Zapowiadany szumnie plan przewodniczącego Platformy Obywatelskiej Borysa Budki zawiera dość żmudną procedurę opóźnienia wyborów prezydenckich o rok, wymaga też spełnienia wielu warunków równocześnie. Brak w nim za to haseł wywoławczych, które przemówiłyby do wyobraźni Polaków znękanych pandemią i oburzonych nieudolnością władzy w jej zwalczaniu.
Jeśli plan Budki służyć miał nie propagandzie wyborczej tylko budowaniu szerszego porozumienia – to już poniósł porażkę. Pierwszego dnia wydrwili go kandydaci Hołownia i Biedroń, prezydent Duda uznał zawarte w nim rozwiązania za sprzeczne z Konstytucją a Kosiniak-Kamysz lagodnie wykpił.
Polaków zatroskanych o własne zdrowie i zaskoczonych indolencją władzy w przeciwdziałaniu pandemii nie zachwyci projekt w istocie biurokratyczny, zakładający dochodzenie do wyborów w maju 2021 r. zamiast za trzy tygodnie – drogą zmian prawnych, obejmujących również Konstytucję, ale też, zakładających wprowadzenie stanu nadzwyczajnego w sposób poniekąd instrumentalny, czyli taki, który posłuży głównie zmianie terminu głosowania. To ostatnie ma się odbyć zarówno w komisjach jak za pośrednictwem poczty. Planowi Budki brak jednak nie tylko przejrzystości i jasności, ale też – niezbędnego poparcia, skoro pierwszego dnia odrzuciły go zarówno władza do której teoretycznie był adresowany jak opozycja.
Do kogo ta mowa skoro wszyscy przeciw
Nie minęło jeszcze parę godzin od ogłoszenia planu Budki – w iście operetkowych okolicznościach, o czym będzie jeszcze mowa – a już projekt przewodniczącego PO zmasakrowali publicznie kandydaci na prezydenta Szymon Hołownia i Robert Biedroń. Pierwszy z nich zauważył, że wybory powinny się odbyć nie za rok, ale w pierwszym momencie, kiedy stanie się to możliwe bez uszczerbku dla zdrowia obywateli. Kandydat Lewicy zaś kpił, że za projektem Budki stoi Gowin a za nim z kolei drugi Jarosław – Kaczyński. Tylko odrobinę łagodniej obszedł się z niedawnym sojusznikiem kandydat ludowców Władysław Kosiniak-Kamysz, ograniczający się do przypomnienia, że sam przełożenie wyborów o rok proponował już przed miesiącem ale nie zamierza się spierać o autorstwo tego pomysłu.
Prezydent Andrzej Duda od razu ogłosił, że plan Budki nie mieści się w ramach konstytucyjnych, co raczej nie wróży kompromisu, który miałby wokół niego zostać zawarty.
Plan Budki wydaje się odpowiadać tylko dwójce polityków: autorowi oraz Jarosławowi Gowinowi, który po dymisji z funkcji rządowej odgrywa rolę dżokera, marzącego o staniu się sworzniem polskiej polityki, bez którego nie da się zbudować większości. Tyle, że jego usiłowania można też przedstawić – jak mówi to Biedroń a sugeruje Hołownia – jako misję zleconą przez Kaczyńskiego.
Polacy nie potrzebują dziś misternych konstrukcji, męczy ich raczej gabinetowa polityka, zdają sobie sprawę, że codzienna walka z koronawirusem toczona przez lekarzy, pielęgniarki, ratowników czy farmaceutów nie znajduje wsparcia ze strony struktur państwa. Plan Budki nikogo więc nie porwie, niewielu też przekona. Stanowi raczej próbę wprowadzenia narracji Platformy do głównego wątku opowieści o walce z kryzysem. Tyle, że została ona już stłumiona przez inteligentną – trzeba to przyznać – krytykę pomysłu przez konkurentów z opozycji. Wyręczyli oni i uprzedzili PiS – i plan rozjechali. Zaś Budka, jak się okazało, zna się pewnie na praworządności, ale nie na marketingu politycznym.
Jeźdźcy bez głowy czyli zostaje wstyd
Indolencja Platformy przy prezentacji medialnej planu Budki przebiła wszystkie najbardziej anegdotyczne wpadki polityków w kampaniach wyborczych, ze słynnymi już sfilmowanymi przez TVP trzęsącymi się rękami Jacka Kuronia w trakcie konferencji prasowej w której kandydat na prezydenta w 1995 r. zapewniał o swoim dobrym zdrowiu pomimo wypadku, jakiego doznał podczas jazdy na rowerze.
Po raz pierwszy w karierze dziennikarskiej zostałem wygoniony z konferencji prasowej, na którą mnie uprzednio zapraszano. To samo spotkało wielu kolegów. Całkiem poważnie rekomendowano nam… podłączenie się do kostki na zewnątrz budynku partyjnej siedziby, cokolwiek miało to znaczyć.
Ostatecznie konferencji posłuchaliśmy rzeczywiście na ulicy – z czyjegoś telefonu komórkowego – bo w środku zostali jacyś równiejsi, którzy ją transmitowali.
Ale jeśli teraz Platforma Obywatelska znów publicznie wystąpi w obronie dziennikarzy i ich praw – pewnie już nie damy się na to nabrać.
Zaś uwadze przewodniczącego Budki ale też Rafała Grupińskiego, który w gabinecie cieni PO odpowiada za kulturę polecam nadpobudliwego osobnika w okularach, z długimi włosami, który na kolejnej już imprezie Platformy występował w roli gospodarza i ostentacyjnie prowokował dziennikarzy.
– Co, na konferencję pan przyszedł? – spytał mnie tonem, jaki kojarzy się zwykle ze służbami… ale nie prasowymi.
– A jak pan myśli? – odpowiedziałem pytaniem na pytanie.
Ten się śmieje, kto się śmieje ostatni. Wszystko wskazuje na to, że znów pośmiejemy się z Platformy po kolejnych przegranych przez nią wyborach.
Plan Borysa Budki, buńczucznie zapowiadany. po amatorsku przedstawiony i fatalnie przyjęty – z pewnością serii jej porażek nie przerwie.