i prawo do informacji

Prawo do informacji pozostaje jedną ze swobód obywatelskich. I najważniejszych praw człowieka. Ściślej zaś: jest nim prawo do bycia poinformowanym. A nie od oglądania w okienku jak przez poprzednich osiem lat w porze – jak na ironię – Wiadomości, Orwellowskich 30 minut nienawiści do opozycji nadawanych w imieniu wtedy rządzących. Prawa do informacji nie realizuje też jednak wysłuchiwanie o tej samej godzinie pamiętnego “słowa na środę” Marka Czyża długo wyłuszczającego jaki to program zrobi, gdy wreszcie będzie do tego gotów. Ani nawet nowa odsłona dziennika o wdzięcznej i dźwięcznej nazwie “19,30”, na razie bardziej niż program informacyjny przypominająca szkolny teatrzyk, w dodatku przygotowany przez samych drugorocznych – na który zaprasza się rodziców i młodsze rodzeństwo, żeby skwitowali, że pociechy coś tam jednak potrafią.

Kiedy Piotra Szulkina, wtedy młodego gniewnego reżysera, zanim jeszcze nakręcił “Wojnę Światów” i “O-bi, o-ba czyli koniec cywilizacji” dziennikarka od kultury spytała o koncepcje twórcze, odpowiedział jej rzeczowo, że on tak w ogóle jest za antykoncepcją i świadomym macierzyństwem.

Podobnie dzisiaj mniej istotne okazuje się, czy główny dziennik polskiej telewizji wzorować się będzie na BBC czy raczej włoskim RAI – ale żeby w ogóle się ukazywał. I informował a nie gorszył. Jak czyniły to Wiadomości z Danutą Holecką powszechnie porównywaną do prezenterki tv z Korei Północnej.

96-letnia babcia jednego z czołowych polskich fotoreporterów zadzwoniła do niego na komórkę przerażona, gdy z ekranu jej starego telewizora zniknął nagle sygnał oglądanego codziennie programu. Robił akurat zdjęcia w Sejmie, a ona wypytywała: czy to wojna, znowu Niemcy przyjdą a może Rosjanie.

Podtrzymywanie tego sygnału to część infrastruktury kryzysowej, niezbędna na wypadek klęski żywiołowej (a trochę ich przez ostatnich 30 lat mieliśmy od powodzi stulecia po pandemię) ale także zewnętrznego zagrożenia, a granice, przynajmniej te wschodnie – pozostają niespokojne. Źle się stanie, jeśli nad Polskę znowu wlecą białoruskie śmigłowce albo rakiety ze wschodu a my się nawet o tym nie dowiemy. Obie strony toczącego się sporu powinny mieć to na uwadze. Co nie znaczy oczywiście, że są siebie nawzajem warte. Zawiodę kolegów z “Gazety Wyborczej” skłonnych nalepić mi etykietkę symetrysty z równą dozą demagogii, z jaką ich tatusiowie, weterani KPP, stygmatyzowali oponentów zabijającym wtedy w życiu publicznym mianem rewizjonistów. To nie minister kultury Bartłomiej Sienkiewicz na polecenie Donalda Tuska zamienił bowiem telewizję publiczną w przedłużenie ręki rządzących, lecz osiem lat temu taką właśnie operację przeprowadził wierny podnóżek Jarosława Kaczyńskiego i marny dziennikarz Jacek Kurski.

Inna rzecz, że teraz z kolei mamy do czynienia z wypędzaniem Diabła Belzebubem. Świadczy o tym gwałtowność zmian, tak w sferze metod jak efektów, ale również swoista ich zerojedynkowość, nie pozostawiająca miejsca dla niczego, co pośrodku. A tam często właśnie zwykł się lokować zdrowy rozsądek.  

W “Wojnie światów” Piotra Szulkina bohater Iron Idem, gwiazdor telewizji podobnej do tej Jacka Kurskiego i jego bezpośredniego następcy Mateusza Matyszkowicza, na życzenie władzy hipnotyzujący masy, buntuje się i zamiast kolejnego prawomyślnego komentarza wygłasza w studiu oskarżycielskie słowa: – Dla was bierność jest cnotą.

Następnego dnia rano po burzliwej nocy budzi się w noclegowni. Z głośników słyszy komunikat o rozkładzie dnia: – Najpierw oddanie krwi, potem śniadanie. Oddanie krwi jest dobrowolne. Kto nie odda krwi, nie dostanie śniadania.

Krwi na skalę przemysłową potrzebują bowiem Marsjanie. Okupują Ziemię. Ale nagle odlecą, równie niespodziewanie, jak się pojawili. U Szulkina 15 października mieliśmy ponad 40 lat wcześniej, chociaż jak to z dystopiami czyli negatywnymi utopiami bywa, akcję osadzono w bliżej nieokreślonej przyszłości (o George’u Orwellu i jego “1984” była już mowa).

Marsjanie więc odlatują, a ziemska telewizja ogłasza koniec złowrogiej okupacji. Oddaje hołd obywatelom, którzy się nie poddali. Zaznacza jednak: pamiętamy też o tych, co jak Iron Idem zachowali się inaczej, wysługiwali się agresorowi. 

I z ekranu leci wypowiedź kultowego prezentera, przycięta tak, że zaczyna się od słów:

– Bierność jest cnotą.

Iron Idem wysłuchuje tego ze zdumieniem. I wie, że jest skończony.   

Premierowe wydanie “19,30” czyli nowych Wiadomości – bo starą nazwę uznano za wrażą, zresztą zwykli ludzie i tak po staremu mówili przez dziesięciolecia: dziennik – pierwszy i ostatni materiał serwisu poświęciło udowadnianiu, jak bardzo jego autorzy różnią się od poprzedników.

Uwierzymy im, gdy potwierdzą to w przekazach, które nie ich samych dotyczą. 

O Jacku Kurskim, prezesie TVP w czasach pisowskiego dyktatu (2015-22) mawiano, że cały program przygotowuje dla jednego tylko widza. Był nim Jarosław Kaczyński. Miarą oceny Tomasza Syguta i jego kolegów będzie to, czy ich telewizja podobnie adresowana będzie do jednego odbiorcy – Donalda Tuska czy również szerszego grona widzów. Także tych, co powracają. Przypomina się anegdota o harcerzu, co ubiegł Joachima Brudzińskiego i wyratował z wody prezesa Jarosława Kaczyńskiego, kiedy ten podczas pisowskich wakacji wypadł za burtę łódki.

Prezes pyta zucha, jakiej chce nagrody.

– Telewizor z wycieraczkami – mówi bez wahania druh zastępowy.

– Po co ci on? – dziwi się wciąż parskający wodą Kaczyński.

– Bo jak tata widzi pana w telewizji, to pluje, a mi się nie chce ganiać po ścierkę… 

Pamiętać trzeba też o cichych bohaterach zmiany, jaka się właśnie dokonała w TVP – bez których nie byłaby ona możliwa. O technikach i artystach sztuki telewizyjnej, którzy pozwolili nowym władzom stacji powołanym przez koalicję 15 października na przejęcie sygnału i nadanie programu. Wiele ryzykowali. Za to warto ich pochwalić. Prezesa Syguta i nowego szefa zastępującego Wiadomości programu “19,30” Pawła Płuski jeszcze nie ma za co. Ten ostatni wzbudzał swego czasu aplauz kolegów dziennikarzy, bo nikt tak jak on nie imitował i parodiował Waldemara Pawlaka, co urozmaicało nam długie oczekiwanie na finały kolejnych rozmów koalicyjnych. Pozostaje mieć nadzieję, że teraz nie zacznie naśladować braci Karnowskich ani Holeckiej. Wybór należy do niego. Ale my, telewidzowie, będziemy go oceniać.  

Noblesse oblige, mawiają Francuzi, szlachectwo zobowiązuje. W demokracji jednak do godziwych zachowań obliguje nie szlachetne urodzenie lecz werdykt wyborców, w tym wypadku jak nigdy masowy, z 15 października.

Jak oceniasz?

kliknij na gwiazdkę, aby ocenić

średnia ocen 5 / 5. ilość głosów 8

jeszcze nie oceniano

jeśli uznałeś, że to dobre...

... polub nas w mediach społecznościowych

Nie spodobało się? Przykro nam...

Pomóż nam publikować lepsze teksty

Powiedz nam, jakie wolałbyś teksty na pnp24.pl?

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here