Medyczne porównanie w tytule ma sens, bo Polaków interesuje teraz własne zdrowie a nie polityka. Zanim PiS po raz kolejny postawił na swoim – poniósł pierwszą w tej kadencji porażkę. Ale zaraz poddał pod głosowanie w praktyce… jeszcze raz to samo.
Zasadę głosowania korespondencyjnego przyjętą jako wyłączne w wyborach prezydenckich za sprawą PiS układał zapewne autor instrukcji obsługi czasów poprzedniego ustroju. Ciekawe, co z tych wszystkich „kopert zwrotnych” i „deklaracji z PESELEM” zrozumie zwykły obywatel nie będący biurokratą z Nowogrodzkiej. Dlatego zwycięstwo opozycji w pierwszym głosowaniu okazało się pyrrusowe. Rządzący i tak swoje robią.
Upadł natomiast mit podsycany przez stado usłużnych lizusów, nadskakujących prezesowi jako wytrawnemu scenarzyście polskiej polityki. Jarosław Kaczyński poniósł upokarzającą porażkę, a jego partia ośmieszyła się, wprowadzając ponownie pod głosowanie praktycznie ten sam projekt. Tyle, że prezesowi nie zależy na prestiżu – ten utracił bezpowrotnie, przegrywając z kierowcą Mieczysławem Wachowskim rywalizację o rolę głównego kapciowego prezydenta Lecha Wałęsy przed prawie trzydziestu laty. Chodzi mu o władzę. I żeby się go bali. Tę pierwszą zachowuje, ale z respektem już kłopot: widać bowiem, że PiS przestał wygrywać z urzędu, nie jest żadnym mocarzem. Lęk ustępuje. Ostentacyjnie niekulturalny Kaczyński, wyzywający jeszcze niedawno oponentów od kanalii i mord zdradzieckich, jak w NRD-owskim westernie przykładnie przegrał z wymuskanym krakowskim intelektualistą o nienagannych manierach i terminarzu wypełnionym zawsze na dwa miesiące naprzód – Jarosławem Gowinem. Tyle, że rządzi ten pierwszy, a do dymisji podał się ten drugi. Ale wreszcie ktoś prezesowi nosa utarł…
– Zwycieżyłeś Galilejczyku – mógłby powiedzieć jak Pankracy w finale „Nie-Boskiej…” kiepski chrześcijanin prezes do przykładnego katolika Gowina, gdyby zamiast Zygmunta Krasińskiego nie preferował Kornela Ujejskiego (de gustibus…) a przede wszystkim gdyby umiał przegrywać. Nie potrafi, w ławach poselskich udał, że Gowina nie dostrzega.
Sposób wprawadzania przez partię rządzącą głosowania wyłącznie korespondencyjnego zamiast w lokalu wyborczym przy równoczesnym utrzymaniu lub ewentualnym opóźnieniu tylko o tydzień terminu wyborów prezydenckich (10 maja, jeśli później – to 17) przypomina styl gry reprezentacji Czechosłowacji w piłkarskich Mistrzostwach Europy z 1976 r. Sąsiedzi zza południowej granicy grali ciężko, głównie kopali przeciwników po kostkach, doprowadzali do rzutów karnych i te wygrywali – podobnie jak cały turniej – bo jedynym ich klasowym zawodnikiem był bramkarz Ivo Victor. Już rok później z podobnym stylem przepadli jednak w eliminacjach do Mundialu w Argentynie, na którym w 1978 r. Polacy prowadzeni przez Jacka Gmocha wywalczyli piąte miejsce. Kosiarzy z CSRS wyrzucili wtedy za burtę przeciętni Szkoci i to oni pojechali do Ameryki Południowej, skąd zresztą szybko wrócili za sprawą Peruwiańczyków, łatwo pokonanych potem przez naszą reprezentację.
Z Kaczyńskim i jego partią jest podobnie: radzą sobie jakoś ze steraną kolejnymi przegranymi wyborami Platformą, ale już na arenie międzynarodowej odnotowali rekordową porażkę 1 do 27 w pamiętnym głosowaniu nad przedłużeniem kadencji Donalda Tuska jako prezydenta Zjednoczonej Europy zapisanym w annałach podobnie jak słynne 0:9 piłkarzy Zairu z Jugosławią na Mistrzostwach Świata w RFN w 1974 r.
Tyle, że teraz polityka to już nie mecz, a dramat za sprawą światowej pandemii. Sportowe porównania tracą sens w sytuacji, gdy w piłkę nożną w czasach apokalipsy gra się już zaledwie w czterech krajach: na Białorusi, w Turkmenii, Nikaragui i Burundi – nie fantazjuję, tylko wyliczam państwa,w których nie zawieszono rozgrywek ligowych i pucharowych pomimo wirusa z Wuhan.
Stan wyjątkowy czyli tygrys Kaczyńskiego
Z zachowań liderów PiS wynika, że gotowi są poprowadzić Polaków na wybory w terminie pomimo koronawirusa, bo dla ich kandydata stanowi to jedyną szansę na zwycięstwo w pierwszej turze. A drugą, jeśli do niej dojdzie – jak prognozują sondaże – Andrzej Duda przegra.
Trudno cieszyć się z ukarania pychy Kaczyńskiego i z kompromitacji żoliborskiego inteligenta w starciu z krakowskim katolikiem w sytuacji, gdy liczba ofiar koronawirusa w Polsce przekroczyła już 100. To więcej, niż pochłonął ich stan wojenny, wciąż przecież pamiętany i dzielący Polaków.
Inni szukają w tej sytuacji rozwiązań – wzmagając ograniczenia jak Włosi czy Francuzi lub przeciwnie, łagodząc je jak Austriacy lub prawie z nich rezygnując jak Szwedzi. U nas władza oferuje instrukcję obsługi. W dodatku niezrozumiałą. Gdy gospodarka stanęła i za chwilę może zabraknąć chleba – władza daje igrzyska. W dodatku dla biurokratów, nie dla obywateli. Pewne wydaje się jedno: z przyjętego przez Sejm opisu głosowania korespondencyjnego w wyborach ani jednego zdania nie zrozumiałby z pewnością ulubiony poeta prezesa Kornel Ujejski…