedział do swojego syna: jesteś już pełnoletni, załatwię ci pracę w urzędzie, to będzie ci w życiu łatwiej. Syn na to odpowiedział: tato, a czy łatwiej jest ci z tym, co robisz? Bo ja się za ciebie wstydzę, ale nie chcę żebyś ty się wstydził za mnie. Między nimi powstała straszna awantura – syn na stałe opuścił dom. Po odejściu syna ojciec się załamał, gdyż był jego jedynym synem. Po jakimś czasie spotkałem tego ojca na pogrzebie mojego taty. Podszedł do mnie, podał mi rękę i smutno powiedział: bądź taki, jak twój ojciec, a nie będziesz żałował. Nie róbmy czegoś, czego możemy żałować.
Jarosław Bobiński
Usłyszałem z mediów o haniebnym ataku na Jana Pawła II, Karola Wojtyłę i o materiałach, jakie mają na niego i to, że pochodzą z rąk ubecko-esbeckich zdrajców i oprawców, u których fałsz i zadawanie cierpień było na porządku dziennym. Czy jesteśmy w stanie zliczyć tych, którzy za nas cierpieli i oddawali życie? W tym mój ojciec musiał cierpieć w ubeckich więzieniach tylko za to, że kochał Boga i nie potrafił być zdrajcą ani bandytą, a był zabierany jako bandyta, żegnając się z rodziną, tuląc swoją córeczkę, przykrywając ją płaszczykiem, pocieszał: nie płacz, Eluniu, tatuś niedługo wróci. Z takich rąk mają dowody. Jakie to ręce chcą przekazać ten fałsz dalej na człowieka, którego kochał i kocha świat, a bali się oprawcy i zdrajcy, i dalej boją się potomkowie oprawców. Dołączę krótkie wspomnienie:
Pewien ubek, członek z urzędu ubeckiego, powiedział do swojego syna: jesteś już pełnoletni, załatwię ci pracę w urzędzie, to będzie ci w życiu łatwiej. Syn na to odpowiedział: tato, a czy łatwiej jest ci z tym, co robisz? Bo ja się za ciebie wstydzę, ale nie chcę żebyś ty się wstydził za mnie. Między nimi powstała straszna awantura – syn na stałe opuścił dom. Po odejściu syna ojciec się załamał, gdyż był jego jedynym synem. Po jakimś czasie spotkałem tego ojca na pogrzebie mojego taty. Podszedł do mnie, podał mi rękę i smutno powiedział: bądź taki, jak twój ojciec, a nie będziesz żałował. Nie róbmy czegoś, czego możemy żałować.
Jarosław Bobiński